ISSN 2658-1086
Wydanie bieżące

15 lipca 14 (470) / 2023

Patryk Szaj,

CZY PRZYSZŁOŚĆ MUSI BYĆ PRZEDŁUŻENIEM TERAŹNIEJSZOŚCI? (SIMON MUNDY: 'WYŚCIG PO JUTRO. PRZETRWANIE, INNOWACJA I ZYSK NA FRONCIE KRYZYSU KLIMATYCZNEGO')

A A A
Oryginalna wersja „Wyścigu po jutro” Simona Mundy’ego ma ciekawą historię. Podtytuł pierwszego wydania dopowiadał – tak jak polskie tłumaczenie – że książka traktuje o „Przetrwaniu, innowacji i zysku na froncie kryzysu klimatycznego” [„Survival, Innovation and Profit on the Front Lines of the Climate Crisis”], w wydaniu drugim była już mowa o „Podróży przez front walki klimatycznej” [„A Journey Through the Front Lines of the Climate Fight”]. Przesunięcie wydaje się znamienne. Podtytuł drugiego wydania nadal mówi prawdę: Mundy odwiedził na swej drodze 26 krajów usytuowanych zarówno na globalnej Północy, jak i na globalnym Południu, od tonących na skutek wzrostu poziomu mórz i oceanów Wysp Salomona, przez Grenlandię, wokół której toczą się zażarte rozgrywki geopolityczne o odsłaniane przez topniejący lód zasoby, po technooptymistyczne start-upy z Doliny Krzemowej. Jednocześnie jednak podtytuł ten zaciemnia coś, co z kolei eksponuje wydanie pierwsze: fakt, że „wyścig po jutro” dotyczy nie tylko przetrwania na gotującej się planecie, że innowacje mają na celu nie tylko adaptację do katastrofy klimatycznej, że – koniec końców – walka klimatyczna nader często pozostaje walką o to, kto najskuteczniej skapitalizuje katastrofę.

Książka Mundy’ego – notabene dziennikarza „Financial Times” – podtrzymuje tę dwuznaczność. Autor często „podąża za pieniędzmi”, przybliżając osobom czytającym takie obszary gospodarki jak obligacje katastroficzne, rynek „czystego” mięsa syntetycznego, (geo)inżynieryjne projekty sekwestracji CO2 czy też przemysł baterii litowo-jonowych, na którym opiera się między innymi produkcja samochodów elektrycznych. Ogólne przesłanie książki nieźle streszcza jeden z rozmówców Mundy’ego: „Ktoś, kto jest naprawdę dobrym inżynierem, naukowcem, prawnikiem, każdy, kto chce wywrzeć wpływ na świat, pracuje dzisiaj nad klimatem, bo to jest główny egzystencjalny problem ludzi przed czterdziestką” (s. 318).

„Wyścig po jutro” tchnie więc optymizmem, dość skutecznie przekonując, że na całym świecie dzieje się naprawdę dużo, by spowolnić katastrofę klimatyczną (na przykład powstrzymanie wycinki Puszczy Amazońskiej, afrykański projekt Wielkiego Zielonego Muru), zaadaptować się do niej (na przykład zapora chroniąca Wenecję przed zalewaniem) czy wreszcie przestawić gospodarkę na „zielone” tory. Niekoniecznie z przyczyn etycznych czy egzystencjalnych, ale po prostu dlatego, że odpływa w tę stronę coraz więcej pieniędzy. Ciekawie wypada pod tym względem na przykład rozdział o transformacji Arabii Saudyjskiej, która wydaje się szykować na odejście świata od paliw kopalnych, tak by dyktować warunki również na rynku odnawialnych źródeł energii. Przyznaję też, że optymizm autora pozwolił mi uwierzyć, że nie wszystko, co robią na froncie walki klimatycznej wielkie korporacje, jest zwykłym greenwashingiem. Próba „oczyszczenia” przemysłowej hodowli zwierząt przez brazylijskiego giganta JBS czy zmiana sektora wydobywczego „od środka”, za którą odpowiada specjalny dział australijskiego koncernu BHP, wydają się przynosić realne, choć rzecz jasna niewystarczające skutki.

Mundy nie jest przy tym ślepy na sprzeczne interesy, poważne konflikty czy wreszcie konserwowanie nierówności, czyli strukturalne problemy towarzyszące „walce klimatycznej”. Często odnotowuje, że zysk jednych odbywa się kosztem drugich. Podziały przebiegają tu nie tylko wzdłuż konwencjonalnej granicy pomiędzy globalną Północą a globalnym Południem, ale także w obrębie danych społeczeństw, utrwalając klimatyczny apartheid. Otrzymujemy więc na przykład wgląd w australijską wojnę kulturową wokół odejścia od wydobycia węgla, które odpowiada dziś za 10% PKB Australii. Szczególnie instruktywna jest tu jednak opowieść o Eko Atlantic – projekcie stworzenia nowej, wydartej morzu, odpornej na zmiany klimatu, bogatej dzielnicy finansowo-usługowej w nigeryjskim Lagos, który skazuje inne części wybrzeża Nigerii na jeszcze większą erozję.

Nie da się jednak nie zauważyć, że Mundy nie poświęca tym kwestiom wystarczająco dużej uwagi. Niesprawiedliwość klimatyczna różnych przedsięwzięć jest przez niego odnotowywana – i właściwie tyle. Nie rozstrzyga on, kto w danych sporach ma rację, nie opowiada się po żadnej ze stron, nie próbuje wskazać sprawiedliwych dróg wyjścia ze wskazywanych konfliktów. Poszczególne rozdziały książki są nazbyt „dziennikarskie” – dobrze sprawdziłyby się jako reportaże prasowe naświetlające dane zjawiska, ale w wersji książkowej ewidentnie brakuje im „głębszego oddechu”, rozstrzygnięcia, które z omawianych projektów mają realne szanse powodzenia, a które wiodą w ślepą uliczkę, przyjrzenia się strukturalnym problemom globalnego kapitalizmu, a wreszcie zweryfikowania, które z działań na froncie walki klimatycznej rzeczywiście służą głębokiej adaptacji, a które reprodukowaniu status quo.

Nie powinniśmy przechodzić nad tą kwestią do porządku dziennego, ujawnia ona bowiem – jak mi się zdaje – ślepą plamkę rozważań Mundy’ego. Autor ma zapewne rację, że wymaganej transformacji nie da się przeprowadzić bez wielkiego kapitału, ale nie zadaje pytania, co potem – jaki świat projektują opisywane przez niego innowacje. Obawiam się, że znaczna większość z nich nie służy bynajmniej „wytwarzaniu jutra”, ale „konserwowaniu wczoraj”: pogłębianiu nierówności społecznych w nowym reżimie klimatycznym.

Być może jest już za późno i właśnie tak musi się to dokonać. Być może nie mamy innego wyboru, niż zamiast ciąć emisje – czego nikt z wielkich aktorów gospodarczych nie chce robić – inwestować w technologie sekwestracji CO2. Zamiast stawiać na transport zbiorowy i skrócenie łańcucha dostaw, produkować coraz wydajniejsze baterie litowo-jonowe, które wymagają półniewolniczej pracy mieszkańców Konga. Zamiast systemowo przechodzić na weganizm, „oczyszczać” przemysłową hodowlę zwierząt. Rodzi się jednak pytanie, czy taka cywilizacja w ogóle warta jest ocalenia. W tym kontekście niezamierzenie ironicznej wymowy nabiera – przynajmniej w polskim wydaniu – tytuł „Wyścig po jutro”, który niebezpiecznie kojarzy się z „wyścigiem o Afrykę” z przełomu XIX i XX wieku. Ujawnia on, że neokolonialne praktyki na froncie walki klimatycznej mają się doskonale. Każdy chce uszczknąć kawałek tortu. Póki jest z czego.
Simon Mundy: „Wyścig po jutro. Przetrwanie, innowacja i zysk na froncie kryzysu klimatycznego”. Przeł. Joanna Bednarek. Instytut Wydawniczy „Książka i Prasa”. Warszawa 2023.