ISSN 2658-1086
Wydanie bieżące

15 maja 10 (130) / 2009

Marta Lisok,

STANY WYMUSZONEJ RÓWNOWAGI

A A A
Na framudze okna przytwierdzono blejtram z naciągniętym papierem, który został przez artystkę delikatnie ponakłuwany igłą. Przez powstałe otwory prześwieca światło. Przestrzeń galerii przypomina pajęczynę, która broni się przed niepożądanym ruchem zaburzającym sieć powiązań pomiędzy obiektami. Denisa Lehocka porządkuje przestrzeń bez wyraźnego zaznaczenia centrum. Rozkłada i rozwiesza elementy zgodnie z regułami własnej geometrii, stwarza sterylne warunki, oczyszcza, by w innym miejscu nawarstwić. Tworzy sytuacje, rozgaszcza się na czas wystawy jak turysta w hotelowym pokoju. Jej krucha instalacja to rodzaj site specific, układu stworzonego specjalnie do miejsca.

Niewielkich rozmiarów Galeria Dominik Art Edition jest pilnie strzeżona. Paradoksalnie ten utrudniany odbiór wprowadza niespodziewane konteksty interpretacyjne. Zwisające z sufitu odlewy rozpraszają się po galerii, która stwarza wrażenie mieszkania odwiedzanego bezprawnie pod nieobecność właściciela, ze świadomością, że nie należy niczego poruszyć. Jedynie przechadzać się i notować w pamięci szczegóły. Osobiste topografie Lehockiej są zakodowane w obiektach, których chce się dotknąć, sprawdzić ich konsystencje, faktury.
Artystka w żmudnym procesie odlewa formy nawarstwiając cienkie gipsowe powierzchnie. Codzienne rytuały owocują pęczniejącymi, nabrzmiałymi od wewnątrz wrzecionowatymi formami. Zawieszone na linkach kokony przypominają wysuszone organy, niebezpieczne szybko namnażające się larwy.

W instalacji Lehockiej, podobnie jak w społecznościach nomadycznych, każdy przedmiot ma duże znaczenie dla użytkownika. Jest odkładany na ściśle określone miejsce, traktowany z ostrożnością, doceniany i szanowany. Obiekty Lehockiej są jak przechowywane w ukryciu amulety, składniki bez recepty. Dopóki nie trafią w odpowiednie ręce pozostają bezużyteczne i nieme. Na stołach poustawiane zostały przedmioty o nieznanym pochodzeniu i funkcji. Zestawienia kamieni, koralików, gałęzi z góry przypominają bakterie widziane pod mikroskopem. Czasem są to formy zachęcające do kontaktu, innym razem odpychające jak pasożyty czy drobne robaki. Placki przypominające świeżo rozwalcowane ciasto, kule, nawleczone na nici paciorki, figurki ustawione na papierze. Na kartce z pięcioliniami rozlały się plamy różu i czerwieni, krwawe ślady, cielesne zapisy rozsadzające wszelką geometrię. Nieregularność i dziwność złoża, w którym spotykają się obiekty znalezione i stworzone przez artystkę, zbliża wystawę w Dominik Art Edition do obrazów surrealistów. Lehocka wprowadza w przestrzeń dwuwymiarowe zestawienia typowe dla obrazów Yvesa Tanguy`a czy Jeana Miro: organiczne formy z dna mórz, wypłukane przez prądy, wyszlifowane przez piaski. Ułamki, które odpadły z całości i trudno je z powrotem spoić, właściwie nie wiadomo do czego mogłyby pasować.


Artystka wykonuje ćwiczenia mnemotechniczne, przywołuje zdarzenia na zasadzie kategoryzacji elementów, pogrupowania ich według pewnych zasad: podobieństwa znaczeniowego czy formalnego, skojarzenia rytmicznego. Odtwarza miejsca rozkładając swoje obiekty, reprodukuje sytuacje. Zastępuje przedmioty innymi, które ma pod ręką. Buduje od nowa to, co zapamiętane na zasadzie podawania danych do policyjnego portretu pamięciowego. Nie mogąc skupić się na detalach, kluczy, fantazjuje i uzupełnia luki, wpadając we własne schematy. Powtarza konfiguracje przedmiotów, gubi się w zeznaniach. Odtwarza z pamięci, powtarza jak plotkę, która rozdmuchana przez kolejnych narratorów zmienia swój kształt, mutuje.

Wyczucie koloru i elegancja powodują, że galeria wypełniona pracami słowackiej artystki przypomina staroświecki zielnik. Podobnie jak w przypadku japońskiej sztuki układania kwiatów, Lehocka kładzie nacisk na tworzenie harmonii linearnych konstrukcji, rytm i kolor. Jej aranżacje odbiera się całościowo, skupiając się nie na poszczególnych elementach, a raczej na relacjach i napięciach pomiędzy nimi. Oglądanie poszczególnych obiektów jest przechadzaniem się po doskonale zaprojektowanym ogrodzie pielęgnowanym ze starannością i uczuciem, odkrywaniem przemyślanych osi, labiryntów, tarasów, ukrytych grot, posągów i fontann, podziwianiem próby odtworzenia raju. Poszukiwanie pełni czy zainteresowanie przeobrażeniami jako istotny aspekt alchemicznego procesu jest przywoływany w instalacji Lehockiej zwisającymi z sufitu gipsowymi kokonami konotującymi stadium przemiany i dojrzewania. Jako najbardziej charakterystyczne obiekty wystawy pełnią one rolę maskującą, ochronną dla mającego się wyłonić nowego bytu. Są granicą modelującą podmiotowość, zawierają potencjał ukrytej energii. Ich wnętrze jako niedostępne dla wzroku, objęte tajemnicą i tabu odbierane jest jako cenne i bliskie zarazem.

Wystawa wyrastająca z tradycji konceptualnego podejścia do przestrzeni stwarza wrażenie zmiennej i pełnej napięcia. Jest wariacją na temat przytulnych wnętrz z siedemnastowiecznych obrazów holenderskich, w których przedmioty kadrowane są przez otwarte okno czy drzwi. Ulotna sytuacja uchwycona przez malarza na obrazie trwa długo po tym, jak rozwieje się jej pierwowzór. Na drobiazgowo odtwarzanych martwych naturach lśnią w ciemnościach połyskliwe powierzchnie owoców, wywrócone kielichy, zamknięte księgi, spiralnie układające się skórki cytryny. Widz nie ma dostępu do wyłożonych na stole przysmaków, pięknych tkanin, cennej zastawy.

Na wystawie Denisy Lechockiej każdy z przedmiotów mógłby zostać przestawiony w inne miejsce, zaburzając wytworzony system relacji. Skraplające się na końcu sznurków kokony, plamiste formy – zacieki na obrazach stanowiących blat tymczasowych stołów, kolorowe kulki rozsiane w różnych miejscach, wreszcie duża biała kula podtrzymująca nogę krzesła wykluczają znieruchomienie. Jest coś niepokojącego w przyglądaniu się tym unieruchomionym zbiorom. Artystka pozostawiając obiekty na wyciągniecie ręki, przewrotnie zachęciła do figlarnej zmiany ich układu, jednocześnie objętego kategorycznym zakazem: nie dotykać!
Denisa Lehocka, Dominik Art Edition w Krakowie, 13 marca – 30 kwietnia 2009.