ISSN 2658-1086
Wydanie bieżące

1 maja 9 (105) / 2008

Monika Ruszało,

OUR LADY’S DEMENTIA PRAECOX

A A A
Pokazywane w bytomskiej „Kronice” wideo Anny Konik „Our Lady’s Forever” zostało zrealizowane w wiekowym budynku szpitala psychiatrycznego Our Lady’s Hospital w irlandzkim hrabstwie Cork. Powstała w połowie XIX stulecia placówka funkcjonowała do 2002 roku, kiedy to ostatni pacjent opuścił jej mury. Konik odkryła opustoszały budynek w roku 2006 i postanowiła nakręcić w nim film oparty na szkicu dramatu, który otrzymała od, cierpiącego na schizofrenię, młodego autora o pseudonimie „M”.
Wideo jest rozpisane na siedem projekcji, wyświetlanych symultanicznie. Projekcja „osiowa” ukazuje dwoje ludzi – kobietę i mężczyznę, którzy błądzą w przestrzeniach pustego szpitala. Inne ekrany ukazują nam detale: układanie puzzli, twarz mężczyzny, czynność pisania: na papierze i na szybie, widok morza.

Oprócz dwojga ludzi – mężczyzny i kobiety, „bohaterem” wideo jest też samo miejsce, w którym rozgrywa się para-akcja. Sale zdają się być dopiero co opuszczone przez przebywających tutaj ludzi, o czym świadczą porozstawiane krzesła czekające na mających się poddać terapii, czy pościel przygotowana do rozłożenia na łóżkach. Z drugiej strony jednak to miejsce jest już martwe, i to martwotą, która nie ma nic wspólnego z biologicznością, czyli gniciem i rozkładem, będącymi w istocie podstawą rozwoju nowego życia. Tu mamy zasuszenie, mumifikację, bezpłodność, tym wyraźniej wyeksponowaną, że przenikniętą światłem i powietrzem. To miejsce stanowi jednocześnie przestrzeń symboliczną, jest obrazem wyjałowienia i pustki, które odczuwa bohater (czy – bohaterowie). Wnętrze bohatera jest jak przestrzenie wyludnionego szpitala psychiatrycznego prawie przeźroczystego po stu pięćdziesięciu latach oglądania ludzkiego cierpienia, potrzebującego odetchnięcia pełną piersią. Pokolenia ludzi przechodziły przez nie, zatrzymując się czasem na krótki czas, czasem na całe życie.
Sam bohater(owie) błądzi na wpół ślepo, opanowany pragnieniem, a zarazem rezygnacją. Jego kondycja przypomina tę opisywaną przez Gillesa Deleuze’a w „L’image temps II”, gdzie kreślił obraz człowieka, który zagubił poczucie związków senso-motorycznych ze światem, przekonany, iż nie ma wpływu na wydarzenia, w których bierze udział. Dlatego jego działanie ma polegać na obserwacji rzeczywistości, kontemplowaniu jej, bez znajomości celu i sensu. Jego wędrowanie to w istocie – błądzenie, w którym to, co go otacza i wysyła bodźce, oraz jego fantazje mieszają się ze sobą, stając nieodróżnialne, zaś związki przyczynowo-skutkowe oraz czaso-przestrzenne są zniesione. I nie jest to dla Deleuze’a bynajmniej diagnoza schizofrenii, zarysowuje on bowiem obraz Człowieka Współczesnego. Czy ułatwi nam to zrozumienie bohatera(ów) „Our Lady’s…” w jego poszukiwaniu-oczekiwaniu? Podróż jest rodzajem obrzędu przejścia nie tylko z uwagi na swą trójfazową konstrukcję (wyjazd, wędrówka, powrót), ale i sens: zmienia człowieka i jego patrzenie, wyzwala jednostkę z dotychczasowych konwencji, społecznych więzów. Wędrówkę po Our Lady’s Hospital należy rozumieć jako „podróż w zamknięciu”, przez labirynt, a może nawet zaklęty krąg własnych inklinacji, uwarunkowań i ograniczeń.
Niepasujące do siebie puzzle obrazują pęknięcie, z którym bohater nie jest sobie w stanie poradzić, nad którym nie może zapanować, a jednocześnie ogromne pragnienie, które odczuwa. To coś wymyka się mu spod kontroli. Co równie bolesnego może spotkać człowieka? Z puzzli mógłby powstać obrazek przedstawiający budowlę – czy dom? Niewątpliwie coś stałego, trwałego. Mógłby, ale nie powstanie. Dom, którego obraz człowiek nosi w sobie, nigdy nie zostanie zbudowany przez mężczyznę. Niepasujący element układanki obrazuje bohatera jako człowieka wśród innych, a zarazem symbolizuje tę jego część, z która się zmaga, brzemię schizofrenii. O tym ciężarze, który spoczywa na barkach bohatera(ów) mówi samo ciało: pochylenie pod ciężarem własnej głowy, wsparcie jej o ścianę, zwieszenie czy skulenie ramion, zasłonięcie ust, puste spojrzenie.

Widok bezmiaru wód morsko–letejskich koi ból, łagodzi, tak jak barwy organizujące film: granat, błękit, biel, rozbielona szarość, czerń, grafit. Spójność tej zgaszonej kolorystyki rozbija w jednej z odsłon żółta kredka, za pomocą której bohater coś pisze, czyżby scenariusz dramatu? Mimowolnie nasuwa się tu skojarzenie z przejmującymi zestawieniami ostrego błękitu i równie wściekłej żółci, stosowanymi przez Vincenta van Gogha, które niepokoją, wręcz drażnią („Łan zboża z krukami”, 1890), masochistycznie poddają w wątpliwość, obsesyjnie drążą pytaniami bez odpowiedzi. Kobieta pisząca palcem po szybie – nie pozostawiająca śladu na transparentnej powierzchni także komunikuje – brak mocy. Widać tu roztopienie, silnego w swej bezsilności, człowieka w rzeczach i przestrzeniach, które są zarazem przez niego definiowane. Dlatego zwracają uwagę licznie rejestrowane dotknięcia, sprawdzanie materii, jakby dla ratowania samego siebie: to co dotykam, istnieje, ja jeszcze istnieję, jestem tak samo prawdziwy jak te rzeczy, których dotykam, one utwierdzają w prawdziwości mnie, ja – dotykając dookreślam ich stan, współ-tworzę je.
Przestrzeń galerii „Kronika” została zaadaptowana w taki sposób, iż stanowi aluzję, a wręcz kontynuację specyficznej przestrzeni, w której poruszają się bohater(owie): ściany galerii obleczono w neutralną biel, szpitalną i sterylną. Tkaniny poddają się podmuchom wentylatorów, analogicznie do, unoszonych przez wiatr, firan i zasłon w oknach Our Lady’s. Oddziaływanie na różne zmysły: wzrok, dotyk i słuch (szepty) wzmaga percepcję, przenosi oglądającego (teraz już także – odczuwającego) w biało – błękitno – przeźroczystą przestrzeń, w której rozgrywa się akcja i ułatwia mu zrozumieć sensy, które ze sobą niesie. Także i projekcja filmu (filmów) na kilku ekranach, będąca także odniesieniem do pokawałkowania wnętrza bohatera, sprawia, iż przestrzeń zdaje się ogarniać widzów. Można wyobrazić sobie, że duszący zapach setek zdeptanych kwiatów nadal unosi się w przestrzeni Our Lady’s Hospital – tej, która w pierwszym momencie daje się poznać jako rozświetlona i ożywiona tchnieniem wiatru. Na próżno jednak podmuch usiłuje unieść ptaka – jego skrzydła są podcięte. Dementia praecox – Forever.
Anna Konik „Our Lady’s Forever”. Kronika, Bytom, 8 marca – 30 kwietnia 2008.