
PRZEWLEKŁE WYOBCOWANIE (OLIVIA LAING: 'MIASTO ZWANE SAMOTNOŚCIĄ. O NOWYM JORKU I ARTYSTACH OSOBNYCH')
A
A
A
Książka Olivii Laing „Miasto zwane samotnością. O Nowym Jorku i artystach osobnych” w przekładzie Dominiki Cieśli-Szymańskiej to kolejna odsłona kultowej już serii Amerykańskiej wydawnictwa Czarne, jednakże pierwsza na polskim rynku wydawniczym pozycja tej brytyjskiej pisarki i krytyczki kultury.
Laing, laureatka Nagrody Literackiej Windhama-Campbella oraz James Tait Black Memorial, jest autorką wielu tekstów o sztuce i kulturze, które publikuje między innymi na łamach „New York Times’a” czy „The Guardian”, ale także książek non-fiction, w tym „Funny Weather. Art in an Emergency”, stanowiącej pokłosie jej artykułów publikowanych na łamach czasopisma „Frieze”. Laing skupia się w niej na interwencyjnej sprawczości sztuki, jej społeczno-politycznego zaangażowania, a także na odkrywaniu pokładów życia wewnętrznego artystów, ukrytych w ich realizacjach. Nie inaczej dzieje się w przypadku „Miasta zwanego samotnością”. Laing bierze na warsztat zagadnienie samotności, które wciąż definicyjnie jest niedookreślone, trudne do jednoznacznego sprecyzowania. Innymi słowy, jest czymś wstydliwym, niepożądanym, a co najważniejsze, przerażającym. Być może dlatego rozszyfrowywanie jej symptomów z tak wielkim trudem przychodziło psychologom, jak i psychiatrom, bo jak słusznie zauważa Laing, samotność nie cieszyła się szczególnym zainteresowaniem badaczy. Autorka jednak postanawia rozłożyć to pojęcie na czynniki pierwsze za pomocą działań artystów takich jak Edward Hopper, Andy Warhol, Henry Darger i David Wojnarowicz.
Laing kreśli w swojej publikacji niepokojący portret nowoczesności, którą śmiało można określić jako samotniczą, wyobcowaną. Autorka nie boi się diagnozować także samej siebie, obserwując powolny proces wkraczania w strefę wyizolowania. Przebiega on pozornie niezauważalnie, jednak z czasem daje o sobie znać w zupełnie nieoczekiwany, dotkliwie bolesny sposób. Co najważniejsze, Laing, pisząc o emocjach, nie robi tego w chłodny, laboratoryjny i wystudiowany sposób, wręcz przeciwnie. Dużo w jej słowach empatii i pełnego czułości zaangażowania. Daleka jest od powtarzania truizmów i przetwarzania klisz. Jeszcze dalej jej do sentymentów i uderzania w melodramatyczne tony. Od pierwszego zdania natychmiast angażuje czytelnika, który w trakcie lektury ze smutkiem odkrywa, że również on sam doświadczył stanu samotności. Jest to jeden z największych atutów, choć oczywiście nie jedyny, omawianej publikacji, konfrontującej wprost z trudnymi emocjami, z których ostatecznie trudno się samodzielnie rozliczyć. Dlaczego? Bo jak słusznie zauważa autorka, samotność skutecznie transformuje odczuwane wrażenia, co intensywnie wpływa na prawidłową percepcję i ocenę otaczającego świata. Jej przewlekły stan znacząco utrudnia ponowne wyjście ku rzeczywistości, pozbawia wcześniej nabytych interpersonalnych umiejętności, co sprawia, że jednostka staje się ponownie skazana na izolację.
Laing nieprzypadkowo w kontekście rozważań o samotności wybrała takich a nie innych artystów osobnych, nieprzystających do społecznych ram i standardów. Jak podkreśla, byli oni szczególnie „wyczuleni na przepaście pomiędzy ludźmi, na to, jak to jest czuć się rozbitkiem pośród tłumu” (s. 12). Dostrzegał je Hopper w swoich obrazach będących doskonałym, wizualnym studium osamotnienia. Odczuwał ten stan równie silnie Warhol, który z powodu kompleksów i skrajnej wręcz niepewności nie mógł ostatecznie odnaleźć się wśród społeczeństwa. Doświadczył jej Darger, który odseparował się od rzeczywistości i poszukiwał własnych światów, malując fantastyczne krainy. Doznawał jej na wskroś Wojnarowicz, który w swoich fotografiach starał się przemycać najdotkliwsze formy osamotnienia. Wszystkich artystów cechuje pewne podobieństwo – to właśnie samotność stała się siłą napędową ich twórczości. Laing przedziera się przez ich biografie, odnajdując w nich ślady traumatycznych wydarzeń i celowej, choć miejscami także i wymuszonej chęci odsunięcia się od świata, w którym czuli się wybrakowani, nieprzystawalni. Jednakże ich działania artystyczne stały się jednocześnie formą komunikowania się z nim, sposobem poszukiwania odpowiedniego języka, skoro za pomocą werbalnego nie potrafili skutecznie nawiązać relacji.
Laing zauważa, że samotność generuje skrajne kontrasty – z jednej strony pojawia się usilne pragnienie widzialności, z drugiej chęć jednoczesnego zniknięcia, zerwania relacji z powodu silnego lęku przed skrzywdzeniem i odrzuceniem. To wewnętrzne szarpanie się bohaterów książki Laing jest mocno odczuwalne przez czytelnika, choć w przypadku introwertycznego Hoppera wrażenie to okazuje się mniej wyraźne. Co warte podkreślenia, każdy z artystów obdarzony był nadnaturalną wręcz wrażliwością, a co najważniejsze, ich samotność wiązała się przede wszystkim z odrzuceniem z powodu wyglądu, zachowania, cech charakteru. Inność wywołuje niepokój i agresję, co skutecznie utrudnia budowanie jakichkolwiek relacji z innymi ludźmi. Laing obdarza opisywanych przez siebie artystów potężną dawką zrozumienia, szukając sensownego wyjaśnienia ich zachowań, obsesji, jak i samych dzieł sztuki. Nie ocenia ich w jakikolwiek sposób, choć lektura jej książki może sprawiać wrażenie zbioru subiektywnych, usprawiedliwiających opinii. Nic bardziej mylnego – Laing prowadzi czytelnika przez dotkliwą przeszłość Stanów Zjednoczonych przełomu XX i XXI wieku, przez epidemię AIDS, która przyczyniła się do skrajnej izolacji, przede wszystkim osób homoseksualnych, wnikliwie również opisuje strategie unifikacji, dzięki którym niewskazana staje się inność, różnorodność.
Autorka poświęca również nieco uwagi technologii i jej wpływowi na relacje międzyludzkie, które zostały dziś sprowadzone do ruchu palca, przesuwającego się po gładkim wyświetlaczu smartfona. Brak w nich dotyku, autentycznej bliskości, porozumienia. A co najbardziej osobliwe, chęć prawdziwej rozmowy, nawet z przypadkowym przechodniem lub pasażerem komunikacji miejskiej, prowokuje zdziwienie, niepokój, w skrajnych przypadkach nawet agresywną niechęć oraz silne pragnienie natychmiastowego jej zakończenia i „przyklejenia się” z powrotem do ekranu. Tego rodzaju zachowania stają się niestety akceptowalnym, a nawet społecznie pożądanym standardem. Wprawdzie Laing nie napisała niczego nowego w kontekście beznadziejności nowoczesnych relacji, z której wypreparowano jakąkolwiek sensowną więź, nie mniej jednak warto sobie nieustannie przypominać, że ekran nie oferuje niczego innego oprócz prowizorycznej obecności, widzialności. Analogowa rzeczywistość ma znacznie więcej do zaoferowania. Kiedyś, nomen omen, w sieci, zobaczyłam fotografię z następującym napisem: „Do more things that make you forget to check the phone”. Pojawiła się ona nieśmiało w internecie jeszcze przed wielkimi, ogólnoświatowymi debatami o zgubnym wpływie technologii na ludzką psychikę. To symptomatyczne zdanie stało się ponurą przepowiednią epidemii samotności, z którą zmaga się dziś wielu ludzi. Dziś wszędzie można poczuć się samotnym – zarówno w sieci, jak i realnej rzeczywistości, w której ostatecznie większość ludzi i tak nieustannie wodzi wzrokiem po świecących wyświetlaczach. Czy wyjście z tego impasu jest możliwe? Można odnieść wrażenie, że ostatecznie jednak nie.
Książka Laing zaczyna się symptomatycznym mottem: „Jeśli masz poczucie osamotnienia, ta książka jest dla ciebie”. Ta publikacja jest tak naprawdę dla każdego – stanowi ona nie tylko wspaniałe źródło wiedzy z historii sztuki, ale też psychologii. To również przykład niezwykłego, głębokiego i coraz rzadziej spotykanego humanizmu, który zachęca do akceptowania inności, jej powolnego odkrywania, oswajania. Mogłoby się to wszystko wydawać szalenie proste, banalne, ale Laing skutecznie przekonuje czytelnika, że to właśnie najzwyklejsze oczywistości mogą jeszcze utrzymać ludzi przy resztkach człowieczeństwa.
Laing, laureatka Nagrody Literackiej Windhama-Campbella oraz James Tait Black Memorial, jest autorką wielu tekstów o sztuce i kulturze, które publikuje między innymi na łamach „New York Times’a” czy „The Guardian”, ale także książek non-fiction, w tym „Funny Weather. Art in an Emergency”, stanowiącej pokłosie jej artykułów publikowanych na łamach czasopisma „Frieze”. Laing skupia się w niej na interwencyjnej sprawczości sztuki, jej społeczno-politycznego zaangażowania, a także na odkrywaniu pokładów życia wewnętrznego artystów, ukrytych w ich realizacjach. Nie inaczej dzieje się w przypadku „Miasta zwanego samotnością”. Laing bierze na warsztat zagadnienie samotności, które wciąż definicyjnie jest niedookreślone, trudne do jednoznacznego sprecyzowania. Innymi słowy, jest czymś wstydliwym, niepożądanym, a co najważniejsze, przerażającym. Być może dlatego rozszyfrowywanie jej symptomów z tak wielkim trudem przychodziło psychologom, jak i psychiatrom, bo jak słusznie zauważa Laing, samotność nie cieszyła się szczególnym zainteresowaniem badaczy. Autorka jednak postanawia rozłożyć to pojęcie na czynniki pierwsze za pomocą działań artystów takich jak Edward Hopper, Andy Warhol, Henry Darger i David Wojnarowicz.
Laing kreśli w swojej publikacji niepokojący portret nowoczesności, którą śmiało można określić jako samotniczą, wyobcowaną. Autorka nie boi się diagnozować także samej siebie, obserwując powolny proces wkraczania w strefę wyizolowania. Przebiega on pozornie niezauważalnie, jednak z czasem daje o sobie znać w zupełnie nieoczekiwany, dotkliwie bolesny sposób. Co najważniejsze, Laing, pisząc o emocjach, nie robi tego w chłodny, laboratoryjny i wystudiowany sposób, wręcz przeciwnie. Dużo w jej słowach empatii i pełnego czułości zaangażowania. Daleka jest od powtarzania truizmów i przetwarzania klisz. Jeszcze dalej jej do sentymentów i uderzania w melodramatyczne tony. Od pierwszego zdania natychmiast angażuje czytelnika, który w trakcie lektury ze smutkiem odkrywa, że również on sam doświadczył stanu samotności. Jest to jeden z największych atutów, choć oczywiście nie jedyny, omawianej publikacji, konfrontującej wprost z trudnymi emocjami, z których ostatecznie trudno się samodzielnie rozliczyć. Dlaczego? Bo jak słusznie zauważa autorka, samotność skutecznie transformuje odczuwane wrażenia, co intensywnie wpływa na prawidłową percepcję i ocenę otaczającego świata. Jej przewlekły stan znacząco utrudnia ponowne wyjście ku rzeczywistości, pozbawia wcześniej nabytych interpersonalnych umiejętności, co sprawia, że jednostka staje się ponownie skazana na izolację.
Laing nieprzypadkowo w kontekście rozważań o samotności wybrała takich a nie innych artystów osobnych, nieprzystających do społecznych ram i standardów. Jak podkreśla, byli oni szczególnie „wyczuleni na przepaście pomiędzy ludźmi, na to, jak to jest czuć się rozbitkiem pośród tłumu” (s. 12). Dostrzegał je Hopper w swoich obrazach będących doskonałym, wizualnym studium osamotnienia. Odczuwał ten stan równie silnie Warhol, który z powodu kompleksów i skrajnej wręcz niepewności nie mógł ostatecznie odnaleźć się wśród społeczeństwa. Doświadczył jej Darger, który odseparował się od rzeczywistości i poszukiwał własnych światów, malując fantastyczne krainy. Doznawał jej na wskroś Wojnarowicz, który w swoich fotografiach starał się przemycać najdotkliwsze formy osamotnienia. Wszystkich artystów cechuje pewne podobieństwo – to właśnie samotność stała się siłą napędową ich twórczości. Laing przedziera się przez ich biografie, odnajdując w nich ślady traumatycznych wydarzeń i celowej, choć miejscami także i wymuszonej chęci odsunięcia się od świata, w którym czuli się wybrakowani, nieprzystawalni. Jednakże ich działania artystyczne stały się jednocześnie formą komunikowania się z nim, sposobem poszukiwania odpowiedniego języka, skoro za pomocą werbalnego nie potrafili skutecznie nawiązać relacji.
Laing zauważa, że samotność generuje skrajne kontrasty – z jednej strony pojawia się usilne pragnienie widzialności, z drugiej chęć jednoczesnego zniknięcia, zerwania relacji z powodu silnego lęku przed skrzywdzeniem i odrzuceniem. To wewnętrzne szarpanie się bohaterów książki Laing jest mocno odczuwalne przez czytelnika, choć w przypadku introwertycznego Hoppera wrażenie to okazuje się mniej wyraźne. Co warte podkreślenia, każdy z artystów obdarzony był nadnaturalną wręcz wrażliwością, a co najważniejsze, ich samotność wiązała się przede wszystkim z odrzuceniem z powodu wyglądu, zachowania, cech charakteru. Inność wywołuje niepokój i agresję, co skutecznie utrudnia budowanie jakichkolwiek relacji z innymi ludźmi. Laing obdarza opisywanych przez siebie artystów potężną dawką zrozumienia, szukając sensownego wyjaśnienia ich zachowań, obsesji, jak i samych dzieł sztuki. Nie ocenia ich w jakikolwiek sposób, choć lektura jej książki może sprawiać wrażenie zbioru subiektywnych, usprawiedliwiających opinii. Nic bardziej mylnego – Laing prowadzi czytelnika przez dotkliwą przeszłość Stanów Zjednoczonych przełomu XX i XXI wieku, przez epidemię AIDS, która przyczyniła się do skrajnej izolacji, przede wszystkim osób homoseksualnych, wnikliwie również opisuje strategie unifikacji, dzięki którym niewskazana staje się inność, różnorodność.
Autorka poświęca również nieco uwagi technologii i jej wpływowi na relacje międzyludzkie, które zostały dziś sprowadzone do ruchu palca, przesuwającego się po gładkim wyświetlaczu smartfona. Brak w nich dotyku, autentycznej bliskości, porozumienia. A co najbardziej osobliwe, chęć prawdziwej rozmowy, nawet z przypadkowym przechodniem lub pasażerem komunikacji miejskiej, prowokuje zdziwienie, niepokój, w skrajnych przypadkach nawet agresywną niechęć oraz silne pragnienie natychmiastowego jej zakończenia i „przyklejenia się” z powrotem do ekranu. Tego rodzaju zachowania stają się niestety akceptowalnym, a nawet społecznie pożądanym standardem. Wprawdzie Laing nie napisała niczego nowego w kontekście beznadziejności nowoczesnych relacji, z której wypreparowano jakąkolwiek sensowną więź, nie mniej jednak warto sobie nieustannie przypominać, że ekran nie oferuje niczego innego oprócz prowizorycznej obecności, widzialności. Analogowa rzeczywistość ma znacznie więcej do zaoferowania. Kiedyś, nomen omen, w sieci, zobaczyłam fotografię z następującym napisem: „Do more things that make you forget to check the phone”. Pojawiła się ona nieśmiało w internecie jeszcze przed wielkimi, ogólnoświatowymi debatami o zgubnym wpływie technologii na ludzką psychikę. To symptomatyczne zdanie stało się ponurą przepowiednią epidemii samotności, z którą zmaga się dziś wielu ludzi. Dziś wszędzie można poczuć się samotnym – zarówno w sieci, jak i realnej rzeczywistości, w której ostatecznie większość ludzi i tak nieustannie wodzi wzrokiem po świecących wyświetlaczach. Czy wyjście z tego impasu jest możliwe? Można odnieść wrażenie, że ostatecznie jednak nie.
Książka Laing zaczyna się symptomatycznym mottem: „Jeśli masz poczucie osamotnienia, ta książka jest dla ciebie”. Ta publikacja jest tak naprawdę dla każdego – stanowi ona nie tylko wspaniałe źródło wiedzy z historii sztuki, ale też psychologii. To również przykład niezwykłego, głębokiego i coraz rzadziej spotykanego humanizmu, który zachęca do akceptowania inności, jej powolnego odkrywania, oswajania. Mogłoby się to wszystko wydawać szalenie proste, banalne, ale Laing skutecznie przekonuje czytelnika, że to właśnie najzwyklejsze oczywistości mogą jeszcze utrzymać ludzi przy resztkach człowieczeństwa.
Olivia Laing: „Miasto zwane samotnością. O Nowym Jorku i artystach osobnych”. Przeł. Dominika Cieśla-Szymańska. Wydawnictwo Czarne. Wołowiec 2023 [seria: Amerykańska].
Zadanie dofinansowane ze środków budżetu Województwa Śląskiego. Zrealizowano przy wsparciu Fundacji Otwarty Kod Kultury. |
![]() |
![]() |