ISSN 2658-1086
Wydanie bieżące

15 października 20 (140) / 2009

Roma Piotrowska,

WALKING AS ART RICHARDA LONGA

A A A
Natura zawsze była popularnym tematem sztuki. Od rysunków naskalnych, przez malarstwo pejzażowe, aż po fotografię. W antyku wśród artystów panowała zasada mimesis, czyli twórczego naśladownictwa natury. Później przejął ją renesans. Taką genezę swojej sztuki podkreśla brytyjski artysta land artu – Richard Long, którego retrospektywną wystawę przygotowała ostatnio Tate Britain. Uważa się, że jego prace zmieniły oblicze brytyjskiej rzeźby. Dlaczego? Richard Long robi sztukę po prostu chodząc. „Walking as art”. Nic dodać, nic ująć.

Jak wspomina, w połowie lat 60. XX wieku zauważył, że język i ambicje sztuki są zbyt formalne. Zaczął myśleć, że sztuka za bardzo odrywa się od rzeczywistości. Nie był w swoim odczuciu odosobniony. W latach 60. artyści zaczęli zwracać uwagę na kontekst dzieła sztuki. Nastąpiło przejście od przestrzeni „białego sześcianu” do tak zwanych „przestrzeni alternatywnych”, włączając w to land art, minimal art, czy arte povera. Działania land artu są ingerencją w pejzaż, transformacją jego fragmentu, lub wykorzystaniem naturalnych procesów np. czynników atmosferycznych do realizacji obiektu artystycznego. Obiekty sztuki ziemi istniały często tylko parę godzin, znikając w „naturalny" sposób, co również było istotnym ich elementem. Pozostałym śladem była często tylko dokumentacja fotograficzna.

Long zapragnął wykorzystać potencjał, który daje nam Ziemia. Podobała się mu idea robienia czegoś z niczego. Postanowił więc popularną wówczas sztukę abstrakcyjną wpasować w naturalny krajobraz. Jego pierwsza rzeźba w krajobrazie „A line Made by Walking” (1967) była, prowadzącą do nikąd, zwykłą ścieżką w trawie. Później samo wędrowanie stało się dla niego sztuką. Działania w terenie dały mu wolność kreowania w bardzo prosty sposób, na ogromną skalę. Artysta wykorzystywał krajobraz takim, jakim go zastał. Niekiedy zostawiał efemeryczne ślady to tu, to tam. Układał kręgi i linie z kamieni, bądź zostawiał co milę kamień, tworząc z nich linię prostą. Nosił kamienie z jednego miejsca na drugie albo po prostu tylko chodził.

Dartmoor,w hrabstwie Devon to jego ziemia ojczysta, miejsce które eksplorował wiele razy począwszy od lat 60. Traktuje ten skrawek ziemi jako prototyp krajobrazu, którego poszukiwał w innych częściach świata. Nie zalesiony „płaskowyż” z dużą ilością wody – perfekcyjna kraina do chodzenia. Podobne miejsca znalazł w tundrze na Alasce, w Argentynie i na mongolskich stepach. Inne wyprawy zawiodły go w tak egzotyczne miejsca jak Himalaje, Japonia, Boliwia czy Sahara. Schodził praktycznie cały świat. Ale jak sam mówi, jego wędrówki nie są po prostu podróżami. Każda wyprawa realizuje założoną wcześniej ideę. Wędrowanie – jako sztuka – doprowadziło go do badania związków pomiędzy czasem, dystansem, wymiarami i geografią terenu. I tak na przykład wędrówka przez Anglię – od wybrzeża do wybrzeża – ma być miarą terenu, ale także samego artysty. Long bada granice swojej wytrzymałości, ustanawia własne rekordy. Wyprawy są udokumentowane odpowiednio do zakładanej idei: przy użyciu fotografii, mapy, lub tekstu. „Pięciodniowa wędrówka” (z Totnes do Bristolu, 1980) została podsumowana tekstem:
„Pierwszy Dzień Dziesięć Mil
Drugi Dzień Dwadzieścia Mil
Trzeci Dzień Trzydzieści Mil
Czwarty Dzień Czterdzieści Mil
Piąty Dzień Pięćdziesiąt Mil”

Złośliwa recenzentka „Guardiana” Rachel Cooke pisze, że pewnego dnia powinien postawić wszystko na jedną kartę i napisać na ścianie galerii: „Mount Everest w 24 godziny”. Tekst towarzyszący „Suchej wędrówce” (Avon, Anglia, 1989) przypomina natomiast haiku: „113 przebytych mil pomiędzy jednym deszczem a drugim”. Inne wędrówki udokumentowane są fotografią lub mapką, na której precyzyjnie została zaznaczona, często idealnie prosta, trasa artysty.

W Tate pokazano obszerną dokumentację wędrówek Longa od lat 60. po dziś dzień. Artysta wykonał także kilka prac specjalnie na potrzeby wystawy, przypuszczalnie po to by stała się ona bardziej atrakcyjna dla przeciętnego widza. Używając błota z rzeki Avon, namalował monstrualnej wielkości abstrakcyjny mural „From Beginning to End” (2009), mający nawiązywać do rysunków naskalnych. Przeniósł także swoje kamienne kompozycje w progi galerii, między innymi „Norfolk Flint Circle”, (1990). Wygląda zatem na to, że jego artystyczne poszukiwania zatoczyły krąg. Po latach wprowadza czystą abstrakcję z powrotem do galerii. Jak wielu artystów swojego pokolenia, nadal pracuje. Od lat powiela wymyślony przez siebie pomysł na sztukę. Jeździ na dalekie wyprawy, układa kamienne kręgi i linie. Robi zdjęcie. Rysuje mapę. Pisze haiku. Wspomniana wyżej recenzentka wyśmiewa się z wizerunku Longa-artysty jako wędrownika: „z bandaną zawiązaną na głowie, plecakiem pełnym suszonego jedzenia, kroczącego samotnie przez dalekie krainy. Jaki on śliny, a jaki heroiczny!”. Sztuka Longa pozostaje jednak atrakcyjna. Long serwuje nam spełnienie marzeń o dalekich wędrówkach i bezpośrednim kontakcie z naturą. To co robi, uwodzi nie tylko wizualnie, ale i intelektualnie. Stanowi apoteozą natury w czystej postaci. Inspiruje.
Richard Long “Hevean and earth”, Tate Britain, 3 czerwca – 6 września 2009.