ISSN 2658-1086
Wydanie bieżące

1 czerwca 11 (155) / 2010

Maciej Duda,

VEERMEER I HUNCWOTY

A A A
Czy Dubravka Ugresić może jeszcze zaskoczyć polskiego czytelnika? Tenże zna ją jako autorkę felietonów, esejów, emigracyjnych powieści oraz jako literaturoznawczynię piszącą postmodernistyczne fabuły. Jednakże dotychczas – w polskich notach biograficznych pisarki – omijano wzmiankę przedstawiającą ją jako autorkę trzech książek dla dzieci. Te, napisane jeszcze w jugosłowiańskim okresie twórczości Ugresić, przybliżyć postanowiło nam wydawnictwo Znak.

„Domowe duchy” to tytuł zapowiadany jako książka dla dzieci. Obejmuje zbiór zabawnych opisów, not charakteryzujących wygląd i zachowanie postaci zamieszkujących zbiorową wyobraźnię większości narodów, nie tylko słowiańskich. Podania, legendy, opowiastki, bajki – wszystkie te narracje przybliżają nam szereg postaci, które choć zwykle nieuchwytne dla ludzkich zmysłów, pozostawiać mają trwałe ślady swojej obecności w naszym najbliższym otoczeniu. A to coś przesuną, a to odprują guzik, zrobią kleksa w nowym zeszycie, lub w kuchennych pojemnikach zamienią sól i cukier, a często zdarza im się wykręcić jakąś żarówkę lub poruszać zasłoną. Zależnie od swojego charakteru potrafią psocić i być uczynne. By zobaczyć ich działanie, ponoć wystarczy się tylko dobrze rozejrzeć w swoim mieszkaniu, tak jak czyni to autorka opisująca zagrzebską kamienicę. Jej mieszkania i piętra zamieszkuje cała galeria postaci o dziwnych imionach. Ich dziwność nie jest jednak straszna i odstręczająca, „Domowe duchy” nie są bestiarium. Każde ze stworzeń, nawet te najbardziej złośliwe, opisane zostało w przyjazny sposób, tak aby słuchacza/czytelniczkę zachęcić do poszukiwania śladów Chowańca, Jojśpika, Stukpuka czy Myszołaków. Niewątpliwie ważny pozostaje tu język, prosty, opisowy, przedstawiający świat uniwersalnej kamienicy. Inkrustowany onomatopejami oraz kojarzącymi się z dziecięcymi zdrobnieniami lub zrostami neologizmami z pewnością nastawiony jest na odbiór małego czytelnika. Dodatkowo, jak na publikację dla dzieci, nowy tytuł Ugresić równolegle łączy narrację literacką i wizualną. Każda ze stron jest bogato ilustrowana przez Iwonę Chmielewską. I właśnie w tym momencie pojawia się pierwszy zgrzyt.

Jak w posłowiu „Od ilustratorki” pisze Chmielewska, współpracę zaproponowała jej sama Ugresić. Według jej słów – czując wyjątkowość powierzonego zadania – dokładnie zapoznała się z wszelkimi wcześniej wydanymi na polskim rynku tytułami autorki. Zarażona, a właściwie uwiedziona narracją pisarki, znalazła odpowiednią formę ilustracji opisywanej fabuły dla dzieci. Zbieżną czy odpowiednią nie tylko formalnie – ilustratorka wykorzystała tu bowiem kolaż oraz interkulturowe nawiązania m.in. do malarstwa flamandzkiego, co odwzorować ma technikę pisarską pierwszego okresu twórczości autorki „Stefci Ćwiek” – wszak „Domowe duchy” po raz pierwszy ukazały się w 1989 roku w Jugosławii. Chmielewska także tematycznie nawiązała do twórczości pisarki. Dlatego też karty polskiego wydania „Domowych duchów” zapełniają werystyczne obrazy domowych sprzętów oraz postaci, których twarze są szkicami znanych postaci i osób. Wszystkie zaczerpnięte z powojennego okresu titowskiej Jugosławii. Uważny czytelnik znajdzie tutaj nie tylko reprinty starych biletów i ścinków gazet, ale też wizerunki jugosłowiańskich marek samochodów czy nawiązania do legendarnego już zespołu Bijelo Dugme. Kolejną, trzecią po nawiązaniach do malarstwa flamandzkiego oraz odwzorowaniach socjalistycznej Jugosławii, warstwą nawiązań stają się obrazy postaci sąsiadów zamieszkujących zagrzebską kamienicę, wśród których pojawiają się wizerunki znane nie tylko z przedstawień malarskich, ale też twarz samej pisarki czy jej polskiej tłumaczki Doroty Jovanki Ćirlić.

W tym momencie w pomysł na najnowszą publikację Ugesić ponownie wkrada się jeden z opisanych przez nią duchów, z pewnością musiał to być Paskud, albo Stukpuk, który sprawia czytelnicze figle. Coś tu stuka, trzeszczy, coś zostało poprzestawiane, przez co w zaproponowanej ilustrowanej interpretacji nie można się odnaleźć. I nie idzie tu o trudność odnalezienia pierwowzorów, te rozszyfrować można bardzo łatwo, na domiar – jakby nie wierząc w umiejętności czytelnika, ilustratorka na końcu umieszcza spis-ściągę, czym zupełnie psuje ulubioną zabawę Chowańca.

Polskie wydanie „Domowych duchów” z pewnością zamieszkał też Perforaczek, który narrację Ugresić porozcinał i inkrustował tym, czego oczekują polscy odbiorcy: politycznością i jugonostalgią. Niestety oba aspekty na stałe wiązane z twórczością emigracyjną pisarki bez wyjątku zasiedliły międzywersowe przestrzenie „Domowych duchów”. Dzięki temu otrzymaliśmy książkę o nas i dla nas. O nas, ponieważ jugonostalgia kolejny raz potraktowana została jako tęsknota nie tyle za przeszłym ustrojem, co za emblematami przypominającymi nam o czasach naszej (waszej?) młodości. Ot, nostalgiczna odpolityczniona tęsknota, nie mająca nic wspólnego z przekleństwem, które kazało wyjechać autorce z Tudjmanowskiej Chorwacji. Bardzo łatwo jest przegapić ironię i odszukać powierzchowne podobieństwa, które pojawiają się poprzedzającym wydanie książki dla dzieci zbiorze felietonów „Nikogo nie ma w domu”. Bardzo łatwo jest zawłaszczyć narrację mądrej pisarki i odszukać w niej własne tęsknoty, tylko czy w tym wypadku nie zmieniliśmy odbiorcy tej lekkiej, by nie napisać wprost: dziecięcej narracji? Owszem, właśnie to się stało z polskim wydaniem „Domowych duchów”. Zamiast, jak w oryginale, pozostawiać spory margines dla zabawy i wyobraźni, od razu kieruje nas na utarty jugonostalgiczny tor. Przez to zmienia odbiorcę. Z książki dla dzieci staje się książeczką dla dorosłych. Obyśmy niedługo nie doczekali się jej interpretacji politycznych. Lub raczej antypolitycznych. Wszak jeden z mieszkańców zagrzebskiej kamienicy do złudzenia przypomina Putina (?). Być może Huncwoty okażą się być wrogami narodu, a Chowance i Stukpuki … no właśnie, kim? W tej interpretacji zadziwiająca byłaby jednak nieobecność Marszałka Tito. Stąd też oprawa graficzna wydaje się prostym nadużyciem w stosunku do dziecięcej narracji. W tym momencie nie chodzi jednak o podziały, a o zamiary i nadużycia. Nawet najprostsza narracja może być paraboliczną przypowieścią, jeśli tylko autorce towarzyszył taki zamiar.

Ponownie zapytać należy, czy Dubravka Ugresić może jeszcze zaskoczyć polskiego czytelnika? Potencjalnie tak. Mogła ujawnić się jako autorka książek dla dzieci, zamiast tego kolejny raz ukazała się (ukazano ją?) jako wykorzenioną pisarkę żyjącą na granicy Europy Zachodniej i polskich wyobrażeń o titowskiej Jugosławii. Wyostrzając tezę, zaznaczyć trzeba, iż problem nie polega tutaj na braku ładnych, pastelowych ilustracji uspołeczniających polskie przedszkolaki, tylko na zawłaszczeniu zagrzebskiej kamienicy, która staje się sceną dla dorosłych nostalgików, a nie dla ich pomysłowych dzieciaków.

Interesująca wydaje się także kwestia, jak to wszystko widzi autorka „Forsowania powieści rzeki” i „Czytania wzbronionego”, której twórczość staje się idealnym odwzorowaniem wcześniejszych, ironizujących autorskich obserwacji. W tym momencie pojawia się szansa na zaskoczenie dla polskiego odbiorcy: trzeba tylko odrobić zaległości krytycznej lektury dorobku naszej ulubionej autorki i zapytać ją, czy wygodnie jest żyć z jedną walizką.
Dubravka Ugresić: „Domowe duchy”. Tłum. Dorota Jovanka Ćirlić. Wydawnictwo Znak. Kraków 2010.