ISSN 2658-1086
Wydanie bieżące

1 stycznia 1 (457) / 2023

Maria Tadel,

BEZ KOŃCA (LOUISE GLÜCK: 'ZIMOWE PRZEPISY NASZEJ WSPÓLNOTY')

A A A
„To nie jest kraj dla starych ludzi– od tych słów William Butler Yeats rozpoczął jeden ze swoich najpopularniejszych wierszy, „Sailing to Byzantium”. Jest lato, młodzi chodzą w objęciach, korony drzew są pełne ptaków, rzeki – ryb. Starym nie pozostaje nic innego, jak odpłynąć do Bizancjum.

„A świat toczy się dalej, / wszystkie światy, każdy kolejny piękniejszy od poprzedniegododaje wiele lat później Louise Glück w otwierającym tomie „Zimowe przepisy naszej wspólnoty” utworze.

Pokusa nazwania tego tomu epilogiem wiersza Yeatsa jest ogromna, jednak nie znajduje swojego jednoznacznego uzasadnienia w tomie, dlatego dla niniejszego komentarza stanie się tylko przekornym nieco kluczem interpretacyjnym, próbą przybliżenia tego, co może poezja wobec rozpadu. Ludzie, którzy musieli odpłynąć z nieprzyjaznego kraju Yatesa zadomowili się w poezji Glück. Poetka zgromadziła starców i kazała im zamieszkać w świecie wiecznej zimy, przestrzeni przypominającej czyściec – wypełnionej czekaniem na nieuchronne, bo „wszystko się skończyło (…) jeśli się nie skończyło, to skończy się wkrótce” („Zdanie”, s. 42).

Wiersze Glück mają w sobie coś minimalistycznego – nie da się do nich nic dopowiedzieć, a to, co jest – wystarcza nie dlatego, że ujmuje wszytko, ale dlatego, że ujmuje doświadczenie niemożliwości powiedzenia wszystkiego. Poetka jest świadoma tego, że słowa oddalają od istoty, jak w wierszu „Nocne myśli”, w którym wyznaje: „co za szkoda, że poznałam słowa bez kontaktu z tamtym wspomnieniem” (s. 23). Wydaje się, że właśnie dlatego żadna z historii snutych w tym tomie nie zostaje dokończona. Doświadczenie, do którego próbuje zbliżyć Glück, jest pozajęzykowe. Słowo nie wystarcza, ale jest wszystkim, czym dysponuje człowiek próbujący stanowić o sobie, zostawić ślad swojego istnienia.

Tak zaprojektowana poezja stanowi ogromne wyzwanie dla tłumacza. Krystyna Dąbrowska, której zawdzięczamy obecność noblistki w języku polskim, po raz kolejny uchwyciła to, co stanowi o wyjątkowości tej poezji. Jej przekłady mają w sobie minimalizm i melancholię oryginałów. Prosty, bliski mowie potocznej język sprawnie łączy się z tonem mitycznej czy baśniowej opowieści. Przekłady zachowują charakter oryginałów zarówno czytane z osobna, jak i jako spójna całość, bo taką bez wątpienia jest tom „Zimowe przepisy naszej wspólnoty”.

Oniryczny dom starców to przestrzeń, w której granice między realnym a wyśnionym są płynne i nie mają tak naprawdę większego znaczenia, miejsce równocześnie wrogie i swoje. Szereg konwencjonalnych metafor opisujących „kraj dla starych ludzi” odwołuje się do typowych kodów kultury: śniegu, zimy, lodu, pustkowia, zegarów odmierzających upływający czas. Jeśli świat, który musieli opuścić starcy w wierszu Yeatsa charakteryzowała obfitość – to tutaj jej miejsce zajmuje pustka. Rzeki zamiast ryb, wyrzucają kawałki drewna („Zachodzące słońce”), martwe liście leżą na kamieniach („Zimowe przepisy naszej wspólnoty”), wzdłuż ścieżek leżą „rzeczy, które umarły po drodze” („Podróż zimowa”, s. 22). To świat, w którym można przetrwać tylko dzięki wspólnym wysiłkom, dlatego „Książka zawiera / tylko przepisy na zimę, kiedy życie jest trudne. Wiosną /każdy potrafi przyrządzić wyśmienity posiłek” („Zimowe przepisy naszej wspólnoty”, s. 16). Wzajemna troska staje się gwarantem przeżycia, ale może się stać męcząca. Reguły, które zapewniają bezpieczeństwo – zniewalają, a podmiotowość rozpływa się, jak paszport wyrzucony w morze („Historia paszportu”). Opamiętywanie wspomnień, snucie historii jest więc próbą bycia sobą, próbą trwania – jeszcze przez chwilę.

Wroga przestrzeń jest również – paradoksalnie – zwierciadłem. Starcy, czekający na śmierć, próbujący dokończyć swoje historie są tacy, jak otaczający ich świat: zastygli, zniekształceni, senni. To, co w nich żywe – należy do przeszłości. Stracili beztroskę, dzięki której kochali „jakby wcale nie było czasu” („Nieskończona historia”, s. 28) zyskali „wgląd w istotę rzeczy” („Jesień”, s. 34), który zawsze przychodzi za późno, gdy nic już nie można z nim zrobić. Na poziomie tematyki ten tom w dużej mierze wraca do „Araratu”: pojawia się matka, siostra, odchodzenie i śmierć, ale zmienia się charakter tych obrazów. Śmierć nie jest już śmiercią czyjąś, która nastąpiła, ale własną, antycypowaną. Nie chodzi już o radzenie sobie z pustką, ale jej oswajanie.

W książce Glück odpowiedzią na wrogość świata i istnienia staje się intymność i czułość snucia opowieści. Cały liryzm tej poezji zasadza się – paradoksalnie – na żywiole narracji. Historie zapamięta i odpamiętywane, zniekształcone przez czas i uczucia, wymarzone i wyśnione składają się na baśniowy i surrealistyczny klimat książki. To snucie opowieści przywodzi na myśl Arachne i spojrzenie na kobietę, jako na tę, która pisząc zostawia swój ślad, odwraca tkaninę na lewą stronę (Miller 1988: 77-101). To, co wydaje się w „Zimowych przepisach…” interesujące to subtelność tego śladu. Zamiast typowego kobiecego rekwizytorium pojawia się czułość oglądu świata. To opowieść o bliskości, potrzebie dotknięcia świata, nawet – albo szczególnie – w momencie, w którym ten zaczyna się oddalać. Być może właśnie dlatego, tak jak w tytule wiersza Yeatsa, dopływanie do Biznacjum i odchodzenie, jeden z podstawowych tematów tomu Glück, zostają ujęte w aspekcie niedokonanym. Żeglowanie, umieranie, przemijanie jest trwaniem. Nie ma w tych wierszach nic ostatecznego, choć paradoksalnie przecież o to, co ostateczne w nich chodzi. Koniec jest i nie może się skończyć.

Literatura:

Miller N. K.: „Arachnologies: The Woman, the Text, and the Critic” [w:] idem, „Subject to Change: Reading Feminist Writing”. New York 1988.
Louise Glück: „Zimowe przepisy naszej wspólnoty”. Przeł. Krystyna Dąbrowska. Wydawnictwo a5. Kraków 2022.