ISSN 2658-1086
Wydanie bieżące

1 czerwca 11 (107) / 2008

Paweł Lekszycki,

NAJLEPSZA KSIĄŻKA OLSZAŃSKIEGO

A A A
Grzegorz Olszański (ur. 1973), po obszernej prezentacji w „Innym świcie” opublikował arkusz „Recytacje z pamięci” (Bytom 1995), a następnie ukazały się: „Tamagotchi w pustym mieszkaniu” (Kraków 1999), „Sztuka mięsa” (Bytom 2002) oraz „Kroniki filmowe” (Warszawa 2006).

W tekstach Olszańskiego epicki opis dominuje nad metaforyczną kondensacją poetyckiego obrazu, a wersyfikacyjny podział uwydatnia grę słów, aktywizując metaforyczny potencjał zdania. Poeta wykorzystuje język potoczny, w wielu przypadkach mowę środowiskową lub gwarową. Charakterystyczna jest dla niego językowa przekora pozwalająca weryfikować utarte związki frazeologiczne.

W wierszach bytomskiego autora Karol Maliszewski doszukuje się pierwiastków nowofalowych. Dostrzega je w sposobie metaforyzacji i językowym rewelatorstwie, które polega na przekornej postawie wobec języka oficjalnego oraz dążeniu do skarykaturowania idiomatyki radiowo-prasowo-telewizyjnej.

Materią wierszy pomieszczonych w debiutanckim arkuszu jest podlegająca doświadczeniu codzienność. W takim ujęciu „Recytacje z pamięci” stają się, w pewnym sensie, biografią. Paweł Majerski zauważa, że: „Dzięki konkretowi zapisywanego doznania rzeczywistości sygnalizowana narracyjność zostaje silnie upodmiotowiona, a kreacja lirycznego “ja” zmierza ku ekspresyjnemu oddaniu wrażenia. Stąd postawa egocentryczna i – czasami ironiczny – dystans lirycznego bohatera wobec przedmiotu.” (P. Majerski: Dzikość w sercu poetyckiego Śląska. “Śląsk” 1997, nr 5.)

Czasowniki wyrażające czynności i stany bohatera lirycznego przybierają zazwyczaj formę 1. osoby liczby pojedynczej, w kilku utworach – mnogiej. Poeta nie szczędzi szczegółów, dotyczących miejsca akcji oraz sytuacji, w jakich znalazł się podmiot liryczny jego wierszy. Ich punktem wyjścia bywają często opisy aury lub konkretyzacje czasowe. Tematem utworu może stać się banalna z pozoru sytuacja: podryw „na wiersz” spotkanej na plaży dziewczyny („W samo południe”); treść listu („List do Maćka Meleckiego...”); wypadek samochodowy („W zawieszeniu”); podróż. Charakterystyczne dla Olszańskiego są jednak celne, dosadne i niebanalne puenty.

„Tamagotchi w pustym mieszkaniu” kontynuuje linię poetycką zarysowaną w debiutanckim arkuszu. Tytułem książki Olszański nawiązuje do „Kota w pustym mieszkaniu” Szymborskiej. Tematem utworu noblistki jest śmierć postrzegana z perspektywy oswojonego, domowego zwierzęcia. Kot Olszańskiego przeszedł pokoleniową mutację: zamiast żywą istotą poeta posłużył się elektroniczną maskotką, zespołem układów scalonych, symulujących głód, pragnienie i potrzebę wyjścia na spacer. W przeciwieństwie do oswojonego kota tamagotchi jest elektronicznym, zabawkowym projektem stworzonym przez człowieka, dzięki któremu Olszański maksymalnie redukuje czynniki emotywne. Maliszewski zauważa, że ta poezja ma jądro metafizyczne, opiera się na roszczeniach wobec bytu, wyrasta z genetycznej czy też organicznej melancholii, pyta o podstawy, powody do bycia. W jego definicji tamagotchi to: „plastikowa puszka Pandory, w której zmieszano kilka kodów, tworząc w sumie generalną wytyczną, program sensu. Dla bohatera rzemiosło bycia nierozerwalnie skleiło się z ars amandi, a całość uzyskuje dodatkowy i wreszcie sensowny wymiar poprzez możliwość świadczenia, opisywania, możliwość refleksji, nadbudowy scalającej całość błyskawicą konceptu” (K. Maliszewski: Z życiowych problemów nieżyciowych facetów. “FA-art” 1999, nr 4).

Zdaniem krytyka “kontemplacja rozrastającego się państwa nekrologów, świadkowania na pogrzebach i wędrówki po cmentarzach” stały się pretekstem do poszukiwania formuły eschatologicznej, zaś „Tamagotchi w pustym mieszkaniu” próbuje udzielić odpowiedzi na pytania: “jak się w tym znaleźć, jak przygotować, w jaki sposób mimo wszystko zachowywać zimną krew metafizyczną, jak się odgrodzić rzeczowym, twardym wierszem od pośmiertnego bagna czy też przedśmiertnego sentymentalizmu?”(Maliszewski: Z życiowych problemów...) Motyw śmierci przewija się przez całą książkę, co wszakże charakterystyczne i przez Maliszewskiego podkreślone, przeważają w niej wątki, które dotyczą życia i mówią o fascynacji doczesnością, o urokach świata pyszniącego się bogactwem bodźców i uczuciach chłonnego, nadwrażliwego bohatera.

Dominantami charakterystyki bohatera lirycznego i jego świata okazują się: rozdarcie, rozedrganie, kontrast. Podmiot wierszy nigdzie “nie jest u siebie”, dręczy go niepewność, pozostaje w sferze “pomiędzy”, nazwanej tak w wierszu otwierającym tomik. Znajduje się pomiędzy “tym, co zewnętrzne a wewnętrzne, tym, co fizyczne a duchowe, co zmyślone a autentyczne, co skłamane a prawdziwe.” (J. Drzewucki: Ani dnia, ani godziny. “Twórczość” 2000, nr 4.Żyje niejako w dwóch rzeczywistościach: wirtualnym świecie napędzanym przez środki masowego przekazu oraz w świecie “naturalnym”, którego widok rozciąga się za oknem.

Bohater wierszy Olszańskiego pozostaje “w zawieszeniu” pomiędzy “pustym, ciepłym pokojem a pełnym, zimnym światem.” To rozdarcie ewokuje język – rzeczowy, sprawozdawczy i reporterski, a przy tym dwuznaczny. Tematami wierszy stają się: wypadek na kopalni, samobójstwo młodego człowieka na wsi, historia prywatna lub powódź. Poeta udziela głosu naocznym świadkom wydarzeń, indywidualizując język postaci. Stąd szeroki “repertuar” kolokwializmów i wulgaryzmów. Beznamiętny opis rejestruje szereg kontrastów: brzydotę brudnego podwórka z symbolem luksusu, podwórkowej nudzie przeciwstawia świat filmu, literatury i reklamy:

[...] sklep otwarty
jak tabernakulum podczas podniesienia,
co chwila wyrzuca i przyjmuje
całe rzesze wiernych
telewizyjnym reklamom.
Tak tu już jest. Nocami brakuje tlenu,
gwiazd i fabuły z Bondem [...]
Jeśli pojawia się agent, to tylko
ubezpieczeniowy, choć równie niebezpieczny [...]
Tak tu już jest.
Brakuje dramatów opisywanych w tragediach,
tragedii odgrywanych w dramatach,
wydarzeń na pierwsze strony wierszy.

(Sny, słowa. Pojedyncze zdania, złożone problemy)

Akcja liryczna większości utworów rozgrywa się zimą, dlatego lekturze towarzyszy – intensyfikowane – odczucie chłodu. Mróz buduje apokaliptyczny klimat, jest nieustępliwy, wręcz natrętny: „zgniata w rękach zbiorniki termometrów”, “przegryza się przez nieuszczelnione okna” i “wbija palce w żebra kaloryferów”. Wszechobecność śniegu powoduje, iż podmiot liryczny konstatuje wreszcie, że “zima zmieniła ten kraj w archipelag”. Ale nie tylko katastroficzna zima będzie zagrożeniem – “ja” liryczne to postać rozedrgana i rozdwojona. Rozdwojenie to powodowane jest dwubiegunowością świata, w którym przyszło mu żyć ze świadomością nieuchronnej śmierci. Nakładają się zatem dwa obrazy: pierwszy, będący wynikiem skomasowanej obecności środków masowego przekazu, świat reklamy oraz drugi, znacznie mniej pociągający, świat rzeczywisty, który bohater oglądać może przez okno pokoju. W tle większości utworów usłyszymy głos radiowego spikera, dostrzeżemy permanentnie monitujący bohatera ekran monitora telewizyjnego, będziemy świadkami jego kapitulacji wobec zmasowanych kampanii reklamowych. Radio, telewizja i prasa są obecne w każdym wierszu. W zamrożonym świecie media oferują jednak ciepło, pomagając przetrwać zimę. Telewizory imitują ciepło domowych ognisk, w świadomości zbiorowej często stanowią ostatnią deskę ratunku. Środki masowego przekazu są wreszcie źródłem reklamy, a ta ma niepoślednie znaczenie – jest dyktatorem mody (nowy model szczoteczki do zębów, która jeszcze nie była pokazywana w telewizji, staje się dla właściciela powodem podziwu); wyspa z reklamy papierosów “Mewa” może okazać się szczególnie romantycznym miejscem dla dwojga zakochanych. Zadaniem reklamy jest odwracanie uwagi od realnego niebezpieczeństwa, które niesie świat prawdziwy, doczekuje się wreszcie swoich wyznawców, stając się w pewnym sensie instytucją władzy religijnej. W języku podmiotu wierszy służy pełniejszemu wyrażeniu istoty przedstawianego zjawiska – biel śniegu ujęto w porównaniu do koloru reklamowanego w TV wybielacza (“śnieg bielszy niż reklamowany w telewizji wybielacz”).

O ile wirtualny świat jest dynamiczny i pociągający, o tyle świat rzeczywisty wydaje się statyczny i nieciekawy, mówiąc słowami autora „Tamagotchi” to – “rzeczywistość drugiej klasy, albo druga klasa rzeczywistości”. Obserwowany krajobraz ulega zmianom, lecz tylko tym, które związane są z przemijaniem, starzeniem i korozją. Stałymi elementami pejzażu są tutaj: stada żebraków, porozbijane butelki, wyjący z nudów akumulator albo przekroczone w powietrzu stężenia substancji trujących. Miasto nie jest nawet – jak w wierszach Meleckiego – labiryntem, przypomina raczej bezładny, chaotyczny twór – “drogi nie prowadzą nigdzie, gubią się lub giną”, “osamotnione znaki drogowe przestały sygnalizować cokolwiek”.

Wpisany w ten świat bohater żyje ze świadomością nieuchronnej śmierci, która ma różne oblicza: spotkamy się zatem ze śmiertelnym wypadkiem na kopalni, wypadkiem samochodowym czy samobójczą śmiercią młodego człowieka na wsi. Śmierć jest nieuchronna i uświadomiona, ale – póki co – pozostaje jeszcze życie i “oswajanie”. Powołajmy się jeszcze raz na Maliszewskiego, który napisał o „Tamagotchi...”, co następuje:

„To jest książka o popieleniu, o utlenianiu się. O dalekosiężnej korozji. Zaczyna się od życia, od jajeczka, a kończy na śmierci, na trumience, na tej jeszcze innej puszce Pandory. Z każdego wiersza wysypuje się jakiś paproch, który uwiera. One tylko na pozór są takie gładkie i wypieszczone, te jego wersy w karnych czworobokach. Po bliższym przyjrzeniu wyglądają jak nagrobki pod śniegiem, pod jakimś czarnym pyłem z dymiącej obok osiedla elektrowni.[...] Po przeczytaniu tej książki chce się szybko wybiec z domu i oddychać, oddychać, oddychać. Póki jeszcze można. I tak na chwilę ocaleć.” (K. Maliszewski: Z życiowych problemów...)

Gramatyka śmierci i przemijania dyktuje także wiersze pomieszczone w zbiorach następnych – „Sztuce mięsa” i „Kronikach filmowych”. Te ostatnie inspirowane są filmami. W „Kronikach...” odchodzi Olszański od wyeksploatowanego w latach 90. autobiografizmu, rezygnując z 1-osobowego podmiotu lirycznego i epickiej, rozlewnej narracji. W nowych wierszach częściej sięga zatem po formy lapidarne, kondensując znaczenie w krótkich, rwanych frazach. Podzieloną na trzy części książkę zbudował bytomski poeta z utworów będących wariacjami do wybranych filmów światowego kina (m.in.: „Wilbur chce się zabić”, reż. Lone Scherfig; „Spragnieni miłości”, reż. Wong Kar-Wai czy „Między słowami”, reż. Sofia Coppola). W części pierwszej, „Poema Paradiso”, dominuje wątek mortalny, śmierć odmienia się tutaj przez osoby, liczby i czasy. Kategorią, wedle której uporządkowane są wiersze w części drugiej zbioru – „8x2”, jest miłość. Przemijaniu i upływowi czasu podporządkowany jest katalog wierszy filmowych części trzeciej, zatytułowanej: „Między słowami”. Taka konsekwentna konstrukcja tomiku, nie dość, że może się podobać, pozwala zachować liryczny dystans i nie popadać w pretensjonalny melancholizm lub ckliwość. W „Kronikach...” Olszański prezentuje się jako koneser sztuki filmowej, ale przede wszystkim tomik ów odkrywa przed nami czułego liryka. Oddajmy mu zatem na chwilę głos: „Morze miłości / ma na swoim koncie więcej ofiar // niż połączone wody wszystkich oceanów.” Dlatego nie powinniśmy wzdrygać się przed spełnieniem prośby z wiersza Uniesie nas wiatr – „Jeśli zobaczysz mnie kiedyś / w rynsztoku, / proszę - // obróć mnie na plecy”.

„Kroniki filmowe” to książka, której najsilniejszą stroną pozostaje kompozycja. Tą, która mną wstrząsnęła, choć nie zmieszała, pozostanie jednak „Tamagotchi w pustym mieszkaniu”.