Plastyka - noty



Pokazane w Fundacji Galerii Foksal nowe rzeźby Mirosława Bałki mogą zaskakiwać swoją przewrotnością.

PRZESTRZEŃ ŻYCIOWA





W słoneczny, wiosenny dzień są niemal niewidoczne, wtapiając się w przestrzeń ekspozycyjną Fundacji Galerii Foksal, modernistyczny white cube, z którego okien rozciąga się widok na Pałac Kultury. Dopiero o zmierzchu, dokonuje się ich transformacja. Rzeźby przekształcają się w lampy. Emanujące z nich, wewnętrzne światło, dotąd ledwie dostrzegalne, oświetla galerię. Wyrazistsze stają się kontury rzeźb: nagrobka i trampoliny. Nic nie jest tu jednoznaczne. To, co ciężkie, statyczne zyskuje na lekkości. Wywrócony do góry nogami nagrobek, z pozoru niczym nie różniący się od tysięcy mu podobnych, jakie ujrzeć można na polskich cmentarzach, zdaje się lewitować pod sufitem galerii. Jakby tego było mało, na jego płycie siedzi mała, plastikowa żabka. Kto stanął na głowie? Zamknięta w pomnikach przeszłość, czy my, którzy przypominamy sobie o niej tylko od święta, gdy zapalamy na grobach znicze.

Pamięć, czy szerzej historia, przypomina o sobie w jeszcze inny sposób. Nagrobek, gdy patrzeć na niego frontalnie, wpisuje się w kratownicę okien galerii, zaś krzyż przesłania częściowo widok na Pałac Kultury. Dwa symbole stapiają się ze sobą, . Nagrobek Bałki aluzyjnie przypomina też o przedstawiających podtarnowskie kościółki, "odwróconych" obrazach Wilhelma Sasnala, jakie w Fundacji Galerii Foksal można było oglądać przed blisko rokiem. "Lebensraum", wbrew nachalnie nasuwającym się konotacjom historycznym, oznacza bowiem przede wszystkim przestrzeń pomiędzy codziennością a odświętnością, teraźniejszością a przeszłością, życiem a śmiercią. Historia nie musi być ciężarem - przekonuje Bałka, może unosić się nad nami niczym różowy balonik. Trzeba tylko lekko przesunąć znaczenia i odbić się z świetlistej trampoliny, by dostrzec niezwykłość, przyziemnych, zdawałoby się, przedmiotów.

Mirosław Bałka: " Lebensraum". Fundacja Galerii Foksal. 10 marca - 11 kwietnia 2003.


Wszyscy dobrze wiemy, że misie nie są złe, gdyby było inaczej, czy tak chętnie fotografowalibyśmy się z nimi i tulilibyśmy się do nich w dzieciństwie?

MISIE NIE SĄ ZŁE!



Szara ściana pomalowana w żółte, białe i fioletowe grochy nie pozostawia ani cienia wątpliwości. Znaleźliśmy się w pokoju dziecinnym. Ale czy tylko? Czy obrazy, z których spoglądają na nas swymi wielkimi, guzikowatymi oczyma Coralgol i miś Uszatek są jedynie sentymentalną reminiscencją dzieciństwa dzisiejszych trzydziestoparolatków? Wystawa w katowickim Sektorze I, zdaje się świadczyć o czymś innym. Pluszowy miś góruje nad pamiętającymi partyjne uroczystości, monumentalnymi schodami wiodącymi na pierwsze piętro Górnośląskiego Centrum Kultury. Podnosi lekko prawą łapę, ni to w geście powitania, ni błogosławieństwa. Wydaje się, że jest taki, jakim zapamiętaliśmy go z dobranocek, miły i przyjazny. Jednak skala tego obrazu budzi niepokój. Miś-gigant nie jest wierną kopią swego telewizyjnego pierwowzoru. Jest idolem przesłaniającym go, popkulturową ikoną, podobnie jak ikoną jest "piękny" pejzaż, przylepiony do ściany galerii rysunek, z wyraźnie wykaligrafowanym napisem "Beautiful". Telewizyjni bohaterowie naszego dzieciństwa zdążyli się już usamodzielnić. Wiodą nowe życie. Nikogo już nie usypiają, są obrazami obrazów. Cóż nam zostało, pójdźmy ich zobaczyć, jeszcze raz się z nimi spotkać, wszak misie nie są złe! Nawet, jeśli są tylko symulacjami.

Robert Maciejuk: "Honey, honey". Galeria Sektor I. Górnośląskie Centrum Kultury. 2003.






Po co malować fraktale? Zwłaszcza dziś, gdy umilkł szum, jaki na początku lat 90. wywołała książka Nataszy Goerke, i kogokolwiek przestało dziwić posługiwanie się przez humanistów pojęciami zaczerpniętymi z teorii chaosu.

ZBIÓR SZCZERBOWSKIEGO






Odpowiedzi na tak postawione pytanie może być kilka. Podobnie jak można znaleźć kilka powodów, dla których warto zobaczyć najnowsze, fraktalne obrazy Roberta Szczerbowskiego. Na pierwszy rzut oka "Algorytmy", "Bifurkacje", "Trójkąt Sierpińskiego" i "Zbiór Mandelbrota", które prezentowane są w Galerii XX1, wydawać się mogą formami oczywistymi i dobrze rozpoznanymi, ale gdy podejść do nich bliżej, okazuje się że piksele, na które rozłożyć można obrazy Szczerbowskiego, zostały namalowane farbą olejną na płótnie. Jesteśmy świadkami materializacji wirtualnych struktur i przenoszenia ich do świata rzeczywistego. Po raz kolejny okazuje się, że Bóg gra z nami w kości. To, co wydawało się wydrukiem komputerowym, jest czystym malarstwem. Zaś to, co uważaliśmy li tylko za wytwór nowoczesnej technologii, zdaje się, całkiem niespodziewanie, odsyłać nas ku sferze metafizyki. Malarstwo fraktalne jest bowiem dla Szczerbowskiego doświadczeniem parareligijnym, stopniowym wprowadzaniem się w stan medytacji, która, jeśli tylko będziemy odpowiednio długo wpatrywać się w jego obrazy, stać się może także naszym doświadczeniem. Zapewne nie ostatnia to niespodzianka, jaką kryją w sobie fraktale. Wszak dopiero rozpoczęliśmy podróż do ich wnętrza.

Robert Szczerbowski: "Obrazy fraktalne". Galeria XX1. Warszawa. 7 marca - 13 kwietnia 2003






Marzena Nowak - młoda artystka z pracowni prof. Leona Tarasewicza prezentuje swoje prace w prestiżowej warszawskiej galerii Foksal.

WYKROJE

Nowak wpisała się znakomicie swoją wystawą w ideę galerii jako miejsca, którego jak pisał Mariusz Tchorek "nie można rozpoznać po jego zewnętrznym wyglądzie", powołanego przez artystę jako wynik "bezkarnej decyzji". Artystka opisała swoimi pracami przestrzeń tak, jak opisuje się swój najdroższy pokój dziecięcy, nawet ten zupełnie wyimaginowany - bez niepotrzebnego odnoszenia się do rzeczywistości zastanej. Malowanie obrazów, a dokładnie tkanie ich przy pomocą kalki i starych wykrojów, zostaje sprowadzone do prozaicznej czynności fizycznej. Ćwierć wieku wcześniej Andrzej Szewczyk - artysta związany mocno z galerią Foksal, tworzył obrazy używając zwykłego wałka do malowania ścian. Następowało w ten sposób ujednolicenie obrazu i ściany, niezwykła forma artystycznej mimikry ("malarstwo obrazu jest tożsame z malarstwem ściany"). Obrazy Marzeny Nowak są tożsame z ich źródłem - pozostają wykrojami, wciąż można na ich podstawie uszyć ubranie (choć nie trudno byłoby pogubić się w tej plątaninie), stają się jednak jednocześnie zaproszeniem do metafizycznym eskapad. Marzena Nowak starając się ująć w słowa tą wewnętrzną potrzebę powielania krawieckich linii na płótnie tłumaczyła: "dla mnie już chyba na zawsze te wykroje pozostaną konstelacjami gwiazd, trójwymiarowymi mapami, liniami papilarnymi, wszechświatem." W nowych pracach Marzeny Nowak, będących filmami video, pojawiają się delikatne ruchome sekwencje nawiązujące do zmysłowego postrzegania rzeczywistości. To przesunięcia w dziedzinie postrzegania, sensorycznego odbioru, cielesnej mimikry. Bardzo minimalistyczne, prawie abstrakcyjne, utkane z delikatnych metafor, złudzeń optycznych i skojarzeń. Palce udają rzęsy i dłonie biją niestrudzenie o tafle wody, pozbawione korekcyjnych soczewek oczy tracą ostrość widzenia. Ta wystawa to spektakularny sukces dziewczęcej artystycznej delikatności i wrażliwości.
Sebastian Cichocki

Marzena Nowak. "Wykroje". Galeria Foksal 18 lutego - 14 marca 2003.