ISSN 2658-1086
Wydanie bieżące

15 lutego 4 (460) / 2023

Przemysław Piwowarczyk,

METODOLOGIA HISTORII, CZYLI WOŁANIE NA PUSZCZY ('WPROWADZENIE DO METODOLOGII HISTORII')

A A A
O codziennym stosunku historyków do ujęć teoretycznych na pewno mówi coś fakt, że w styczniu 2023 Ewę Domańską zaprosili na Uniwersytet Śląski nie historycy, a literaturoznawcy. Pewnie znaczący jest też fakt, że o Haydenie Whicie (bodaj najczęściej przywoływany we „Wprowadzeniu do metodologii historii” autor) nie usłyszałem podczas moich studiów historycznych ani razu, jego „Metahistoria” stanowi zaś lekturę obowiązkową na śląskim literaturoznawstwie.

Na pewno nie mogę mówić w imieniu wszystkich historyków. Zainteresowania metahistoryczne zależą w jakiejś mierze od indywidualnych preferencji i od dziedziny, którą się konkretne osoby zajmują. Wydaje mi się jednak, że starożytnicy, do których należę, są ponadprzeciętnie wyczuleni na te kwestie, z racji tego, że tworzone przez nich reprezentacje historii opierają się często na nielicznych i niejednoznacznych źródłach, a także dlatego, że badania and starożytnością są z natury międzynarodowe i łatwiej tutaj napotkać teoretycznie zainteresowanych kolegów z Zachodu (nie przesadzajmy jednak – większość zachodnich starożytników, których znam, podobnie jak ich polscy koledzy, nie zawraca sobie na co dzień głowy teorią reprezentacji historycznej).

Ogólnie jednak rzecz biorąc, przekonywanie historyków do naukowej metodologii jest wołaniem na puszczy, a nauczanie tejże studentów historii – orką na ugorze. Co oczywiście nie znaczy, że historycy metodologii nie używają. W przeważającej chyba części jest ona jednak tym, co Jan Pomorski (zob. s. 29) nazywa potoczną metodologią stosowaną, wypracowaną metodą prób i błędów. Prawie każdy zgodzi się jednak, że lepiej by było błędów unikać, a wiedzieć jest lepiej niż pozostawać w niewiedzy. Skąd więc w takim razie sceptycyzm historyków wobec refleksji metodologicznej? Wydaje mi się, że w dużej mierze zaważył na tym przemożny wpływ Jerzego Topolskiego, którego teoretyzujący sposób pisania o historii funkcjonował w niemal zupełnym oderwaniu od głównego nurtu krajowej praktyki historycznej. Z braku innych możliwości to „Metodologia historii” Topolskiego (1984) była podstawowym punktem odniesienia. Lektura ta zaś skutecznie zniechęca – powiedzmy sobie bowiem szczerze: historycy są ludźmi konkretu, nie zaś abstrakcji, i mało kto wybiera studia historyczne po to, by o historii teoretyzować. Trzeba jednak uczciwie powiedzieć, że późniejsze „Wprowadzenie do historii” Topolskiego (1998) jest książką znacznie przystępniejszą i pełniącą dość dobrze funkcje podręcznikowe. Została zresztą pomyślana jako pozycja dydaktyczna. Co ciekawe, nie znajdziemy jej w bibliografii „Wprowadzenia do metodologii historii” w dziale „podręczniki”. Została wymieniona jedynie jako jedno z opracowań. Ta nieduża książeczka ma natomiast tę zaletę, że od początku do końca jest przystępnym wywodem jednego autora.

„Wprowadzenie do metodologii historii” przedstawia się jako podręcznik akademicki, w dodatku pierwszy od lat w dziedzinie metodologii historii. To pozycja zapowiadana już od dłuższego czasu, ma – jak na podręcznik akademicki – niezłą akcję promocyjną, stanowi efekt pracy sporego zespołu specjalistów. Co prawda książka jest adresowana do studentów, ale myślę, że przeciętny historyk, taki jak ja, w obszarze metodologii uprawianej przez siebie nauki ma również sporo do nadrobienia.

Podręcznik składa się z redaktorskiego wstępu, trzydziestu trzech rozdziałów, bibliografii, informacji o autorach, indeksu pojęć i nazwisk. Oba indeksy są niezwykle użyteczne. Autorzy rozdziałów niejednokrotnie wracają do tych samych postaci i koncepcji, wyrobienie sobie pełnego oglądu wymaga więc lektury różnych partii książki. Niestety mamy także powtórzenia, a nawet różniące się od siebie definicje (zob. dwie definicje terminów „metodologia ogólna” i „metodologia” na s. 27 i 359), co w podręczniku nie powinno mieć miejsca.

A autorów mamy aż dwadzieścioro czworo. Wydaje się, że redakcja nie zapanowała nad tą mnogością. Kwestia redakcji jest zresztą również ciekawa. Mamy dwoje redaktorów naukowych, do tego jednak również dwoje redaktorów pomocniczych. Na stronie tytułowej zagadkowo podano również, że za opracowanie – cokolwiek to znaczy – odpowiada (zbiorowo) Komisja Teorii i Historii Historiografii oraz Metodologii Historii Komitetu Nauk Historycznych PAN. Rozproszenie odpowiedzialności nie sprzyja spójności książki. O ile objętość rozdziałów jest mniej więcej równa, to styl wywodu, podziały wewnętrzne poszczególnych rozdziałów czy narracja wizualna różnią się bardzo w zależności od autora. Dla przykładu w rozdziale pierwszym („Przedmiot metodologii historii”, autor: Jan Pomorski) mamy rozbudowane porównanie metodologii do sztuki kulinarnej. Autor pisze w stylu bezpośrednim, deliberacyjnym, odwołując się do popkultury, np. tak: „Zadajecie pytanie, kto za tymi potrawami stoi? Może jakiś kolejny Wojciech Amaro lub jakaś nowa Magda Gessler. To norma, nieprawdaż? Zestawmy teraz obie scenki ze sobą. Widzicie różnicę w zachowaniu? W pierwszym przypadku nasza uwaga skupiona jest na zawartości/treści książki” (s. 21). A na przykład w rozdziale dziesiątym („Wyjaśnianie historyczne w tradycji analitycznej filozofii historii”, autor: Krzysztof Brzechczyn) mamy do czynienia z zupełnie odmiennym stylem wywodu: „Model dedukcyjno-nomologiczny składa się z explanandum, czyli zdań opisujących fakty podlegające wyjaśnianiu (E), oraz explanansu składającego się ze zdań zawierających warunki początkowe (C1, C2,…Cn) (…)” (s. 164). Styl jest bezosobowy, suchy, autor korzysta z notacji symbolicznej. Ta rozmaitość jest słabą stroną podręcznika, który miejscami przypomina pokonferencyjną monografię wieloautorską. Zastanawiam się, czy tego typu książka musiała być koniecznie pisana przez tak szerokie grono osób. Jednoautorskie ujęcie całości zapewniłoby większą konsekwencję (jak u Topolskiego w jego „Wprowadzeniu…”). Wśród autorów są osoby, które podołałyby temu zadaniu. Na pewno zaś przydałoby się więcej redakcyjnego nadzoru i uzgodnień między autorami. Choć w podręczniku znajdujemy wewnętrzne odsyłacze, pełnią one rolę wyłącznie formalnych zworników, nie odsyłają zresztą do konkretnych stron, ale do całych rozdziałów.

Jeśli idzie o wizualne kierowanie uwagą czytelnika, to niektóre rozdziały dla zaznaczenia istotnych miejsc stosują podkreślenia (np. rozdział 17 „Narracja historyczna”, autor: Maciej Bugajewski), inne (np. rozdział 5 „Autonomia i społeczna rola historii we współczesnym świecie”, autor: Jakub Muchowski) nie używają ich wcale. Niekiedy dla odmiany pojawiają się wyróżniania tła szarym kolorem (rozdział 16 „Wydarzenie historyczne”, autor: Tomasz Falkowski). Regularnie pojawiają się wyróżnienia w ramce oraz rozstrzelenie druku, a niekiedy i pogrubienia, czasem też niektóre partie pisane są kursywą. Wizualnie sprawia to wrażenie chaosu, a na pewno jest oznaką braku jasnych wytycznych albo/i nadzoru redaktorskiego. Rozdziałom towarzyszy też materiał ilustracyjny, rzadko jednak informacyjny w charakterze. Kuriozum są trzy ilustracje w kluczowym rozdziale poświęconym źródłu historycznemu (zob. s. 264, 267-268), przedstawiające widoki biurka oraz odcisk buta pod lupą (chodzi chyba o to, że źródło jest śladem).

Bardzo ciekawym rozwiązaniem są natomiast trzy zagadnienia do dyskusji kończące każdy rozdział. Często wykraczają one poza treść samego rozdziału i pozwalają nie tylko sprawdzić stopień przyswojenia partii materiału, ale także przetestować teorię metodologiczną na konkretnych przykładach. Dobrze użyte przez prowadzącego na pewno przyczynią się do lepszego zrozumienia poszczególnych zagadnień przez studentów. Sam próbowałem sobie z niektórymi radzić i były to ciekawe wyzwania.

Rozdziały zostały rozdzielone pomiędzy pięć części. Rdzeniem wydaje mi się część druga, „Metodologiczne problemy warsztatu badawczego historyka”. Podręcznik można by zacząć czytać właśnie od czterech pierwszych rozdziałów tej części, które problematyzują podstawowe kategorie historiografii, takie jak źródło historyczne (Aleksandra Kuligowska), wydarzenie historyczne (Tomasz Falkowski), narracja historyczna (Maciej Bugajewski) oraz reprezentacja historyczna (także Maciej Bugajewski). Przed rozpoczęciem lektury spodziewałem się zresztą, że zagadnienia te zajmą większą część podręcznika. Odczuwam niedosyt zwłaszcza po lekturze tekstu poświęconego kategorii źródła. Nie ze względu na jego słabość, ale skrótowość. Pełniejszy obraz zagadnienia daje „Wprowadzenie…” Topolskiego (1998: 33-55).

Na szczególne wyróżnienie zasługuje krótki rozdział „Krytyczny wymiar myślenia historycznego” autorstwa Marii Solarskiej. Wywód ma jasną strukturę, podzielony jest na trzy części, każda z podsumowaniem w punktach. Rozdział odpowiada na podstawowe pytanie o korzyść intelektualną i praktyczną, jaką daje poznanie historyczne. A więc na pytanie, które często zadają historykom postronni, a które i sami sobie zadać powinni – dlaczego warto poświęcać czas i siły na badanie przeszłości? Solarska bardzo słusznie uwypukla, że badanie takie uświadamia względności aktualnego stanu rzeczy: „Poznanie historyczne przynosi świadomość tego, że możliwy jest inny porządek relacji władzy niż obecnie istniejący. Ta świadomość daje krytyczny dystans wobec zastanego porządku i możliwość jego zmiany” (s. 396). Stwierdzenie takie wydaje się sprzeczne z potocznym przekonaniem, że profesja historyczna wiąże się z bezrefleksyjnym konserwatyzmem i lojalizmem wobec władzy. Aby to zrozumieć, warto pójść nawet dalej, niż proponuje Stolarska. Przygotowanie historyczne uczy nieufności nie tylko wobec władzy, ale – może nawet bardziej – do rewolucji. Historyków cechuje większa podejrzliwość wobec manifestów niż innych humanistów (co wynika w dużej mierze z tego, że pytają źródła nie tylko o to, co zawierają, ale i o to, czego w nich brak). Stąd ich profesjonalny styl myślenia jest w stanie dezawuować prezentystyczny aktywizm (por. ciekawe uwagi Tomasza Wiślicza na temat prezentyzmu w historiografii na s. 324-326) skuteczniej, niż czynią to np. literaturoznawcy pożądający nowych form wyrazu czy zanurzeni w aktualności socjologowie. Stąd zresztą nikły rezonans, jaki różnego typu zwroty (na ich temat osobny rozdział 13 autorstwa Ewy Domańskiej) wywołały w praktyce historycznej. Mimo że można z Solarską polemizować, a z jej wywodu wyciągnąć dalej idące konsekwencje, rozdział okazuje się zdecydowanie jasnym punktem podręcznika i wart jest przedyskutowania tak ze studentami, jak w gronie samych historyków. Bezpośrednio następujący rozdział, także autorstwa Solarskiej, „Historia jako dyskurs władzy” rozwija wyrażone wcześniej myśli i podobnie wart jest lektury i przemyślenia.

Drugi rozdział, który chciałbym wyróżnić, napisał Tomasz Falkowski. Dotyczy on „Wartości i wartościowania w pracy badawczej historyka”. Autor ujął mnie otwierającą partią, w której uznaje samoistną wartość poznania historycznego, która nie wymaga żadnego uzasadnienia pragmatycznego – to odpowiedź komplementarna względem tego, co o pożytkach z badania historii pisze Solarska. Myślenia historyczne jest formą hedonizmu; daje „rozkosz poznawania rzeczy osobliwych” (s. 418, to cytat z Marca Blocha). Cieszę się, że autor dał wybrzmieć tej – zdaje się niepoważnej i nieprofesjonalnej, metodologicznie niewyrażalnej, ale najczystszej prawdzie. Wydaje mi się, że odnajdzie się w tym zdaniu niejeden historyk. Falkowski w dalszej części rozdziału bardzo zgrabnie i na przykładach przygląda się wartościowaniu w narracji historycznej oraz sposobom przejawiania się systemu wartości konkretnego historyka, począwszy od wyboru problematyki badawczej aż po bezpośrednie formułowanie ocen. Temat to bez wątpienia podstawowy i chyba często nieuświadamiany przez samych historyków.

Mamy jednak w również rozdziały w formule podręcznikowej zbyteczne. Nie wiem dlaczego uznano, że na osobny rozdział zasługuje tzw. metodologia praktyczna (rozdział 22, autorka: Ewa Domańska) – z punktu widzenia badań historycznych to procedura marginalna. Z treści rozdziału ewidentnie wynika, że jej upowszechnienie jest postulatem autorki. Podobnie zwrot antropoceniczny zasłużył na kilka stron omówienia (zob. s. 229-232), podczas gdy, jak pisze sama Domańska, zwrot ten został w polskiej praktyce historycznej zaledwie „odnotowany” (s. 231; autorka podaje dwoje autorów). Bez wątpienia na szczególne potraktowanie tematów wpłynęły osobiste zainteresowania Domańskiej. Jeśli idzie o konkretne perspektywy teoretyczne (termin „zwrot” nie jest raczej używany przez samych historyków, którzy cenią ciągłość), to przynajmniej w mojej wąskiej branży starożytniczej (w jej międzynarodowym wydaniu) widzę wyraźną obecność krytyki feministycznej i teorii gender – i wydaje mi się, że to właśnie ta perspektywa zasługiwałaby na osobny rozdział. Skądinąd jest ona chyba kluczowa zarówno dla współczesnej humanistyki jako całości, jak i dla debaty publicznej. Sporo eksperymentuje się też z ujęciami porównawczymi, zwłaszcza z wykorzystaniem dorobku etnologii i antropologii kulturowej. Chętnie widziałbym w podręczniku rozdział, który traktowałby o zaletach i pułapkach takiego podejścia.

Podręcznik przyjmuje często perspektywę ogólnohumanistyczną, a nie specyficznie historyczną. Ma to tę dobrą stronę, że uwrażliwia historyków na bezpośrednie otoczenie nauki historycznej, z drugiej jednak strony odbiega od deklaracji redaktorów, zapowiadających, że zajmą się metodologią empiryczną, „silnie akcentując związek rozważań stricte metodologicznych z praktyką badawczą historyka (…)” (s. 11, zdanie w oryginale podkreślone). W pewnej mierze podręcznik zawiera postulaty metodologiczne (choć niewyrażone wprost), nie zaś metaopis rzeczywistych (choć często nieuświadomionych) praktyk – ze wszystkimi ich manowcami. Wydaje mi się też, że autorzy zbytnio skupili się na historii najnowszej, tak w doborze tematów, jak i przykładów. Historycy epok dawnych znajdą w podręczniku niewiele znajomych tropów. Ponadto przy okazji omawiania niektórych „zwrotów” w humanistyce pojawiają się bez komentarza tezy, które zasługiwałyby na nieco krytycznego omówienia. Tak np. warto by sproblematyzować założenie tzw. „action research”, że „członkowie społeczności mają najlepsze kompetencje do rozumienia jej funkcjonowania” (s. 254); albo tzw. „metodologię opresjonowanych”, która przyjmuje „uprzywilejowany poznawczo status ofiary” (s. 225). Oba założenia mają swoje źródła w nurtach humanistyki odległych od tradycyjnej krytyki źródeł i ich zastosowanie w praktyce badawczej historyka budzić może poważne zastrzeżenia.

W czwartej części podręcznika znajdują się rozdziały poświęcone wybranym subdyscyplinom historycznym, konkretnie czterem: historii wizualnej, historii publicznej, historii cyfrowej oraz dydaktyce historii. Pomijając tę ostatnią, pozostałe trzy nie są w istocie subdyscyplinami, ale zestawami narzędzi badawczych i środków wyrazu. Subdyscpliną może być, w zależności od przyjętego kryterium, historia starożytna albo mediewistyka, historia wychowania albo historia historiografii, historia środowiskowa albo psychohistoria. I bardzo chętnie poczytałbym coś więcej o problemach metodologicznych tak pojętych specjalizacji. Tymczasem otrzymujemy bardzo powierzchowne przeglądy i wyliczenia, do tego mieszające problematykę statusu źródeł (wizualnych czy cyfrowych), narzędzi do analizy tych źródeł i prezentacji wyników przy użyciu konkretnych technik. W dużej mierze problematyka nie dotyczy zresztą historyków. Czy „muzeum historyczne jako przedmiot badań historii wizualnej” (zob. s. 470-483) jest naprawdę przedmiotem zainteresowania historyka? Jeśli już, to muzeologa, antropologa czy teoretyka sztuki. Takie perspektywy przyjmują zresztą prace własne autorów rozdziału – Anny Ziębińskiej-Witek i Piotra Witka (oboje to pracownicy Katedry Humanistyki Cyfrowej i Metodologii Historii UMCS).

Subdyscypliny historyczne mają zaś swoją specyfikę metodologiczną i zasługuje ona na poważne potraktowanie. W historii starożytnej mamy kilka absolutnie kluczowych problemów. Należą do nich napięcie pomiędzy koniecznością budowania wyjaśnień, a nieraz nawet samych związków przyczynowo-skutkowych, w oparciu o minimalną liczbę źródeł (często wręcz jedno). Bez wątpienia w konstruowaniu reprezentacji starożytności wyobraźnia ma większy udział niż w przypadku innych epok. Wielkim wyzwaniem dla starożytnika jest posługiwanie się danymi i kategoriami archeologicznymi. Problem stanowi już samo zrozumienie pojęć używanych przez archeologów, takich jak kultury archeologiczne, będące sposobem porządkowania artefaktów, podczas gdy historyk potrzebuje aktorów dziejowych. Inną pułapką są ograniczenia datowania metodą stratygraficzną, typologiczną czy metodami fizyko-chemicznymi, na które historyk musi być uwrażliwiony. I nie chodzi mi o to, że podręcznik do metodologii historii powinien te techniczne problemy wyjaśniać, ale mógłby zwrócić na nie uwagę, odsyłając do fachowej literatury. W przypadku reprezentacji dziejów starożytnych częściej niż w przypadku innych epok sięga się też do porównań etnograficznych i teorii antropologicznych, o czym już wspomniałem. Takie przejścia są zawsze ryzykowne i chętnie poczytałbym o metodologii ujęć porównawczych. Myślę, że każdy praktyk historii wskazałby na jeszcze inne specyficzne zagadnienia, których we „Wprowadzeniu…” nie znalazł. Oczywiście to tylko wprowadzenie. Czekam jednak na zejście głębiej. Zapewne dobrze byłoby przygotować np. „Wprowadzenie do metodologii historii starożytnej”, które wypełniałoby pustą przestrzeń pomiędzy omawianą tu książką a nieocenionym, ale zasadniczo skupionym na konkrecie „Vademecum historyka starożytnej Grecji i Rzymu” (zob. Wipszycka 2001).

„Wprowadzenie do metodologii historii” jest książką nierówną i nieco chaotyczną. Poszczególne rozdziały mają samoistną wartość i mogą być czytane poza kontekstem całości. Tak też pewnie będą użytkowane w dydaktyce akademickiej, choćby z tej racji, że podręcznik obejmuje zbyt wiele tematów. Mamy rozdziały oryginalne i zdecydowanie godne polecenia, rozdziały konieczne i poprawne oraz rozdziały zbyteczne (wśród nich zarówno te interesujące i dobrze napisane, jak i te chaotyczne). Podręcznik zdecydowanie skorzystałby na ograniczeniu zakresu tematycznego i grona autorskiego. Będzie to bez wątpienia książka intensywnie użytkowana, ale nie zostanie kamieniem milowym polskiej metodologii historii. Pozycja Topolskiego (w odsłonie hermetycznej i popularnej) jako autora kanonicznego wydaje się niezagrożona.

LITERATURA:

Topolski J.: „Metodologia historii”. Warszawa 1984.

Topolski J.: „Wprowadzenie do historii”. Poznań 1998.

„Vademecum historyka starożytnej Grecji i Rzymu. Źródłoznawstwo starożytności klasycznej”. T. 1-2. Red. E. Wipszycka. Warszawa 2001.
„Wprowadzenie do metodologii historii”. Red. naukowa: Ewa Domańska, Jan Pomorski. Red pomocniczy: Aleksandra Kuligowska, Piotr Kowalewski Jahromi. Oprac. Komisja Teorii i Historii Historiografii oraz Metodologii Historii Komitetu Nauk Historycznych PAN. Wydawnictwo Naukowe PWN. Warszawa 2022.