ISSN 2658-1086
Wydanie bieżące

15 marca 6 (102) / 2008

Adam Andrzej Fuss,

AURA I TANTRA

A A A
Małgorzata Szymankiewicz nie stworzyła żadnej teorii, która tłumaczyłaby jej wybory malarskie, nie lubi też mówić o swojej sztuce. Przede wszystkim jest malarką, wartości plastyczne obrazu są dla niej podstawowe i najważniejsze. Nie wymagają żadnego oparcia teoretycznego. Artystka zdaje sobie sprawę, że wielkie słowa nie zmienią wartości płótna, w nim ma być zawarte wszystko to, co ma do przekazania.

Szymankiewicz należy do najmłodszego pokolenia reprezentującego medium malarstwa. Po ukończeniu przed trzema laty poznańskiej ASP pod kierunkiem prof. Jerzego Kałuckiego, wkroczyła na drogę samodzielnego rozwoju, od samego początku świetnie sobie radząc, brała m.in. udział w targach sztuki „Art Poznań 2005” oraz wystawie zbiorowej „Malarstwo polskie XXI wieku” w Zachęcie. W zeszłym roku na 38 Biennale Malarstwa Bielska Jesień, Szymankiewicz otrzymała dwa wyróżnienia, przyznane przez jury w składzie: Jolanta Ciesielska, Monika Szewczyk, Grzegorz Sztwiertnia, Leon Tarasewicz, Agata Smalcerz oraz przez magazyn „Art & Business”.

Twórczość Szymankiewicz cechuje daleko posunięta niezależność od modnych artystycznych tendencji. Kreuje osobisty świat jakby nieistniejący w naturze i pełen sensualizmu. Poszukiwania te kojarzą się z wyobrażeniem natury jako tej, którą w pierwszym rzędzie cechują porządek i logika. Prezentują się właśnie jako objaw rudymentarnej ekonomii działania przyrody. Jej obrazy to rozległe powierzchnie gładkiego, jednorodnego koloru, gdzieniegdzie przerywane plamami innej barwy o zbliżonym tonie. Pojedyncze pociągnięcia pędzla znikają, by ukazać całą zawartość koloru, zająć uwagę widza barwną powierzchnią obrazu. Szymankiewicz konstruuje starannie przemyślane kompozycje, w których proste, subtelne znaki – wizualny alfabet malarki – unoszą się na monochromatycznych, łagodnych w tonacji tłach.

Artystka wyraża swój świat za pośrednictwem prostych form: okonturowanych figur, plam przywodzących na myśl prymitywne formy biologiczne, podziałów płaszczyzny płótna motywami horyzontalnymi. Czyni to prawdopodobnie z myślą o stałej analogii między życiem i sztuką, sferą kreacji i emocji. Jej intuicja sięga do istoty tego, co spirytualne i tego, co materialne – dwóch składników kosmicznego uniwersum. Poszukując ekwiwalentu formy dla pierwotnie płynącej energii, siła jej wyobraźni tworzy obrazy, które są emanacjami najbardziej wewnętrznych sfer osobowości. Podczas gdy świat widzialny wywołuje tylko wrażenia zmysłowe, płótno jawiące się jako nowy, nieznany stan, zostaje uformowane dzięki sile, którą malarka dysponuje. Jest to siła podobna do twórczych mocy natury lub nieświadomej kreatywności ludów pierwotnych. Elementy biomorficzne jako budulec obrazów nawiązują w odległy, ale jednak czytelny sposób do sztuki Dalekiego Wschodu: sztuki tantrycznej, estetyki mandali, gdzie czynnik kontemplatywny, pierwiastek duchowego skupienia jest istotą i celem nadrzędnym twórczości. Najważniejszy jest zawarty w dziele ładunek mistyczny, nie zaś ilustracja takiego czy innego tematu religijnego.

W ciągu trzech ostatnich lat autorka budowała coraz wyraźniej określone formy na rozległych płaszczyznach płócien, równocześnie ujednolicając wypełniający je kolor. Przestrzeń w obrazach ulegała spłaszczeniu, kontur zatracał się w plamach barwnych kładzionych obok siebie, kolor ochłodził się, a zarazem wzmocnił. Od początku faktura została wyeliminowana, zanikał dukt pędzla, barwy ograniczone zostały do podstawowych. Porządkowane formy ulegały powoli syntezie, osadzone obok siebie, „wspierające się”, jakby chciały uzyskać równowagę będąc zawieszonymi w przestrzeni. Siła tych coraz bardziej lapidarnych, niekiedy wręcz surowych w wyrazie, płócien poczęła działać jak zapis wyolbrzymionych znaków nieznanego pisma.

Obraz Szymankiewicz żyje własnym życiem, jego świat rządzi się swoimi prawami, a widz wkraczając weń musi podjąć wysiłek ich odkrycia. Artystka rzuca wyzwanie jakby od niechcenia, proponuje aktywne uczestnictwo w kreacji. Jej dzieła żyją dzięki energii, przekazywanej widzowi i zmuszającej go do reakcji, a nie tylko mistrzowskiej formie i niezaprzeczalnej urodzie. Magiczne pole – płótno – staje się rytualnym wydarzeniem, zmierzającym do osiągnięcia efektu psychologicznego dzięki zastosowaniu tych samych prerogatyw, które inspirują chociażby wcześniej wspomnianą religijną sztukę dalekowschodnią. Stajemy zatem w obliczu sztuki, która próbuje stać się czystym pojęciem, ideą absolutną, a mimo to udaje się sprawić, że obraz staje się przedmiotem, zredukowanym z konieczności do zasadniczych elementów jego struktury: farby, płótna, prostokątnej ramy. Odsłania to wizję artystki natchnionej, będącej medium siły wyższej, podczas gdy płótno staje się ekranem, na którym wyświetlone zostają kształty przypominające aurę, ślad obecności ducha. Obraz staje się świeckim i głęboko ludzkim „całunem turyńskim”, miejscem pamięci oraz śladem czyjejś obecności.
Małgorzata Szymankiewicz „Miami Dream”, Galeria Starter, Poznań, 25 – 31 stycznia 2008.