ISSN 2658-1086
Wydanie bieżące

1 lutego 3 (123) / 2009

Danuta Piękoś,

„MADEINUSA”: W POSZUKIWANIU UTRACONEGO RAJU

A A A
W wywodzących się z rozmaitych kultur opowieściach o początkach ludzkości funkcjonuje mit cudownego ogrodu rozkoszy, krainy, w której nie ma potępienia i kary, ponieważ nie ma tam też grzechu. Eden według Biblii miał być specjalnie wydzielonym przez Boga miejscem na ziemi, ochraniającym pierwsze stworzenia boskie (w tym także człowieka) przed chorobami, złem, śmiercią. Mimo boskiej opieki, grzech zdołał jednak przeniknąć do mitycznej utopii – dlatego nasi legendarni przodkowie musieli opuścić raj. Nastąpił koniec spokojnego i harmonijnego życia pierwszych ludzi. Człowiek musiał podjąć trwającą do dziś walkę z chorobami, ubóstwem, śmiercią i naturą.

Wraz z rozwojem cywilizacji i postępu, człowiek powoli i sukcesywnie wydzierał życiu ostatnie skrawki jego tajemnic, odkrywając prawa rządzące genetyką, znajdując panaceum na nieuleczalne wcześniej choroby, ujarzmiając siły natury. Mimo ciągłego i coraz silniejszego przeciwstawiania się przyrodzie, tęsknota za rajem, stanem pierwotnej niewiedzy, nieustannie towarzyszyła ludziom. Pragnienie powrotu do beztroskiego Edenu, miejsca współegzystencji sacrum z profanum, w którym pod dostatkiem było pożywienia, a człowiek znajdował się pod ochroną Pana, znalazło odzwierciedlenie w tradycji chrześcijańskiej.

Uznając życie każdego człowieka za drogę do spełnienia się w wieczności, religia chrześcijańska obiecuje przekroczenie bram raju jako nagrodę dla tych, którzy dochowali wiary. Nie dzięki odkryciom naukowym człowiek miał przekroczyć wrota nieba i obcować z Bogiem, lecz dzięki nieśmiertelnej części własnego jestestwa – swojej duszy. Przepisem na powrót do raju ma być życie zgodne z przykazaniami boskimi i przestrzeganie prawd wiary. Współcześnie trudno jednak dochować wierności prawom ludzkim, a cóż dopiero boskim! Dlatego też człowiek sam próbuje stworzyć sobie raj na ziemi przy pomocy dostępnych mu udogodnień. Raj ten jednak niewiele ma wspólnego z duchowymi osiągnięciami – bliższy jest raczej typowo ludzkim, niekiedy czysto fizycznym potrzebom. Kultura masowa coraz częściej reklamuje wszelkie swoje produkty jako narzędzia służące spełnieniu marzeń o pobycie w rajskim ogrodzie. Iluzoryczność reklam stała się powodem do poszukiwania raju w coraz to odleglejszych i nieskalanych cywilizacją regionach kuli ziemskiej.

W jednym z takich miejsc toczy się akcja filmu Claudii Llosy pod tytułem „Madeinusa”. Dzieło opowiada o jednym tygodniu z życia mieszkańców pewnej ukrytej głęboko w Andach wioski. Jest to jednak tydzień niezwykły w monotonnie toczącym się życiu osady Mananaycuna. Rozpoczynają się oto obchody Wielkiego Tygodnia, który symbolizuje śmierć i zmartwychwstanie Chrystusa. Tak jak wszyscy katolicy, mieszkańcy wioski przygotowują się uroczyście do rytuałów mających uczcić ten Święty Czas. Jednak historia głównej bohaterki – tytułowej Madeinusy (Magaly Solier) – i jej krewnych nie ma nic wspólnego ze znanymi nam obrzędami Wielkiego Tygodnia. Claudia Llosa zajmuje się przede wszystkim problemem dyfuzji różnych kultur i religii we współczesnym, zglobalizowanym świecie.

Mieszkańcy wioski, w której toczy się akcja filmu, zaadaptowali religię chrześcijańską. Przyjmując katolicyzm, zachowali jednak także wierzenia swoich indiańskich przodków. Czas, w którym Jezus corocznie umiera na krzyżu i przebywa w grobie, staje się dla autochtonów momentem, w którym grzech nie istnieje. Jak bowiem można grzeszyć przeciwko Bogu, skoro Bóg umarł? W tym czasie nie obowiązują żadne prawa – ani boskie, ani ludzkie. Tiempo Santo daje możliwości skosztowania owoców, które są na co dzień zakazane.

Chcąc ukazać barwność kultury Inków, twórcy filmu zaprezentowali ciekawą koncepcję próby stworzenia raju, w którym grzech by nie istniał. I wcale nie są potrzebne do tego mieszkańcom Mananaycuna nowoczesna technika, współczesna medycyna ani pozorność darów kultury masowej. Dla egzystujących w trudnych warunkach klimatycznych, odciętych od reszty świata Indian stworzenie raju na ziemi nabrało zupełnie innego sensu. Odstępują od typowych czynności, takich jak przyrządzanie posiłków z marnych płodów rolnych czy ciągła walka z gryzoniami, aby ruszyć do szaleńczej orgii smaków, zapachów i ciał. Dewocja i przesadna pobożność mieszają się w filmie z surowymi zasadami wierzeń praojców bohaterów. W centrum wydarzeń znajduje się tytułowa nieskalana Madeinusa. Rzucona w wir obłąkańczej zabawy swych ziomków, wystawiona na żądze swego ojca, pragnąca dowiedzieć się czegoś więcej o świecie „zewnętrznym” bohaterka – niczym Beatrycze u Dantego – oprowadza po wiosce trafiającego przypadkiem w te strony Salvadora (Carlos Juan De La Torre). Gringo patrzy z niedowierzaniem na Indian tworzących własną trzydniową rajską utopię. Niczym mityczny rozbitek, Salvador trafia w środek kultury całkowicie innej od tej, w której razem z nim jesteśmy zanurzeni.

Wędrowiec burzy wszystko, co stanowi istotę świata inkaskiej Madeinusy, skrycie marzącej o ucieczce z wioski i innym, lepszym życiu, którego symbolem jest skrzynia pełna pamiątek po matce. Niewinność Madeinusy została w filmie brutalnie zderzona z surowością zakorzenioną w duszach ludzi egzystujących na granicy wytrzymałości, w spartańskich warunkach Andów. Wierzenia powstałe ze zmieszania dwóch odrębnych kultur opisują bardzo prostą zasadę rządzącą życiem Mananaycuna przez trzy święte dni: gdzie nie ma Boga, tam nie ma też grzechu. Próba stworzenia przez ludzi i dla ludzi w tym krótkim ułamku czasu raju powoduje, że ignoranci tacy jak Salvador wystawieni są na niebezpieczeństwo konfrontacji z zamkniętą społecznością. Mieszczuch podążający do Limy od początku odczuwa miażdżącą siłę zjednoczonych w dewocji i wierze w gusła wieśniaków. Stojąc na z góry przegranej pozycji Obcego, próbującego zmieniać obyczaje, w tym los Madeinusy, wybawiciel staje się ostatecznie ofiarą własnej niewiedzy i ignorancji.

„Madeinusa” to przykład pięknej realizacji ciekawego i przemyślanego pomysłu. Uwagę zwracają fenomenalne zdjęcia Raúla Péreza Urety, oddające w wyrafinowany sposób barwną tradycję i kulturę Indian. Film Llosy niesie wiele ukrytych sensów: jedni znajdują w nim wypowiedź o zniekształceniu dogmatów chrześcijaństwa, inni zwrócą uwagę na sposób zobrazowania relatywizmu kulturowego i problemu przenikania się rozmaitych wierzeń, świetnie zasygnalizowanego już w samym imieniu bohaterki, pochodzącym z napisu na T-shircie. Pozostaje jeszcze pytanie o rodowód wierzeń egzystujących w specyficznym dualizmie kulturowym Indian. Świat, który ich ukształtował, już nie istnieje, zniszczony w trakcie chrystianizacji indiańskich plemion. Poszukując raju utraconego, bohaterowie filmu wykorzystują wierzenia pozostałe im po inkaskich przodkach i wartości zaczerpnięte z wiary katolickiej.

Film Llosy jest zagadką trudną do rozwiązania. Zachwyca i zawstydza. Nie można w jednoznaczny sposób go ocenić. Ukazuje społeczność poszukującą własnej drogi do spełnienia marzenia o raju, równocześnie skłaniając do refleksji nad miejscem tego pojęcia w naszej kulturze.
„Madeinusa”. Scen. i reż. Claudia Llosa. Obsada: Magaly Solier, Carlos Juan De La Torre. Gatunek: dramat. Hiszpania / Peru 2006, 100 min.