ISSN 2658-1086
Wydanie bieżące

15 września 18 (138) / 2009

Urszula Pawlicka,

NIEZNOŚNA LEKKOŚĆ CZYTANIA

A A A
Emigracja do Irlandii i Wielkiej Brytanii ma imponujący smak Egri Bikaver. Wyczuwa się słodki aromat czerwonej porzeczki z nutami cynamonu, czekolady i miodu, a aksamitna tanina łechce podniebienie. Wyrazisty i głęboki rubinowy kolor kusi elegancją i wystawnością. Czerwone wino zamracza, powodując, że emigranci przebywają w przyjemnym transie. Po stanie upojenia musi nastąpić wytrzeźwienie. Otrząśnięcie posiada lekką kwaskowość, a na finiszu z kolei wytrąca się pieprzny smak, tym razem drażniący w podniebienie.

Fazy świadomości po spożyciu wina można by porównać do wyjazdu Polaków za granicę. Łukasz Suskiewicz, tytułując swą książkę „Egri Bikaver”, odwołuje się do „byczej krwi z Egeru” oraz do legendy, według której w obliczu tureckiego oblężenia Egeru obrońcom miasta zezwolono na picie tego wina dla kurażu oraz aby widok zbroi opływającej winem, łudząco przypominającej krew, wzbudził przerażenie. Irlandczycy podobnie bronią własnego państwa przed najazdami obcych. Piękne widoki zapełniające turystyczny folder, przyjaźnie nastawieni mieszkańcy, w niezapomniany sposób celebrowany dzień św. Patryka, kusząca liczba miejsc pracy – to wszystko jak za opadnięciem kurtyny okazuje się gorzkim złudzeniem. Zamiast przepięknego, morskiego pejzażu – pasmo fabryk, zamiast barów pokazywanych jako kwintesencja Irlandii – pijacy walający się po ulicach, miast pliku ofert – bezrobocie. „Potrzeba zabić w nas polactwo. Potrzeba, żebyśmy wzorowali się na kimś lepszym. Kimś, kto potrafi pić wino, a nie tylko wódkę”, częstochowski taksówkarz marzy o Irlandii, o wyjeździe na stałe z miasta, które umiera i od społeczeństwa bez ambicji. Bohater i jednocześnie narrator Suskiewicza tak jak wielu Polaków daje się uwieźć Zachodowi, niestety, jak większość powraca rozgoryczony z poczuciem braku wartości.

„Egri Bikaver” składa się z minipowieści o tym samym tytule i opowiadania „Nieznośna lekkość stylu”. Narratorem obu tekstów jest Marek, absolwent wyższej uczelni, który wyrusza na podbój Irlandii i Anglii z aspiracjami artystycznymi, z zapałem i z naiwnym marzeniem o zarobieniu milionów. Opowiadania są wspomnieniami minionych wydarzeń, pewnych wątków i towarzyszących uczuć. Na zasadzie retrospekcji bohater odtwarza fakty, przez co są one pozbawione ekspresywności i napięcia. Są stonowane i jednostajne, przeżyte, już odarte z emocji, a pesymistyczne nie wzbudzają sentymentu. Na wydarzenia już podsumowane i ocenione spogląda się tylko z jednego punktu widzenia: zawiedzenia, rozczarowania i złości. Tempo akcji nadają przywoływane, zmienne wspomnienia: niewiarygodne i przerażające, czasami śmieszne, ale i żałosne.

„Znajdę pracę, żonę, kupię mieszkanie na raty, zacznę oglądać telewizję, wezmę drugi etat, bo żona zajdzie w ciążę, i wszyscy będą tego ode mnie oczekiwali. Będę korespondował z bankiem i z nikim więcej. I nawet nie zauważę, kiedy zacznę marzyć o nowym samochodzie. Będę wyobrażał sobie, że jadę sam, bez tłustej żony i wyjącego bachora. Nie będę miał brzucha, ani łysiny. Samochód będzie mknął dwieście na godzinę, a nastoletnia laska, będzie szeptała mi do ucha, że jestem mądry. I, jakby na potwierdzenie, koniuszkiem języka liźnie moją małżowinę”, marzenia bohatera pokrywają się z marzeniami wszystkich, którzy opuszczają kraj. Przede wszystkim pragnie się pieniędzy, by posiąść to, na co jest popyt i w ten sposób wzbudzić zazdrość, łechcąc własne ego. Jednocześnie jest zapotrzebowanie na poczucie wolności i niezależności. Marek jest postacią stypizowaną z zachodnim syndromem konsumpcji. Jako członek społeczeństwa konsumpcyjnego staje się towarem, co doskonale widać za granicą, niestety towarem lichym, nieatrakcyjnym i bezwartościowym. Najważniejsze bowiem jest zostać zauważonym w mdłej masie przedmiotów, należy wyróżniać się i przyciągać wzrok klientów. Marek rozczarował się, kiedy po wyjściu z autobusu uświadomił sobie, że nikt na niego nie patrzy. Ginął w gigantycznym tłumie biegnącym po pasażach handlowych: „Miliony ludzi wchodzą jednymi drzwiami i wychodzą innymi, obładowani torbami. Jak kreskówkach wszystko dzieje się w przyspieszonym tempie. Światełka mrugają, aby przyciągnąć twój wzrok. Twarze nie różnią się między sobą. (…) Tup, tup, tup i na schody ruchome, do działu drogeryjnego. (…) Człowiek idzie przez miasto otoczony przez szczęśliwych konsumentów, szczęśliwe tłuste baby, woniejące mimo dezodorantów. Szczęśliwe nastolatki pokazujące sobie zdjęcia w komórkach, nachylające się tak, aby zademonstrować bieliznę. Szczęśliwi faceci, którzy kupili samochód z ubiegłego rocznika”. Współczesność ogarnęła żądza nabywania, kartezjańska dewiza „Myślę, więc jestem” została przemianowana na „Mam, więc jestem”. Trwałość, przywiązanie i sentyment stały się pojęciami archaicznymi, liczy się tylko nowość i przemijanie.

Zygmunt Bauman stwierdził, że społeczeństwo konsumentów kwitnie, póki jest w stanie niezaspokojenia, i aby poszukiwanie spełnienia trwało, obietnice muszą być kłamliwe, przesadzone i stale łamane. Bohater Suskiewicza jest adekwatnym przykładem zawierzenia obietnicom o wspaniałym, idyllicznym świecie: „Wyjazd wydawał mi się doskonałym pomysłem. Wyobrażałem sobie, że będziemy żyć jak bohaterzy powieści”. Idealistyczna postawa wobec rzeczywistości szybko została porzucona na rzecz realistycznej. W Irlandii czekała na niego dziwaczna włóczęga po mieście, która nie miała w sobie niczego z romantycznej przygody, oraz mieszkanie mieszczące się w suterenie, poniżej poziomu chodnika, z kuchnią, pokojem i łazienką zajmujące piętnaście metrów kwadratowych, bez ogrzewania i bez pościeli. Zamiast kariery literata zaoferował się jako pomywacz, który dojadał resztki z posiłków gości. Wydawałoby się, że perypetie bohatera powinny wzbudzać współczucie, a nie, jak podczas lektury, obojętność. Taki odbiór czytelniczy wynika z obserwacji bohatera jałowego, znudzonego i narzekającego. Suskiewicz stworzył postać kumulującą wszystkie negatywne cechy Polaków, połączył przewrażliwienie na swoim punkcie, węszenie obrazy, nieumiejętność proszenia i przepraszania, okazywanie bezpodstawnej niechęci, obrażanie, wyśmiewanie, hipokryzję i gburowatość z megalomanią, nadętością i złością. „Minę masz, jakby cały świat był ci coś winien. Wielu Polaków to ma, ale ty jesteś wyjątkowy. Wyglądasz jakbyś wszystkim gardził”, opis wyglądu Marka świadczy o jego nastawieniu do obcych i o przeświadczeniu, że wszystko mu się należy. Zostaje „utemperowany”, kiedy po raz kolejny słyszy niezmienne „We haven’t work”, w jednej chwili staje się potulny, niezwykle cierpliwy, a kiedy otrzymuje w końcu pracę, pobłażliwy i uczynny.

Pobyt zagranicą wiąże się nie tylko ze znalezieniem pracy, lecz także z potrzebą socjalizacji. Intrygujący jest z tego punktu widzenia współtowarzysz Marka – „M”, nazywany pierwszą literą od imienia głównego bohatera. Można wysnuć przypuszczenie o schizofrenicznej potrzebie obcowania wśród ludzi. Bohater próbował zmienić swoje życie, naśladując „M”, postać wyznaczającą mu cel, której udało się znaleźć pracę i pozostać na obczyźnie. Powracając do Polski, Marek pozostawił za sobą złudzenie i rozczarowanie.

Wyimaginowana postać pojawia się również w drugim opowiadaniu – „Nieznośnej lekkości stylu”. Towarzysząca zjawa jest urzeczywistnieniem pożądania cielesnego, kryjącego się w podświadomości bohatera. Jest także dobrym materiałem na fabułę dla niespełnionego pisarza, którego czytelnik poznaje już po rozwodzie, bez pracy, pozostającego na każde żądanie matki. Doskonałą inspiracją do napisania książki staje się dla bohatera również spotkanie klasowe licealistów, ówcześnie trzydziestolatków, którzy „za pieniążki rozluźnili zwieracze”. Opisywane spotkanie nabiera charakteru surrealistycznego, zmienia się w irracjonalną groteskę o polskiej rzeczywistości, aby w pewnym momencie wzbudzić zwątpienie, czy jest to jeszcze realne, czy już fabularne. Z absurdalnych dialogów i zachowań wyłania się komiczność i niedołężność. Każdy za wszelką cenę próbuje zniszczyć gębę przyprawioną mu ponad dziesięć lat temu. Dorośli łudząco przypominają gombrowiczowskich Młodziaków, próbując na siłę epatować witalnością i oryginalnością, przykładem jest Marta W., która powiększyła sobie piersi, oraz Suseł, który wsadzał twarz w kupkę kokainy, a zamiast ją wciągać, tylko się umazał. „Pieniążkomania” oraz mania na punkcie zatrzymania młodości wynikają z warunków, jakie należy spełnić, aby zostać zaakceptowanym przez resztę członków aktywnego społeczeństwa, zaś droga do akceptacji wjedzie przez hipokryzję, dwulicowość, kłamstwo i megalomanię.

Okazuje się, że nie tylko za granicą bohater musi odgrywać rolę osoby atrakcyjnej i wartościowej. Odgrywać, gdyż rozczulanie się nad sobą i upajanie się własnym nieszczęściem nie pozwala mu zmienić siebie. Polacy u Suskiewicza jeszcze nie przerwali chocholego tańca, są jałowi, sztuczni, odrętwiali, zgorzkniali i zamroczeni smakiem Egri Bikaver. Pesymistyczna puenta nie zaskakuje w lekturze o Polakach na emigracji i w kraju, przyzwyczailiśmy się bowiem, że nieznośnie lekko jest czytać o narodowych wadach.
Łukasz Suskiewicz: „Egri Bikaver”. Wydawnictwo Forma. Szczecin-Bezrzecze 2009.