ISSN 2658-1086
Wydanie bieżące

1 lutego 3 (99) / 2008

Monika Ruszało,

WILI O WILHELMIE, CZYLI SASNAL W BUNKRZE (SZTUKI)

A A A
Kadr z filmu W. Sasnala „The River”, fot. M.R.
11 stycznia 2008 roku w klubie Bunkra Sztuki miało miejsce spotkanie promujące przewodnik po (do) twórczości Wilhelma Sasnala. W „Czytaniu Sasnala”, którego gospodynią była Beata Seweryn, zaś prowadzącym – Sławomir Sierakowski, udział wzięli Wilhelm Sasnal, Adam Mazur i Adam Ostolski. Wydany przez Krytykę Polityczną reader jest zbiorem tekstów „wokół” Sasnala: rozmów z artystą i analiz jego prac. Ale nie tylko. Novum, co w czasie trwania debaty było wyraźnie podkreślane, stanowi obecność tekstów autorstwa ludzi, którzy nie zajmują się na co dzień sztuką: socjologów, literaturoznawców, psychoanalityków.

Do Bunkra przybyły całe tłumy zainteresowanych. Mimo braku miejsc, na specjalne życzenie Sasnala, zostali oni – jednak – wpuszczeni do środka. Zdarzenie rozpoczęła projekcja trzech filmów artysty: „The River”, „Mojave” oraz „Elvis”. Później rozpoczęła się dyskusja. Zapis przebiegu debaty, w redakcji Adama Mazura i Aleksandry Jach, jest dostępny na stronie magazynu „Obieg” – http://www.obieg.pl/.

Jakkolwiek to nazwisko nie padło ni razu w czasie dwugodzinnej dyskusji, bez wątpienia „duch Rancièra unosił się ponad wodami”. Tym silniej przemawia za tym fakt, iż to właśnie Krytyka Polityczna jest wydawcą „Estetyki jako polityki” francuskiego filozofa, który wyznał w rozmowie z Fulvią Carnevale i Johnem Kelseyem: „Piszę po to, aby przełamywać granice oddzielające specjalności – filozofię, sztukę, nauki społeczne, itd. Piszę dla tych, którzy również starają się burzyć mury między specjalnościami i rodzajami kompetencji.”

Kiedy Adam Mazur wspomniał o zaskoczeniu, jakie wywołała Sasnalowa deklaracja współpracy z Krytyką Polityczną oraz pytaniach, które – dzięki temu gestowi – zaczęli sobie zadawać zarówno krytycy, jak i artyści „zaangażowani”, Wilhelm Sasnal odpowiedział: „Chciałbym powiedzieć, że moje zaangażowanie polega na zaangażowaniu obywatela, a nie artysty. Wykorzystuję swoją pozycję, dlatego, że ktoś mnie usłyszy, żeby wyrazić opinię. Ale ja nie mogę powiedzieć, że moja praca – przynajmniej z założenia – była polityczna. Ja nieraz, rzeczywiście pracując myślę sobie o tym, że pewne rzeczy – pozornie neutralne – nabierają znaczenia dla mnie ewidentnego. To znaczy wewnętrznie czuję ciążenie w lewą stronę, ale ja o sobie nigdy nie powiedziałbym, że jestem artystą politycznym. Tutaj moja wątpliwość – jeżeli chodzi o siłę sprawczą przynajmniej – że nie wiem, czy sztuka może rozwiązywać problemy, albo oddziaływać w mocny sposób na społeczeństwo. przynajmniej mam duże wątpliwości jeśli chodzi o sztuki plastyczne. Takim medium, które działa chyba najbardziej jest film. Czuję większą energię z innych dziedzin niż sztuki plastyczne. Natomiast wyobrażam sobie, że sztuki plastyczne są takim polem dla innych też dyscyplin, gdzie można pewne rzeczy testować. I tak jest właśnie chyba z filmem eksperymentalnym, który w pewnym momencie zostaje zaanektowany przez filmy, które możemy oglądać w kinie albo telewizji. Chciałbym się usprawiedliwić, że moje poglądy nie zrodziły się wtedy, kiedy dowiedziałem się o tym, czym jest Krytyka Polityczna. Miałem takie poglądy i w pewnym momencie spotkaliśmy się. Okazało się, że jest nam po drodze. Ja się nie wstydzę moich poglądów, przez to, że czuję się jednak związany z życiem codziennym. I czuję, że muszę jakoś reagować. Na pewno mnie to obchodzi, wzbudza to we mnie jakieś emocje…”


Kadr z filmu Wilhema Sasnala „The River”, fot. M.R.

Adam Mazur zauważył, iż możliwą do zaobserwowania ewolucją w twórczości Wilhelma Sasnala jest przejście od ilustrowania „Przekroju” (i tzw. „realizmu kapitalistycznego”) do ilustrowania Krytyki Politycznej, jak to określił – „gęstnienie tematyki”. W tym sensie znaczącym jest – także z uwagi na fakt, w jak bardzo znaczącej przestrzeni wydarza się to – „pojawienie się” malarstwa historycznego na aktualnej wystawie Sasnala w Zachęcie („Lata walki”). Artysta skomentował to następująco:

„To, co Adam [Mazur – przyp. M.R.] wspomniał o czasach przełomu wieków, to był czas Grupy Ładnie i moment, kiedy kończyłem szkołę, zaczynałem pracę tylko i wyłącznie na własny rachunek. Wtedy Grupa Ładnie była dla nas jakąś nieświadomą reakcją na Akademię Sztuk Pięknych, która zachęcała nas do pracy nad ważnymi tematami, ale te tematy dla nas nic nie znaczyły. To były tak naprawdę jakieś puste słowa, od których się odbijaliśmy. Wtedy rzeczywiście sięgnęliśmy po taką estetykę popkultury i reklam, ale uważam, że jest to okres zamknięty, chociaż wtedy pączkowały we mnie te tematy, które są teraz dla mnie istotne. To był etap takiego buntu formalnego, bycia w opozycji do szkoły, w której się uczyłem, to pomogło mi w tym, by wrócić teraz z czystą kartą, bez obciążenia, bez tego garbu, który powinien mi pozostać po Akademii, żeby wrócić właśnie do podejmowania takich tematów, które wtedy wydawały mi się obce, to znaczy malarstwa także historycznego”.

Znamienne jest więc, iż rozwój artystyczny doprowadza artystę do gatunku, który – miał na wyciągnięcie ręki w Akademii. Oczywiście, to „odkrycie” jest zgodne z pewną, że tak to nazwę, „matrycą procesu epistemologicznego”: dochodzimy do czegoś, co było bardzo blisko, czego jednak nie zobaczylibyśmy w całej jaskrawości, gdyby nie cała droga, jaką przeszliśmy. To także użycie „archaicznych” technik. Sławomir Sierakowski zapytał Wilhelma, wspominając, iż ten stwierdził kiedyś, iż malarstwo jest „niefabularne” – to znaczy jego celem nie jest opowiadanie historii, jakie cele chce osiągać, kiedy maluje, jakie zaś –kiedy kręci filmy:

„To są różne środki artystyczne, ale powód dla którego kręcę filmy albo maluję obrazy jest taki sam. Jest to niejasna dla mnie potrzeba zrobienia czegoś, podjęcia tematu, który jest dla mnie szczególnie interesujący. Mogę podać przykład jak to jest z obrazem: jeśli znajdę jakieś zdjęcie albo obrazek, albo widok rzeczywistości, który pobudza we mnie wyobraźnię, jest dla mnie w jakiś sposób symboliczny, albo mogę go interpretować na wiele sposobów, to robię zdjęcie temu widokowi, później to przerabiam. Dlaczego to robię? Nie wiem. Jest to wewnętrzny impuls, który mi mówi, że jest to coś ważnego, ale na ile jest to ważne, nie wiem… Dla mnie jest to ważne. Jest to kwestia intuicji. Natomiast pracuję też w taki sposób, że jeżeli jest temat, który mnie interesuje, to szukam obrazków, szukam zwykle w Google’ach obrazków, które mogą ilustrować to zagadnienie i pracuję nad tymi obrazkami”.


Kadr z filmu Wilhema Sasnala „The River”, fot. M.R.

Oscylowanie między zewnętrzem i wnętrzem, między próbami analizowania siebie-w-procesie-twórczym, a tym, co naciska z zewnątrz: Mazur zwrócił uwagę na to, że Sasnal zaczął już funkcjonować w tak szerokim kontekście społecznym, iż są wręcz wysuwane pewne oczekiwania w stosunku tego, co robi. Co artysta skomentował w następujący sposób: „Chciałbym powiedzieć, że jest ważne dla mnie, żeby nie postępować zgodnie z oczekiwaniami społecznymi. Zapotrzebowanie na pewne rzeczy nie jest powodem, żeby coś robić w tym kierunku. Pamiętam tę właśnie sytuację, gdy rozpoczynałem swoją karierę, zaczynałem funkcjonować za granicą i odniosłem pierwszy, rzeczywiście sukces na targach sztuki w Bazylei. Była to wystawa obrazów bardzo łatwo identyfikowalnych. Pamiętam, że gdy wróciłem do pracowni, chciałem coś zrobić, żeby nie popłynąć na tej fali, ale to była za mała fala, żeby na niej popłynąć. Więc wydaje mi się, że to jest też jakaś metoda, żeby działać wbrew oczekiwaniom, ale też może wbrew sobie. Żeby samego siebie wytrącać z bierności, z równowagi, dla mnie to jest ważne, przynajmniej. (...) To są oczekiwania, których wymagasz od siebie samego, ja przynajmniej tak miałem, że pójdę za ciosem i popłynę na tej wspomnianej już fali i zarobię więcej pieniędzy i będę sobie spokojnie żył. Ale spokój chyba nie jest najważniejszą rzeczą w życiu, przynajmniej dla mnie. I trzeba konfliktować się z oczekiwaniami. To są oczekiwania większych pieniędzy, bardziej komfortowej sytuacji, uznania. No, to są też oczekiwania, które wymagają od ciebie zgięcia karku”.

Jako przykład takich oczekiwań (absurdalnych nieraz), Beata Seweryn przytoczyła koncepcję rodem z „Gazety Wyborczej” – użycie Wilhelma Sasnala do malowania bloków jako jeden ze sposobów ożywienia życia kulturalnego w Krakowie: „To są oczekiwania wobec jakiejś innej osoby, którą ja już nie jestem. Jeśli ja na przykład przeczytam spisaną dzisiejszą rozmowę, będę ją czytał jak rozmowę z kimś innym. Tutaj czuję, że żyję w jakiejś schizofrenicznej rzeczywistości. W momencie, kiedy stąd wyjdę, zamknę drzwi za sobą, przestanę występować przed państwem… Myślę, że to, co piszą nieraz, piszą o kimś innym, nie o mnie. Zresztą mało kto mówi do mnie Wilhelm”.

Po krótkich rozważaniach, czy powtórzyć projekcję filmów i komentarzu artysty dotyczącego dwóch z nich („Mojave” i „Elvis”), dalsza część dyskusji toczyła się w oparciu o pytania publiczności. Debata oscylowała między sferami artystyczną a polityczną. Rozmawiano między innymi o tym, czy artysta może mieć prawicowe zapatrywania; czy możliwe jest uprawianie sztuki „prawicowej”; o zaangażowaniu; niebezpieczeństwie stania się „tubą propagandową” jakiejś politycznej opcji, a zarazem istotności podejmowania wyzwań i szerszym, bo światopoglądowym, a nie tylko politycznym, widzeniu opozycji lewica – prawica. Sasnal, który stwierdził, iż nie umie sprecyzować do końca, co to znaczy „człowiek lewicy”, przyznał, iż szczególnie mu bliski jest, zamieszczony w readerze tekst rozmowy Adama Szymczyka z Ulrichem Loockiem, który dotyka problemów wspólnych przedstawicielom pokolenia artysty. Sasnal mówił o tym, że Andrzej Wróblewski jest dla niego wzorem artystycznym, ale nie politycznym; odpowiadał na pytania dotyczące filmu „The River” i „amerykańskiego snu”, który objawił mu się w poemacie, na kanwie którego ów film powstał; mówił o Akademii i tym, co najbardziej wartościowego z niej wyniósł; o ucieczce od wizerunku artysty – „rebelianta rzeczywistości”, byciu „ikoną prasy popkultury” i „mendą galeryjną”. Jakkolwiek już w pierwszym wypowiedzianym przez siebie zdaniu Sasnal wyraźnie zaprzeczył tezie o polityczności swej sztuki, Adam Mazur stwierdził, iż często mamy do czynienia z pracami, które nie są „idealnie polityczne”, a nabierają takiego znaczenia w interpretacjach (jako przykład podając obraz zatytułowany „Las”). Z takimi interpretacjami spotkać się można w readerze, potwierdziła to wypowiedź socjologa Adama Ostolskiego:

„Ten projekt polityczności, który widać w sztuce Wilhelma, jest w pewien sposób pokrewny temu, o czym pisał Artur [Żmijewski – przyp. M.R.] w swoim manifeście, ale jednak jest, pod pewnym ważnym względem, odrębny. O ile Artur pisze o potrzebie sztuki, która z jednej strony sama w sobie jest merytoryczną wypowiedzią na temat rzeczywistości, ale z drugiej strony jest zaangażowana po pewnej stronie, nie wypiera się tego zaangażowania i nie ucieka przed projektowaniem pewnych skutków społecznych wpisanych czasem w sam zamysł dzieła. U Wilhelma widzę ten pierwszy element. To znaczy to jest sztuka, która ma bardzo dużą wartość teoretyczną. Jeśli się weźmie najnowsze prace na temat pamięci zbiorowej, traumy, przeszłości, pisarstwa historycznego, to można mieć wrażenie, że artysta to wszystko przyswoił i stosuje w swoich płótnach, przekazuje odbiorcom sztuki pewne przesunięcia teoretyczne w tej dziedzinie – to próbuję przekazać w moim tekście, że jest to sztuka, która ma taką wartość. Z drugiej strony myślę, że ona nie jest tak wprost stronnicza, czy tak wprost zaangażowana jak sztuka, projekt Artura, który chce być głosem w dyskusji, tylko raczej robi krok na zewnątrz wobec tego, co się dzieje w sferze politycznej, czy sferze publicznej. Próbuje pokazać mechanizm, który sprawia, że to działa tak, jak działa”.

„Polityka”, „polityczność”, „zaangażowanie”… Nic w tym dziwnego, iż temat właściwie cały czas był tematem wiodącym – w końcu spotkanie zorganizowała Krytyka Polityczna. Nie w tym jednak rzecz, ale w tym, czy aby nie projektuje się już pewnych treści, nie widzi się ich, czy też – raczej – nie nad-interpretuje właśnie w kontekście faktów z życia artysty? Czy, jeśli Sasnal mówi „nie, nie jestem”, mamy – jednak? – prawo powiedzieć: „on jest”? Sasnal powiedział wprost, iż nie jest „artystą zaangażowanym”, a wykorzystuje to, że jest widziany, po to by spełnić obywatelski obowiązek. W gruncie rzeczy jednak, nie wypowiadał się wiele w tej materii. Wydaje się, że wolał odpowiadać na inne pytania, niż te dotyczące „polityczności” (sztuki). Jednakowoż temat był wciąż obecny i dyskutowany. Często przywoływane nazwisko Artura Żmijewskiego – artysty zaangażowanego – i kwestia jego manifestu były wprawdzie stawiane au contraire do postawy Sasnala, lecz jednak – tworzenie opozycji jakichś zjawisk, jest już ich łączeniem. Adam Mazur powiedział, że wstąpienie Sasnala w szeregi Krytyki Politycznej daje nowe punkty odniesienia, perspektywy w odczytywaniu jego komiksów, filmów, obrazów. Zadajmy sobie jednak pytanie, czy ta znamienna uwaga nie jest tu doskonałym wskaźnikiem-obrazem pewnej szerszej tendencji. I czy aby ta tendencja nie jest ponowoczesną „wolną amerykanką”… Przywołajmy tu słowa Piotra Kowalskiego („Encyklopedia i palimpsest”): „Dominacja słownika nad narracją, porządku paradygmatycznego nad syntagmatycznym, wyznacza horyzont możliwości uczestniczenia w kulturze, tego, jak obchodzić się może użytkownik z tekstami, znakami, symbolami: czy poszukiwać będzie sensów i tradycji, czy poprzestanie na zabawie w lego”.

Na szczęście, kiedy dyskusja zbliżała się ku końcowi, Sasnal stwierdził: „Przyznaję, że sztuka – dlatego właśnie rozmawiamy o manifeście Artura [Żmijewskiego – przyp. M.R.] i o tym, co robię – powinna być anarchistyczna. Tutaj nie ma reguł, a ewentualne pomyłki nie kosztują zbyt wiele”.

„W niestabilnym świecie płynnej nowoczesności, w którym formy niemal nigdy nie zachowują swego kształtu na tyle długo, by wzbudzić zaufanie i zakrzepnąć, zyskując trwałą wiarygodność (a już na pewno nikt nie potrafi powiedzieć, kiedy to nastąpi i czy w ogóle nastąpi), lepiej iść, niż siedzieć, lepiej biec, niż iść, a jeszcze lepiej – surfować”. (Zygmunt Bauman, „Razem osobno”)
„Czytanie Sasnala”. Bunkier Sztuki, Kraków, 11 stycznia 2008.