ISSN 2658-1086
Wydanie bieżące

1 maja 9 (129) / 2009

Łukasz Iwasiński, Dominik Strycharski,

FLET: OLBRZYMI POTENCJAŁ I MNÓSTWO SPRZECZNOŚCI

A A A
Trio Pulsarus tworzą Dominik Strycharski (elektroniczne flety proste, wokal), Jakub Rutkowski (perkusja) oraz Aleksander Papierz (saksofony). W maju ukaże się trzecia płyta grupy, z gościnnym udziałem Mikołaja Trzaski, Adama Pierończyka, Wojciecha Waglewskiego i Jana Peszka, pt. „FAQ”, na której rozwija ona swą wizję eklektycznego elektroakustycznego jazzu. O Pulsarusie i innych obszarach artystycznej działalności rozmawiałem z Dominikiem Strycharskim.

Łukasz Iwasiński: Grasz na flecie prostym – skąd wybór akurat tego instrumentu? Traktujesz go bardzo niekonwencjonalnie.

Domink Strycharski: Flet prosty jest najstarszym dętym instrumentem w muzyce europejskiej, jego początki przypadają na XIII wiek. Jak wiadomo – choć w Polsce niewielu wciąż o tym wie – flet wrócił do łask w latach 40. zeszłego stulecia po prawie 200 latach niebytu w muzyce profesjonalnej, no, może poza wyjątkami takimi jak czakan w kilku krajach w XIX wieku.

Flet prosty to niezwykle bogaty instrument, który ma dwie główne cechy: olbrzymi potencjał i mnóstwo sprzeczności. Dla ambitnego instrumentalisty nie ma chyba nic lepszego niż taki żywioł. Oczywiście wybierając instrument na początku w ogóle się o tym nie myśli, ale tak naprawdę chodzi o to coś, co do ciebie przemawia. Myślę że instrument jest odbiciem osobowości muzyka oraz narzędziem do realizacji jego osobistych założeń muzycznych.

Wszystkie aspekty tego instrumentu zaczęły do mnie przemawiać później, kiedy zacząłem szukać powodów, dla których pozostałem przy nim mimo zmasowanego ataku krytyki i wątpliwości ze strony większości kolegów. Bo w Polsce to jest wciąż instrument niedoceniony, bez jakiejkolwiek promocji, edukacji – mimo, że koncerty z fletami prostymi odbyły się w latach 60., na Warszawskiej Jesieni, a więc mówimy tu o współczesnej, poszukującej muzyce.

Tak więc na początku był jakiś czar, klimat. To było silniejsze ode mnie. Flet prosty ma olbrzymie możliwości artykulacyjne. Właściwie największe wśród dęciaków, bo jego aparat a szczególnie ustnik są bardzo podatne na różne manipulacje. Ma również setki przeróżnych dźwięków, tzw. multifoników, które zostały zresztą skatalogowane i jest ich około 2000. Jest połączeniem czegoś pozornie bardzo prostego i zarazem bardzo złożonego mechanizmu. Jest w nim naiwność, lekkość a zarazem groza, dostojność, powaga. Flet miał zresztą różne konotacje ekspresyjne w muzyce np. baroku. Jest również totalnie podatny na elektroniczne przeróbki – ma do tego idealny dźwięk, właściwie w tym względzie dorównuje gitarze elektrycznej, naprawdę. Rewelacyjną cechą fletu jest również to że on się wciąż dynamicznie rozwija. Powstają nowe konstrukcje i rozwiązania w przeciwieństwie do innych instrumentów których konstrukcja właściwie nie zmienia się.

Gram na fletach, które konstrukcyjnie są bardzo młode. Szczegóły ich wykonania to rozwiązania, które zaczęto wprowadzać dopiero jakieś 10 – 15 lat temu. Bo flet prosty przechodzi od lat 90. gruntowną modernizację, zrobiono z nim rzeczy, które wcześniej wydawały się niewykonalne. Czyli znów z jednej strony pełen archaizm – bo zasada działania jest taka sama od tysięcy lat – a z drugiej pełna nowoczesność.

Ł.I.: Opowiedz o Swojej technice gry, jak preparujesz, modyfikujesz brzmienia? Miałeś jakichś mistrzów? Jak ewoluowały Twoje eksperymenty na tym polu?

D. S.: Moja technika gry jest dziś dość skomplikowana i mam zamiar w niedalekiej przyszłości zrealizować jakiś akustyczny projekt, w którym doszłyby do głosu walory samego instrumentu, bez elektroniki. Preparacja fletu w moim przypadku to przede wszystkim pełna elektroniczna obróbka, bardzo podobna do tej, jaką stosują gitarzyści. Stosuję więc procesory za wyjątkiem komputera.
Mistrzowie – kiedyś miałem wielu mistrzów fletu, dziś niewielu. Dlaczego? Bo bardzo niewielu flecistów prostych zajmuje się poważnie improwizacją, a tym bardziej jazzem. Dlatego interesują mnie bardziej mistrzowie innych instrumentów. W dziedzinie mojego instrumentu starałem się oczywiście korzystać, ile mogłem z nagrań, z książek, wywiadów. Muzycy, którzy mieli na mnie ogromny wpływ to Laszlo Czidra, Frans Bruggen, Piers Adams, Michala Petri, Dan Laurin,
ale jak wspomniałem – dziś fleciści inspirują mnie w niewielkim stopniu…

Moja ewolucja trwała długo. Zaczynałem od czysto akustycznych brzmień, czystego fletu, poszukiwałem w jego naturalnych możliwościach amplifikowanych jedynie mikrofonem. Tak grałem całe lata, zresztą grając na bardzo tanich instrumentach. To nauczyło mnie instrumentu w jego podstawowej postaci. Potem zacząłem pracę z elektroniką po to, aby wyjść z idiomu instrumentu akustycznego, aby mieć większe możliwości ekspresji, nie związane już z samym instrumentem. Ja zresztą bardzo lubię elektronikę.

Ł.I.: Co porabiałeś od czasu nagrania poprzedniej płyty, „Squared Rotoscope”?

D.S.: Przede wszystkim zajmowałem się muzyką teatralną. Zrobiłem w dwa lata jakieś 12, 13 spektakli. To jest dziedzina, która pojawiła się w moim życiu dawno temu, ale teraz nabrało to poważnych, nowych kształtów. Zrobiłem spektakle z Michałem Zadarą, Wojtkiem Klemmem i Łukaszem Kosem, pracuję z nimi stale. Do tego dochodzi praca z moim Teatrem Bretoncaffe, z którym mieliśmy kilka premier i występów. Pracowałem też rzecz jasna nad Pulsarusem, nad nowymi utworami i koncepcją.

Ł.I.: Jakbyś określił różnice między poprzednia płytą a „FAQ”? – w wymiarze muzycznym, koncepcyjnym, technicznym? Jeśli chodzi o wykorzystanie fletu, to o ile na wcześniejszych płytach jego brzmienie w znacznym stopniu definiowało estetykę Pulsarusa, o tyle tu wydaje się mniej eksponowane, całość jest bardziej zespołowa.

D.S.: Pulsarus mocno ewoluuje. Przynajmniej moim zdaniem. Zdecydowanie w stronę pracy zespołowej, a mniej w stronę „liderki”, narzucania, jazzowego „patriarchatu”. Jasne, to zawsze będzie mój zespół, moje „dziecko”, ale teraz bardziej zależy mi na spójności naszej pracy. Na esencji. Nowa płyta w większym stopniu powstała też przy udziale Piotra Pawlaka, który pokazał nam – jako świetny producent – gdzie są mielizny, gdzie proponujemy jakieś powtórki, gdzie niepotrzebnie sami zapętlamy się. „FAQ” jest bardzo świadomą płytą. Pamiętajmy też, że w ciągu kilku lat istnienia Pulsarusa, muzycy zdążyli się nauczyć elementów języka, który im zaproponowałem. Więc jest to obustronny proces. Dlatego też moje flety są trochę mniej wyeksponowane, bardziej wtopione w całość. Bardziej sklejone. Niewątpliwie starałem się grać inaczej, mniej inwazyjnie. To jest bardzo widoczne np. w utworach z Mikołajem Trzaską, gdzie zostawiłem więcej pola do interakcji saksofonom i perkusji, a sam zająłem się tworzeniem dźwiękowego kontekstu, tego co jest ważnym elementem Pulsarusa. Ale warto też zauważyć, że w większym stopniu pracuję w rejestrze stricte basowym lub w przestrzeni tła. Tak więc ostatecznie pracuję równie dużo, tylko w innych pozycjach. Bardziej kreuję jakieś pole do eksploatacji.

Ł.I.: Płyta jest eklektyczna, ale występujący w wielu utworach powikłany, lecz zachowujący funkującą pulsację rytm, jak i niektóre tematy – transowo zapętlające się, łączące śpiewność i żarliwość – skojarzyły mi się z koncepcjami M-Base (ruchu samego w sobie eklektycznego). Czy Steve Coleman i inni przedstawiciele tego nurtu byli/są dla ciebie inspiracją?

D.S.: Prawda jest taka, że nie mam w domu ani jednej płyty M-Base, chyba nie miałem okazji przesłuchać ani jednego albumu w całości. Oczywiście znam ten nurt, ale w bardzo ograniczonym zakresie. Jeżeli istnieje rzeczywiste pokrewieństwo idei to ciekawe i miłe. Ale moje inspiracje biorą się z innych rejonów. Koncepcja M-Base jest mi pewnie jakoś bliska w wymiarze rytmu/time’u. Ale mnie interesuje też motoryka muzyki free. A także metalu, na przykład. Myślę, że elementem wspólnym z M-Base może być jakieś dalekie, post-hiphopowe źródło, czy może specyficzna fuzja funkowego źródła z abstrakcją, czasem atonalnością, bardziej otwartą improwizacją. Podobne elementy pojawiają się np. u Ornette'a Colemana.

Ale u nas równie ważny jest nasz sound. Dotychczas elektroniczno-akustyczny. To niejako konstytuuje Pulsarusa. Brzmienie musi być mocne, bardziej „produkcyjne” niż odwzorowujące jakieś „rzeczywiste” sytuacje. Pulsarus czerpie z rzeczy, które mogą czasem przywoływać ten M-Base, ale to jest czysty przypadek. Nasze źródła to z jednej strony bity, a z drugiej postrock, jazz, elektronika taka jak Squarepusher, czy nawet metal.

Ł.I.: Na płycie jest kilku wybitnych gości. Jak udało Ci się namówić ich do współpracy? Wszyscy chętnie przystali na propozycje?

D.S.: Musiałem ich błagać na kolanach, zapierali się rękami i nogami (śmiech). A poważnie – nie miałem problemu z tymi zaproszeniami. Adama Pierończyka poznałem kilka lat temu, tak samo jak Mikołaja Trzaskę. Rozmowy o jakiejś formie współpracy były prowadzone wcześniej.
Jeszcze łatwiej było z Janem Peszkiem, bo razem pracujemy w teatrach, w spektaklach. Inaczej było z Wojtkiem Waglewskim – to Kuba (perkusista Pulsarusa – przyp. Ł.I.) grał z nim w projekcie „Koledzy” m.in. z Maleńczukiem, a ja po prostu spotkałem Wojtka w radio i zaczepiłem go, proponując spotkanie na naszej płycie. Zgodził się bez wahania.

Ł.I.: Jak wygląda proces kompozycyjny w Pulsarusie, praca nad materiałem? Co dla Ciebie oznacza bycie liderem?

D.S.: Proces kompozycyjny wygląda bardzo różnie. Jest tu przede wszystkim planowanie architektury każdego utworu, ponieważ nasze utwory nie rozwijają się linearnie. To jest moje zadanie. Liderowanie to przede wszystkim ostateczna decyzja, poprowadzenie zespołu w konkretnym kierunku. Płyta „FAQ” była produkowana przez Piotra Pawlaka z moją pomocą – to ja podejmowałem decyzje. Ale Piotr bardzo wiele zaproponował i jego sugestie, czasem dość radykalne, zostały wykorzystane. Pozbyliśmy się kilku części utworów. Na Pulsarusa wpływ mają także pomysły Olka i Kuby (pozostałych członków składu – saksofonisty i perkusisty – przyp. Ł.I.), czasem to one nadają sens utworom – to może być struktura lub jakieś konkretne brzmienie. W sensie improwizacji pozostawiam im wielką swobodę, ewentualnie korygując pewne aspekty, aby realizowały idee Pulsarusa. Jest to wiec fuzja swobody i dyscypliny.

Ł.I.: Masz inklinacje w kierunku interdyscyplinarności, multimedialności. Od lat współpracujesz z teatrem. Pokłosiem tych doświadczeń i zainteresowań jest m.in. obecność Jana Peszka na ostatniej płycie. Myślisz, ze masz coś do zaoferowania jako artysta w obszarze innych mediów? Nie myślałeś, by uczynić z Pulsarusa projekt multimedialny?

D.S.: To dobre pytanie, bo to się już zaczęło! Od początku pracy chciałem żeby płyta „FAQ” opatrzona była jakimś filmem, no i Michał Zadara, mój przyjaciel, reżyser, zrobi film do jednego z utworów! Scenariusz napisze Paweł Demirski. Myślę, że będziemy promować ten obraz również w czysto filmowym obszarze. Zdecydowanie widzę Pulsarusa jako multimedialny projekt, formuła tego zespołu jest dość szeroka i zakłada różne nieprzewidywalne sytuacje. Ja od lat pracuję z multimediami. Jestem współtwórcą Teatru Bretoncaffe, który stworzył kilka spektakli łączących taniec współczesny, wideo art, film, teatr. Tak naprawdę na mojej drodze jako muzyka od prawie 10 lat obecne są inne media. Stworzyłem łącznie muzykę do ponad 15 spektakli a także innych form – filmowych, fotograficznych. Niedawno grałem na żywo do filmu Chaplina „Gorączka Złota”.

Ł.I.: Jakie masz plany – bliższe i dalsze?

D.S.: Przede wszystkim praca nad odpowiednią promocją Pulsarusa i koncertami zespołu. Jak już wspomniałem, będziemy kręcić film do jednego z utworów, razem z Zadarą i Demirskim. Niewątpliwie kontynuacja planów teatralnych z Wojtkiem Klemmem i Michałem Zadarą. Będę prowadził także warsztaty wokalne w Świdnicy, zagram też trochę koncertów z Kostas New Progrram na Węgrzech i w Wiedniu – w Porgy and Bess. No i jeszcze moja solowa działalność jako Doministry. Z dalszych planów – mam zamiar systematycznie rozwijać koncepcję Pulsarusa i na pewno w przyszłości zaprezentujemy w pełni akustyczną wersję zespołu, co będzie niewątpliwie dużym wyzwaniem. Ale moim celem jest również komponowanie i powoli zmierzam do wydania własnej solowej płyty niejako rozpoczynającej nowy etap w mojej twórczości. Etap kompozytorski; interesują mnie takie formy jak opera i muzyka orkiestrowa.