ISSN 2658-1086
Wydanie bieżące

1 kwietnia 7 (103) / 2008

Martyna Markowska,

ŁATWO ZAPOMNIEĆ

A A A
Słabo znamy współczesnych fińskich autorów. Może trochę lepiej znamy autorki. W przeciągu ostatnich czterech lat na polskim rynku wydawniczym pojawiło się bowiem kilka tłumaczeń książek pisanych przez Finki, przykładem teksty Johanny Sinisalo i Leeny Lehtolainen. W upowszechnianiu najnowszej „kobiecej literatury” kraju Tove Jansson największą zasługę mają dwa wydawnictwa: zorientowana na Finlandię oficyna Kojro oraz słowo/obraz terytoria, które proponuje serię Terytoria Skandynawii. Poza tym cisza. Chciałoby się rzec, cisza nieprzejednana na miarę fińskiego, wyludnionego krajobrazu.

I tutaj może zaskoczę niejednych, albowiem w tym słabo zurbanizowanym, otoczonym lasami i jeziorami kraju co roku publikuje się imponującą liczbę książek, a zwłaszcza beletrystyki. Imponująca jest też liczba ludzi regularnie czytających, a wiadomo – jedno z drugim się wiąże. Finowie dużo piszą, dużo czytają (przede wszystkim rodzimą literaturę) i często odwiedzają biblioteki. Problem tkwi tylko w jednym: dlaczego, poza paroma wyjątkami, większość fińskich tekstów jest kiepska? Oczywiście, aby być czytanym, należy wpisać się w gust publiki. Smak literacki Finów łatwo przewidzieć, albowiem uwielbiają oni głównie „te piosenki, które już dobrze znają”. Wystarczy zatem wpleść wątek Wojny Zimowej, postać Mannerheima w trzecim planie, kilka melancholijnych opisów przyrody plus hasłowe, kojarzone przez wszystkich obywateli nazwy (na przykład: ulic w Helsinkach, dziennika „Helsingin Sanomat”, wódki „Koskenkorva” itd.) i sukces murowany. Aby zdobyć rzesze czytelników krajowych, nie trzeba się wysilać. Zbytnio też nie trzeba się wysilać, by w ogóle zostać pisarzem, albowiem stosunek do aktywności twórczej jest jasny: bycie artystą to nie profesja, a tym bardziej talent czy powołanie, lecz terapia poprawiająca samozadowolenie. Zatem: w Finlandii roi się od tak zwanych malarzy, pisarzy i muzyków, którzy swojego „talentu” wyuczyli się na popołudniowych kursach wspólnot mieszkaniowych, tak samo jak języka niemieckiego czy obsługi fotoszopa. Do osiemnastej wybrańcy muz pracują w piekarniach, sadach warzywnych, w uniwersytetach czy w szpitalach, a ciemnymi wieczorami przeistaczają się w „tajtelijat”, czyli w artystów właśnie. Opiekuńcze państwo daje im na to mandat zaufania, a do tego sporą sumę euro na rozwój działalności. Niestety, przy braku zdolności ani euro nie pomoże, ani gorący doping krytyków przymykających oko nawet na największe pomyłki.

Całe szczęście, nie cały świat artystyczny Finlandii prezentuje się w taki sposób. Tak jak nie brakuje w kraju dobrych architektów, tak nie brakuje też literatów, choć często tkwią oni w głębokim undergroundzie. Elina Hirvonen nie jest gwiazdą bestsellerów, nie była jurorem fińskiego „Idola” ani kochanką polityka, więc jej szanse na lukratywne finansowe wpływy ze sprzedaży książek są marne. Poza tym realnie rozważmy opcje na karierę nawet najbardziej wziętego pisarza. Finlandia liczy zaledwie pięć milionów mieszkańców. Bycie pisarzem nr 1 w Stanach Zjednoczonych łączy się z nieporównywalnie większymi komercyjnymi profitami.

Elina Hirvonen pojawiła się na fińskim rynku ze skromną książką. Skromną, ale niezłą. Nie razi mnie w niej ani odwoływanie się do fińskich haseł, ani nawet nachalne próby uprawiania intertekstualnych igraszek z „Godzinami” Cunninghama. Nie razi format książki, albowiem z łatwością uznać ją można za „ot-taką-sobie-nowelkę”. Razi mnie jednak to samo, co we wszystkich przeczytanych ostatnio książkach z Północy Europy: kompleks nieważności, zakrywany peleryną problemów światowych. Wiem, wiem, Skandynawów wszędzie na globie pełno, tak samo jak i Polaków. Może stąd poczucie, że „nic o nas bez nas”. Nawet najmniejszy artysta, któremu w dzień powszedni sąsiadami drzewa i pola, nagle na kartach książki wykazuje jedność z losami wielkiego świata. Elina Hirvonen dotknęła problemu 11 września 2001 i traumy powojennej (wojna w Wietnamie), Duńczyk Christian Jungersen w powieści „Wyjątek” wycelował z broni jeszcze większego kalibru, bo wykorzystał materiały na temat zbrodniarzy wojennych. I tak pisarze krajów Północy szukają recepty na uniwersalizm. Niby lokalnie, niby swojsko, ale a nuż książce się uda przebić na szerokie wody.

„Przypomnij sobie” Hirvonen ratuje jednak kilka chwytów. Przede wszystkim główny wątek, czy też główny problem, jakim jest skomplikowana relacja pomiędzy bratem i siostrą, Jonaszem i Anną. Relacje te pokazane są w retrospekcjach i czytelnik bezustannie może konfrontować postawę, jaką przyjmują wobec osoby niesprawnej umysłowo dzieci oraz dorośli. Hirvonen wplata w narrację fikcyjne listy Jonasza – dziecka i dorosłego. Na tej podstawie tworzymy behawioralno-mentalny ogląd postaci i słyszymy „drugi głos” w złożonym konflikcie interpersonalnym. Są też rodzice i ich charakterystyka, nie przesadzona, bez szafowania kliszami i autostereotypami na temat fińskiego sposobu życia, co niestety niezwykle często pojawia się w fińskiej literaturze. Poza tym szczerze opowiedziana „historia pewnej miłości” pomiędzy Anną i jej amerykańskim partnerem oraz stosunek tego drugiego do Finlandii również odbiegają od tego, co powszechnie uprawia się w fińskiej beletrystyce. Dominuje bowiem następujący konwenans: trochę na ojczyznę można ponarzekać, ale ostatecznie i tak nie wolno przekroczyć pewnej granicy. W końcu to ojczyzna gwarantująca syty dobrobyt, choć bez dopowiadania, że dobrobyt ów jest głównie „na kredyt” i na pokaz.

O książce Hirvonen trudno napisać porządną, analityczną recenzję, gdyż sama mam przeczucie, że autorce nie na tym przede wszystkim zależy. To powieść o uczuciach trudnych, ale opisanych bez egzaltacji, o przemocy, ale bez epatowania obrazami okrucieństwa, o dylematach moralnych, ale bez mędrkowania. Powieść „Przypomnij sobie” stanowi bezpretensjonalną próbę opisania pewnego fragmentu ludzkiego bólu, mikroskopijnej cząstki życia rodzinnego jako życia społecznego. Jeśli ktoś z Was zechce rozpocząć przygodę z fińską literaturą od najnowszej prozy, polecam tę książkę. Nie jest to arcydzieło, lecz przynajmniej pomoże ona ustrzec się przed tym, przed czym nie mogą ustrzec się sami Finowie – wpadaniem w kulturowe klisze.
Elina Hirvonen: „Przypomnij sobie”. Tłum. Iwona Kosmowska. Wydawnictwo W.A.B. Warszawa 2008 [seria z miotłą].