ISSN 2658-1086
Wydanie bieżące

15 lipca 14 (110) / 2008

Bernadetta Darska,

GŁOS, W KTÓRY TRZEBA SIĘ WSŁUCHAĆ

A A A
Powieść Susanny Kaysen „Aparat, który dała mi matka” wpisuje się nie tylko w tradycję oddania głosu fizyczności kobiet. Mam tu na myśli, oczywiście, „Monologi waginy” Eve Ensler, do których zresztą nawiązuje nota zamieszczona na okładce książki. Powieść Kaysen to zapis historii choroby, której nie można zdefiniować. Bolący organ to pochwa. Autorka zaczyna swoją opowieść następującym stwierdzeniem: „Jeśli masz pochwę, to wiesz, że przez większość czasu nic w niej nie odczuwasz. Jak czuje się twoja śledziona? A twoje nerki? Jak się czuje twoja trzustka? Na szczęście nie mamy o tym pojęcia. Pochwa jest zazwyczaj jak trzustka i nic nie czuje. Jeśli coś czuje, to jest albo zaangażowana erotycznie, albo chora” (s. 7). Dowiadujemy się więc już we wstępie, że główną bohaterką jest... pochwa, to ją będziemy próbować zrozumieć, w jej głos się wsłuchać, jej sygnały interpretować. Personifikacja, która tu wyraźnie następuje, pozwala uświadomić, jak duże trudności komunikacyjne ujawniają się wtedy, gdy nasze ciało chce coś powiedzieć. Okazuje się, że nie tylko mamy problemy z odebraniem komunikatu, ale przede wszystkim bywamy bezradni wobec sygnałów, które sami przecież wysyłamy. Narracja Kaysen jest bowiem prowadzona w taki sposób, że z jednej strony pochwa opisywana jest jako ciało obce, które dezorganizuje życie bohaterki, z drugiej zaś pokazana zostaje jedność między kobietą a jej narządem płciowym. Można by więc powiedzieć, że narratorka nieustannie próbuje znaleźć równowagę między deklaracją, że boląca pochwa to wróg, ale i przyjaciel, że jest to coś, co przychodzi z zewnątrz, ale i coś, co jest częścią jej samej. Ta dwuznaczność i bezsilność wobec takiego właśnie rozpoznania jest w książce Kaysen szczególnie intrygująca.

Gdyby jednak autorka pisała tylko o chorobie, zapewne utknęłaby na mieliznach zbeletryzowanego opisu medycznego. Tak się jednak nie dzieje. Owszem, jesteśmy świadkami wizyt w gabinecie ginekologicznym, chirurgicznym czy medycyny niekonwencjonalnej. Widzimy, że choć bohaterka dobija się do wielu drzwi, wszędzie odprawiana jest z kwitkiem. Interesująco przedstawia się jej rozwój, jeśli chodzi o świadomość własnego ciała. O ile na początku zdaje się głównie na decyzje lekarzy, o tyle później wchodzi z nimi w dialog, oczekuje wyjaśnień, zaczyna utożsamiać wyleczenie ze zrozumieniem. I faktycznie – jej droga do zagojenia pochwy zamienia się w drogę do uleczenia własnego związku, do pogodzenia się z upływającym czasem, wreszcie w gotowość wsłuchiwania się w mowę własnego ciała i niebagatelizowania nawet drobnych jej sygnałów.

Książka Kaysen jest także historią kobiecej seksualności. Bohaterka do pewnego momentu uważa, że musi iść na kompromis. Choć odczuwa ogromny ból w trakcie stosunków, decyduje się na nie pod wpływem nalegań partnera. Kiedy wprowadzenie członka do pochwy nie jest możliwe, mechanicznie „robi mu laskę”. Wszystko po to, żeby jemu było dobrze. Przyglądamy się więc stopniowemu rozpadowi związku. Okazuje się, że udane życie seksualne było głównym, jeśli nie jedynym spoiwe; gdy seksu braknie, odsłania się egoizm, brak empatii i wreszcie lekceważenie cierpienia drugiej osoby. Bohaterka wielokrotnie próbuje wyjaśnić mężczyźnie, jak wielki ból odczuwa. Ten jednak nie chce zrozumieć, zapatrzony we własne potrzeby. Znowu mamy więc do czynienia z zaburzeniami komunikacji. Dwie dotychczas bliskie osoby gwałtownie się od siebie oddalają. Zdają się mówić zupełnie innym językiem, co innego jest dla nich ważne. Wreszcie dochodzi do rozstania. Wówczas bohaterka dochodzi do wniosku, że bardzo mało rozmawiała ze sobą, że tylko podświadomie coś czuła, a to, co odczuwała i co chciałaby powiedzieć, sprowadza się do jednego – bardzo długo robiła coś wbrew sobie, bardzo długo uprawiała seks wbrew swojej woli.

Kobieta przyzwyczaja się do bólu i do codziennego zmagania się z nim. Kolejne próby opanowania cierpienia okazują się bezskuteczne. Autorka nie uprawia jednak martyrologii. Choć czytamy o aplikowaniu sobie różnych kremów, płynów, przygotowywaniu naparów, połykaniu tabletek, wśród paramedycznych opisów znajdziemy też sformułowania dowcipne: „Owsianka, powiedziałam. Znowu będę karmić pochwę śniadaniem” (s. 88). Dostrzegamy zadziwiającą prawidłowość – kobieta musi nauczyć się żyć z pochwą nieustannie dającą znać o swoim istnieniu. Czytamy rozpaczliwe stwierdzenie: „Stałam się pochwą!, powiedziałam. Nie mogę tego znieść. Chyba jestem czymś więcej” (s. 96). To dość przewrotna konstatacja, w pewnym sensie polemika z kulturowym stereotypem. Jakże często w kontekście erotyczno-pornograficznym kobieta bywa sprowadzana właśnie do pochwy. Tutaj jest podobnie, tyle że narząd skojarzony z dawaniem przyjemności nie nadaje się do seksu. Można by więc pokusić się o stwierdzenie, że boląca pochwa to powiedzenie o tym, o czym się nie mówi. Narząd ów może bowiem być obolały, ale jedynie dlatego, że ma za sobą burzliwą noc. Fakt, że czasami choruje, jest zwykle przemilczany. Tymczasem Kaysen obsesyjnie opisuje pieczenie, szczypanie, swędzenie...

Traumatyczne przeżycie odczuwania bólu, którego przyczyny nikt nie potrafi określić, staje się sposobem przełamywania tabu. Bohaterka coraz lepiej poznaje swoją pochwę. Nie tylko umie zdefiniować wysyłane przez nią sygnały, próbuje zapobiegać cierpieniu, znajduje sposoby, by je zminimalizować, ale też przygląda się jej. W tajemnicy, w łazience, z lusterkiem, które odsłania to, co intymne i dotychczas skryte. Kaysen w geście tym udaje się pokazać podstawową różnicę między seksualnością kobiet a mężczyzn. Penis to powód do dumy, pochwa jest przyczyną wstydu. Paradoksalnie więc choroba pozwala kobiecie zaprzyjaźnić się z tą częścią ciała, która dotychczas pozostawała nieznana.

„Aparat, który dała mi matka” staje się więc opowieścią o dziedziczeniu. Tyle że dziedzictwo to wcale nie budzi dumy. Mowa bowiem o uległości, o poddawaniu się życzeniu innych, o niezrozumieniu siebie. Kaysen jednak przecina nić takiego akurat dziedzictwa – pokazuje kobietę szukającą wyjaśnień, próbującą wsłuchać się w głos wydobywający się z jej wnętrza, dostrzegającą ważność komunikatu, który do niej dociera. Tym samym kobiecość odzyskuje głos. Kaysen zamyka bowiem swoją opowieść następującymi słowami: „Moja pochwa wciąż próbuje zwrócić na siebie moją uwagę. Ma mi do powiedzenia coś ważnego. A ja słucham. Ja wciąż słucham” (s. 136).
Susanna Kaysen: „Aparat, który dała mi matka”. Przeł. Barbara Lindenberg. Wydawnictwo Sic! Warszawa 2008.