PANTOFELEK I LUSTRO: FETYSZYZM JAKO SYMPTOM KRYZYSU REPREZENTACJI W PROZIE BRUNONA SCHULZA
A
A
A
1. Fetyszyzm i masochizm stanowią jeden z głównych wątków badań poświęconych literackiej i plastycznej twórczości Brunona Schulza. Częstotliwość analiz tego tematu sprawia, że pewne tezy i rozpoznania zahaczają o truizm. Łatwo jednak o zlekceważenie wątków ukrytych w miejscach najbardziej oświetlonych. Zwykle, mówiąc o masochizmie i fetyszyzmie, pomija się zawiłą strukturę semantyczną, jakiej zaledwie powierzchownymi elementami są obydwa te zjawiska. Perypetie schulzowskiej idolatrii i perwersji kamuflują bowiem o wiele istotniejszy dramat, który bardzo precyzyjnie odsłania się w tekstach opowiadań z „Sklepów cynamonowych”: rozpad samej struktury rodzinnej, czyniącej możliwą symboliczną reprezentację. W tym znaczeniu symbol przestaje być trafnym wzorcem dla opisu funkcjonowania schulzowskich fetyszy, stosowność tracą również psychoanalityczne tłumaczenia, mocno związane z teorią obiektu zastępczego (najważniejsze omówienia tego tematu to: esej Jerzego Ficowskiego „Feretron z pantofelkiem” [Ficowski 2002: 108-115] oraz fragmenty „Polskiej literatury nowoczesnej” Michała Pawła Markowskiego [Markowski 2007: 206-207]); szanse na postrzeganie fetyszyzmu z innej perspektywy, nieopartej na logice przedstawicielstwa i łączącej go z kryzysem rodziny, dawał wczesny i niesłusznie zapomniany tekst Artura Sandauera „Rzeczywistość zdegradowana” [Sandauer 1985: 561-582], rozwijający wątek „mitu klęski erotycznej” i jego usytuowanie w imaginarium europejskiego międzywojnia).
U Schulza fetysz staje się częścią skomplikowanej gry, w której stawką jest funkcjonowanie języka i zasady rządzące konstrukcją znaczenia. Szczególną rolę odgrywa tu osoba Adeli, która zdaje się uosabiać moce transgresji rodzinnych i znaczeniowych struktur, stanowić antytezę prawa rodziny. Dzieje się to dzięki temu, iż językowi rodzinnych i symbolicznych więzi przeciwstawia ona milczenie; jej eminentna rola w rozpadzie dyskursu wynika z faktu, że uosabia ona pustkę, o którą musi rozbić się wszelka mowa, pozór, który wszelkie słowo naznacza niemotą. Dlatego podczas większości swych wystąpień na kartach „Sklepów cynamonowych” Adela milczy. Tylko raz, pod koniec drugiej części „Traktatu o manekinach”, następuje newralgiczny moment, gdy Adela ma przemówić: „Adela wstała z krzesła i poprosiła nas o przymknięcie oczu na to, co się za chwilę stanie. Potem podeszła do ojca i z rękoma na biodrach, przybierając pozór podkreślonej stanowczości, zażądała bardzo dobitnie…” (Schulz 1957: 71-72). Nigdy jednak nie poznajemy treści „żądania” Adeli, gdyż w tym miejscu pojawiają się dwie wykropkowane linie, znak cezury, cięcia; mowa Adeli oddalona zostaje poza tekst; wraz z narratorem zamykamy oczy i zakrywamy uszy, niezdolni do uczestnictwa w scenie. Służąca pozostaje poza dyskursem i poza głosem, raczej jako milcząca adresatka oracji Ojca. Adela dominuje za pomocą swego milczenia: nieme żądanie staje się tajnym prawem pogrążonego w semantycznym chaosie świata.
2. „Wypięty pantofelek Adeli drżał lekko i błyszczał jak języczek węża” (Schulz 1957: 69). Wyprężony obcas, wymierzona lufa – bariera i dwuznaczność. Z jednej strony pantofelek „żyje”, tak jak tapety i „gzyagzaki myśli”, ciemne słowa po-rozbiegane po ścianach, drży, odbijając (w stonowany wprawdzie sposób) elokwencję uciskanej materii. Z drugiej – „błyszczy” światłem milczącym, wysunięty i wyodrębniony, wystawiony w auratycznej hieratyczności i nieruchomym oddzieleniu. Stanowi element komunikacji zantagonizowanych wymiarów, samą granicę pomiędzy ciemnością a światłem, słowem a milczeniem. Jego pośredni status nadaje mu formę bariery, naginanej i zniekształcanej z dwóch stron. Fetysz, który nie wyraża, ale odgranicza. Stopa obuta, odziana w pantofelek, opancerzona czarną pończochą: obcość i bezwstyd. Obcość czegoś sztucznego, poza czym domagać się można żywego ciała – ubiór jako esencja zakrycia. Ubiór odsyła do ciała, znak do znaczonego, ale i oddziela, mediuje. Obcość jest podwójna: pantofelek zasłania, ale i obnaża: jego seksualna i kultowa moc bierze się stąd, że czyni on przedmiotem pożądania coś, co zasłania; że domaga się pożądania niejako podwójnego: skierowanego na siebie i na ukryte, powleczone pończochą ciało.
Znaczenie pantofelka, jak każdego signifiant, rozpięte jest pomiędzy stanowiącą go materią a usprawiedliwiającym go sensem – stopą. Dlatego nawet pantofelek pusty, porzucony, zapomniany i ukryty pomiędzy innymi fatałaszkami zawiera i ukrywa, zasłania. Ciało nieobecne wypełnia go dalej, sam również wciąż kryje przed wzrokiem tę nieobecność (która jest możliwością bycia ubranym, użytym, potencjalnością wpisaną w jego funkcjonalność), skupiając na sobie uwagę, stając się komunikatem, znakiem nieosiągalnego. We wszelkim ubiorze komunikacja nakłada się na użycie, a oznajmianie ciała, odsyłanie do niego, oznaczanie go (nawet gdy żadnego ciała nie ma i nikt danego stroju czy bucika nosił nie będzie) jest równie ważne, a może nawet ważniejsze niż użytkowa wartość, funkcja rzeczywistej zasłony, stroju, ubioru i narzędzia. A jeśli tak jest, i pantofelek odsyła nie do ciała, ale do jego nieobecności? Jeśli „obcość” pantofelka polega na tym, że poza pantofelkiem, czarną pończoszką i halkami oznaczonymi imieniem Adeli, jej przyporządkowanymi, nic nie ma? Jeżeli, wzbraniając dostępu, rekwizyt ukrywa nieobecność tego, kto ma zostać dotknięty? Pantofelek „błyszczy się i wije” (w przeciwieństwie do Adeli, która trwa milcząca i nieruchoma), a zatem (w myśl prawomyślności semiotycznej) uobecnia nieobecną Adelę – ale co jeżeli uobecnia jedynie pustkę tego imienia i własną nieskuteczność?
3. Podobnie jak w starym strukturalistycznym schemacie, metonimiczna dosadność fetyszu przeciwstawia się symbolicznym obietnicom Metafory. Horyzont, w którym stukot bucików Adeli i tarcie jej szczotek mogą być w pełni słyszalne, możliwy staje się przez pozbawienie przestrzeni wertykalności, szczelne zamknięcie domowego uniwersum. Bowiem immanencji rytuału i pogańskiej samowystarczalności gestów przeciwstawia się ogólność rodziny, która opiera się wszak na logice substytucji, sprawiającej, że ojciec jest jednocześnie Ojcem, a matka Matką, która nazrzuca na rzeczywistość symbol, czyniąc ją zrozumiałą, zdolną do reprodukcji i sprawiając, że swoje uzasadnienie musi ona znaleźć poza samą sobą, w analogicznym odesłaniu. Metonimia natomiast rozciąga horyzont i odbiera mu głębię, czyniąc go płaskim, buduje ze znaków nigdy niekończący się łańcuch, zmusza wzrok do śledzenia sąsiedztw i przyległości. Metonimia jest empiryczna, powierzchowna – jest zapomnieniem o głębi. Dlatego pantofelek może potwierdzić logikę domu, który utracił symboliczne umocowanie, który wypadł z języka, z łożyska metafory, oddając się czystej ekwiwalencji. Tylko tam, gdzie dyskurs traci swą podstawę, może królować milczenie. Podwójność pantofelka wynika więc ściśle z absolutnej nieprzejrzystości powierzchni, z niekończącej się wędrówki znaków, z nie-powiązania elementów językowej struktury.
4. „Potyczki” Ojca i Adeli są najczęściej omawianym elementem „rodzinnego dramatu” przedstawionego w prozie Schulza, szczególnie atrakcyjnym przez swą biegunowość. Ojciec, jak powszechnie wiadomo, jest w tym starciu elementem na wskroś uległym, pozbawionym swej konstytutywnej roli, obiektem dwuznacznych erotycznych prowokacji ze strony służącej, która na każdym kroku demonstruje lukę między ojcowskim imieniem a jego egzystencją Jednak nie tylko Ojcu w świecie Schulza brakuje mocy. Jakub istnieje przynajmniej jako imię, pozostałość, magiczna resztka symbolicznej struktury. Właściwie rzecz ujmując, Ojciec jest jedyną „funkcjonującą” częścią rodzinnego schematu, choć funkcjonowanie to, spaczone i niewydolne, zamyka go w sferze śmierci nieskończonej i życia czysto symbolicznego, w formie znaku niepełnego i wyrwanego z kontekstu. Zarówno jego degradacja i widmowe pół- bycie, jak i triumf milczenia zrozumiałe są jako symptom korozji struktury relacji rodzinnych, związanych z nią znaczeniowych dystynkcji i implikowanych przez nią podziałów. Ojciec nie funkcjonuje, gdyż nie odzwierciedla powszechności rodzinnego układu, ale jego upadek. Mowa przestaje znaczyć, sens odrywa się od słów, gdy wraz z Rodziną dekompozycji ulega również język. Znak, pozbawiony umocowania w uniwersalności konwencji, traci legalność i wydolność, staje się nieuchronnie alegoryczny. Jednak odejście ojca i połowiczna egzystencja jego znakowego sobowtóra sygnalizuje przynajmniej cząstkowe i wygasające obwiązywanie symbolicznej struktury – nawet jako nieobecny ojciec pozostaje przecież Ojcem, imieniem zszywającym pustkę znaku.
O wiele bardziej symptomatyczne i dla zachowania stabilności i ontologicznej formy katastrofalne są nieudolność matki i zdrada synów (najbardziej klasycznym opracowaniem „motywu matki” w prozie i grafice Schulza jest praca Małgorzaty Kitowskiej-Łysiak „Matka wychodzi z cienia” [Kitowska-Łysiak 2003: 341-362], zaś o potrzebie wypracowania interpretacji postaci matki pisze Michał Paweł Markowski [Markowski 2012: 84-85]). Adela pojawia się w miejscu matki, nie zstępując jej, ale czyniąc jej „brak” widzialnym. Dzięki temu milczenie fetyszu przekracza prawo rodziny, w jego lukach i wyrwach, w anomii powstałej przez jego wygaszenie, instalując pradawny, pogański świat mitycznego pozoru i milczącego piękna. Relacja Adeli z matką i wizualizowany przez nią problem semantyczny kilkakrotnie i wręcz natrętnie jest w różnych miejscach „Sklepów cynamonowych” podkreślana. W „Sierpniu” odejście matki z domu kontrastuje z powrotem Adeli. Obfitość i pełnia konotowane przez przyniesienie darów kontrastują z spacerem matki wydanej na żar i bezsens światła. Adela osłania, matka ucieka. Ponadto w trakcie powiadania matka „znika” – pozostaje anonimową towarzyszką spaceru Józefa, niebędącą w stanie osłonić syna przed letnim nadmiarem i wszechobecnymi erotycznymi prowokacjami.
Zniknięcie matki nie dokonuje się jednak przez jej odejście czy nieobecność; matka cały czas towarzyszy Józefowi, prowadząc go przez skwarną pustynię – jednak jej bierna i milcząca obecność nic nie znaczy – jakby pomiędzy jej bytem a funkcją ziała przepaść. Matka istnieje, trwa, jednak nie działa – w kuchni zastępuje ją Adela, w roli rodzica zaś perwersyjny kuzyn Emil, raczący Józefa pornograficznymi obrazkami. Trwanie matki jest samo w sobie bezsensowne – czyste bycie pozbawione określoności. Symbol Matki odrywa się od niej albo też staje się ona symbolem samej siebie, wyzbytym aktualności, zapętlonym w jałowym odsyłaniu do swojej przeszłej roli. Semiotyka matki staje się przez to dwuznaczna: odsyła ona do siebie, jak i do przeszłej Matki, ściśle zespolonej z własną uniwersalnością. Jakby teraźniejsza matka nie dawała się wtłoczyć w przeszłą rolę – albo ją przerastała, albo było jej za mało, by ją wypełnić.
W „Ptakach” Adela explicite zastępuje matkę, w funkcji żony, pani domu, wiernej towarzyszki ukrócającej wybryki ekscentrycznego męża. „Matka nie miała nań żadnego wpływu, natomiast wielką uwagą i czcią darzył Adelę” (Schulz 1957: 54). Wpływ to moc i wola wynikająca z umocowania w zuniwersalizowanej zrozumiałości – Adela, zastępując matkę, poddaje inwersji osłonięte zakazem stosunki, czyni podważalnym obwiązywanie paradygmatu. Wpływ łączy więc w sobie moc symboliczną i skuteczność w konstruowaniu przez relacje własnej legitymizacji. Matka traci prawomocność, więc inna „matka” przejmuje jej wpływ, nie dziedzicząc jednakże roli reaktywacji i zachowania prawa – wpływ ocalał, paradygmat symboliczny go tworzący zanikł – wpływ oderwał się od roli, funkcja Matki opuściła matkę. Obwiązywanie stało się bezdomne, a zatem irracjonalne – bez ugruntowującego ją zaplecza przemoc struktury przeistacza się w dominację strukturalną – widmowe trwanie samej funkcji „wpływu”, pomimo zniknięcia ram, które ją usprawiedliwiały. Wpływ związany z figurą matki jest językowy – oderwany od matki, oddzielony od niej i przywiązany przypadkowo do innej „matki” – tonie w milczącej irracjonalności. Jak to się dzieje, że matczyna władza istnieje poza matką, że substancja matki trwa oddalona i bezskuteczna, podczas gdy wszelkie jej prerogatywy i upoważnienia działają przesunięte, oddzielone od swego źródła – prawa niepisane i niewidzialne, prawa poza prawem, obwiązujące bez mandatu, i działające bez wykonawcy?
5. Prawdziwie bezwstydne w ukazywaniu tej zmiany władzy są „Manekiny”. Relacja matki i Adeli, staje się rusztowaniem dla opisu „nowej władzy” pozbawionej wszystkiego, co mogłoby ją uprawdopodabniać, a jednak działającej. Fraza o przejęciu roli, o zastąpieniu, o detronizacji i niewydolności jak mantra powtarza się kilkukrotnie: „Matka nie mogła dojść do ładu z toaletą. Świece dogasły w lichtarzu. Adela przepadała gdzieś w odległych pokojach lub na strychu, gdzie rozwieszała bieliznę. Nie można się jej było dowołać. (…) Budziło nas głośne sprzątanie Adeli. Matka nie mogła uporać się z toaletą. Nim skończyła czesanie, subiekci wracali na obiad. (…) W samej rzeczy zresztą tą, wdaną na jej łaskę, Adela nie robiła sobie długich ceregieli. Wśród brzęku garnków i chlustów zimnej wody likwidowała z energią tych parę godzin do zmierzchu, które matka przesypiała na otomanie” (Schulz 1957: 60-61). Zdanie o Adeli i zdanie o matce tworzą parę, która powraca w kilku miejscach tekstu, przeplatając go i fastrygując. Wzmianki te oparte są na identycznym schemacie, reprodukują ten sam wzorzec syntaktyczny: aktywna nieobecność Adeli skorelowana jest z bierną obecnością matki. Adela przeważnie działa, wykonuje, z niespotykaną energią obowiązki domowe; działanie to jest jednak osobliwe ukryte, sama działająca jest oddalona, mieszkańców dochodzą tylko odgłosy szorowania i trzepania. Adela, całkiem nieosiągalna, „przepada w górnych pokojach”: czynność odrywa się od czyniącego, wykonawca aktu jest nieodstępny.
O ile działanie Adeli oddala ją, sprawiając, że właśnie przez swoją aktywność staje się ona niemożliwa do obserwacji i widmowa, to bierność matki czyni ją aż nazbyt dostępną i widoczną. Adela szybko i sprawnie dokonuje domowych rytuałów, jakby spajała się z nimi w jedno, matka natomiast nie może żadnego działania zacząć ani dokończyć, jej toaleta dłuży się niemiłosiernie, kończąc się, przypominającym letarg, snem na otomanie. Następstwem powtórzeń rządzi chiazm: matka i Adela zamieniają się miejscami w rytmie niemal wahadłowym, tak że zabawę w „powtarzanie” można by ciągnąć w nieskończoność. Sygnalizuje to odwracalność relacji, a zatem niestałość porządku. Symbol oderwał się od bytu: semiotyczna matka zapełnia i blokuje dom swoim monstrualnie niewydolnym korpusem, matka symboliczna – Adela, funkcjonuje z automatyczną regularnością, choć pozbawiona ciała. Adela, działając, przejmuje ekonomiczną i symboliczną władzę Matki. Przed oczyma domowników ukazuje się nicość „matczynej formy”. Brak właściwości i „obecności”, substancjalny niedobór umożliwiający Adeli frenetyczną aktywność pokazuje, że nie sposób zająć miejsca matki, musi ono pozostać niewypełnione, żaden bowiem z usiłujących je przejąć podmiotów nie jest w stanie się w nim umieścić, nasycić sobą i pojednać się z tworzącą je pustką. Symbol „Matki” wcielony w Adelę krąży z niespotykaną szybkością po przestrzeni domu, zszywając porządek, który wypadł z ram, podczas gdy sama matka, niepokojąco obecna, trwa w środku niewydolnej struktury, bierna i pozbawiona językowego bytu, stając się symbolicznym residuum niemożliwej do wcielenia w dyskurs pełni.
6. Bycie matki ukazuje substancjalny brak w Matce. Sytuację tę opisuje już pewne frapujące zdanie z „Nawiedzenia”: „Mieszkanie nasze coraz bardziej popadało w stan zaniedbania, wskutek opieszałości matki, przesiadującej w sklepie, i niedbalstwa smukłonogiej Adeli, która nie nadzorowana przez nikogo, spędzała dnie przed lustrami na rozwlekłej toalecie, zostawiając wszędzie ślady w postaci wyczesanych włosów, grzebieni, porzuconych pantofelków i gorsetów” (Schulz 1957: 46-47). Wydaje się, że scena toalety zrównuje matkę i Adelę, im obu przypisując marazm i niewydolność. Warto jednak przyjrzeć się temu uważniej. Po pierwsze, samo uczynienie matki i Adeli zamiennymi potwierdza fakt detronizacji i przejęcia władzy. Po drugie, na istotną asymetrię obecną również w tym fragmencie wskazują przestrzeń i ruch. Indolencja Adeli wynika bowiem z jej wolności; jest ona „nie nadzorowana przez nikogo”, z czym wiążą się jej nieobecność i absolutna nieuchwytność. Jest ona poza możliwością spotkania, nieobecna i nieosiągalna, znacząca swoje działanie. Podkreśla to epitet „smukłonoga” odsyłający do Achillesa i do biegu, chyżości i wzmożonego ruchu.
„Spędzanie dni” przed lustrami ściśle wiąże się z „niedbalstwem”, które z kolei sugeruje omnipotencję i doskonałość bytu nieuwikłanego w materię. Lustro jest tutaj znakiem istotnym – oznacza nieskończoność, całkowite zatracenie źródła polegające na tym, że jedynym, co wyznacza Adeli cielesne granice, jedynym, co stabilizuje jej kontur, jest jej własny wzrok tonący w zwierciadle, zwielokrotniającym i powielającym w nieskończony sposób jej formę, czyniącą z ciała cień i odbicie, a z powidoku i odbicia ciało. Autonomia względem cudzego wzroku, ucieczka przed określeniem prowadzi do przestrzennej ekspansji: nic jej nie ogranicza i nic nie obejmuje, nic nie stawia tamy jej władczej obcości, nic nie odsyła do źródła, nic nie wyznacza granic – może być wszędzie i nigdzie – niechwytna i w pełni konkretna zarazem. Ślady, fetysze, elementy garderoby też są rodzajem luster, w których odbity, obiekt niknie: widzialnymi znakami rozciągnięcia władzy w przestrzeni domu, wyznaczenia domeny. Skoro Adela nie ma substancji, nic jej nie obejmuje i nie zawiera – jej ciało jest absolutne, bo niewcielone. Opieszałość matki natomiast wynika z ograniczeń, jakie nakłada na nią własna cielesność Pozostawanie w sklepie, w przeciwieństwie do sennego rytuału przed lustrem, który zdaje się być rodzajem chwilowego zatrzymania biegu, przypadkową wyrwą w metonimicznym łańcuchu: jawi się, jako uwięzienie. Matka zdaje się być nazbyt określona, zamknięta za ladą i przytwierdzona do miejsca, niezdolna do działania i upokarzająco konkretna. Adela to czysty symbol w pełni tropologicznej opalizacji, matka to nieme ciało, upodlone własną skończonością. Matkę każdy może spotkać, zobaczyć i wymierzyć jej granice; każdy może ją nazwać, przepytać i wybadać – matka jest i nic więcej nie jest w stanie uczynić, samo bycie pochłania i upokarza, zamyka i pogrąża w marazmie. Wydaje się, jakoby Adela była suplementem matki, wypełnieniem lub zasypaniem jej istotowego braku.
Jednak logika przedstawicielstwa, zastępowania, przenoszenia funkcji już nie działa. Forma prawna, która czyniła ją prawdopodobną, uległa zniekształcającej metamorfozie. Sama Adela brakuje, nie wystarcza sobie – echo jej bytu, owe porzucone grzebyki, gorsety i spinki do włosów ukazują, że arbitralność Języka w niczym nie jest skuteczniejsza od bezsensownej materii. Jednak z pewnego punktu widzenia aporetyczny charakter suplementu, problematyzujący relacje pierwotności i pośredniości, pasuje tutaj doskonale. Matka (czyli oryginał, jądro, substancja) zadaje się być bowiem bladą kopią Adeli, zdaje się ona reprezentować niższy rodzaj bytu. Kopia, suplement, pomoc staje się oryginalniejsza i bardziej źródłowa od oryginału, bardziej pierwotna. Adela znajduje się w dużo ściślejszym związku z domem, to ona sprawuje w nim prawdziwą władzę. Matka przepoczwarza się i spada do roli Rzeczy legalizującej obwiązywanie – fetyszu Adeli. Matka, podobnie jak manekin, pantofelki, gorsety, podpina się pod imię Adeli – imię oznaczając kres imienia, miano otwierające w świecie właściwą bezimienność.
7. Fabułę „Manekinów” konstytuują zdrada i wywłaszczenie, przejęcie władzy przez Adelę. Zdradzony i pokonany ojciec schodzi z pola bitwy: „zdradzony przez wszystkich wycofał się Ojciec bez walki z miejsc swej niedawnej chwały” (Schulz 1957: 58). Kto zdradza? Wszystko wskazuje na podmiot kryjący się asekuracyjnie pod formą, obejmującą prawdopodobnie wszystkich mieszkańców domu, „my” – pojawia się ona zawsze, gdy mowa o klęsce ojca. „Ja” opowieści, Józef/narrator znika, topiąc się w kunktatorskiej formie zbiorowej. Owo „my” cechuje nie tylko niepospolita skłonność do zdrady, ale i absolutna bezwolność, obłuda oraz podatność na wszelką opresję. Można założyć, że Józef/narrator abdykuje wraz z Ojcem; jego miejsce zajmuje konformistyczny nie-podmiot. Pojawienie się „my” sygnalizuje ostateczny triumf Adeli, jakby świat po Ojcu wymuszał formę zbiorową. Pierwsza osoba liczby mnogiej oznacza, że jednostkowość, wewnętrzność i subiektywność wyparowały. Adela staje się bezkarna i wszechmocna. „Adeli nie spotkał żaden wyrzut za jej bezmyślny i tępy wandalizm. Przeciwnie, czuliśmy jakieś niskie zadowolenie, haniebną satysfakcję z ukrócenia tych wybujałości, których kosztowaliśmy łakomie do syta, ażeby potem uchylić się perfidnie od odpowiedzialności za nie. A może był w tej zdradzie i tajny pokłon w stronę zwycięskiej Adeli, której przypisywaliśmy niejasno jakąś misję i posłannictwo wyższego rzędu” (Schulz 1957: 58).
Władcza pewność i bezkarność Adeli wynikają wprost z upadłej kondycji owego „my”. Zadowolenie, które zbiorowy mieszkaniec domu odczuwa z powodu ojcowskiej klęski, jest „niskie” i towarzyszy mu „haniebna” satysfakcja z „perfidnej” zdrady. Leksyka wręcz hiperbolicznie podkreśla moralny upadek „my”. Jest ono zdolne do najpodlejszych manipulacji; ma niski i podrzędny status. „Niskość” i „perfidia” zostają wyraźnie skontrastowane z „wybujałościami” – jak określony zostaje, odchodzący w zapomnienie, ojcowski kunszt. „My” swoją pełną „haniebnego” samozadowolenia niskością przeciwstawia się nadmiernemu, wybujałemu, przebywającemu w „wyższych rejonach” ojcu. Horyzontalność zdradzieckiego, zbiorowego bytu łączy się z zanikiem subiektywności i woli; wszak „ucieka ono od odpowiedzialności”, rezygnuje. Swoją chwiejną naturę i niezdecydowaną naturę „my” objawia w podejściu do wypartego ostatecznie i usuniętego na margines Jakuba; najpierw „kosztuje łakomie” ojcowskich rojeń, by zraz potem z „haniebną satysfakcją” przyglądać się jego klęsce. W ten sposób stajemy twarzą w twarz z służalczym i hołdowniczym komponentem postawy zbiorowego nie-podmiotu. Wszak dokonana przezeń zdrada jest również „tajnym pokłonem” w stronę zwycięskiej Adeli, której hegemonia zostaje w ten sposób jednoznacznie uznana. „My”, podobnie jak przyglądający się jej „czyścicielskim” ceremoniom Jakub w „Ptakach”, przypisuje Adeli „jakieś posłannictwo wyższego rzędu”, dokonując w ten sposób dwóch, powiązanych ze sobą, aktów uznania jej władzy i scementowania związanych z tym przestrzennych kwalifikacji: z jednej strony, dzięki przeciwstawieniu swojej „niskość” i horyzontalność jej „wyższości”, uznaje swój niewolniczy status, z drugiej zastępuje tym samym ojcowską „wybujałość”, „wyższością” służącej-władczyni.
Celem bardziej szczegółowego opisania terytorialnych i ontologicznych reguł rządzących nowym panowaniem zwróćmy się w stronę powiązań, jakich narracja dokonuje pomiędzy postaciami i działaniami. „My”, pomimo semantyki wolicjonalnej, wskazującej na jego aktywną, podmiotową rolę – „czuliśmy”, „uznaliśmy” – jawi się jako zadziwiająco bierne, plastyczne i podatne na manipulacje. Łatwo ulega nowej dyktaturze. Adeli już na wstępie oddany zostaje „tajny pokłon”, którego pokątna natura jest związana z jej czysto językową (bo niewystępującą na poziomie implikacji) biernością. „Tajność” tego gestu czci i oddania wiąże się wyraźnie z ukrytym charakterem „posłannictwa wyższego rzędu”. Wspomnieliśmy już, że Adela nie zastępuje matki, jedynie brak, pustkę matczynej władzy, jej czysto symboliczny, konwencjonalny charakter: wyrwa pomiędzy jej rzeczywistą władzą a symbolicznym „ujawnieniem” tejże ostrzej obrysowuje miejsce tej pustki. Jako że oficjalnie Adela dalej pozostaje służącą, jej władza, podobnie jak towarzyszący jej odzew, muszą mieć „tajny” charakter? Władza niescementowana symbolicznie, a więc poza prawem, niewłączona w język, nieusensowniona przez znak, swoją irracjonalną tajnością i pokątnym charakterem tym bardziej „włada” – przez zburzenie kodu rodzinnego i konotowanej przez tradycyjne rytuały encyklopedii społecznych dystynkcji odbiera swoim poddanym samą językową możliwość subiektywizacji.
Adela występuje zatem w roli jedynego podmiotu; tym dziwaczniejszego, im mniej określonego. Nie ma żadnych cech, poza pewnością zwycięstwa i „wyższością”. Wyższość Adeli i niskość „my” wskazuje, że odpodmiotowiona masa na zawsze wyzbywa się jakiejkolwiek określoności, w przeciwieństwie do rządzącej, która jest nie tyle określona ile suwerenna, zwycięska. Poziom gramatyki kłóci się z grą implikacji – tekstowa bierność symbolizuje władzę absolutną. Między Adelą a pozostałymi mieszkańcami domu zawiązuje się ponadto stosunek dziwacznej, perwersyjnej zależności, obscenicznego związania, jakby do „smukłych” nóg władczej służącej przylepił się dziwny, amorficzny byt – owo podłe, perfidne „my”, pragnące sycić swą „niskość” jej „wyższością”. Podkreślmy raz jeszcze: wraz z rodziną znika „ja”, jedynym bytem w pełni odrębnym i autonomicznym, który mógłby użyć wobec siebie formy „ja” – gdyby chciał mówić – jest Adela. Jako że Adela nie mówi, nie należy jej nazywać subiektywną, lecz tożsamą?
8. Pantofelek nie ma desygnatu, poza gorsetem, pończochą nie kryje się żywe ciało, stukot bucików i rumor szczotek nie wskazuje na jakąkolwiek skończoność. Wewnątrz nic nie ma, to nieobecność wydzielona i nadnaturalna. Pantofelek do niczego nie odsyła i nic nie ofiarowuje w zastępstwie, ale osłania i wzbrania dostępu, chroni pustkę, miejsce wyróżnione i wyodrębnione. Rozjaśnia się schulzowska teoria fetyszu. Autor „Sklepów cynamonowych” przemieszcza i przesuwa, poddaje inwersji samą logikę substytucji, reprezentacji i „zastępczej przyjemności”, jakiej w myśl szczególnie psychoanalitycznych teorii podlega jego działanie. Fetysz nie jest bowiem znakiem, substytutem, wcieleniem, lecz ustanowieniem i związaniem. Podejście związania stanowi obejście logiki uzupełnienia, dominującej i współmyślanej we wszelkiej konceptualizacji fetyszu – nie zastępuje on bowiem obiektu, nie uzupełnia jego braku, ale potwierdza, uobecnia, cementuje, zagarnia. Logika przedstawicielstwa, reprezentacji, wcielenia ustępuje miejsca osobliwej logice nadmiaru i ekspansji. Fetysz jest granicą, stanowi wyraz zasięgu obecności, rozciągnięcia bycia poza jego granice; sam stanowi granicę, krawędź, obręcz – akumuluje i zagarnia. Fetysz odbija i pobija, tak jak „podbija się stawkę”: zagarnia on rzeczy w swój obszar, nadaje im piętno przynależności, odsłaniając przy tym ich niepełność – stanowi rodzaj szyfru milczenia albo materialny jego wyraz. Rzeczy znaczą obecność Adeli nawet pod jej nieobecność, wyznaczają jej granice poza nią samą, stanowią rozpostarcie jej domeny. Władza „włada”, a więc wychodzi z siebie, nie na zasadzie rozpuszczenia i ubytku, ale rozlania i powielenia. Fetysz nie wyraża obecności, ale ją obija i odzwierciedla, poręcza, dając przy tym wrażenie źródłowości i obecności. Adela, jako istota zwierciadlana, pozorna, pani odbić i refleksów, nakłuwa, nacina symboliczną logikę fetyszu – bowiem nie odsyła on ani nie odbija, ale konstytuuje odbite.
9. Powróćmy do luster, gotowi już na bardziej szczegółowe objaśnienie ich funkcji. Zwierciadła rzeczy, proliferacje i odkształcenia tworzą Adelę. To ona „jest” pantofelkiem, gorsetem – jej ciało to też fetysz. Adela, podobnie jak Ojciec, to tylko imię, ale imię-moneta, zwornik pewnego, z gruntu widmowego, obiegu; fikcja nadzorująca określony sposób krążenia rzeczy. Tego, że Adela jest współistotna ze zwierciadłem, dowodzą inne fragmenty „Sklepów…”, świadczące o niepokoju większości bohaterów względem luster – dla większości z nich zwierciadło, niczym dla stworzonych przez Borgesa wyznawców osobliwej gnostyckiej doktryny „są obrzydliwe, gdyż zwielokrotniają świat i odbijają go” (Borges 1972: 12).
Paulina i Polda „łaskotały oczyma zwierciadła” (Schulz 1957: 61), jakby chciały przez nie przejść na inną stronę, w doskonalszy wymiar. Nie mogąc jednak ich zgłębić ani posiąść ich tajemnicy, zostają skazane na pobyt po jednej, prozaicznej stronie lustra. Pan Karol, który od wielu dni zatracony w otchłani cielesnej degradacji, gubiący się we własnej formie, przytłoczony niegościnnym milczeniem rzeczy i wydany na pastwę cienistemu wnętrzu, wszędzie napotyka odbicia, towarzyszące mu i śledzące każdy jego krok. „Szedł do kuchni i znajdował tam w cienistym kącie wiaderko z wodą, krążek cichego, czujnego zwierciadła, które nań tam czekało – jedyna żywa i wiedząca istota w tym pustym mieszkaniu” (Schulz 1957: 89). Odbicie i niesamowita witalność tafli wody wspomagane są przez przepastną głębię (głębię powierzchowną, bo miękką, wyzbytą kręgosłupa, trójwymiarową powierzchnię Nietzschego) „szklanych oczu” pana Karola. Za każdym razem, kiedy wzrok jego zabłąka się w stronę odbijającej powierzchni, jaźń jego topi się w labiryntowym niezdecydowaniu: „zewnętrze” odbicia wchodzi i mości się bezczelnie w samym ośrodku tożsamości, niczym nieposkromiony pasożyt. Bowiem jego „ja”, również jest zwierciadłem (albo taflą wody, płynną i labilną płaszczyzną, zakrzywiającą wodną cienistość pokoju), więc każde spotkanie z odbiciem przypomina swoją zimną grozą sytuację dwóch luster ustawionych naprzeciw siebie i podważających tym samym racjonalność przestrzeni. „Potem leżał długo nieruchomy, z szklanymi oczyma, które były koloru wody, wypukłe i wilgotne. W wodnistym półmroku pokoju, rozjaśnionym refleksem dnia upalnego a storami, oczy jego jak maleńkie lusterka, odbijały wszystkie błyszczące przedmioty: białe plamy słońca w szparach okna, złoty prostokąt stor, i powtarzały, jak kropla wody, cały pokój z ciszą dywanów i pustych krzeseł” (Schulz 1957: 88).
Pan Karol znika, anihilowany żarłocznym nihilizmem odbić. Nie jest w stanie (bo właściwie nie ma już żadnego „ja”, które mogłoby tego dokonać) odróżnić siebie od innego w lustrze, rzeczy od ich symulakrów, zapomniał alfabetu tożsamości i określoności, dzięki któremu takie wycofanie w stabilność wnętrza i niezbywalność zewnętrza, wyciszenie tańca nieskończonych powtórzeń mogłoby być możliwe. Rzeczy – krzesła i dywany – to fatamorgana, błędna fantasmagoria poddanego rozprzężeniu umysłu. Tyle że żadnego umysłu nie ma. Pustka po obu stronach, nicość wpatrzona w nicość. Scena ta, tocząca się wszak w pokoju o zamkniętych oknach i zapuszczonych storach, szczelnie oddzielonym od zewnętrza, sama jest odbiciem znanej nam już sytuacji, gdy Adela zapuszczając story, odsłaniała ontologiczną niestabilność domu, w którym „barwy schodziły o oktawę niżej, pokój napełniał się cieniem jakby pogrążony w światło głębi morskiej, jeszcze mętniej odbity w zielonych zwierciadłach, a cały upał dnia oddychał na storach, lekko falujących od marzeń południowej godziny” (Schulz 1957: 71-38).
Coś jednak pozostawało stabilne w tym niestabilnym kosmosie: sama Adela, która „zapuszczała cień na pokoje” (Schulz 1957: 38). Adela to pani zwierciadła i byt nieobecny, zapewniający ontyczną formę wnętrzu poddanemu wytrawieniu przez zielone odbicia. Nie bez przyczyny rzeczywistość poddana pracy luster jest niema: pozór ucisza materię, amputując jej tożsamość i identyczność z samą sobą. Tylko Adela nie traci – umacnia wręcz swą dyktaturę – dla kogoś, kto wobec samego siebie nigdy nie był obecny, choroba obecności nie jest niebezpieczna. Jest ona wręcz szansą na panowanie absolutne – w sytuacji powszechnej inflacji granic pozór wszędzie ma swoje miejsce, nic wyrwać się nie może jego hegemonii. Pan Karol natomiast traci swe po kobiecemu miękkie ciało przeżarte snem, znika, zmożony wodą, lustrem i niemotą przedmiotów, rezonujących w poplątanej ekwilibrystyce płaszczyzn i form. Dlatego ta nieszczęśliwa historia zakończyć się mogła w jeden tylko sposób: „A gdy wreszcie, idąc cicho od szafy do szafy, znajdował kawałek po kawałku wszystko potrzebne i kończył toaletę wśród tych mebli, które tolerowały go w milczeniu, z nieobecną miną, i wreszcie był gotów, to stojąc na odejściu z kapeluszem w ręku, czuł się zażenowany, że i w ostatniej chwili nie mógł znaleźć słowa, które by rozwiązało to wrogie milczenie, i odchodził ku drzwiom zrezygnowany, zwolna, ze spuszczoną głową – gdy w przeciwną stronę oddalał się tymczasem bez pośpiechu – w głąb zwierciadła – ktoś odwrócony na zawsze plecami – przez pustą amfiladę pokojów, które nie istniały” (Schulz 1957: 89).
10. Fetysze tworzą Adelę. Adela jest pantoflami, gorsetem, spinkami do włosów, lustrami, którym pozwoliła odbić swoje amorficzne ciało. Jej ciało wszak też jest fetyszem – punktem tymczasowego zespoleniowa rzeczy ją reprezentujących, wirujących po przestrzeni domu. Bowiem Adela to tylko imię owego (nie)inicjalnego, demonicznego światła – aura, która rozpościera samą siebie. Milczenie w ścisły sposób wiąże się z miejscem. Można nawet rzec, że materialność miejsca, jego widzialność i oczywistość wyrastają z określonej struktury miejsca. Milczenie zgłasza określone żądanie w kierunku przestrzeni, rodzaj apelu o symboliczną gwarancję. Milczenie jest możliwe tylko wtedy, kiedy ma miejsce, a zatem zdaje się być nie tyle przyczyną umiejscowienia albo jego efektem, ile samym momentem umiejscawiania, stawaniem się przez miejsce faktycznym. Wiąże się to z problemem fetyszu. Bowiem fetysz jest tym, co „zajmuje miejsce” – a zatem milczy. Fetysz to puste pole wewnątrz dyskursu. Nie przemieszcza się on wobec siebie, niczego do siebie nie dodaje, nie nicuje się ani nie podważa. Po prostu jest.
LITERATURA:
Borges J.L.: „Fikcje”. Przeł. K. Piekarec, A. Soból-Jurczykowski, K. Wojciechowska, S. Zembrzuski. Warszawa 1972.
Ficowski J.: „Regiony wielkiej herezji i okolice”. Sejny 2002.
Markowski M.P.: „Polska literatura nowoczesna”. Kraków 2007.
Markowski M.P.: „Powszechna rozwiązłość. Schulz, egzystencja, literatura”. Kraków 2012.
Sandauer A.: „Pisma zebrane. T. 1: Studia o literaturze współczesnej”. Warszawa 1985.
Schulz B.: „Sklepy cynamonowe. Sanatorium pod klepsydrą. Kometa”. Kraków 1957.
Kitowska-Łysiak M.: „Matka wychodzi z cienia”. W: „W ułomkach zwierciadła… Bruno Schulz 110 rocznicę urodzin i 60 rocznicę śmierci”. Red. M. Kitowska-Łysiak i W. Panas. Lublin 2003.
U Schulza fetysz staje się częścią skomplikowanej gry, w której stawką jest funkcjonowanie języka i zasady rządzące konstrukcją znaczenia. Szczególną rolę odgrywa tu osoba Adeli, która zdaje się uosabiać moce transgresji rodzinnych i znaczeniowych struktur, stanowić antytezę prawa rodziny. Dzieje się to dzięki temu, iż językowi rodzinnych i symbolicznych więzi przeciwstawia ona milczenie; jej eminentna rola w rozpadzie dyskursu wynika z faktu, że uosabia ona pustkę, o którą musi rozbić się wszelka mowa, pozór, który wszelkie słowo naznacza niemotą. Dlatego podczas większości swych wystąpień na kartach „Sklepów cynamonowych” Adela milczy. Tylko raz, pod koniec drugiej części „Traktatu o manekinach”, następuje newralgiczny moment, gdy Adela ma przemówić: „Adela wstała z krzesła i poprosiła nas o przymknięcie oczu na to, co się za chwilę stanie. Potem podeszła do ojca i z rękoma na biodrach, przybierając pozór podkreślonej stanowczości, zażądała bardzo dobitnie…” (Schulz 1957: 71-72). Nigdy jednak nie poznajemy treści „żądania” Adeli, gdyż w tym miejscu pojawiają się dwie wykropkowane linie, znak cezury, cięcia; mowa Adeli oddalona zostaje poza tekst; wraz z narratorem zamykamy oczy i zakrywamy uszy, niezdolni do uczestnictwa w scenie. Służąca pozostaje poza dyskursem i poza głosem, raczej jako milcząca adresatka oracji Ojca. Adela dominuje za pomocą swego milczenia: nieme żądanie staje się tajnym prawem pogrążonego w semantycznym chaosie świata.
2. „Wypięty pantofelek Adeli drżał lekko i błyszczał jak języczek węża” (Schulz 1957: 69). Wyprężony obcas, wymierzona lufa – bariera i dwuznaczność. Z jednej strony pantofelek „żyje”, tak jak tapety i „gzyagzaki myśli”, ciemne słowa po-rozbiegane po ścianach, drży, odbijając (w stonowany wprawdzie sposób) elokwencję uciskanej materii. Z drugiej – „błyszczy” światłem milczącym, wysunięty i wyodrębniony, wystawiony w auratycznej hieratyczności i nieruchomym oddzieleniu. Stanowi element komunikacji zantagonizowanych wymiarów, samą granicę pomiędzy ciemnością a światłem, słowem a milczeniem. Jego pośredni status nadaje mu formę bariery, naginanej i zniekształcanej z dwóch stron. Fetysz, który nie wyraża, ale odgranicza. Stopa obuta, odziana w pantofelek, opancerzona czarną pończochą: obcość i bezwstyd. Obcość czegoś sztucznego, poza czym domagać się można żywego ciała – ubiór jako esencja zakrycia. Ubiór odsyła do ciała, znak do znaczonego, ale i oddziela, mediuje. Obcość jest podwójna: pantofelek zasłania, ale i obnaża: jego seksualna i kultowa moc bierze się stąd, że czyni on przedmiotem pożądania coś, co zasłania; że domaga się pożądania niejako podwójnego: skierowanego na siebie i na ukryte, powleczone pończochą ciało.
Znaczenie pantofelka, jak każdego signifiant, rozpięte jest pomiędzy stanowiącą go materią a usprawiedliwiającym go sensem – stopą. Dlatego nawet pantofelek pusty, porzucony, zapomniany i ukryty pomiędzy innymi fatałaszkami zawiera i ukrywa, zasłania. Ciało nieobecne wypełnia go dalej, sam również wciąż kryje przed wzrokiem tę nieobecność (która jest możliwością bycia ubranym, użytym, potencjalnością wpisaną w jego funkcjonalność), skupiając na sobie uwagę, stając się komunikatem, znakiem nieosiągalnego. We wszelkim ubiorze komunikacja nakłada się na użycie, a oznajmianie ciała, odsyłanie do niego, oznaczanie go (nawet gdy żadnego ciała nie ma i nikt danego stroju czy bucika nosił nie będzie) jest równie ważne, a może nawet ważniejsze niż użytkowa wartość, funkcja rzeczywistej zasłony, stroju, ubioru i narzędzia. A jeśli tak jest, i pantofelek odsyła nie do ciała, ale do jego nieobecności? Jeśli „obcość” pantofelka polega na tym, że poza pantofelkiem, czarną pończoszką i halkami oznaczonymi imieniem Adeli, jej przyporządkowanymi, nic nie ma? Jeżeli, wzbraniając dostępu, rekwizyt ukrywa nieobecność tego, kto ma zostać dotknięty? Pantofelek „błyszczy się i wije” (w przeciwieństwie do Adeli, która trwa milcząca i nieruchoma), a zatem (w myśl prawomyślności semiotycznej) uobecnia nieobecną Adelę – ale co jeżeli uobecnia jedynie pustkę tego imienia i własną nieskuteczność?
3. Podobnie jak w starym strukturalistycznym schemacie, metonimiczna dosadność fetyszu przeciwstawia się symbolicznym obietnicom Metafory. Horyzont, w którym stukot bucików Adeli i tarcie jej szczotek mogą być w pełni słyszalne, możliwy staje się przez pozbawienie przestrzeni wertykalności, szczelne zamknięcie domowego uniwersum. Bowiem immanencji rytuału i pogańskiej samowystarczalności gestów przeciwstawia się ogólność rodziny, która opiera się wszak na logice substytucji, sprawiającej, że ojciec jest jednocześnie Ojcem, a matka Matką, która nazrzuca na rzeczywistość symbol, czyniąc ją zrozumiałą, zdolną do reprodukcji i sprawiając, że swoje uzasadnienie musi ona znaleźć poza samą sobą, w analogicznym odesłaniu. Metonimia natomiast rozciąga horyzont i odbiera mu głębię, czyniąc go płaskim, buduje ze znaków nigdy niekończący się łańcuch, zmusza wzrok do śledzenia sąsiedztw i przyległości. Metonimia jest empiryczna, powierzchowna – jest zapomnieniem o głębi. Dlatego pantofelek może potwierdzić logikę domu, który utracił symboliczne umocowanie, który wypadł z języka, z łożyska metafory, oddając się czystej ekwiwalencji. Tylko tam, gdzie dyskurs traci swą podstawę, może królować milczenie. Podwójność pantofelka wynika więc ściśle z absolutnej nieprzejrzystości powierzchni, z niekończącej się wędrówki znaków, z nie-powiązania elementów językowej struktury.
4. „Potyczki” Ojca i Adeli są najczęściej omawianym elementem „rodzinnego dramatu” przedstawionego w prozie Schulza, szczególnie atrakcyjnym przez swą biegunowość. Ojciec, jak powszechnie wiadomo, jest w tym starciu elementem na wskroś uległym, pozbawionym swej konstytutywnej roli, obiektem dwuznacznych erotycznych prowokacji ze strony służącej, która na każdym kroku demonstruje lukę między ojcowskim imieniem a jego egzystencją Jednak nie tylko Ojcu w świecie Schulza brakuje mocy. Jakub istnieje przynajmniej jako imię, pozostałość, magiczna resztka symbolicznej struktury. Właściwie rzecz ujmując, Ojciec jest jedyną „funkcjonującą” częścią rodzinnego schematu, choć funkcjonowanie to, spaczone i niewydolne, zamyka go w sferze śmierci nieskończonej i życia czysto symbolicznego, w formie znaku niepełnego i wyrwanego z kontekstu. Zarówno jego degradacja i widmowe pół- bycie, jak i triumf milczenia zrozumiałe są jako symptom korozji struktury relacji rodzinnych, związanych z nią znaczeniowych dystynkcji i implikowanych przez nią podziałów. Ojciec nie funkcjonuje, gdyż nie odzwierciedla powszechności rodzinnego układu, ale jego upadek. Mowa przestaje znaczyć, sens odrywa się od słów, gdy wraz z Rodziną dekompozycji ulega również język. Znak, pozbawiony umocowania w uniwersalności konwencji, traci legalność i wydolność, staje się nieuchronnie alegoryczny. Jednak odejście ojca i połowiczna egzystencja jego znakowego sobowtóra sygnalizuje przynajmniej cząstkowe i wygasające obwiązywanie symbolicznej struktury – nawet jako nieobecny ojciec pozostaje przecież Ojcem, imieniem zszywającym pustkę znaku.
O wiele bardziej symptomatyczne i dla zachowania stabilności i ontologicznej formy katastrofalne są nieudolność matki i zdrada synów (najbardziej klasycznym opracowaniem „motywu matki” w prozie i grafice Schulza jest praca Małgorzaty Kitowskiej-Łysiak „Matka wychodzi z cienia” [Kitowska-Łysiak 2003: 341-362], zaś o potrzebie wypracowania interpretacji postaci matki pisze Michał Paweł Markowski [Markowski 2012: 84-85]). Adela pojawia się w miejscu matki, nie zstępując jej, ale czyniąc jej „brak” widzialnym. Dzięki temu milczenie fetyszu przekracza prawo rodziny, w jego lukach i wyrwach, w anomii powstałej przez jego wygaszenie, instalując pradawny, pogański świat mitycznego pozoru i milczącego piękna. Relacja Adeli z matką i wizualizowany przez nią problem semantyczny kilkakrotnie i wręcz natrętnie jest w różnych miejscach „Sklepów cynamonowych” podkreślana. W „Sierpniu” odejście matki z domu kontrastuje z powrotem Adeli. Obfitość i pełnia konotowane przez przyniesienie darów kontrastują z spacerem matki wydanej na żar i bezsens światła. Adela osłania, matka ucieka. Ponadto w trakcie powiadania matka „znika” – pozostaje anonimową towarzyszką spaceru Józefa, niebędącą w stanie osłonić syna przed letnim nadmiarem i wszechobecnymi erotycznymi prowokacjami.
Zniknięcie matki nie dokonuje się jednak przez jej odejście czy nieobecność; matka cały czas towarzyszy Józefowi, prowadząc go przez skwarną pustynię – jednak jej bierna i milcząca obecność nic nie znaczy – jakby pomiędzy jej bytem a funkcją ziała przepaść. Matka istnieje, trwa, jednak nie działa – w kuchni zastępuje ją Adela, w roli rodzica zaś perwersyjny kuzyn Emil, raczący Józefa pornograficznymi obrazkami. Trwanie matki jest samo w sobie bezsensowne – czyste bycie pozbawione określoności. Symbol Matki odrywa się od niej albo też staje się ona symbolem samej siebie, wyzbytym aktualności, zapętlonym w jałowym odsyłaniu do swojej przeszłej roli. Semiotyka matki staje się przez to dwuznaczna: odsyła ona do siebie, jak i do przeszłej Matki, ściśle zespolonej z własną uniwersalnością. Jakby teraźniejsza matka nie dawała się wtłoczyć w przeszłą rolę – albo ją przerastała, albo było jej za mało, by ją wypełnić.
W „Ptakach” Adela explicite zastępuje matkę, w funkcji żony, pani domu, wiernej towarzyszki ukrócającej wybryki ekscentrycznego męża. „Matka nie miała nań żadnego wpływu, natomiast wielką uwagą i czcią darzył Adelę” (Schulz 1957: 54). Wpływ to moc i wola wynikająca z umocowania w zuniwersalizowanej zrozumiałości – Adela, zastępując matkę, poddaje inwersji osłonięte zakazem stosunki, czyni podważalnym obwiązywanie paradygmatu. Wpływ łączy więc w sobie moc symboliczną i skuteczność w konstruowaniu przez relacje własnej legitymizacji. Matka traci prawomocność, więc inna „matka” przejmuje jej wpływ, nie dziedzicząc jednakże roli reaktywacji i zachowania prawa – wpływ ocalał, paradygmat symboliczny go tworzący zanikł – wpływ oderwał się od roli, funkcja Matki opuściła matkę. Obwiązywanie stało się bezdomne, a zatem irracjonalne – bez ugruntowującego ją zaplecza przemoc struktury przeistacza się w dominację strukturalną – widmowe trwanie samej funkcji „wpływu”, pomimo zniknięcia ram, które ją usprawiedliwiały. Wpływ związany z figurą matki jest językowy – oderwany od matki, oddzielony od niej i przywiązany przypadkowo do innej „matki” – tonie w milczącej irracjonalności. Jak to się dzieje, że matczyna władza istnieje poza matką, że substancja matki trwa oddalona i bezskuteczna, podczas gdy wszelkie jej prerogatywy i upoważnienia działają przesunięte, oddzielone od swego źródła – prawa niepisane i niewidzialne, prawa poza prawem, obwiązujące bez mandatu, i działające bez wykonawcy?
5. Prawdziwie bezwstydne w ukazywaniu tej zmiany władzy są „Manekiny”. Relacja matki i Adeli, staje się rusztowaniem dla opisu „nowej władzy” pozbawionej wszystkiego, co mogłoby ją uprawdopodabniać, a jednak działającej. Fraza o przejęciu roli, o zastąpieniu, o detronizacji i niewydolności jak mantra powtarza się kilkukrotnie: „Matka nie mogła dojść do ładu z toaletą. Świece dogasły w lichtarzu. Adela przepadała gdzieś w odległych pokojach lub na strychu, gdzie rozwieszała bieliznę. Nie można się jej było dowołać. (…) Budziło nas głośne sprzątanie Adeli. Matka nie mogła uporać się z toaletą. Nim skończyła czesanie, subiekci wracali na obiad. (…) W samej rzeczy zresztą tą, wdaną na jej łaskę, Adela nie robiła sobie długich ceregieli. Wśród brzęku garnków i chlustów zimnej wody likwidowała z energią tych parę godzin do zmierzchu, które matka przesypiała na otomanie” (Schulz 1957: 60-61). Zdanie o Adeli i zdanie o matce tworzą parę, która powraca w kilku miejscach tekstu, przeplatając go i fastrygując. Wzmianki te oparte są na identycznym schemacie, reprodukują ten sam wzorzec syntaktyczny: aktywna nieobecność Adeli skorelowana jest z bierną obecnością matki. Adela przeważnie działa, wykonuje, z niespotykaną energią obowiązki domowe; działanie to jest jednak osobliwe ukryte, sama działająca jest oddalona, mieszkańców dochodzą tylko odgłosy szorowania i trzepania. Adela, całkiem nieosiągalna, „przepada w górnych pokojach”: czynność odrywa się od czyniącego, wykonawca aktu jest nieodstępny.
O ile działanie Adeli oddala ją, sprawiając, że właśnie przez swoją aktywność staje się ona niemożliwa do obserwacji i widmowa, to bierność matki czyni ją aż nazbyt dostępną i widoczną. Adela szybko i sprawnie dokonuje domowych rytuałów, jakby spajała się z nimi w jedno, matka natomiast nie może żadnego działania zacząć ani dokończyć, jej toaleta dłuży się niemiłosiernie, kończąc się, przypominającym letarg, snem na otomanie. Następstwem powtórzeń rządzi chiazm: matka i Adela zamieniają się miejscami w rytmie niemal wahadłowym, tak że zabawę w „powtarzanie” można by ciągnąć w nieskończoność. Sygnalizuje to odwracalność relacji, a zatem niestałość porządku. Symbol oderwał się od bytu: semiotyczna matka zapełnia i blokuje dom swoim monstrualnie niewydolnym korpusem, matka symboliczna – Adela, funkcjonuje z automatyczną regularnością, choć pozbawiona ciała. Adela, działając, przejmuje ekonomiczną i symboliczną władzę Matki. Przed oczyma domowników ukazuje się nicość „matczynej formy”. Brak właściwości i „obecności”, substancjalny niedobór umożliwiający Adeli frenetyczną aktywność pokazuje, że nie sposób zająć miejsca matki, musi ono pozostać niewypełnione, żaden bowiem z usiłujących je przejąć podmiotów nie jest w stanie się w nim umieścić, nasycić sobą i pojednać się z tworzącą je pustką. Symbol „Matki” wcielony w Adelę krąży z niespotykaną szybkością po przestrzeni domu, zszywając porządek, który wypadł z ram, podczas gdy sama matka, niepokojąco obecna, trwa w środku niewydolnej struktury, bierna i pozbawiona językowego bytu, stając się symbolicznym residuum niemożliwej do wcielenia w dyskurs pełni.
6. Bycie matki ukazuje substancjalny brak w Matce. Sytuację tę opisuje już pewne frapujące zdanie z „Nawiedzenia”: „Mieszkanie nasze coraz bardziej popadało w stan zaniedbania, wskutek opieszałości matki, przesiadującej w sklepie, i niedbalstwa smukłonogiej Adeli, która nie nadzorowana przez nikogo, spędzała dnie przed lustrami na rozwlekłej toalecie, zostawiając wszędzie ślady w postaci wyczesanych włosów, grzebieni, porzuconych pantofelków i gorsetów” (Schulz 1957: 46-47). Wydaje się, że scena toalety zrównuje matkę i Adelę, im obu przypisując marazm i niewydolność. Warto jednak przyjrzeć się temu uważniej. Po pierwsze, samo uczynienie matki i Adeli zamiennymi potwierdza fakt detronizacji i przejęcia władzy. Po drugie, na istotną asymetrię obecną również w tym fragmencie wskazują przestrzeń i ruch. Indolencja Adeli wynika bowiem z jej wolności; jest ona „nie nadzorowana przez nikogo”, z czym wiążą się jej nieobecność i absolutna nieuchwytność. Jest ona poza możliwością spotkania, nieobecna i nieosiągalna, znacząca swoje działanie. Podkreśla to epitet „smukłonoga” odsyłający do Achillesa i do biegu, chyżości i wzmożonego ruchu.
„Spędzanie dni” przed lustrami ściśle wiąże się z „niedbalstwem”, które z kolei sugeruje omnipotencję i doskonałość bytu nieuwikłanego w materię. Lustro jest tutaj znakiem istotnym – oznacza nieskończoność, całkowite zatracenie źródła polegające na tym, że jedynym, co wyznacza Adeli cielesne granice, jedynym, co stabilizuje jej kontur, jest jej własny wzrok tonący w zwierciadle, zwielokrotniającym i powielającym w nieskończony sposób jej formę, czyniącą z ciała cień i odbicie, a z powidoku i odbicia ciało. Autonomia względem cudzego wzroku, ucieczka przed określeniem prowadzi do przestrzennej ekspansji: nic jej nie ogranicza i nic nie obejmuje, nic nie stawia tamy jej władczej obcości, nic nie odsyła do źródła, nic nie wyznacza granic – może być wszędzie i nigdzie – niechwytna i w pełni konkretna zarazem. Ślady, fetysze, elementy garderoby też są rodzajem luster, w których odbity, obiekt niknie: widzialnymi znakami rozciągnięcia władzy w przestrzeni domu, wyznaczenia domeny. Skoro Adela nie ma substancji, nic jej nie obejmuje i nie zawiera – jej ciało jest absolutne, bo niewcielone. Opieszałość matki natomiast wynika z ograniczeń, jakie nakłada na nią własna cielesność Pozostawanie w sklepie, w przeciwieństwie do sennego rytuału przed lustrem, który zdaje się być rodzajem chwilowego zatrzymania biegu, przypadkową wyrwą w metonimicznym łańcuchu: jawi się, jako uwięzienie. Matka zdaje się być nazbyt określona, zamknięta za ladą i przytwierdzona do miejsca, niezdolna do działania i upokarzająco konkretna. Adela to czysty symbol w pełni tropologicznej opalizacji, matka to nieme ciało, upodlone własną skończonością. Matkę każdy może spotkać, zobaczyć i wymierzyć jej granice; każdy może ją nazwać, przepytać i wybadać – matka jest i nic więcej nie jest w stanie uczynić, samo bycie pochłania i upokarza, zamyka i pogrąża w marazmie. Wydaje się, jakoby Adela była suplementem matki, wypełnieniem lub zasypaniem jej istotowego braku.
Jednak logika przedstawicielstwa, zastępowania, przenoszenia funkcji już nie działa. Forma prawna, która czyniła ją prawdopodobną, uległa zniekształcającej metamorfozie. Sama Adela brakuje, nie wystarcza sobie – echo jej bytu, owe porzucone grzebyki, gorsety i spinki do włosów ukazują, że arbitralność Języka w niczym nie jest skuteczniejsza od bezsensownej materii. Jednak z pewnego punktu widzenia aporetyczny charakter suplementu, problematyzujący relacje pierwotności i pośredniości, pasuje tutaj doskonale. Matka (czyli oryginał, jądro, substancja) zadaje się być bowiem bladą kopią Adeli, zdaje się ona reprezentować niższy rodzaj bytu. Kopia, suplement, pomoc staje się oryginalniejsza i bardziej źródłowa od oryginału, bardziej pierwotna. Adela znajduje się w dużo ściślejszym związku z domem, to ona sprawuje w nim prawdziwą władzę. Matka przepoczwarza się i spada do roli Rzeczy legalizującej obwiązywanie – fetyszu Adeli. Matka, podobnie jak manekin, pantofelki, gorsety, podpina się pod imię Adeli – imię oznaczając kres imienia, miano otwierające w świecie właściwą bezimienność.
7. Fabułę „Manekinów” konstytuują zdrada i wywłaszczenie, przejęcie władzy przez Adelę. Zdradzony i pokonany ojciec schodzi z pola bitwy: „zdradzony przez wszystkich wycofał się Ojciec bez walki z miejsc swej niedawnej chwały” (Schulz 1957: 58). Kto zdradza? Wszystko wskazuje na podmiot kryjący się asekuracyjnie pod formą, obejmującą prawdopodobnie wszystkich mieszkańców domu, „my” – pojawia się ona zawsze, gdy mowa o klęsce ojca. „Ja” opowieści, Józef/narrator znika, topiąc się w kunktatorskiej formie zbiorowej. Owo „my” cechuje nie tylko niepospolita skłonność do zdrady, ale i absolutna bezwolność, obłuda oraz podatność na wszelką opresję. Można założyć, że Józef/narrator abdykuje wraz z Ojcem; jego miejsce zajmuje konformistyczny nie-podmiot. Pojawienie się „my” sygnalizuje ostateczny triumf Adeli, jakby świat po Ojcu wymuszał formę zbiorową. Pierwsza osoba liczby mnogiej oznacza, że jednostkowość, wewnętrzność i subiektywność wyparowały. Adela staje się bezkarna i wszechmocna. „Adeli nie spotkał żaden wyrzut za jej bezmyślny i tępy wandalizm. Przeciwnie, czuliśmy jakieś niskie zadowolenie, haniebną satysfakcję z ukrócenia tych wybujałości, których kosztowaliśmy łakomie do syta, ażeby potem uchylić się perfidnie od odpowiedzialności za nie. A może był w tej zdradzie i tajny pokłon w stronę zwycięskiej Adeli, której przypisywaliśmy niejasno jakąś misję i posłannictwo wyższego rzędu” (Schulz 1957: 58).
Władcza pewność i bezkarność Adeli wynikają wprost z upadłej kondycji owego „my”. Zadowolenie, które zbiorowy mieszkaniec domu odczuwa z powodu ojcowskiej klęski, jest „niskie” i towarzyszy mu „haniebna” satysfakcja z „perfidnej” zdrady. Leksyka wręcz hiperbolicznie podkreśla moralny upadek „my”. Jest ono zdolne do najpodlejszych manipulacji; ma niski i podrzędny status. „Niskość” i „perfidia” zostają wyraźnie skontrastowane z „wybujałościami” – jak określony zostaje, odchodzący w zapomnienie, ojcowski kunszt. „My” swoją pełną „haniebnego” samozadowolenia niskością przeciwstawia się nadmiernemu, wybujałemu, przebywającemu w „wyższych rejonach” ojcu. Horyzontalność zdradzieckiego, zbiorowego bytu łączy się z zanikiem subiektywności i woli; wszak „ucieka ono od odpowiedzialności”, rezygnuje. Swoją chwiejną naturę i niezdecydowaną naturę „my” objawia w podejściu do wypartego ostatecznie i usuniętego na margines Jakuba; najpierw „kosztuje łakomie” ojcowskich rojeń, by zraz potem z „haniebną satysfakcją” przyglądać się jego klęsce. W ten sposób stajemy twarzą w twarz z służalczym i hołdowniczym komponentem postawy zbiorowego nie-podmiotu. Wszak dokonana przezeń zdrada jest również „tajnym pokłonem” w stronę zwycięskiej Adeli, której hegemonia zostaje w ten sposób jednoznacznie uznana. „My”, podobnie jak przyglądający się jej „czyścicielskim” ceremoniom Jakub w „Ptakach”, przypisuje Adeli „jakieś posłannictwo wyższego rzędu”, dokonując w ten sposób dwóch, powiązanych ze sobą, aktów uznania jej władzy i scementowania związanych z tym przestrzennych kwalifikacji: z jednej strony, dzięki przeciwstawieniu swojej „niskość” i horyzontalność jej „wyższości”, uznaje swój niewolniczy status, z drugiej zastępuje tym samym ojcowską „wybujałość”, „wyższością” służącej-władczyni.
Celem bardziej szczegółowego opisania terytorialnych i ontologicznych reguł rządzących nowym panowaniem zwróćmy się w stronę powiązań, jakich narracja dokonuje pomiędzy postaciami i działaniami. „My”, pomimo semantyki wolicjonalnej, wskazującej na jego aktywną, podmiotową rolę – „czuliśmy”, „uznaliśmy” – jawi się jako zadziwiająco bierne, plastyczne i podatne na manipulacje. Łatwo ulega nowej dyktaturze. Adeli już na wstępie oddany zostaje „tajny pokłon”, którego pokątna natura jest związana z jej czysto językową (bo niewystępującą na poziomie implikacji) biernością. „Tajność” tego gestu czci i oddania wiąże się wyraźnie z ukrytym charakterem „posłannictwa wyższego rzędu”. Wspomnieliśmy już, że Adela nie zastępuje matki, jedynie brak, pustkę matczynej władzy, jej czysto symboliczny, konwencjonalny charakter: wyrwa pomiędzy jej rzeczywistą władzą a symbolicznym „ujawnieniem” tejże ostrzej obrysowuje miejsce tej pustki. Jako że oficjalnie Adela dalej pozostaje służącą, jej władza, podobnie jak towarzyszący jej odzew, muszą mieć „tajny” charakter? Władza niescementowana symbolicznie, a więc poza prawem, niewłączona w język, nieusensowniona przez znak, swoją irracjonalną tajnością i pokątnym charakterem tym bardziej „włada” – przez zburzenie kodu rodzinnego i konotowanej przez tradycyjne rytuały encyklopedii społecznych dystynkcji odbiera swoim poddanym samą językową możliwość subiektywizacji.
Adela występuje zatem w roli jedynego podmiotu; tym dziwaczniejszego, im mniej określonego. Nie ma żadnych cech, poza pewnością zwycięstwa i „wyższością”. Wyższość Adeli i niskość „my” wskazuje, że odpodmiotowiona masa na zawsze wyzbywa się jakiejkolwiek określoności, w przeciwieństwie do rządzącej, która jest nie tyle określona ile suwerenna, zwycięska. Poziom gramatyki kłóci się z grą implikacji – tekstowa bierność symbolizuje władzę absolutną. Między Adelą a pozostałymi mieszkańcami domu zawiązuje się ponadto stosunek dziwacznej, perwersyjnej zależności, obscenicznego związania, jakby do „smukłych” nóg władczej służącej przylepił się dziwny, amorficzny byt – owo podłe, perfidne „my”, pragnące sycić swą „niskość” jej „wyższością”. Podkreślmy raz jeszcze: wraz z rodziną znika „ja”, jedynym bytem w pełni odrębnym i autonomicznym, który mógłby użyć wobec siebie formy „ja” – gdyby chciał mówić – jest Adela. Jako że Adela nie mówi, nie należy jej nazywać subiektywną, lecz tożsamą?
8. Pantofelek nie ma desygnatu, poza gorsetem, pończochą nie kryje się żywe ciało, stukot bucików i rumor szczotek nie wskazuje na jakąkolwiek skończoność. Wewnątrz nic nie ma, to nieobecność wydzielona i nadnaturalna. Pantofelek do niczego nie odsyła i nic nie ofiarowuje w zastępstwie, ale osłania i wzbrania dostępu, chroni pustkę, miejsce wyróżnione i wyodrębnione. Rozjaśnia się schulzowska teoria fetyszu. Autor „Sklepów cynamonowych” przemieszcza i przesuwa, poddaje inwersji samą logikę substytucji, reprezentacji i „zastępczej przyjemności”, jakiej w myśl szczególnie psychoanalitycznych teorii podlega jego działanie. Fetysz nie jest bowiem znakiem, substytutem, wcieleniem, lecz ustanowieniem i związaniem. Podejście związania stanowi obejście logiki uzupełnienia, dominującej i współmyślanej we wszelkiej konceptualizacji fetyszu – nie zastępuje on bowiem obiektu, nie uzupełnia jego braku, ale potwierdza, uobecnia, cementuje, zagarnia. Logika przedstawicielstwa, reprezentacji, wcielenia ustępuje miejsca osobliwej logice nadmiaru i ekspansji. Fetysz jest granicą, stanowi wyraz zasięgu obecności, rozciągnięcia bycia poza jego granice; sam stanowi granicę, krawędź, obręcz – akumuluje i zagarnia. Fetysz odbija i pobija, tak jak „podbija się stawkę”: zagarnia on rzeczy w swój obszar, nadaje im piętno przynależności, odsłaniając przy tym ich niepełność – stanowi rodzaj szyfru milczenia albo materialny jego wyraz. Rzeczy znaczą obecność Adeli nawet pod jej nieobecność, wyznaczają jej granice poza nią samą, stanowią rozpostarcie jej domeny. Władza „włada”, a więc wychodzi z siebie, nie na zasadzie rozpuszczenia i ubytku, ale rozlania i powielenia. Fetysz nie wyraża obecności, ale ją obija i odzwierciedla, poręcza, dając przy tym wrażenie źródłowości i obecności. Adela, jako istota zwierciadlana, pozorna, pani odbić i refleksów, nakłuwa, nacina symboliczną logikę fetyszu – bowiem nie odsyła on ani nie odbija, ale konstytuuje odbite.
9. Powróćmy do luster, gotowi już na bardziej szczegółowe objaśnienie ich funkcji. Zwierciadła rzeczy, proliferacje i odkształcenia tworzą Adelę. To ona „jest” pantofelkiem, gorsetem – jej ciało to też fetysz. Adela, podobnie jak Ojciec, to tylko imię, ale imię-moneta, zwornik pewnego, z gruntu widmowego, obiegu; fikcja nadzorująca określony sposób krążenia rzeczy. Tego, że Adela jest współistotna ze zwierciadłem, dowodzą inne fragmenty „Sklepów…”, świadczące o niepokoju większości bohaterów względem luster – dla większości z nich zwierciadło, niczym dla stworzonych przez Borgesa wyznawców osobliwej gnostyckiej doktryny „są obrzydliwe, gdyż zwielokrotniają świat i odbijają go” (Borges 1972: 12).
Paulina i Polda „łaskotały oczyma zwierciadła” (Schulz 1957: 61), jakby chciały przez nie przejść na inną stronę, w doskonalszy wymiar. Nie mogąc jednak ich zgłębić ani posiąść ich tajemnicy, zostają skazane na pobyt po jednej, prozaicznej stronie lustra. Pan Karol, który od wielu dni zatracony w otchłani cielesnej degradacji, gubiący się we własnej formie, przytłoczony niegościnnym milczeniem rzeczy i wydany na pastwę cienistemu wnętrzu, wszędzie napotyka odbicia, towarzyszące mu i śledzące każdy jego krok. „Szedł do kuchni i znajdował tam w cienistym kącie wiaderko z wodą, krążek cichego, czujnego zwierciadła, które nań tam czekało – jedyna żywa i wiedząca istota w tym pustym mieszkaniu” (Schulz 1957: 89). Odbicie i niesamowita witalność tafli wody wspomagane są przez przepastną głębię (głębię powierzchowną, bo miękką, wyzbytą kręgosłupa, trójwymiarową powierzchnię Nietzschego) „szklanych oczu” pana Karola. Za każdym razem, kiedy wzrok jego zabłąka się w stronę odbijającej powierzchni, jaźń jego topi się w labiryntowym niezdecydowaniu: „zewnętrze” odbicia wchodzi i mości się bezczelnie w samym ośrodku tożsamości, niczym nieposkromiony pasożyt. Bowiem jego „ja”, również jest zwierciadłem (albo taflą wody, płynną i labilną płaszczyzną, zakrzywiającą wodną cienistość pokoju), więc każde spotkanie z odbiciem przypomina swoją zimną grozą sytuację dwóch luster ustawionych naprzeciw siebie i podważających tym samym racjonalność przestrzeni. „Potem leżał długo nieruchomy, z szklanymi oczyma, które były koloru wody, wypukłe i wilgotne. W wodnistym półmroku pokoju, rozjaśnionym refleksem dnia upalnego a storami, oczy jego jak maleńkie lusterka, odbijały wszystkie błyszczące przedmioty: białe plamy słońca w szparach okna, złoty prostokąt stor, i powtarzały, jak kropla wody, cały pokój z ciszą dywanów i pustych krzeseł” (Schulz 1957: 88).
Pan Karol znika, anihilowany żarłocznym nihilizmem odbić. Nie jest w stanie (bo właściwie nie ma już żadnego „ja”, które mogłoby tego dokonać) odróżnić siebie od innego w lustrze, rzeczy od ich symulakrów, zapomniał alfabetu tożsamości i określoności, dzięki któremu takie wycofanie w stabilność wnętrza i niezbywalność zewnętrza, wyciszenie tańca nieskończonych powtórzeń mogłoby być możliwe. Rzeczy – krzesła i dywany – to fatamorgana, błędna fantasmagoria poddanego rozprzężeniu umysłu. Tyle że żadnego umysłu nie ma. Pustka po obu stronach, nicość wpatrzona w nicość. Scena ta, tocząca się wszak w pokoju o zamkniętych oknach i zapuszczonych storach, szczelnie oddzielonym od zewnętrza, sama jest odbiciem znanej nam już sytuacji, gdy Adela zapuszczając story, odsłaniała ontologiczną niestabilność domu, w którym „barwy schodziły o oktawę niżej, pokój napełniał się cieniem jakby pogrążony w światło głębi morskiej, jeszcze mętniej odbity w zielonych zwierciadłach, a cały upał dnia oddychał na storach, lekko falujących od marzeń południowej godziny” (Schulz 1957: 71-38).
Coś jednak pozostawało stabilne w tym niestabilnym kosmosie: sama Adela, która „zapuszczała cień na pokoje” (Schulz 1957: 38). Adela to pani zwierciadła i byt nieobecny, zapewniający ontyczną formę wnętrzu poddanemu wytrawieniu przez zielone odbicia. Nie bez przyczyny rzeczywistość poddana pracy luster jest niema: pozór ucisza materię, amputując jej tożsamość i identyczność z samą sobą. Tylko Adela nie traci – umacnia wręcz swą dyktaturę – dla kogoś, kto wobec samego siebie nigdy nie był obecny, choroba obecności nie jest niebezpieczna. Jest ona wręcz szansą na panowanie absolutne – w sytuacji powszechnej inflacji granic pozór wszędzie ma swoje miejsce, nic wyrwać się nie może jego hegemonii. Pan Karol natomiast traci swe po kobiecemu miękkie ciało przeżarte snem, znika, zmożony wodą, lustrem i niemotą przedmiotów, rezonujących w poplątanej ekwilibrystyce płaszczyzn i form. Dlatego ta nieszczęśliwa historia zakończyć się mogła w jeden tylko sposób: „A gdy wreszcie, idąc cicho od szafy do szafy, znajdował kawałek po kawałku wszystko potrzebne i kończył toaletę wśród tych mebli, które tolerowały go w milczeniu, z nieobecną miną, i wreszcie był gotów, to stojąc na odejściu z kapeluszem w ręku, czuł się zażenowany, że i w ostatniej chwili nie mógł znaleźć słowa, które by rozwiązało to wrogie milczenie, i odchodził ku drzwiom zrezygnowany, zwolna, ze spuszczoną głową – gdy w przeciwną stronę oddalał się tymczasem bez pośpiechu – w głąb zwierciadła – ktoś odwrócony na zawsze plecami – przez pustą amfiladę pokojów, które nie istniały” (Schulz 1957: 89).
10. Fetysze tworzą Adelę. Adela jest pantoflami, gorsetem, spinkami do włosów, lustrami, którym pozwoliła odbić swoje amorficzne ciało. Jej ciało wszak też jest fetyszem – punktem tymczasowego zespoleniowa rzeczy ją reprezentujących, wirujących po przestrzeni domu. Bowiem Adela to tylko imię owego (nie)inicjalnego, demonicznego światła – aura, która rozpościera samą siebie. Milczenie w ścisły sposób wiąże się z miejscem. Można nawet rzec, że materialność miejsca, jego widzialność i oczywistość wyrastają z określonej struktury miejsca. Milczenie zgłasza określone żądanie w kierunku przestrzeni, rodzaj apelu o symboliczną gwarancję. Milczenie jest możliwe tylko wtedy, kiedy ma miejsce, a zatem zdaje się być nie tyle przyczyną umiejscowienia albo jego efektem, ile samym momentem umiejscawiania, stawaniem się przez miejsce faktycznym. Wiąże się to z problemem fetyszu. Bowiem fetysz jest tym, co „zajmuje miejsce” – a zatem milczy. Fetysz to puste pole wewnątrz dyskursu. Nie przemieszcza się on wobec siebie, niczego do siebie nie dodaje, nie nicuje się ani nie podważa. Po prostu jest.
LITERATURA:
Borges J.L.: „Fikcje”. Przeł. K. Piekarec, A. Soból-Jurczykowski, K. Wojciechowska, S. Zembrzuski. Warszawa 1972.
Ficowski J.: „Regiony wielkiej herezji i okolice”. Sejny 2002.
Markowski M.P.: „Polska literatura nowoczesna”. Kraków 2007.
Markowski M.P.: „Powszechna rozwiązłość. Schulz, egzystencja, literatura”. Kraków 2012.
Sandauer A.: „Pisma zebrane. T. 1: Studia o literaturze współczesnej”. Warszawa 1985.
Schulz B.: „Sklepy cynamonowe. Sanatorium pod klepsydrą. Kometa”. Kraków 1957.
Kitowska-Łysiak M.: „Matka wychodzi z cienia”. W: „W ułomkach zwierciadła… Bruno Schulz 110 rocznicę urodzin i 60 rocznicę śmierci”. Red. M. Kitowska-Łysiak i W. Panas. Lublin 2003.
Fragment pracy doktorskiej „Sklepy wyobrażone. Po lekturze Brunona Schulza i Waltera Benjamina”, napisanej pod kierunkiem prof. dr hab. Józefa Olejniczaka i obronionej w 2015 roku na Uniwersytecie Śląskim w Katowicach.
Zadanie dofinansowane ze środków budżetu Województwa Śląskiego. Zrealizowano przy wsparciu Fundacji Otwarty Kod Kultury. |