ISSN 2658-1086
Wydanie bieżące

1 października 19 (139) / 2009

Urszula Pawlicka,

WE WERE ONLY LIVING

A A A
„Wojna i śmierć nie są tematami. Nie są tematami tabu, po prostu należą – przynajmniej »dla nas – dla nas« – do przeszłości przeszłej, której nie mogą zmienić dewaluacja lub dowartościowanie wspomnień, i która dla nas – gdy jesteśmy razem – nic nie znaczy”. W wydarzeniach przeszłych według Łukasza Szopy można wyznaczyć fakty zaprzeszłe, nie dające się we wspomnieniach ubarwić i rozjaśnić, są bowiem częścią życia, do której nie chce się wracać, ale też nie należy o niej zapominać. Wręcz przeciwnie, należy mówić o tematach takich jak wojna i śmierć, ponieważ stawiając im czoła, walczymy ze strachem i niepokojem. Tylko dzięki poczuciu wspólnoty i zacieśnianiu więzów te tematy „nic dla nas nie znaczą”. Pozostaje zatem pytanie: w jaki sposób i jakim językiem należy opisywać fakty, gdy za temat wybiera się bratobójczą wojnę w Bośni i Hercegowinie?

Łukasz Szopa, założyciel ukazującego się w Sarajewie pisma literackiego „Album” oraz ukazującego się w Mostarze pisma literackiego „Kolaps”, w latach w latach 1997-1999 przebywał w Bośni i Hercegowinie. Akcja „Kawy w samo południe” toczy się w zbombardowanym kraju tuż po zakończeniu wojny. Dziesięć krótkich opowiadań wyrwanych z osobistego dziennika autora, napisanych niekiedy w stylu reportażowym, przedstawia życie codzienne mieszkańców, którzy w atmosferze niepokoju starają się nadać krajowi oblicze normalności. W stężonym powietrzu wciąż czuć zapach siarki, a cisza jest równie nieobliczalna i bezwzględna jak echo wojennych strzałów. Łukasz Szopa za temat swoich opowiadań wybiera życie, które w czasie wojny wydaje się zjawiskiem paradoksalnym i antytetycznym. Autor ukazuje niezwykły zapał i pragnienie życia, nadzwyczajną desperację i siłę tych, którzy dzień w dzień balansują na jego granicy. Mówiąc o życiu, nie można nie wspomnieć o śmierci, która jest reżyserem ironicznego losu. Przebiegła, sprytna i płatająca figle nie wchodzi z nikim w układy, nawet z wojną, która zdaje się być jej sprzymierzeńcem. Śmierć jest silniejsza i bardziej niezależna od życia, kapryśnie odwiedza tych, na których ma ochotę. Przykładem jest bohaterka Aida, która przeżyła okrucieństwo wojny, a zmarła tuż po jej zakończeniu w wypadku samochodowym.

Akcja tych opowieści toczy się mikroświecie, w którym mają miejsce prywatne wydarzenia, intymne przeżycia i osobiste refleksje. Autor opisuje tylko to, co sam widział, ludzi, których poznał i uczucia, których zaznał. Stąd w opowiadaniach dominuje emocjonalność, wrażliwość i spontaniczność. Na fabułę składają się spotkania, w których biorą udział poeci, artyści, aktywiści pokojowi, pracownicy misji humanitarnych, globtroterzy oraz zwyczajni obywatele kraju; proces zakładania pisma literackiego „Album”; przyjaźnie, zauroczenia i miłość. W tym intymnym świecie do głosu dochodzą rozmaite uczucia i epatowane, i wnikliwie skrywane. Autor dzieli się dotkniętym nieszczęściem, zaznaną rozpaczą i poczuciem pustki: „Tu dopiero naprawdę ściana uderza mnie, łamię się, tracę coś, część siebie, której już nigdy nie odzyskam, nie wyprostuję, nie wygładzę (…) pustka rozpycha się we mnie, i poprzez to dostrzegam pustkę wokoło, wychodzę, kołyszę się (…) opadam na krzesło, trzymam się papierosa (…) połykam go wręcz, ściskam, wciskam w popielniczkę”. Wyraźnie dostrzega się bezsilność i ogromny ból, który złagodzić może mechaniczny zapis emocji, łańcuch słów, które tylko po części są w stanie oddać przeżywaną rozpacz.

Bohaterami opowiadań są przyjaciele, których Łukasz Szopa poznał w trakcie pobytu w Bośni i Hercegowinie. Niektóre postacie powracają w kolejnych tekstach, przeplatają się, mijają, by znów towarzyszyć autorowi. Stąd pewne wątki krzyżują się, wzajemnie się dopełniają i wyjaśniają. Lapidarność tekstów nie pozwala jednak na bliższe poznanie postaci. Czytelnik nie zdąża „zżyć” się z bohaterami, po lekturze pozostają w pamięci tylko suche imiona, które zresztą zapisane w języku obcym szybko z niej ulecą. Krótka forma, po jaką sięgnął autor, ograniczyła swobodę odbiorcy, który nie porusza się po tekstach lekko, lecz z pewną ociężałością. Ścisła konstrukcja opowiadań wymusiła zwięzłe i rzeczowe opisywanie faktów najistotniejszych bez zbędnych wprowadzeń i wyjaśnień. Stąd niektóre wątki wydają się być niejasne, a bohaterowie obcy. Pomimo zastosowanej chronologii czytelnik nie do końca jest w stanie wyczuć płynność wydarzeń, niestety, gubi się w miejscach akcji i w czasie.

Makroświat obejmujący skutki wojny ograniczony został do opisu dnia codziennego Bośniaków, którzy z niezwykłą poczciwością odbudowują kraj, nie ma w nich krzty patosu i poczucia ofiarności: „You are all heroes. Odpowiedział spokojnie, niemal zdziwiony: What heroes? We are normal people, we were only living”. Autor niszczy rozwijane przeświadczenia, iluzje i obrazy dotyczące wojny. Mieszkańcy „Opowiadali o trudnych dniach, o niebezpieczeństwie, o bliskości i przypadkach śmierci, o głodzie, o życiu bez prądu, gazu, o ogrzewaniu, o paleniu opon i książek w stalowym piecyku, o granatach, o łataniu okien folią z napisem UNHCR…”. Łukasz Szopa ze zdziwieniem przytacza wypowiedzi Bośniaków, którzy zdają się być pogodzeni z losem i z wielkim podziwem obserwuje ich zapał do życia oraz ogromne pragnienie powrotu do normalności. Ich postawa jest hołdem złożonym prawdziwemu człowieczeństwu. Nie ma wzmianki o nienawiści, zemście czy groźbie. Stąd ich zachowanie wydaje się surrealistyczne, zadziwiająco spokojne, bo czy naturalnym odruchem w obliczu tak makabrycznych wydarzeń nie jest nienawiść? „Lekcje bośniackie” zabarwione są nutą bajeczności, dominuje w nich wiara w dobro i w przezwyciężenie zła, powątpiewa się w istnienie ludzi tak okrutnych.

Odbudowa pokiereszowanego kraju opiera się na zacieśnianiu wspólnych więzów i burzeniu wzajemnej niechęci, wynikającej z odmiennej narodowości. „Nasze pierwsze słowa to klucz, szyfr, droga, linia między nami, odpowiedź i pytania, zaklęcia, hasła”. Poznawanie siebie jest procesem stopniowym, podczas którego powoli następuje pozbywanie się podejrzliwości, niechęci i wrogości. Ważne jest wyznaczenie właściwej drogi, która pozwoli na „spokojne kosztowanie siebie”, „kąsek po kąsku, spojrzenie po spojrzeniu, słowo po słowie”. Łyk po łyku mocnej kawy, gdyż to właśnie ten eliksir w opowiadaniach rzuca upragnione zaklęcie. Ma siłę scalić pokawałkowany kraj dzięki naturalnym właściwościom pobudzającym, ożywiającym i rozgrzewającym. Kawa jest również dowodem na poczucie stabilizacji i odzyskanie upragnionego spokoju. Znakiem powrotu do zwyczajności jest rytuał jej parzenia: „Przygotowuje kawę. Dzisiaj dokładnie się jej przyglądam, jej ruchom, krokom, kolejności poczynań, począwszy od tego, jak otwiera szafę, gdzie są džezwy na kawę, po kierunek linii jej kroków od zlewu do pieca, już z džezwą w 2/3 pełną wody, potem jak stawia garnuszek na palniku, i w końcu ruch, którym pewnie – wyzwalając drobny lecz pewny dźwięk »klik«– włącza piec. I odchodzi na swoją wersalkę, na której zresztą spędza większość swojego czasu… Gdy woda już bulgocze, przelewa ją do drugiej džezwy, tej z kawą, miesza, stawia ten z kolei na ogniu, aż kawa zagotuje się, zaparzy, aż do momentu unoszenia się jasnobrązowej pianki... W końcu wyciąga dwie malutkie filiżaneczki (...) leje kawę, wpierw »zdejmując«z jej powierzchni i »kładąc«do filiżanki ową piankę”.

Drugim źródłem odbudowy zniszczonego państwa jest literatura. Łukasz Szopa przypisuje jej niezrównaną rolę scalającą i oswobadzającą kraj: „Udaje się ta »ostatnia scena«. Może to oddalenie, »od miasta a i wszystkiego tam na dole« sprawia, że czytamy głośno, wyraźnie, że jak nigdy dotąd słuchamy się, nie tylko wsłuchujemy się w teksty, teksty innych jak i własne, ale po prostu wszystko staje się proste. Miasto nie jest »u naszych stóp«, nie, miasto jest pod stopami, nie ma go, zgniecione”. Poezja jest źródłem wolności, nadziei i wiary. Ma moc „zgniatania” zła i przeobrażania świata, nadawania mu nowych kształtów. Poezja jest siostrą wrażliwości i sentencjonalności, stara się dostrzegać piękno i dokumentować jej dzieło. O jej znaczącej roli świadczy autorski poetycki opis pewnych wydarzeń. Świat u Łukasza Szopy jest ikoniczny, autor niejednokrotnie, aby lepiej uwydatnić uczucia i oddać emocje, sięga po środki artystyczne takie jak metafora, powtórzenia i anafora. Oprócz literatury przywoływane są również cechy filmu, a dokładnie westernu charakteryzującego się szybkimi pościgami wstrzymującymi dech w piersiach, bohaterskim czynami i happy endem: „I znów ten feeling, że to wszystko rozgrywa się trochę jak w filmie, westernie (czuję się tak właśnie w sytuacjach, gdy »trzeba uważać i się rozglądać na boki«, czy jakimś filmie akcji, ale że pewnie w końcu wszystko dobrze się skończy...”. Łukasz Szopa ukazuje wojnę niczym wyreżyserowany kadr z filmu, a aktorzy odgrywają swoje role zgodnie z zapisanym scenariuszem. Takie spojrzenie dowodzi naiwności i wiary w to, że zło nie istnieje, jest tylko wytworem filmowym na potrzeby widzów żądnych emocji. Autor przeplata realność z fikcyjnością, porównując życie z filmem, aby stworzyć z tego idealną materię.

Napięcie w „Kawie w samo południe” autor buduje za pomocą stylu telegraficznego, czego przykładem jest zdanie: „Mostar. Dom. Składam rzeczy, kąpiel”. Krótkie, urywane i poszatkowane zdania tworzą lapidarną konstrukcję całości. Oddzielane akapity pozostawiają niekiedy samodzielne słowa, wyobcowane od innych, ale przez to o dużym ładunku emocjonalnym. Poprzecinany tekst czyta się na przerywanym wdechu, przez co momentami staje się męczący i drażniący.

Przerywnikiem w lekturze i jednocześnie odpoczynkiem są czarno białe zdjęcia, które oddają atmosferę panującą tuż po wojnie w Bośni i Hercegowinie. Dominujące kolory: szarość i czerń podkreślają codzienność oraz nastroje mieszkańców. Fotografie są dopełnieniem tekstu, obrazują pustkę, smutek i zrezygnowanie. Intrygującym zdjęciem jest postać tańczącej, uśmiechającej się dziewczyny, która być może jest znakiem budzenia się do życia, pobudzania zmysłów i nadziei na odbudowę poturbowanego kraju. Nadzieją również na to, że prośby „o taką niby arcyprzyziemną rzecz: by ten temat się skończył” zostaną wysłuchane.
Łukasz Szopa: „Kawa w samo południe”. Wydawnictwo Forma. Szczecin-Bezrzecze 2009 [seria: Kwadrat].