ISSN 2658-1086
Wydanie bieżące

15 marca 6 (102) / 2008

Kinga Witas,

KOBIETA W OKNIE

A A A
Film noir – prąd uznawany przez znawców nie za autonomiczny gatunek filmowy, lecz za swoistą poetykę w obrębie kina amerykańskiego lat 40. i 50. – jest zjawiskiem posiadającym wiele korzeni i czerpiącym z licznych źródeł. Wśród jego inspiracji wymienić można zarówno film gangsterski, od którego kino czarne wywodzi się w prostej linii, jak i twórczość literacką Raymonda Chandlera, Jamesa M. Caina oraz Dashiela Hammeta czy stylistykę komiksu. Jednym z najbardziej istotnych źródeł kina czarnego stał się z pewnością niemiecki ekspresjonizm, który inspirował twórców spod znaku noir przede wszystkim w sferze wizualnej: poprzez sposób obrazowania, wyrazistość gry światłocienia oraz tonację i walory plastyczne kadru. Nurt ten oddziaływał jednak także pewną ogólną wizją świata połączoną z załamaniem się wiary w ideały humanizmu, lękami i niepokojami związanymi z przyszłością. Nie bez znaczenia był przy tym wpływ psychoanalizy, która odkryła nieznane wcześniej, mroczne elementy ludzkiej psyche.

Mówiąc o ekspresjonistycznych inspiracjach, warto wspomnieć, że wielu niemieckich reżyserów związanych z tym nurtem artystycznym wyemigrowało do Stanów Zjednoczonych przed wybuchem II wojny światowej. Znalazł się pośród nich także Fritz Lang, autor doskonale znanych dzieł, takich jak: „Zmęczona śmierć” (1921), „Doktor Mabuse” (1922) czy „Metropolis” (1927). I to właśnie on w 1944 roku został twórcą wpisującego się w stylistykę filmu noir bardzo oryginalnego obrazu, w którym założenia teorii marzeń sennych – jednego z elementów koncepcji psychoanalitycznej – znalazły bezpośrednie odzwierciedlenie.

„Kobieta w oknie” nie jest kolejną historią prywatnego detektywa, któremu towarzyszy boska famme fatale. Na bohatera swego filmu Lang wybrał profesora Richarda Wanleya (Edward G. Robinson) – wykładowcę psychologii na Uniwersytecie Bostońskim. Już sama profesja Wanleya stanowi rodzaj ukłonu w stronę psychoanalizy. Film otwiera scena prowadzonego przez bohatera wykładu, dotyczącego motywów zbrodni z premedytacją i w tak zwanej obronie własnej. Jest to pewne teoretyczne wprowadzenie w świat przedstawiony dzieła. Uważniejsi widzowie dostrzegą, że reżyser już w początkowej partii fabuły zawarł kwintesencję „drugiego dna” akcji, które zdemaskuje dopiero w scenie końcowej. Szczególną rolę pełni w tym przypadku pewien trop – rozpisana na tablicy (znajdującej się za plecami wykładowcy i zupełnie nie wykorzystywanej podczas wykładu) teoria osobowości autorstwa Zygmunta Freuda, twórcy psychoanalitycznej koncepcji marzeń sennych, niezwykle istotnej dla opowiadanej przez Langa historii.

Fabuła filmu, jak na kino czarne przystało, koncentruje się wokół motywu zbrodni. Stateczny, porządny mężczyzna dokonuje zabójstwa w obronie własnej. W sprawę zamieszana jest oczywiście kobieta – młoda i piękna modelka Alice Reed (Joan Bennett). To jej portret znajdujący się na wystawie sklepowej jest podziwiany przez przechodniów, w większości mężczyzn udających się na spotkania do eleganckiego klubu gentlemanów. Tytułowa „Kobieta w oknie” wzbudza ogólny zachwyt, nie jest względem niej obojętny również główny bohater. Jak wielkie ogarnia go zdziwienie gdy, przyglądając się po raz kolejny obrazowi, po uprzednim wypiciu kilku szklaneczek whisky, zauważa, że portret „ożywa”, a modelka „schodzi z obrazu”!

Scenę tę poprzedza istotna dyskusja między profesorem i jego przyjaciółmi przeprowadzona w klubie. Wszak tego samego dnia pani Wanley wyjechała z dziećmi na wakacje. Fakt ten staje się pretekstem do rozważań na temat przygód słomianych wdowców. Jeden z przyjaciół profesora mówi: „Ludzie w naszym wieku powinni unikać przygód”, gdyż wie, czym mogą się one skończyć, na co Wanley narzeka: „Nienawidzę tej stateczności i skostnienia, które zaczynam odczuwać. Dla mnie to znaczy koniec radości, wolności ducha i przygody” i dodaje z przekąsem: „życie kończy się po czterdziestce”. Scena ta stanowi pewne uzasadnienie dla następujących po niej wydarzeń.

Po powrocie do domu, profesor postanawia oddać się lekturze „Pieśni nad pieśniami” i prosi lokaja, by ten przypomniał mu, gdy będzie godzina 22:30. Bohater zasypia nad książką i… w tym właśnie momencie zaczyna się zgrabna gra reżysera z widzem. W kolejnej scenie lokaj budzi Wanley’a o wyznaczonej godzinie (fakt ten podkreślony zostaje przez zbliżenie ukazujące zegar wskazujący określoną przez profesora godzinę). Dalsze wydarzenia układają się w zasadzie w schemat typowego filmu noir, w którym pojawienie się pięknej kobiety stanowi zwiastun nieuchronnie tragicznych wydarzeń. Problem polega na tym, że wszystko to jest w gruncie rzeczy snem głównego bohatera, który budzi się „naprawdę” w najbardziej dramatycznym punkcie swego koszmaru…

Lang za pomocą stosunkowo prostych metod ujawnia, co czai się w psychice pięćdziesięcioletniego profesora. Na początku Wanley śni o konkretniej kobiecie, która jest ucieleśnieniem męskich marzeń, jest więc to typowe zobrazowanie freudowskiej teorii snu, która mówi o tym, że w stanie tym uwalnia się najbardziej prymitywna i nieokiełznana część naszej umysłowości – Id odpowiadające przede wszystkim za popędy. Sfera ta kryje w sobie wszystkie pragnienia, ujawnia nieświadome myśli i życzenia. Dlatego też w śnie bohatera realizują się także inne marzenia – na przykład o awansie i przejęciu Katedry Psychologii (o czym informuje go Alice w rozmowie telefonicznej). Piękne kobiety oraz sukcesy zawodowe – oto o czym śnią mężczyźni. Ale mężczyźni tacy jak Wanley zdają sobie również sprawę z tego, że za nieuczciwość i niewierność można zapłacić wysoką cenę. Dlatego sen bohatera nie ma zabarwienia erotycznego, lecz kryminalne. Czyżby odzywały się w ten sposób w kulturalnym, szanowanym profesorze wątpliwości natury moralnej? Pragnienie zaangażowania się w przygodę z piękną kobietą, którego profesor nie odważyłby się zrealizować na jawie, spełnia się w jego marzeniu sennym, jednak wpływ Superego (władzy odpowiadającej za wszelkie normy kulturalne i moralne) rodzi poczucie winy, które sprawia, że losy bohatera stają się tragiczne. Zapewne poprzedzająca sen rozmowa o zgubnych skutkach przelotnych romansów znalazła swoje odbicie w podświadomości bohatera.

Lang wprowadził do filmu noir motyw zupełnie nowatorski, świeży i autorski. Zamiast odwołać się do znanego powszechnie modelu bohatera-outsidera, prywatnego detektywa á la Sam Spade, posłużył się postacią człowieka przeciętnego, przyzwoitego obywatela, dobrego męża i ojca, który niejako padł ofiarą własnej podświadomości i popędliwości, a zarazem własnych lęków. Czyż nie jest to doskonałe podsumowanie funkcjonowania w kulturze amerykańskiej samego filmu noir, który – powołany do życia w atmosferze kryzysu światopoglądowego – demaskując ukryte pragnienia i obawy „praworządnych obywateli”, umożliwiał równocześnie paradoksalne zaspokojenie jedynych i oczyszczenie się z drugich?

Literacki oryginał – bestseller tamtych czasów, powieść Jamesa H. Wallisa, nosząca tytuł „Once Off Guard” – nie zawierał happy endu, który pojawił się w filmie. Szczęśliwe zakończenie nie jest symptomatyczne dla kina czarnego, ale Lang nie chciał nakręcić kolejnej historii zbrodni, jaką bez wątpienia stałoby się jego dzieło, gdyby okazało się, że Wanley znalazł się w matni, z której jednym wyjściem jest samobójstwo. W istocie rzeczy, zamykając wątek zbrodni w swego rodzaju onirycznej ramie, reżyser nie tylko pozwolił widzom odetchnąć z ulgą po skończonej projekcji (wszak „to był tylko sen”), ale postawił kilka ciekawych hipotez dotyczących tego, na czym opierał się fenomen filmu noir. Hipotez, warto dodać, które najpełniejszy wyraz zyskują w kontekście teorii psychoanalitycznych.
„Kobieta w oknie” („The Woman in the Window”). Reż.: Fritz Lang. Scen.: Nunnally Johnson. Obsada: Edward G. Robinson, Joan Bennett. Gatunek: kryminał. USA 1944, 99 min.