ISSN 2658-1086
Wydanie bieżące

15 maja 10 (106) / 2008

Anna Katarzyna Dycha,

ZARAŹLIWA ENERGIA RENTONA

A A A
Renton „Take-off”. Polskie Radio, 2008.
Zapatrzony w amerykańskiego rocka collegowego oraz indie ideały warszawski kwartet Renton wydał debiutancki, wielce przebojowy album „Take-off”.

Pamiętacie ich piosenkę „Hey girl” z kampanii reklamowej jednego z operatorów sieci komórkowej? To posunięcie było doskonałą promocją grupy. Lepszą trudno sobie wyobrazić. Utwór przez wiele miesięcy hulał po telewizorach i radioodbiornikach. Wystarczająco długo, by przyswoić sobie zawadiackie brzmienie Rentona. Właśnie przyszła pora na większą dawkę ich muzyki.

Kilka miesięcy temu debiutowali ich koledzy z polskiej sceny alternatywnej, mniej lub bardziej poruszający się w dance punkowej estetyce: Muchy, Psychocukier, L.Stadt, Lada moment zadebiutują: Phantom, Taxi Ride i Out of Tune. Niewątpliwie przyczyniła się do tego intensywna opieka radiowej Trójki, która pod swoje skrzydła wzięła też Rentona.

Przyznać trzeba, że zespół radzi sobie zaskakująco dobrze. Zaskakująco, bo po „Hey girl” wydawać by się mogło, że Renton pozostanie w pamięci jako wykonawca tego jednego przeboju. Tymczasem ma dużo więcej do zaproponowania. Blisko 50 minut profesjonalnego, wartkiego grania. Słychać, że nie jest to jakaś przypadkowa kapela stawiająca swoje pierwsze kroki na scenie (na koncie dwa dema i występy m.in. na Off Festivalu i Open’erze). Debiutuje więc zespół mocno dojrzały. Jego znakiem rozpoznawczym jest niezmiennie przebojowość. Przy „Take-off” od początku do końca można hasać, podśpiewując melodyjne refreny. Trwające niewiele ponad 3 minuty piosenki doskonale sprawdzą się nie tylko w radiu, ale również na parkiecie.

Punkowa, motoryczna perkusja, handclapy, gęste gitary i mocny, ciekawy wokal nie pozwalają odpuścić sobie tej muzyki. Typowym dla Rentona kompozycjom, np. „Walk aside”, „This is not the end”, „You are in charge” (spośród innych historyjek o damsko-męskich związkach na różnych etapach rozwoju wyróżniają się tekstem), czy „All this is yours”, wróżę murowane powodzenie. Jednak chłopcy postanowili nie zamykać się w bezpiecznej szufladce z napisem „Hey girl”, zabierając się nawet za balladę (przestrzenne „Drifted”). Wprowadzają również szerokie instrumentarium: syntezatory (m.in. „No milk”), gitarę akustyczną („All this is yours”) i trąbkę („Lazy wild”). Na szczęście razem z realizatorem i współproducentem płyty Marcinem Gajko czuwali, by na różnorodnych aranżacyjnych eksperymentach nie straciła przebojowość.

Jak też przystało na dobrze zapowiadający się młody polski zespół, Renton cały materiał wykonuje po... angielsku. Ma to swój urok i w pewnym sensie bardzo do nich pasuje (załoga naszego muzycznego marketu bezbłędnie umieściła album w dziale „muzyka zagraniczna”). Mnie jednak brakuje tej przenikliwości i wyrafinowania polskich tekstów Much czy CKOD. Mimo to łyknęłam ten krążek z zadowoleniem. Jeżeli też potrzebujecie energii w dużej dawce, chwytajcie za płytę z jaskrawożółtą okładką, na której widnieją kończyny panów odzianych w gustowne trampki i wąskie indie spodnie.