ISSN 2658-1086
Wydanie bieżące

1 września 17 (137) / 2009

Przemysław Pieniążek,

W WOJENNYM KOROWODZIE

A A A
Wrzesień 1939 - nieobecna mitologia?
Gdańsk, noc z 31 sierpnia na 1 września 1939 roku. Na terenie Poczty Polskiej znajduje się 56 osób. Oddziały szturmowe gdańskiej policji w budynku przy ulicy Sierocej 6 umieszczają gniazdo karabinów maszynowych, mające za zadanie atakować fronton gmachu Poczty od strony północnej. Część zachodnia budynku obstawiona zostaje przez karabiny umieszczone na drugim i trzecim piętrze domów przy ulicy Tartacznej 6 i 12. Lufy wystające z okien przy Sukienniczej 4 szachują pocztowców od południa. Dziedziniec gmachu znajduje się pod czujnym okiem strzelców przyczajonych w pomieszczeniach Krajowego Urzędu Pracy oraz posterunku policji. Uzbrojone kordony szczelnie zamykają ulice. Niemieckie radiostacje ponawiają bezlitosne żądania: Wolne Miasto Gdańsk ma odtąd przynależeć do III Rzeszy, Polska natomiast w trybie natychmiastowym powinna udrożnić i oddać eksterytorialne szlaki komunikacyjne. Termin spełnienia ultimatum mija o 4 nad ranem. Pocztowcy czekają. Wśród nich znajdują się byli oficerowie oraz podoficerowie rezerwy – dawny oręż Legionów Polskich, zahartowany w powstaniach śląskich oraz wojnie polsko-bolszewickiej 1920 roku. Każdy z nich otrzymał broń oraz zapas amunicji. Zajmując wyznaczone stanowiska obronne, czekają na rozwój wypadków. Na kwadrans przed piątą wystrzał z działa armatniego szkolnego krążownika „Schleswig-Holstein” rozrywa poranną zorzę, zapisując pierwsze zdania na jednej z najczarniejszych kart historii. Następujące po nim strzały dają sygnał do rozpoczęcia ataku na budynek Poczty Polskiej.

Mały chłopiec z dziurawym blaszanym bębenkiem biegnie w stronę frontowych drzwi gmachu. Towarzyszący mu mężczyzna, nie zważając na ostrzegawcze krzyki żandarmów SS-Heimwehry, próbuje go za wszelką cenę powstrzymać. Jest już jednak za późno. Jan Broński (Daniel Olbrychski) oraz jego domniemany syn Oskar Matzerath (David Bennent) zasilają szeregi samozwańczych obrońców. W tym miejscu historia jednego z nich dobiegnie końca.

Grając na wielu bębenkach

Nietuzinkowy żywot małego dobosza, bohatera głośnej powieści Güntera Grassa „Blaszany bębenek”, jak i jej filmowej adaptacji nakręconej w 1979 roku przez Volkera Schlöndorffa, przepowiedziany zostaje na długo przed jego narodzeniem. Na kaszubskim kartoflisku, pod czterema spódnicami babki Anny (Tina Engel) poszukiwany przez żandarmów Józef Koljaczek (Roland Teubner) znajduje nieoczekiwany azyl. Co więcej, w tej imitującej kobiece łono kryjówce zostaje poczęta matka Oskara, Agnieszka (Angela Winkler). Sam Oskar przychodzi na świat w 1923 roku w Wolnym Mieście Gdańsku. Niechętnie rezygnując z prenatalnej egzystencji, tuż po przyjściu na świat bacznie obserwuje ćmę wybijającą skrzydełkami regularny rytm na zapalonej żarówce. Urzeczony światłem owad zapowiada niejako przyszły los chłopca, będącego niestrudzonym doboszem oraz zaklętym w ciele dziecka mędrcem o głosie zdolnym rozbijać szkło. Jego wieloznaczny status warunkuje także niejasne pochodzenie. Trudno bowiem określić, czy Oskar jest synem Alfreda Matzeratha (Mario Ardolf), nadreńskiego mieszczanina prowadzącego sklep kolonialny, czy raczej przyjaciela rodziny – Jana Brońskiego, Kaszuba ukrywającego swoje chłopskie pochodzenie pod odświętną elegancją referendarza Poczty Polskiej.

Kiedy na swoje trzecie urodziny Oskar dostaje swój pierwszy blaszany bębenek, postanawia już nigdy więcej nie rosnąć. W ramach osobliwego eksperymentu finguje upadek ze schodów, dzięki czemu dorośli będą w stanie zracjonalizować późniejszą „przypadłość” Oskara. Jednak dziecinny wygląd mentalnie szybko dorastającego chłopca jest jedynie zasłoną skrywającą zwierciadło, w którym odbija się obraz wzajemnych relacji Niemców, Polaków i Kaszubów. Zarówno Grass, jak i Schlöndorff, wykorzystując spojrzenie małego dobosza, subtelnie przedstawiają narastanie oraz eskalację wielkiego podziału, zarówno tożsamościowego, jak i politycznego (faszyzacja Gdańska, Kryształowa Noc), którego zwieńczeniem staje się wybuch II wojny światowej. Supremację faszystów obaj twórcy doskonale ilustrują za pomocą licznych detali, czego najlepszym przykładem jest scena z filmowego „Blaszanego bębenka”, w której Alfred Matzerath zastępuje wiszący w jego mieszkaniu portret Ludwiga van Beethovena zdjęciem upozowanego Adolfa Hitlera.

Oskar, nowy Tomcio Paluch, ogniskuje w sobie elementy romantycznej topiki: jest dzieckiem widzącym więcej od innych, mędrcem posiadającym wgląd w prawdziwy obraz rzeczywistości, a nawet szaleńcem (kończy jako pensjonariusz zakładu dla nerwowo chorych) i obrazoburcą (kiedy kamienne dzieciątko Jezus nie chce grać na bębenku, Oskar ostro strofuje niepojętnego ucznia). Jest także silnym indywidualistą. Za sprawą swojej żywiołowej gry na bębenku doprowadza do całkowitej dezorganizacji polityczny wiec, transformując takt melodii faszystowskiego marszu w niezapomniany walc „Nad pięknym modrym Dunajem” Johanna Straussa. Jak przyznaje kierujący frontowym teatrem karłów pan Bebra (Fritz Hakl), jednostki pokroju Oskara nigdy nie powinny zaliczać się do widzów. To one nadają ton grze i kierują akcją, gdyż w przeciwnym wypadku staną się zabawkami w rękach innych. Dlatego właśnie mały dobosz, dobrowolnie zamknięty w dziecięcym kokonie (który opuści dopiero po klęsce III Rzeszy), staje na czele mocno odrealnionego wojennego korowodu – baśniowego i złowieszczego zarazem.

W kręgu symboli

Swoistym odwróceniem postaci Oskara Matzeratha jest Abel Tiffauges, bohater powieści „Król Olch” Michela Tourniera, którą Volker Schlöndorff zekranizował w 1996 roku. Dorosłe życie Abla (John Malkovich) jest całkowicie zdeterminowane przez wspomnienia z dzieciństwa: będąc chłopcem, spowodował siłą swojej woli pożar w szkole zakonnej pod wezwaniem św. Krzysztofa. Od tej pory jest dzieckiem zamkniętym w ciele mężczyzny, który w twierdzy Kaltenborn szkoli nastoletnich członków Hitlerjugend. W oczach okolicznych mieszkańców uchodzi za potwora – wilkołaka, który porywa dzieci niczym tytułowy Król Olch z ballady Goethego. Jednak, podobnie jak Oskar, Abel jest panem swojego losu. W finale ratuje przed śmiercią żydowskiego chłopca. Przyjmując na siebie rolę jego opiekuna, staje się drugim bohaterem ballady – ojcem uciekającym wraz z synem przed ścigającym ich Królem Olch, odnajdując w sobie jednocześnie cechy św. Krzysztofa (przenosi chłopca przez trzęsawisko).

W „Blaszanym bębenku” Grass, a siłą rzeczy także Schlöndorff, spychają piekielny teatr wojny na drugi plan, skupiając się bardziej na budowaniu symbolicznej atmosfery tamtych czasów, niż na pieczołowitym odtwarzaniu faktów historycznych. „Żarłoczna” ekspansja nazistów jest szczególnie widoczna w filmie, gdzie znajduje swoją metaforyczną reprezentację w licznych scenach konsumpcji (chociażby chorobliwe obżeranie się przez Agnes tłustymi rybami). Spożywanie pokarmu, które w „Uczcie Babette” Gabriela Axela (1987) nabierało znamion transcendencji, tu staje się symbolem hitlerowskiego wilczego apetytu. Jednak obraz działań wojennych nie zostaje przedstawiony wyłącznie za pomocą odległych skojarzeń. Najlepszym tego przykładem jest sekwencja ukazująca heroiczną obronę Poczty Gdańskiej.

Odgłos wojennych werbli

Razem z Janem Brońskim Oskar jedzie na plac Heweliusza, pod gmach Poczty Polskiej, gdzie pracuje woźny Kobiela – jedyna osoba (w przekonaniu chłopca) zdolna nareperować jego pęknięty bębenek: „Ta jazda tramwajem mogłaby się stać nie zmąconą niczym, przyjemną rozrywką, gdyby to nie była wigilia pierwszego września dziewięćset trzydziestego dziewiątego, kiedy wóz motorowy z przyczepą linii pięć, od placu Maksa Halbego zatłoczony zmęczonymi, a jednak hałaśliwymi plażowiczami z Brzeźna, pędził dzwoniąc w stronę śródmieścia. Ów wieczór u schyłku lata po oddaniu bębenka zwabiłby nas do Café Weitzke na lemoniadę ze słomką, gdyby u wejścia do portu, naprzeciwko Westerplatte, nie zacumowały oba pancerniki, «Schlesien» i «Schleswig-Holstein», i gdyby czerwonym ceglanym murom, za którymi znajdowały się składy amunicji, nie ukazywały swoich stalowych kadłubów, obrotowych wież dwudziałowych i kazamatów. Jakżeby to było miło zadzwonić do mieszkania portiera Poczty Polskiej i woźnemu Kobieli powierzyć do naprawy niewinny dziecięcy blaszany bębenek, gdyby wnętrze Poczty nie było już od miesięcy obwarowane płytami pancernymi, a spokojny dotychczas personel, urzędnicy, listonosze, podczas weekendowych ćwiczeń w Gdyni i na Oksywiu nie zamienił się w załogę twierdzy” („Blaszany bębenek”, przeł. S. Błaut, Warszawa 1983, s. 223-224).

Jan, który od samego początku optował za Polakami, teraz stanął przed szansą na potwierdzenie swoich przekonań. Jako urzędnik państwowy miał przecież obowiązek bronić Poczty Polskiej. Jednak jego uczestnictwo w heroicznym akcie sprzeciwu zostało podyktowane czystym przypadkiem. Idąc w stronę ostrzeliwanych bram Poczty, Jan liczył na to, że zostanie zatrzymany i odesłany – tak, aby na oczach obserwujących go z budynku pracodawców wyjść na odtrąconego bohatera, zachowując równocześnie swój honor. Kiedy niespodziewanie zamykają się za nim drzwi, nie ma już możliwości powrotu. Przerażony i zaszczuty, bohater otacza się murem postępującej apatii. Co innego mały Matzerath, chłodno kalkulujący szanse Polaków: „Tylko Oskar patrolował tutaj; bezbronny i pozbawiony bębenka wydany był tworzącemu historię introitowi zbyt wczesnej rannej godziny, która wbrew przysłowiu miała w ustach co najwyżej ołów, nie zaś złoto. Również w pomieszczeniach biurowych wychodzących na podwórze nie zastałem żywej duszy. Lekkomyślność, stwierdziłem. Należałoby zabezpieczyć gmach także od strony Tartacznej. Mieszczący się tam komisariat policji, oddzielony zwyczajnym drewnianym płotem od podwórza Poczty i rampy dla paczek, stanowił tak dogodną pozycję do natarcia, jaką znaleźć można już tylko w książce z obrazkami. Przeszukałem pomieszczenia biurowe, pokój przesyłek poleconych, pokój przekazów pieniężnych, kasę wypłat, dział telegramów: tam leżeli. Leżeli za płytami pancernymi i workami z piaskiem, za przewróconymi meblami biurowymi, strzelając urywanie, niemal skąpo” (s. 229).

Oskar jest coraz bardziej poirytowany faktem, że jego ukochany bębenek został wykorzystany w charakterze zagłówka dla rannego pocztowca. Swoje spostrzeżenia kwituje w następujący sposób: „Powoli umacniało się we mnie przekonanie: nie chodzi wcale o Polskę, chodzi o moją pokiereszowaną blachę. Jan zwabił mnie na pocztę, aby urzędnikom, dla których Polska była niewystarczającym symbolem, przynieść płomienny sztandar. W nocy, gdy spałem w przesuwanym na kółkach koszu z listami, lecz ani nie przesuwałem się, ani o niczym nie śniłem, czuwający poczciarze szeptali sobie niczym hasło: «Umierający dziecinny bębenek szuka u nas schronienia. Jesteśmy Polakami, musimy go strzec, tym bardziej że Anglia i Francja zawarły z nami układ gwarancyjny»” (s. 232).

Mały dobosz jest świadom archetypicznej roli, jaką odgrywa w wyobraźni przypartych do muru pocztowych urzędników. Po raz kolejny staje się zwierciadłem, w którym przegląda się idea romantycznej martyrologii. Chociaż nie zgadza się z narzuconą przez innych rolą, nie pozbawia ich nadziei. Nadziei, która pozwoli przedłużyć opór chociażby o kilka chwil. Jednak jego spojrzenie jest pozbawione jakichkolwiek złudzeń: „Co mnie obchodziła Polska! Co to było – Polska? Polacy mieli przecież swoją kawalerię! Niech więc sobie jeżdżą konno! Całowali dłonie pań i spostrzegali zawsze za późno, że pocałowali nie znużone palce pani, lecz nie uszminkowany wylot lufy haubicy. A ona wtedy już zdążyła wystrzelić, panna z rodu Kruppa. Wtedy cmoknęła wargami, naśladując nieudolnie, a mimo to wiernie odgłosy bitwy, jakie się słyszy na kronice filmowej, obrzucała główne wejście Poczty niejadalnymi wybuchającymi cukierkami, chciała zrobić wyłom, chciała przez rozwaloną halę nadawczą dobrać się do schodów, żeby już nikt nie wbiegał na górę ani nie zbiegał na dół. A jej orszak przy karabinach maszynowych, także ci w eleganckich rozpoznawczych samochodach pancernych, które miały wymalowane takie śliczne nazwy jak «Ostmark» i «Sudetenland», nie mogli się nasycić, z terkotem podjeżdżali pod Pocztę i odjeżdżali, opancerzeni i wypatrujący: dwie młode, złaknione kultury panie, które chciały zwiedzić zamek, ale zamek był jeszcze zamknięty. Zwiększało to niecierpliwość rozpieszczonych, wszędzie domagających się wstępu piękności i kazało im zaglądać do wszystkich widocznych komnat zamku, rzucać ołowianoszare, przenikliwe spojrzenia jednego i tego samego kalibru, żeby kasztelanom zrobiło się gorąco, zimno i ciasno” (s. 239).

Uścisk pętli

Około godziny 12.00 niemieckie jednostki – wzmocnione działami – zaatakowały budynek od frontu, z ulicy Sierocej. Zniszczono wówczas ogrodzenie Poczty oraz jej górne kondygnacje, co zmuszało obrońców do ciągłej zmiany pozycji ogniowej. Mimo wsparcia ogniem artyleryjskim, Niemcom wciąż nie udawało się zdobyć Poczty. Tuż przed 14.00 żołnierze zamknęli dopływ wody do budynku, rozpoczynając kolejny zmasowany atak. U wylotu placu Heweliusza ustawiono haubicę kaliber 105 mm, natomiast saperzy rozpoczęli drążenie podkopu pod murem Poczty od strony budynku II Rewiru Policji. Zdecydowany ostrzał artyleryjski, wspierany seriami z karabinów maszynowych, zburzył front budynku. Jednak broniącym urzędu Polakom udało się unieruchomić jeden wóz pancerny oraz zniszczyć gniazdo strzeleckie. Około godziny 17.00 saperzy wysadzili piwniczny mur. Zmasowany ostrzał zmusił obrońców do skoncentrowania obrony na parterze i w piwnicach. Jednak szaleńcza kanonada nie pozwoliła na utrzymanie pozycji. Osaczeni pocztowcy wycofali się do piwnic, gdzie podjęli ostatnią walkę. Wtedy do akcji weszły miotacze ognia.

Między godziną 18 a 19 podjęto decyzję o kapitulacji. Jako pierwszy, z białą flagą, wyszedł ostatni dyrektor Okręgu Poczt i Telegrafów w Gdańsku – dr Jan Michoń. Zginął na miejscu, otrzymując śmiertelną ranę postrzałową w brzuch. Równie smutny los spotkał ostatniego naczelnika Poczty Polskiej, Józefa Wąsika, którego Niemcy podpalili miotaczem ognia. Bolesna śmierć dwóch kapitulujących pocztowców spowodowała, że część urzędników wycofała się, szukając drogi ucieczki. Kilku, wykorzystując zasłonę gryzącego dymu, przeskoczyło mur, znajdując schronienie w domach przy ulicy Sukienniczej. W opuszczonych mieszkaniach zdołali się nawet umyć i przebrać w cywilne ubrania. Jednak reszta nie miała takiego szczęścia: „Natomiast trzydziestu ludzi, do których trzeba jeszcze doliczyć Jana, z uniesionymi rękami i dłońmi splecionymi na karku, kiedy już kronika zrobiła im zdjęcia, przewieziono na razie do opróżnionej szkoły Wiktorii, potem przyjęło ich więzienie na Biskupiej Górce, a wreszcie, w początkach października, sypki piach za murem opuszczonego, wysłużonego cmentarza na Zaspie” (s. 255).

Sposób przedstawienia przez Volkera Schlöndorffa obrony Poczty Gdańskiej pod pewnymi względami różni się od ujęcia zaproponowanego przez Güntera Grassa. W scenach upamiętniających heroiczny opór pocztowców reżyser niemalże całkowicie eliminuje znaczącą rolę wewnętrznej narracji Oskara, skupiając się przede wszystkim na aspekcie wizualnym. Schlöndorff koncentruje się na kreowaniu atmosfery mocno odrealnionego karnawału wojny (pamiętna gra w skata w piwnicach obleganego gmachu), w którym patos i męczeństwo mieszają się z zabawą i baśniowością. Nastrój ten umacniają dwie sceny z udziałem Jana Brońskiego. W pierwszej domniemany rodzic Oskara stawia kolejne kondygnacje karcianego domku, ostatecznie zburzonego podmuchem wywołanym przez szturmujących piwnicę Niemców. W drugiej Broński, przyparty przez żandarmów do muru, odwraca się z łobuzerskim uśmiechem w stronę małego dobosza, pokazując mu ukrytą w dłoni kartę przedstawiającą damę kier – symboliczną reprezentację ukochanej matki Oskara.

Tak zakończyła się fikcyjna, choć jednocześnie boleśnie prawdziwa, historia Jana Brońskiego. Mały Oskar Matzerath dostał kolejny bębenek. I do końca wojny pozostał dzieckiem o uważnym spojrzeniu i silnym głosie, wyrażając swój sprzeciw wobec otaczającego go świata w jednym, przeszywającym pisku. Ale to już zupełnie inna historia.
„Blaszany bębenek” („Die Blechtrommel”). Reż.: Volker Schlöndorff. Scenariusz: Franz Seitz, Jean-Claude Carrière. Obsada: David Bennent, Mario Adolf, Angela Winkler, Katharina Thalbach, Tina Engel, Roland Teubner, Daniel Olbrychski, Marek Walczewski, Mieczysław Czechowicz, Charles Aznavour. Gatunek: dramat. Francja / Jugosławia / Polska / RFN 1979, 122 min.