ISSN 2658-1086
Wydanie bieżące

1 grudnia 23 (119) / 2008

Maciej Stroiński,

DLA TYCH, KTÓRZY LUBIĄ KSIĄŻKI, ALE NIE LUBIĄ ICH CZYTAĆ

A A A
Prelektura
Książka „Heidegger i problem zła” jest rozprawą habilitacyjną, co oznacza, że musiały ją przeczytać przynajmniej trzy osoby - jej recenzenci. Chcieli jednak zrobić to również inni, więc książkę wydano, następnie omawiano i komentowano, a w końcu, całkiem niedawno, wznowiono. W efekcie jest ona tak znana, że nie ma potrzeby jej recenzować. Zresztą gdzieżbym śmiał. Wolno mi wszakże czytać, jak również myśleć o tym, co czytam. Nawet jeśli pomyślę głupio, to pomyślę głośno, czyli będzie można mnie poprawić.

Lektura apofatyczna
Rozprawę napisał Cezary Wodziński, czyli – dodajmy dla kurażu – nie wiadomo kto. Tematem jest – przynajmniej w zamierzeniu – myśl Martina Heideggera. Wnet okazuje się jednak, że w przypadku autora „Bycia i czasu” myśl to nie wszystko. Heidegger miał również biografię, a zwłaszcza jeden jej odcinek, zaczynający się w Niemczech w roku 1933. W tym roku wstąpił do Narodowosocjalistycznej Niemieckiej Partii Robotników, czyli NSDAP, z której wystąpił dopiero wtedy, gdy ta przestała występować w ogóle, czyli w roku 1945. Ponoć donosił na kolegów z uniwersytetu. Co to wszystko ma jednak do rzeczy? Jak Heidegger-filozof ma się do Heideggera-nazisty? Victor Farias, autor książki „Heidegger y el nazismo”, twierdzi, że ci dwaj Heideggerowie to w zasadzie jeden: „Heidegger – streszcza Fariasa Wodziński – nie tylko popierał w sposób bezpośredni, angażując w to cały swój autorytet wybitnego myśliciela, ruch narodowosocjalistyczny i jego ideologię, ale był filozofem nazistą par excellence” (s. 28–29). Nie jest więc tak, że myśl swoje, a czyny swoje: czyny miały w tym wypadku wypływać z myśli samej. Teza jest mocna i „oznacza konieczność poszukiwania Biografii myśliciela w jego Dziele” (s. 29). Jednak ze znajomością Dzieła u Fariasa nietęgo. Sam Derrida pytał pół-retorycznie z myślą o tymże: „czy badacz czytał Heideggera dłużej niż godzinę?” (tamże). Wszystko to racja, a jednak wezmę Fariasa w obronę. Po kolei. Poszukuje on Biografii w Dziele. Ale uwaga. Na pytanie podstawowe: „kto w dziele mówi?”, odpowiada na swoje potrzeby: nie autor, nie tekst, nie odbiorca, nie język, tylko biografia autora, „czynniki społeczno-polityczne”. Biografia to baza, Dzieło – nadbudowa. Dzieło wynika więc z Biografii. Szuka zatem Farias Biografii w czymś, co z niej wypływa, tj. szuka Biografii w Biografii. Takie postawienie sprawy zwalnia go z obowiązku lektury Dzieła, które w biograficznej dialektyce dostępuje samozniesienia. Strategia „czytelnicza” Fariasa, zalecająca zamiast słuchania dzieł słuchanie „czynników”, okazuje się przeto wewnętrznie niesprzeczna. Tak się czyta książki bez potrzeby ich czytania!

Lektura przerywana
Akapit temu udałem dla otuchy nieznajomość osoby Autora. Teraz, z tych samych powodów, przyznam się, że skłamałem. Widziałem Wodzińskiego na własne oczy i słyszałem na własne uszy – choćby wtedy, gdy wykładał młodym filmoznawcom z Krakowa „Naukę logiki” Hegla, dzieło trudne, jeśli nie najtrudniejsze. Powiedział wtedy zniżonym głosem, że nie jest przesądzone, co bardziej warto: czytać wszystko jak leci czy tylko kawałki. Sam – wyznał – „Nauki logiki” zażył we fragmentach i to w poczuciu, że czyni to z zyskiem. Czyli, wnioskuję, jego samego też wolno tak czytać. Z „lekturą przerywaną” jest jak z coitus interruptus: przerób mniejszy, ale dokładniejszy.

Książka „Heidegger i problem zła” zawiera między innymi stronę 303, a na niej dwa zdania: „Jeder denker – Heidegger lapidarnie wypowiada obecną w licznych wariantach w dziejach europejskiej filozofii ideę – denkt nur einen einzigen Gedanken [...]. Każdy myśliciel myśli tylko jedną jedyną myśl”. Wystarczy schwytać tę „jedną jedyną” – i już. To wbrew pozorom niełatwe, a rzekłbym, że nawet trudniejsze od samego jej chwytania i
szukania. Żeby szukać, trzeba się wysilić, żeby znaleźć – mniej, choć dogłębniej. To jak z bieganiem: czasem dużo prościej biec niż się zatrzymać. „Łatwo wskazać – ciągnie Wodziński – ową jedną jedyną myśl myślaną przez myśliciela Heideggera. Nie ma żadnych kontrowersji co do tego, że jest nią myśl spleciona ściśle i nieoddzielnie ze słowem das Sein (bycie). Heideggerowski projekt myślenia, to – niezmiennie i niezależnie od wszelkich modyfikacji i zwrotów, jakim podlegał – projekt myślenia bycia (das Denken des Seins)” (tamże). Łatwo wskazać, czyli nazwać, „jedną jedyną”, a trudno ją przemyśleć. Co to w ogóle znaczy, to „bycie”? Otóż znaczy, że to, co jest – jest. „Jest” zawarte w „tym, co jest” – to bycie. Wystarczy gramatyka, żeby to wytłumaczyć. „To, co jest” to rzeczownik, najrzeczowniejszy wprost z rzeczowników, ponieważ wyraża rzeczowość czystą, czyli po prostu to, co jest. „Jest” to z kolei czasownik – najczasowniejszy, sama esencja bycia i czasu. Rzeczownik „to, co jest” istnieje dzięki czasownikowi „być”, zaś czasownik „być” istnieje niejako sam z siebie. „To, co jest”, czyli byt, zależy więc od samego „jest”, czyli od bycia. „Jest” jest pierwotniejsze. Metafizyka mówi spontanicznie „to jest to”, choć nigdy nie nauczyła się dobrze środkowego „jest”. Heidegger nazywa tę niefrasobliwą spontaniczność „zapomnieniem bycia”, Seinsvergessenheit.

Lektura międzyplanetarna
Spontaniczne zapomnienie bycia jest wybitnie z tego świata. Mówiąc po heideggerowsku: „S jest P”, to myślenie planetarne. Metafizyka zajmuje się wprawdzie tym, czego nie widać, ale jednak nie zapuszcza się poza to, co jest. Dopiero „jest” – bycie samo – jest prawdziwie meta… I tym razem wesprę się przykładem z wysiłku fizycznego. Co czuje but na stopie biegacza? Nie wiadomo, ale pewnie sporą podległość: że jest noszony, przyciskany do nawierzchni i że jest biegany; samo jego „butowanie”, tj. bycie butem, to jakość z importu, gdyż but nawet nie przeczuwa, że jest (dla nas) butem, a my nie przeczuwamy, czymże dlań jesteśmy i czym jest on sam dla siebie. Transcendencję mamy pod stopami! My, tj. mieszkańcy obutej planety… Żeby poczuć się jak but, czyli zdobyć się na myślenie „między planetami”, trzeba by wyjść poza byt własny, przełączając odbiorniki na częstotliwość bycia. But jest bowiem tak samo jak i my jesteśmy, łączy nas z nim bycie. Słabe jednak widoki mamy na „myślenie bycia”, jako że wciąż i od zawsze to byt określa świadomość.
Cezary Wodziński: „Heidegger i problem zła”. Wydawnictwo słowo/obraz terytoria, Gdańsk 2007.