ANIMOWANY MELODRAMAT
A
A
A
Rzeczywistość zasysana przez rysunkowe pudełko. Znikające pociągi, samochody, samoloty… Stare radio z bluesową piosenką o miłości i zdradzie (Tadeusz Nalepa, „Oni zaraz przyjdą tu…”). Jakaś postać w pomieszczeniu, w którym właśnie zapalono światło. Za pomocą takich obrazów Mariusz Wilczyński zaprasza nas do wzięcia udziału w projekcji swojej animacji. W sposób bardzo czytelny zaprasza też do TVP Kultury – w filmie bez trudu można zauważyć fragmenty – do których wykorzystania autor zresztą sam się przyznaje – będące wcześniej elementami ramówki tej stacji,. Wilczyński zaprasza nas ponadto na „Pierwszą dobranockę dla Szczypiorka”. Co tym razem przygotował dla nas „Wilk”?
„Kizi Mizi” to z całą pewnością animacja autorska (Wilczyński jest jej reżyserem i scenarzystą, jest odpowiedzialny za animację i zdjęcia) i zarazem taka, której adresatem jest widz dorosły. Skąd zatem określenie „dobranocka”? Rysunkowe filmy są kojarzone głównie z bajkami dla dzieci. Także tym razem wszystko na to wskazuje – film jest, jak przystało na dobranockę, rysunkowy, ma zabawny tytuł, a głównymi bohaterami są kotek i myszka. Tylko opowiedziana historia nie jest dla dzieci… „Kizi Mizi” to bowiem brutalna i smutna opowieść o miłości i zemście.
Problem z dookreśleniem profilu odbiorcy jest elementem ogólnych tendencji charakterystycznych między innymi dla filmu animowanego (por. masowe produkcje Pixar Animation Studios czy DreamWorks Pictures). Infantylizacja jest powszechną tendencją w sztuce, obserwowaną w szczególnym natężeniu w obszarach audiowizualności. Wioletta Kazimierska-Jerzyk w artykule „Rewaloryzacja infantylizmu” zauważa, że: „(…) zaczęła się zacierać granica między odbiorcą młodym i dojrzałym, między tym, co dla jednego i drugiego przeznaczone. (…) Przyśpieszenie cywilizacyjne, które staje się naszym udziałem, radykalnie zmieniło rolę dziecka w naszej kulturze”. Często zachowania dorosłych są dziecinne, a ich uczestnictwo w świecie wydaje się nieustającym dorastaniem.
Oglądamy animację, w której rysunkowy „autor” (narysowany Wilczyński) zaprasza nas na seans. W pokazywanej historii bohaterowie – mysz i kot – siedzą przed telewizorem. Szkatułkowa budowa oraz ciągłe zbliżenia sprawiają, że widz gubi się na moment w narracjach. To, co pokazane w telewizorze, szybko powtórzone zostaje w życiu kota i myszki. Oglądane początkowo na ekranie „całujące” się konie zamieniają się po chwili w innych kota i myszkę, którzy jadą razem gdzieś konno. Można rozpoznać w tych ujęciach konwencję – podglądamy oglądanie westernu, o czym przekonuje także towarzysząca obrazowi muzyka. Ale do jakiego gatunku okaże się przynależeć „Kizi Mizi”?
Całość przeradza się w romantyczną opowieść o miłości. Wilczyński sięga po zbliżenia, animowane głębie ostrości, skupia się na pocałunkach tej pary, przenosi akcję do sypialni… Poranek pokazuje jednak, że nie będzie to komedia romantyczna… Kot wychodzi gdzieś, wsiada do pociągu, prawdopodobnie jedzie do pracy, gdzieś poza miasto, w którym bohaterowie mieszkają. Myszka zostaje sama… Rozedrgana kreska i brak ostrości w wielu momentach uwydatniają traumę samotności i dobitnie przypominają, że to, co oglądamy, jest tylko kinowym seansem – podobnie niestabilny obraz jest wszak charakterystyczny dla starych filmów.
Opowieść nasyca się obrazami symbolizującymi smutną pretensję do świata o to, że jest w nim miejsce na samotność. Sztuka szczęścia polega czasem na prostych rytuałach codzienności, które starają się ową samotność zagłuszyć, gestach banalnych i pełnych kiczu, tak bezmyślnie przejmowanych z kultury masowej. Wiele elementów opowiedzianych przez Wilczyńskiego historii ma swoje wzorce w kulturze audiowizualnej, która od początku swojego istnienia jest masowa. Metafilmowość jest nieustannie podkreślana w dziełach reżysera przez środki formalne. Myszka słuchająca smutnych piosenek o miłości i samotności, czekająca w oknie na powrót swojego „mężczyzny” to dobrze wszystkim znany i wielokrotnie powielany schemat. Potrzebujemy takich historii, nie razi nas zawarty w nich truizm, bo uczuciowość wyraża się zawsze w swej pełni w kulturze niskiej.
Alicja Helman w tekście „Grzesznicy bez winy” zauważa, że: „Jeśli pokrótce i najbardziej schematycznie przypomnimy, że melodramat filmowy to historia miłosna, która źle się kończy, bohaterów bowiem w ten czy inny sposób rozłączy nieprzychylny im los, nie wyjaśni to jeszcze, dlaczego w sposób opowiedzenia tej historii nieuchronnie wpisane są podstawowe mechanizmy funkcjonowania kiczu”. Rzeczywistość niszczy oryginalność aktów uczucia; pozostaje miejsce jedynie na kicz. Jak zauważa Helman: „W melodramacie «uczucie samo dla siebie» ogłoszone zostaje najwyższą wartością, a tym samym jego utrata w połączeniu z utratą obiektu miłości staje się najwyższym zagrożeniem, potencjalnie największym możliwym nieszczęściem”. Czy w przypadku dzieła Wilczyńskiego mamy zatem do czynienia z animowanym melodramatem, który mimo starań autora nie jest wolny od kiczu?
W „Kizi Mizi” pokazane zostają „typowe” rekwizyty miłości: flakonik perfum, prześwitująca bielizna i magnetofon „nucący” tkliwą piosenkę („potrzebuję kogoś do miłości, potrzebuję czyichś ramion…”). „Kicz to sztuka szczęścia” – pisał Abraham Moles – „Stąd płynie uniwersalność kiczu, bo czyż można wyobrazić sobie, by ktoś mógł nie podlegać temu podstawowemu dążeniu?”. Czasem nie można opowiedzieć historii o miłości, nie popadając w banał, bo – jak zauważa autor – „Kicz jawi się (…) jako stosunek między tym, co oryginalne, a tym, co banalne. Kicz to społeczna akceptacja przyjemności płynącej z cichego porozumienia i uczestnictwa w umiarkowanym i uspakajającym «złym guście»”. Właśnie w sferze okazywania emocji kicz rozpanoszył się najpotężniej.
W historii Wilczyńskiego na drodze miłości kota i myszki staje zdrada. Samotna, stęskniona myszka zdradza swojego kota z zegarowym kotem-kukułką. Co z kolei jest oczekiwaną reakcja na zdradę? W „Kizi Mizi” pojawia się kolejny melodramatyczny schemat: krwawa zemsta. Zdradzony kot najpierw zastawia na kochanków pułapkę (zwyczajną pułapkę na myszy z kawałkiem sera jako przynętą), w którą wpada kot-rywal. Z czasem bohater decyduje się na bardziej drastyczne środki – strzela do przeciwnika na peronie dworca, z którego ten, jak poprzednio on sam, miał gdzieś odjechać.
Nic w tej historii nie szokuje. Zachowania bohaterów są przewidywalne, a ich motywacje jasne. Melodramatyczna fabuła raz jeszcze udowadnia, że mamy tu do czynienia z kiczem, który – zgodnie z określeniem Molesa – „(…) jest zasadniczo demokratyczny: jest sztuką łatwo dającą się przyjąć, co nie szokuje wykraczaniem poza ramy codzienności ani nie narzuca przerastającego nas wysiłku przekroczenia siebie samych. Kicz jest na miarę człowieka, w odróżnieniu od sztuki, która go przerasta; rozcieńcza oryginalność w takim stopniu, że może być przyjęty przez wszystkich”. Na płaszczyźnie treści Wilczyński nie stara się o oryginalność. Animowany melodramat wspaniale realizuje podstawowe założenia estetyki kiczu. „Jakie są cechy kiczu?” – pyta Maria Poprzęcka w książce „O złej sztuce” – „(…) kicz jest pozbawiony oryginalności, naśladowczy, oparty na powtarzaniu, konwencjonalny, powierzchowny, swą atrakcyjność zawdzięcza cechom najprymitywniejszym. Kicz jest nierzetelny, jest robiony «nie na serio», jest pretensjonalny, tani, znamionuje go łatwa dostępność formy i czytelność treści znanej wszystkim”.
Wiele już powiedziano o „walce płci”, o wzajemnej wrogości i braku zrozumienia między kobietą i mężczyzną. Erich Fromm w książce „O sztuce miłości” pisał, że kobieta i mężczyzna nie mają być tacy sami, lecz powinni przypominać dwa przeciwstawne bieguny. Stąd zatem w animacji Mariusza Wilczyńskiego pomysł na romans kota i myszki? A może zadziałała proza życia – któż bowiem od bliskiej mu osoby nie usłyszał określenia „mój kotku” czy „moja myszko”? Ostatecznie, po wielu godzinach spędzonych samotnie przez kochającą myszkę, po krwawej zemście kota, po długim czasie wspólnej samotności (kot wyczekujący pod oknami myszki, ale nie mogący się nigdy zdobyć na powrót), ostatecznie po tym wszystkim, co może wydarzyć się między dwojgiem ludzi, po całej tej opowieści pełnej kiczu i banalnych schematów – zadziała biologia. Może wszystko w tym filmie na niej było oparte? W ostatniej scenie zwyczajny kot (już nie w butach i kapeluszu) pożera mysz…
„Kizi Mizi” to z całą pewnością animacja autorska (Wilczyński jest jej reżyserem i scenarzystą, jest odpowiedzialny za animację i zdjęcia) i zarazem taka, której adresatem jest widz dorosły. Skąd zatem określenie „dobranocka”? Rysunkowe filmy są kojarzone głównie z bajkami dla dzieci. Także tym razem wszystko na to wskazuje – film jest, jak przystało na dobranockę, rysunkowy, ma zabawny tytuł, a głównymi bohaterami są kotek i myszka. Tylko opowiedziana historia nie jest dla dzieci… „Kizi Mizi” to bowiem brutalna i smutna opowieść o miłości i zemście.
Problem z dookreśleniem profilu odbiorcy jest elementem ogólnych tendencji charakterystycznych między innymi dla filmu animowanego (por. masowe produkcje Pixar Animation Studios czy DreamWorks Pictures). Infantylizacja jest powszechną tendencją w sztuce, obserwowaną w szczególnym natężeniu w obszarach audiowizualności. Wioletta Kazimierska-Jerzyk w artykule „Rewaloryzacja infantylizmu” zauważa, że: „(…) zaczęła się zacierać granica między odbiorcą młodym i dojrzałym, między tym, co dla jednego i drugiego przeznaczone. (…) Przyśpieszenie cywilizacyjne, które staje się naszym udziałem, radykalnie zmieniło rolę dziecka w naszej kulturze”. Często zachowania dorosłych są dziecinne, a ich uczestnictwo w świecie wydaje się nieustającym dorastaniem.
Oglądamy animację, w której rysunkowy „autor” (narysowany Wilczyński) zaprasza nas na seans. W pokazywanej historii bohaterowie – mysz i kot – siedzą przed telewizorem. Szkatułkowa budowa oraz ciągłe zbliżenia sprawiają, że widz gubi się na moment w narracjach. To, co pokazane w telewizorze, szybko powtórzone zostaje w życiu kota i myszki. Oglądane początkowo na ekranie „całujące” się konie zamieniają się po chwili w innych kota i myszkę, którzy jadą razem gdzieś konno. Można rozpoznać w tych ujęciach konwencję – podglądamy oglądanie westernu, o czym przekonuje także towarzysząca obrazowi muzyka. Ale do jakiego gatunku okaże się przynależeć „Kizi Mizi”?
Całość przeradza się w romantyczną opowieść o miłości. Wilczyński sięga po zbliżenia, animowane głębie ostrości, skupia się na pocałunkach tej pary, przenosi akcję do sypialni… Poranek pokazuje jednak, że nie będzie to komedia romantyczna… Kot wychodzi gdzieś, wsiada do pociągu, prawdopodobnie jedzie do pracy, gdzieś poza miasto, w którym bohaterowie mieszkają. Myszka zostaje sama… Rozedrgana kreska i brak ostrości w wielu momentach uwydatniają traumę samotności i dobitnie przypominają, że to, co oglądamy, jest tylko kinowym seansem – podobnie niestabilny obraz jest wszak charakterystyczny dla starych filmów.
Opowieść nasyca się obrazami symbolizującymi smutną pretensję do świata o to, że jest w nim miejsce na samotność. Sztuka szczęścia polega czasem na prostych rytuałach codzienności, które starają się ową samotność zagłuszyć, gestach banalnych i pełnych kiczu, tak bezmyślnie przejmowanych z kultury masowej. Wiele elementów opowiedzianych przez Wilczyńskiego historii ma swoje wzorce w kulturze audiowizualnej, która od początku swojego istnienia jest masowa. Metafilmowość jest nieustannie podkreślana w dziełach reżysera przez środki formalne. Myszka słuchająca smutnych piosenek o miłości i samotności, czekająca w oknie na powrót swojego „mężczyzny” to dobrze wszystkim znany i wielokrotnie powielany schemat. Potrzebujemy takich historii, nie razi nas zawarty w nich truizm, bo uczuciowość wyraża się zawsze w swej pełni w kulturze niskiej.
Alicja Helman w tekście „Grzesznicy bez winy” zauważa, że: „Jeśli pokrótce i najbardziej schematycznie przypomnimy, że melodramat filmowy to historia miłosna, która źle się kończy, bohaterów bowiem w ten czy inny sposób rozłączy nieprzychylny im los, nie wyjaśni to jeszcze, dlaczego w sposób opowiedzenia tej historii nieuchronnie wpisane są podstawowe mechanizmy funkcjonowania kiczu”. Rzeczywistość niszczy oryginalność aktów uczucia; pozostaje miejsce jedynie na kicz. Jak zauważa Helman: „W melodramacie «uczucie samo dla siebie» ogłoszone zostaje najwyższą wartością, a tym samym jego utrata w połączeniu z utratą obiektu miłości staje się najwyższym zagrożeniem, potencjalnie największym możliwym nieszczęściem”. Czy w przypadku dzieła Wilczyńskiego mamy zatem do czynienia z animowanym melodramatem, który mimo starań autora nie jest wolny od kiczu?
W „Kizi Mizi” pokazane zostają „typowe” rekwizyty miłości: flakonik perfum, prześwitująca bielizna i magnetofon „nucący” tkliwą piosenkę („potrzebuję kogoś do miłości, potrzebuję czyichś ramion…”). „Kicz to sztuka szczęścia” – pisał Abraham Moles – „Stąd płynie uniwersalność kiczu, bo czyż można wyobrazić sobie, by ktoś mógł nie podlegać temu podstawowemu dążeniu?”. Czasem nie można opowiedzieć historii o miłości, nie popadając w banał, bo – jak zauważa autor – „Kicz jawi się (…) jako stosunek między tym, co oryginalne, a tym, co banalne. Kicz to społeczna akceptacja przyjemności płynącej z cichego porozumienia i uczestnictwa w umiarkowanym i uspakajającym «złym guście»”. Właśnie w sferze okazywania emocji kicz rozpanoszył się najpotężniej.
W historii Wilczyńskiego na drodze miłości kota i myszki staje zdrada. Samotna, stęskniona myszka zdradza swojego kota z zegarowym kotem-kukułką. Co z kolei jest oczekiwaną reakcja na zdradę? W „Kizi Mizi” pojawia się kolejny melodramatyczny schemat: krwawa zemsta. Zdradzony kot najpierw zastawia na kochanków pułapkę (zwyczajną pułapkę na myszy z kawałkiem sera jako przynętą), w którą wpada kot-rywal. Z czasem bohater decyduje się na bardziej drastyczne środki – strzela do przeciwnika na peronie dworca, z którego ten, jak poprzednio on sam, miał gdzieś odjechać.
Nic w tej historii nie szokuje. Zachowania bohaterów są przewidywalne, a ich motywacje jasne. Melodramatyczna fabuła raz jeszcze udowadnia, że mamy tu do czynienia z kiczem, który – zgodnie z określeniem Molesa – „(…) jest zasadniczo demokratyczny: jest sztuką łatwo dającą się przyjąć, co nie szokuje wykraczaniem poza ramy codzienności ani nie narzuca przerastającego nas wysiłku przekroczenia siebie samych. Kicz jest na miarę człowieka, w odróżnieniu od sztuki, która go przerasta; rozcieńcza oryginalność w takim stopniu, że może być przyjęty przez wszystkich”. Na płaszczyźnie treści Wilczyński nie stara się o oryginalność. Animowany melodramat wspaniale realizuje podstawowe założenia estetyki kiczu. „Jakie są cechy kiczu?” – pyta Maria Poprzęcka w książce „O złej sztuce” – „(…) kicz jest pozbawiony oryginalności, naśladowczy, oparty na powtarzaniu, konwencjonalny, powierzchowny, swą atrakcyjność zawdzięcza cechom najprymitywniejszym. Kicz jest nierzetelny, jest robiony «nie na serio», jest pretensjonalny, tani, znamionuje go łatwa dostępność formy i czytelność treści znanej wszystkim”.
Wiele już powiedziano o „walce płci”, o wzajemnej wrogości i braku zrozumienia między kobietą i mężczyzną. Erich Fromm w książce „O sztuce miłości” pisał, że kobieta i mężczyzna nie mają być tacy sami, lecz powinni przypominać dwa przeciwstawne bieguny. Stąd zatem w animacji Mariusza Wilczyńskiego pomysł na romans kota i myszki? A może zadziałała proza życia – któż bowiem od bliskiej mu osoby nie usłyszał określenia „mój kotku” czy „moja myszko”? Ostatecznie, po wielu godzinach spędzonych samotnie przez kochającą myszkę, po krwawej zemście kota, po długim czasie wspólnej samotności (kot wyczekujący pod oknami myszki, ale nie mogący się nigdy zdobyć na powrót), ostatecznie po tym wszystkim, co może wydarzyć się między dwojgiem ludzi, po całej tej opowieści pełnej kiczu i banalnych schematów – zadziała biologia. Może wszystko w tym filmie na niej było oparte? W ostatniej scenie zwyczajny kot (już nie w butach i kapeluszu) pożera mysz…
„Kizi Mizi”. Scen. i reż.: M. Wilczyński. Gatunek: animacja. Produkcja: Polska 2007, 20 min.
Zadanie dofinansowane ze środków budżetu Województwa Śląskiego. Zrealizowano przy wsparciu Fundacji Otwarty Kod Kultury. |