ISSN 2658-1086
Wydanie bieżące

15 kwietnia 8 (104) / 2008

Adam Andrzej Fuss,

PEJZAŻ WEWNĘTRZNY, DELIRIA I SENNE MARZENIA

A A A
Jednym ze źródeł powstającego obecnie malarstwa jest sztuka naiwna, estetyka pop i surrealizm. Okazują się one tak żywe dla współczesnych postnowoczesnych artystów ze względu na ich aspekt osobisty i związki z psychologią, a także ulotność, nieprzewidywalność, bezpośredniość i indywidualizm. Niepewność, dystans i wymowny detal tak charakterystyczne dla nadrealistycznego malarstwa Tomasza Kowalskiego (ur. 1984) są jednak głównie warunkowane i potęgowane przez jego osobistą pasję. Połączenie zwątpienia i pasji owocuje świeżością oraz nieobliczalnością tego, nie pozostawiającego widzów obojętnymi, malarstwa.

Postnowoczesność jest odbierana w kategoriach jednorodnej fali obrazów i klisz. Fotografia – początkowo sojusznik malarza – przeradza się z czasem w jego głównego przeciwnika. Swoją wszechobecnością wpływa na radykalną zmianę naszego sposobu percepcji rzeczywistości. Nie mamy już bezpośredniego dostępu do otaczającego nas świata. Konwencjonalne kody fotografii i filmu jako medium, do którego każdy ma dostęp, oddzielają nas od świata, oswajając z myślą, że realny świat doświadczamy wyłącznie poprzez media digitalne. To prowadzi nieuchronnie do przeniesienia uwagi na dwuznaczności kryjące się w relacjach pomiędzy obrazami malarskimi a obrazami wytwarzanymi w przemyśle oraz, pochodnymi wobec nich, piętrowymi iluzjami w umysłach konsumentów. Powstaje zatem pytanie o egzystencję obrazu wśród innych obrazów, o „życie po życiu”. Kiedy używamy dziś słowa „obraz”, chętniej myślimy o parametrach ekranu monitora niż o płótnie pokrytym farbą. Obraz zdematerializował się, zszedł ze ściany, wyszedł z ram i podzielił się na obrazy. Zyskując na ilości, stracił jakość. Nie wróży to sztukom wizualnym niczego dobrego.

Najbardziej refleksyjni i filozoficznie nastawieni z ponowoczesnych artystów czynią tematem swej twórczości kryzys obrazu. Tak tez się ma z Tomkiem Kowalskim, który w każdej swej pracy walczy o zbudowanie nowego, prywatnego języka wizualnego, prawdziwego, wiarygodnego, komunikatywnego. W tyglu, gdzie warzą się magiczne rośliny, białe płótna, krwiste kłącza, społeczności owadów i mali ludzie nie panujący nad chaosem natury, w ukształtował się malarski świat Kowalskiego. W jego oczach wszechświat ożywia nieskończoną ilość stworzeń: miniaturowych zarodków roślin, uchwyconych jakby na chwilę przed rozwinięciem, oraz gotowych do przepoczwarzenia owadów. Wszystko one wydają się rozprzestrzeniać, każda żywa istota podąża do granic samej siebie, „rozpłomienia się” szczegół po szczególe. Każdy powiększony fragment tej realności staje się jednocześnie reprezentatywny dla całości. Przedstawiony i wyizolowany, nabiera ciężaru rozlicznych, nieprzewidzianych znaczeń, wyzwalając zeń tajemniczy, złowieszczy i nieobliczalny charakter.

Ukryta treść natury i rzeczywistości odsłania się oczom ezoteryka – „wiedzącego”. Tomek Kowalski wciela w życie taki model poznawania świata, który, uwzględniając wewnętrzny aspekt istnienia, przekracza wymiar racjonalny, zarazem go nie lekceważąc. W tego rodzaju badaniach przyrody i ludzkiej natury nie mamy do czynienia z, podlegającymi prawu miary, liczby i wagi, „ilościami”, lecz z „jakościami”, w których to, co zmysłowe, i to, co nadzmysłowe, przyroda i duch, wiara i wiedza, są doświadczane jako jedność. Natura, dzika roślinność, która rozplenia się w każdym z możliwych planów, pozostaje, w ciągłej ewolucji czy dezintegracji, niezmienna. W odwiecznym falowaniu pomiędzy bytem a nicością, określa ona i zamyka świat zagubionego w jej gąszczu niegroźnego skrzata-podróżnika, skrzata-poszukiwacza, samotnika – człowieka. Kowalski utrwala to, co niezmienne, co nie może ulec zagładzie czy wyniszczeniu: mikroświat natury, jej sprawczo-niszczycielskie moce. Dlatego obraz staje się ogromnym relikwiarzem. W nim wszystko to, co kiedykolwiek istniało, pozostaje w stanie gotowości: ruchu, ponownego życia.

Jakość wewnętrzna wysmakowanego obrazu malarskiego mierzy się z pustą przejrzystością elektronicznych symulakrów. Świat obrazów Tomka Kowalskiego przypomina mrowisko, wypełzających na światło dzienne postnowoczesności, żywych fantazji. Na niektórych płótnach dominuje klimat marzenia sennego lub halucynacji, które atakują nasze nawyki logicznego myślenia, na innych – czarnego humoru, zamykając widza w kolejnych scenografiach zbudowanych na bazie własnych obrazów. Jakkolwiek owe obrazy nam się jawią, trzeba pamiętać, że ich istotą jest wieloznaczność, spotęgowana przez indywidualne modyfikacje, powodowane zmiennym rytmem i treścią przeżyć odbiorców. Świeżość i wartość estetyczna tych dzieł polega między innymi na tym, że są w stanie prowokować mnogość najróżnorodniejszych skojarzeń, pobudzając widzów do podróżowania w głąb własnego wewnętrznego, niezmierzonego uniwersum. Od początku czasów nowoczesnych sztuka poszukuje sposobów przedstawienia tego, co wzniosłe, co ze swej natury nie daje się wyrazić. Poszukiwania te skłaniały artystę nowoczesnego ku „estetyce nostalgicznej”, artysta ponowoczesny – przeciwnie – stara się uczynić niewyrażalne elementem obrazu. Próbując dotrzeć do tego, co niewyrażalne, Kowalski porusza się po omacku: szkicuje mapy terenów, które nie wiadomo czy istnieją. Nie wiadomo też, czy kiedykolwiek z kreślonej dziś mapy się wyłonią.
Tomasz Kowalski „Piosenka”. BWA Zielona Góra, 11 stycznia 2008 – 3 lutego 2008; Galeria Pies, Poznań, 14 marca 2008 – 7 kwietnia 2008.