ISSN 2658-1086
Wydanie bieżące

15 marca 6 (150) / 2010

Michał Fundowicz,

GIL SCOTT-HERON

A A A
I’m New Here. XL Recordings, 2010.
„Niczym Jezus Chrystus powrócił z martwych, aby uratować nasze dusze” – to tylko jedna z licznych entuzjastycznych opinii internautów wyrażonych na wieść o artystycznym zmartwychwstaniu weterana soulu, czarnego poety, ojca chrzestnego rapu. Gil Scott-Heron dał się poznać jako twórca zaangażowany w problemy amerykańskiej czarnej społeczności – bard, którego słowa stawały się inspiracją dla rozlicznych kontestatorów (jak słynna kwestia „The Revolution Will Not Be Televised” , wielokrotnie cytowana przy różnych okazjach), a sposób melorecytowania wzorem dla wielu hip-hopowych MC. Autor prekursorskiego dla rapu „Small Talk at 125th and Lenox” po kilkunastu latach milczenia, spowodowanych życiowymi perturbacjami, ponownie pojawił się na scenie, by zreinterpretować i odświeżyć swoją twórczość. Pomogła mu w tym ekipa producencka z XL Recordings, wydawnictwa w którego obszernym katalogu można znaleźć wiele pozycji zarówno z kręgu elektroniki (Basement Jaxx, The Prodigy) jak i muzyki „alternatywnej” w wersji light (Devendra Bainhart, ostatnia płyta Radiohead).

Najnowszy album Scott-Herona, jak podkreśla sam autor, to dzieło intymne i osobiste, przeznaczone do słuchania przy pełnym zaangażowaniu, najlepiej w domowym zaciszu. Płytę rozpoczyna i kończy poemat „On Coming From A Broken Home”, będący opowieścią o rodzinie, pochodzeniu i emocjonalnej przynależności. Rozbity na dwie części tekst stanowi klamrę narracji na „I’m New Here”, traktującej o poszukiwaniu własnej tożsamości, będącej zapisem osobistej walki z demonami przeszłości. Atmosferę egzystencjalnego niepokoju poezji Herona znakomicie podkreśla elektroniczna, mroczna ścieżka dźwiękowa, zbliżająca się do ciężkich podkładów stosowanych przez grupę Dälek, bądź Wu-Tang Clan. W interpretacji „Me and The Devil” z repertuaru legendarnego bluesmana z Mississippi, Roberta Johnsona, napięcie budowane jest poprzez charakterystyczne dla trip hopu zapętlone brzmienie perkusji oraz niepokojące tło. Głęboki baryton wokalisty brzmi doskonale w nowoczesnym dźwiękowym kontekście. Elektronika zastosowana została z dużym wyczuciem, a studyjną obróbkę wokalizy Herona potraktowano z niezwykłym pietyzmem. Mikrofony wiernie reprodukują jego wiekowy głos, który sam w sobie jest zjawiskiem osobnym i hipnotyzującym. Śpiew i melorecytacja są wysunięte na pierwszy plan a krótkie przerywniki, zarejestrowanych mimochodem opowieści Herona, dodatkowo pogłębiają wrażenie indywidualnego kontaktu z artystą. Do dawnego stylu nawiązuje soulowy „I’ll Take Care of You”, pokazujący wokalne możliwości Herona, który akompaniuje tutaj sobie również na fortepianie oraz „New York Is Killing Me” z klaskanym rytmem oraz kobiecym chórkiem w refrenach. Jednym z bardziej poruszających momentów na wydawnictwie jest utwór tytułowy, cover piosenki Smog, zaśpiewany do przygrywającej gitary akustycznej: „No matter how far wrong you’ve gone/ You can always turn around/ Turn round, turn round/ And you may come full circle / And be new here again”.

Gil Scott-Heron zatoczył pełne koło i powrócił, odkurzył swoją soulową duszę i pozwolił nowoczesnym środkom wydobyć z niej blask. Brawo!