ISSN 2658-1086
Wydanie bieżące

1 maja 9 (105) / 2008

Paweł Goryl,

DROGA PO POLSKU

A A A
Na zeszłorocznym 52. Biennale Sztuki w Wenecji, oficjalnym reprezentantem Polski była Monika Sosnowska. Praca artystki pt „1:1” nawiązywała bryłą do PRL-owskich pawilonów handlowych z końca lat 60. Ogromna konstrukcja z metalowych rur – imitująca architektoniczny szkielet budynku – wypełniła całe wnętrze, zbudowanego w latach 30. XX wieku Pawilonu Polonia.

Nieoficjalną drogę pokazania się na prestiżowej imprezie wybrał „reprezentant-samozwaniec” Sławomir Rumiak. Posłużył się on własnym Pawilonem Polonia, przywiezionym do Wenecji na rowerze. Mimo, iż była to „wersja turystyczna” budynku, to pokonanie tysiąca kilometrów z ważącym osiemdziesiąt kilogramów ładunkiem, okazało się sporym wyzwaniem i zajęło artyście ponad miesiąc, a nie jak wcześniej przewidywał – w optymistycznym wariancie – dwa tygodnie. Swoista „pielgrzymka”, którą Rumiak nazwał „Śląsk – Wenecja. Salto Biennale”, zakończyła się ustawieniem makiety na schodach prawdziwego Pawilonu Polonia. Artysta udowodnił w ten sposób, że każdy twórca może wziąć udział w słynnym biennale, wystarczy, że zbuduje własny pawilon i pojedzie z nim na miejsce ekspozycji. Ważne jest miejsce, z którego Rumiak wyruszył do Wenecji, a mianowicie, stanowiąca symbol górniczego Śląska, hałda w katowickim Wełnowcu.

Była to pierwsza tego typu akcja artysty, gdyż Rumiak zajmuje się głównie fotografią. Popularny jest zwłaszcza w Japonii, gdzie, jako jedynemu artyście, poświęcono mu cały rozdział antologii „246 Loaded Photography Books: The Edge of Photography”. Swój sukces zawdzięcza głównie surrealistycznemu z ducha cyklowi „Książka miłosna” bliskiemu fotografiom Nabuyoshi Arakiego, w którym portretuje poddawane wymyślnym torturom ciała młodych kobiet. W Japonii dużym powodzeniem cieszą się t-shirty z nadrukowanymi reprodukcjami wspomnianych prac artysty.
Specyficzny happening, jakim było dotarcie na teren biennale, stanowił jedynie zwieńczenie istoty projektu, czyli dokumentacji przebiegu podróży. Mimo zainteresowań artysty, zapis relacji z wyjazdu do Wenecji nie przybrał wyłącznie formy fotoreportażu. Rumiak, oprócz aparatu fotograficznego zabrał ze sobą kamerę, nastawiając się na filmowanie przebiegu spotkań z napotykanymi w drodze ludźmi. Początkowo zamierzał pytać ich o sztukę współczesną, ale ostatecznie skupił się na wysłuchiwaniu indywidualnych historii oraz rejestrowaniu ludzkich reakcji na widok niecodziennego zjawiska, jakim było codzienne rozkładanie Pawilonu na kolejnych campingach. Artysta używał makiety Pawilonu jako swoistego namiotu – nocował w nim i wykorzystywał go jako schronienia w czasie niepogody. Na specjalnym ekranie LCD umieszczonym w Pawilonie, pokazywał zapraszanym gościom wideo-relacje z przygotowań do wyprawy.

Artysta przyznaje, że pomysł wyjazdu na weneckie biennale, inspirowany był głównie ideą tzw. relational aesthetics, czyli, wysuwanej przez Nicolasa Bourriaud, chęci ucieczki z instytucji galeryjnych, konieczności skierowania sztuki w rejony bliższe zwyczajnemu człowiekowi. Swoista krytyka zaskorupiałych reguł rządzących światem artystycznym, nie przybiera u niego – jednak – formy jawnej kontestacji. Artysta poprzez zabieg satyrycznej interpretacji formuły biennale – czyli obowiązku prezentacji w narodowych pawilonach – staje się piewcą stricte indywidualnego podejścia, proponując jednocześnie odnajdywanie sensu sztuki w akcie dystansu do niej samej. Rumiak, w tekście powstałym odnośnie pierwotnych kontekstów zamysłu, powołuje się również na Cezarego Bodzianowskiego, który, krytykując galerie jako instytucje, stwierdził – „Karty są rozdane. Cokolwiek się tam zdarzy, będzie sztuką”. Słowa te stają się dla artysty natchnieniem do poszukiwania prawdziwych wartości artystycznych w konfrontacji z otwartą przestrzenią i ludźmi wolnymi od snobizmu. Wprawdzie z racji tego, że napotykane na trasie osoby miały nikłe wyobrażenie o świecie sztuki, Rumiakowi nie udaje się zebrać informacji na temat ich oczekiwań względem artystów, czy sztuki samej w sobie. Dokonuje jednak rzeczy równie cennej – rejestruje autentyczne reakcje zachodzące w chwili spotkania z „czystym” aktem. Co więcej, poprzez filmowanie, włącza w niego przypadkowych obserwatorów, sprawiając, że – wreszcie – stają się mimowolnymi elementami późniejszego, już „właściwego” dzieła sztuki.
Istotna jest również forma – swoistego filmu drogi – jaką wybiera artysta, dokumentując podróż. Poprzez zabieg, twórca upodabnia się do bohaterów znanych z popularnych w latach 70. XX wieku produkcji, traktujących o outsiderach-wędrowcach. Podobnie jak oni, jego wyprawa ma określony cel, kierują nim bliskie im ideały – przede wszystkim wolność i poszukiwanie głębszego, pojmowanego nieco metafizycznie „sensu”. Tak jak oni, napotyka na swojej drodze ludzi życzliwych i niechętnych eskapadzie. Wolność, wyrażana przez Rumiaka, nie ma jednak wyłącznie indywidualnego charakteru, reprezentuje on bowiem wolność sztuki w ogóle. Zabierając w drogę rzeźbę, metaforycznie wyswabadza jej ducha. Warto zauważyć, że w przeciwieństwie do tragicznych bohaterów, znanych np. z „Easy Rider’a”, odnosi sukces. Udaje mu się osiągnąć wyznaczony cel i, łamiąc regulamin weneckiego biennale, staje się drugim, „nielegalnym” reprezentantem Polski. Poprzez wybór specyficznego środka lokomocji – roweru – artysta trawestuje niejako mityczną wędrówkę. Reprezentowany przez Rumiaka, i jego dziwaczny bagaż, pierwiastek absurdu, nie stanowi bowiem, w oczach napotykających go osób, zagrożenia wobec uświęconego tradycją porządku. Artysta przywdziewający maskę błazna, nie jest postrzegany jako buntownik, lecz brany jest raczej za nieszkodliwego wariata. Tym samym, jego podróż nie staje się kolejnym symbolem bezsensownej, straceńczej ucieczki w stronę nierealnego abstraktu. Podobna jest do spokojnej weekendowej wycieczki za miasto.
Sławomir Rumiak „Wyjazd”, Galeria Kronika, Bytom, 8 marca – 30 kwietnia 2008.