ROBIN BEGINS
A
A
A
„Za dawnych czasów, gdy w wesołej Anglii panował dobry król Henryk II, w sherwoodzkich borach, nie opodal miasta Nottingham, żył sławny rozbójnik imieniem Robin Hood. Nie było na świecie tak znakomitego łucznika jak on ani nie było nigdy tak uciesznej kompanii jak jego stu czterdziestu kamratów, którzy wraz z nim buszowali po leśnych ostępach. Żyli sobie wesoło w sherwoodzkich borach, bez trosk i niedostatków, zabawiając się urządzaniem zawodów łuczniczych albo szermierczych pojedynków na kije, żywiąc się królewską dziczyzną, tęgo popijaną październikowym piwem” (H. Pyle: „Robin Hood”, tłum. J. Krzysztoń, Warszawa 1966, s. 5). Tak zaczyna się wydany po raz pierwszy w 1883 roku klasyczny zbiór opowieści o szlachetnym Robinie z Locksley, romantycznym wyrzutku, który z bandą oddanych towarzyszy (między innymi Małym Johnem z Hathersage, braciszkiem Tuckiem, Allanem z Doliny czy Szkarłatnym Willem) na własną rękę wymierzał sprawiedliwość, łupiąc bogaczy, pysznych opatów i przywiązanych do dóbr doczesnych przeorów, by zgromadzone złoto rozdawać ubogim i pokrzywdzonym.
Na opowieściach o legendarnym łuczniku, miłującym piękną Lady Marion i skutecznie uprzykrzającym życie Robertowi de Rainault, szeryfowi z Nottingham, wychowywały się kolejne pokolenia słuchaczy / czytelników / widzów, rozmiłowane w średniowiecznych balladach i przygodowych opowieściach. Postać zakapturzonego rebelianta skutecznie podzieliła jednak historyków, którzy do dziś zastanawiają się, kim w istocie był Robin Hood (przyjmując rzecz jasna, że kiedykolwiek istniał).
Las, strzały i mnóstwo tajemnic
Literacka tradycja, na jakiej bazuje popkultura, przyczyniła się do stworzenia obowiązującego „profilu” legendarnego bohatera. Najczęściej zwykło się przyjmować, że Robin przyszedł na świat w Locksley położonym w hrabstwie Nottingham jako syn leśnika – wytrawnego łucznika – oraz spokrewnionej ze szlachtą niewiasty (stąd opinie, że mógł być zamożnym chłopem lub szlachcicem posiadającym tytuł earla). W młodości Robin miał zabić piętnastu leśników, którzy próbowali pozbawić go nagrody po tym jak – zgodnie z zakładem – ustrzelił jelenia ze stu pięćdziesięciu kroków. Wtedy zaczął wieść żywot wygnańca, wraz z grupą oddanych kamratów siejąc strach w sercach możnowładców.
Dokonywane z niewątpliwą klasą napady służyły podreperowaniu domowych budżetów najuboższych, choć część złota trafiała także do prywatnej kabzy banitów. Jedną z najbardziej zaskakujących cech Robin Hooda była jego wierność Koronie, w szczególności Ryszardowi Lwie Serce i Janowi bez Ziemi. Pomimo szczerego uczucia łączącego go z Lady Marion, powściągliwość Robina w kontaktach z płcią piękną stawała się przedmiotem plotek na temat jego seksualnych preferencji. Przyjmuje się również, że umarł na skutek odniesionych obrażeń, by po śmierci (w zależności od wersji: heroicznej lub cichej, pozbawionej patosu) zdobyć prawdziwą nieśmiertelność.
Czar obcisłych rajtuzów
Legenda Robina z Locksley wykrystalizowała się także dzięki kinu. W „Przygodach Robin Hooda” Michaela Curtiza (1938) hollywoodzkie bożyszcze Errol Flynn stworzył niezapomnianą kreację dzielnego i szlachetnego banity, rozpoznawalnego także za sprawą charakterystycznego wyglądu (równo przycięty wąsik oraz kapelusz z bażancim piórkiem). Dwadzieścia jeden lat później podobny image – jednak bez zalotnego zarostu – zaprezentował Richard Green w cieszącym się sporą popularnością brytyjskim serialu, będącym zlepkiem sympatycznych opowieści układających się w pean na cześć męskiej przyjaźni, dobroci oraz szlachetności. O wiele ciekawszy okazał się „Powrót Robin Hooda” Richarda Lestera (1976), kameralny melodramat historyczno-przygodowy, w którym Robin (Sean Connery) i Marion (Audrey Hepburn) wkraczają w jesień życia, przynoszącą nowe problemy i dramatyczne przygody.
Zainteresowanie postacią łucznika z Nottingham wzrosło także w pierwszej połowie lat osiemdziesiątych za sprawą serialu „Robin z Sherwood” (1983-1986) z niezapomnianą muzyką grupy Clannad, przesyconego celtycką magią oraz klimatem wieków średnich. Kameralna, lecz pod wieloma względami nowatorska produkcja (dynamiczne ujęcia kręcone „z ręki”, pogłębiony psychologizm postaci, zwiększenie roli statystów) wzmocniła pozycję aktorską Michaela Preada, którego w trzecim sezonie zastąpił Jason Connery, wcielający się w postać Roberta z Huntingdon, nowego lidera leśnego komanda. Nie lada prezent dla miłośników nieustraszonego łucznika przyniósł rok 1991 – wtedy bowiem do dystrybucji trafiły trzy filmy traktujące o losach Robina z Locksley. Największym tryumfatorem okazał się pompatyczny i do cna amerykański „Robin Hood: Książę złodziei” Kevina Reynoldsa, wysokobudżetowa produkcja z Kevinem Costnerem w roli tytułowej. Zdecydowanie lepiej zaprezentował się Patrick Bergin w konkurencyjnym, bliższym tradycji projekcie w reżyserii Johna McGratha. Trzecią propozycją były natomiast „Nowe przygody Robin Hooda” – przyzwoity serial animowany prosto ze stajni Hanna-Barbera. Dwa lata później hollywoodzki prześmiewca Mel Brooks zrealizował doskonałą parodię „Robin Hood: Faceci w rajtuzach” z mocno ironiczną kreacją Brytyjczyka Cary’ego Elwesa, którą zdołał przyćmić jedynie cyfrowo wygenerowany Robin z pierwszej części „Shreka”. Swoją widownię zdobył także pełen bijatyk i niesamowitości amerykańsko-francuski serial „Nowe przygody Robin Hooda” (1997-1999), gdzie w rolę wyjątkowo luzackiego łucznika wcielali się Matthew Porretta oraz John Bradley. W większym stopniu wierność legendzie zachował brytyjski tasiemiec (2006-2009) z Jonasem Armstrongiem w roli głównej. W tak zwanym międzyczasie Robin z Locksley zadomowił się również w rzeczywistości wirtualnej za sprawą gier takich jak „Robin Hood: Legenda Sherwood” oraz „Robin Hood: Obrońca Korony”, dzięki którym gracz mógł doświadczyć, jak wygląda ekscytujący żywot banity.
Kaptur, ach, ten kaptur
Tegoroczna superprodukcja w reżyserii Ridleya Scotta zdecydowanie wyróżnia się na tle dotychczasowych propozycji, głównie za sprawą intrygującego scenariusza, przybliżającego okoliczności narodzin legendy. W trakcie oblężenia francuskiej twierdzy ginie król Ryszard Lwie Serce (Danny Huston). Rozczarowany moralnym bankructwem krucjat łucznik Robin Longstride (Russell Crowe), razem z Małym Johnem (Kevin Durand), Szkarłatnym Willem (Scott Grimes) oraz Allanem z Doliny (Alan Doyle) decyduje się na dezercję. W drodze do domu bohaterowie stają się świadkami zdradzieckiego napadu, przygotowanego przez sympatyzującego z Francuzami Godfreya (Mark Strong) z myślą o zgładzeniu króla. Po rozpędzeniu bandytów Robin składa przysięgę konającemu sir Robertowi Loxley (Douglas Hodge), że zwróci jego miecz seniorowi rodu, sir Walterowi (Max von Sydow). Jednocześnie w ręce czwórki uciekinierów wpada korona Ryszarda, którą postanawiają zwrócić księciu Janowi (Oscar Isaac). Niedługo potem Robin wraz z towarzyszami udaje się do Nottingham, gdzie sir Walter przekonuje go, aby przyjął tożsamość jego nieżyjącego syna, zabezpieczając tym samym włości przed chciwym szeryfem (Matthew Macfayden), patrzącym pożądliwym okiem na synową seniora rodu, Marion (Cate Blanchett). Podtrzymując iluzję radosnego powrotu „syna marnotrawnego”, Robin i Marion muszą udawać małżeństwo. Jak nietrudno się domyśleć, nie pozostanie to bez wpływu na ich dalsze relacje. W tym czasie Godfrey manipuluje świeżo upieczonym władcą, sukcesorem brytyjskiej korony, wpływając na degradację kanclerza Williama Marshalla (William Hurt). Nadzorując pobór podatków, podburza baronów do wypowiedzenia posłuszeństwa królowi, przygotowując grunt pod wojnę domową oraz planowaną inwazję francuskiej armii. Jedyną osobą, która może powstrzymać bratobójczy rozlew krwi, jest Robin, sukcesywnie odkrywający prawdę o swojej przeszłości.
Ridley Scott niejednokrotnie udowadniał, że jest specjalistą od widowiskowego, lecz inteligentnego kina. Poetyckość „Pojedynku”, batalistyczny rozmach „Gladiatora” czy historyczny realizm „1492. Odkrycie raju” w „Robin Hoodzie” połączyły się w jedno, tworząc amalgamat dramatu historycznego, filmu przygodowego oraz epickiego fresku o budowaniu narodowej tożsamości. Etatowy aktor Scotta, Russell Crowe, tworzy postać człowieka z tajemnicą, szorstkiego i ciepłego równocześnie, w równej mierze dochowującego wierności swoim zasadom, jak i ojczyźnie. Doskonały duet Crowe tworzy z Cate Blanchett, pragmatyczną, silną i przede wszystkim kobiecą Marion. Bardzo dobrze wypada także Mark Strong, specjalizujący się ostatnio w rolach czarnych charakterów, jak również William Hurt w roli opatrznościowego męża, pozostającego jednym z nielicznych sprawiedliwych w pogrążającym się w chaosie królestwie. Rzetelne aktorstwo, sprawnie budowana dramaturgia oraz inscenizacyjny rozmach to gwarancja kina rozrywkowego na wysokim poziomie. Ale wyczuwalna pod płaszczem atrakcji refleksja nad istotą heroizmu, odpowiedzialności rządzących za rządzonych i społeczno-narodowej ofiary dyktowanej prywatą elit sprawia, że „Robin Hood” Anno Domini 2010 nabiera cech uniwersalnej przypowieści. Bo prawdziwa legenda nigdy nie umiera.
Na opowieściach o legendarnym łuczniku, miłującym piękną Lady Marion i skutecznie uprzykrzającym życie Robertowi de Rainault, szeryfowi z Nottingham, wychowywały się kolejne pokolenia słuchaczy / czytelników / widzów, rozmiłowane w średniowiecznych balladach i przygodowych opowieściach. Postać zakapturzonego rebelianta skutecznie podzieliła jednak historyków, którzy do dziś zastanawiają się, kim w istocie był Robin Hood (przyjmując rzecz jasna, że kiedykolwiek istniał).
Las, strzały i mnóstwo tajemnic
Literacka tradycja, na jakiej bazuje popkultura, przyczyniła się do stworzenia obowiązującego „profilu” legendarnego bohatera. Najczęściej zwykło się przyjmować, że Robin przyszedł na świat w Locksley położonym w hrabstwie Nottingham jako syn leśnika – wytrawnego łucznika – oraz spokrewnionej ze szlachtą niewiasty (stąd opinie, że mógł być zamożnym chłopem lub szlachcicem posiadającym tytuł earla). W młodości Robin miał zabić piętnastu leśników, którzy próbowali pozbawić go nagrody po tym jak – zgodnie z zakładem – ustrzelił jelenia ze stu pięćdziesięciu kroków. Wtedy zaczął wieść żywot wygnańca, wraz z grupą oddanych kamratów siejąc strach w sercach możnowładców.
Dokonywane z niewątpliwą klasą napady służyły podreperowaniu domowych budżetów najuboższych, choć część złota trafiała także do prywatnej kabzy banitów. Jedną z najbardziej zaskakujących cech Robin Hooda była jego wierność Koronie, w szczególności Ryszardowi Lwie Serce i Janowi bez Ziemi. Pomimo szczerego uczucia łączącego go z Lady Marion, powściągliwość Robina w kontaktach z płcią piękną stawała się przedmiotem plotek na temat jego seksualnych preferencji. Przyjmuje się również, że umarł na skutek odniesionych obrażeń, by po śmierci (w zależności od wersji: heroicznej lub cichej, pozbawionej patosu) zdobyć prawdziwą nieśmiertelność.
Czar obcisłych rajtuzów
Legenda Robina z Locksley wykrystalizowała się także dzięki kinu. W „Przygodach Robin Hooda” Michaela Curtiza (1938) hollywoodzkie bożyszcze Errol Flynn stworzył niezapomnianą kreację dzielnego i szlachetnego banity, rozpoznawalnego także za sprawą charakterystycznego wyglądu (równo przycięty wąsik oraz kapelusz z bażancim piórkiem). Dwadzieścia jeden lat później podobny image – jednak bez zalotnego zarostu – zaprezentował Richard Green w cieszącym się sporą popularnością brytyjskim serialu, będącym zlepkiem sympatycznych opowieści układających się w pean na cześć męskiej przyjaźni, dobroci oraz szlachetności. O wiele ciekawszy okazał się „Powrót Robin Hooda” Richarda Lestera (1976), kameralny melodramat historyczno-przygodowy, w którym Robin (Sean Connery) i Marion (Audrey Hepburn) wkraczają w jesień życia, przynoszącą nowe problemy i dramatyczne przygody.
Zainteresowanie postacią łucznika z Nottingham wzrosło także w pierwszej połowie lat osiemdziesiątych za sprawą serialu „Robin z Sherwood” (1983-1986) z niezapomnianą muzyką grupy Clannad, przesyconego celtycką magią oraz klimatem wieków średnich. Kameralna, lecz pod wieloma względami nowatorska produkcja (dynamiczne ujęcia kręcone „z ręki”, pogłębiony psychologizm postaci, zwiększenie roli statystów) wzmocniła pozycję aktorską Michaela Preada, którego w trzecim sezonie zastąpił Jason Connery, wcielający się w postać Roberta z Huntingdon, nowego lidera leśnego komanda. Nie lada prezent dla miłośników nieustraszonego łucznika przyniósł rok 1991 – wtedy bowiem do dystrybucji trafiły trzy filmy traktujące o losach Robina z Locksley. Największym tryumfatorem okazał się pompatyczny i do cna amerykański „Robin Hood: Książę złodziei” Kevina Reynoldsa, wysokobudżetowa produkcja z Kevinem Costnerem w roli tytułowej. Zdecydowanie lepiej zaprezentował się Patrick Bergin w konkurencyjnym, bliższym tradycji projekcie w reżyserii Johna McGratha. Trzecią propozycją były natomiast „Nowe przygody Robin Hooda” – przyzwoity serial animowany prosto ze stajni Hanna-Barbera. Dwa lata później hollywoodzki prześmiewca Mel Brooks zrealizował doskonałą parodię „Robin Hood: Faceci w rajtuzach” z mocno ironiczną kreacją Brytyjczyka Cary’ego Elwesa, którą zdołał przyćmić jedynie cyfrowo wygenerowany Robin z pierwszej części „Shreka”. Swoją widownię zdobył także pełen bijatyk i niesamowitości amerykańsko-francuski serial „Nowe przygody Robin Hooda” (1997-1999), gdzie w rolę wyjątkowo luzackiego łucznika wcielali się Matthew Porretta oraz John Bradley. W większym stopniu wierność legendzie zachował brytyjski tasiemiec (2006-2009) z Jonasem Armstrongiem w roli głównej. W tak zwanym międzyczasie Robin z Locksley zadomowił się również w rzeczywistości wirtualnej za sprawą gier takich jak „Robin Hood: Legenda Sherwood” oraz „Robin Hood: Obrońca Korony”, dzięki którym gracz mógł doświadczyć, jak wygląda ekscytujący żywot banity.
Kaptur, ach, ten kaptur
Tegoroczna superprodukcja w reżyserii Ridleya Scotta zdecydowanie wyróżnia się na tle dotychczasowych propozycji, głównie za sprawą intrygującego scenariusza, przybliżającego okoliczności narodzin legendy. W trakcie oblężenia francuskiej twierdzy ginie król Ryszard Lwie Serce (Danny Huston). Rozczarowany moralnym bankructwem krucjat łucznik Robin Longstride (Russell Crowe), razem z Małym Johnem (Kevin Durand), Szkarłatnym Willem (Scott Grimes) oraz Allanem z Doliny (Alan Doyle) decyduje się na dezercję. W drodze do domu bohaterowie stają się świadkami zdradzieckiego napadu, przygotowanego przez sympatyzującego z Francuzami Godfreya (Mark Strong) z myślą o zgładzeniu króla. Po rozpędzeniu bandytów Robin składa przysięgę konającemu sir Robertowi Loxley (Douglas Hodge), że zwróci jego miecz seniorowi rodu, sir Walterowi (Max von Sydow). Jednocześnie w ręce czwórki uciekinierów wpada korona Ryszarda, którą postanawiają zwrócić księciu Janowi (Oscar Isaac). Niedługo potem Robin wraz z towarzyszami udaje się do Nottingham, gdzie sir Walter przekonuje go, aby przyjął tożsamość jego nieżyjącego syna, zabezpieczając tym samym włości przed chciwym szeryfem (Matthew Macfayden), patrzącym pożądliwym okiem na synową seniora rodu, Marion (Cate Blanchett). Podtrzymując iluzję radosnego powrotu „syna marnotrawnego”, Robin i Marion muszą udawać małżeństwo. Jak nietrudno się domyśleć, nie pozostanie to bez wpływu na ich dalsze relacje. W tym czasie Godfrey manipuluje świeżo upieczonym władcą, sukcesorem brytyjskiej korony, wpływając na degradację kanclerza Williama Marshalla (William Hurt). Nadzorując pobór podatków, podburza baronów do wypowiedzenia posłuszeństwa królowi, przygotowując grunt pod wojnę domową oraz planowaną inwazję francuskiej armii. Jedyną osobą, która może powstrzymać bratobójczy rozlew krwi, jest Robin, sukcesywnie odkrywający prawdę o swojej przeszłości.
Ridley Scott niejednokrotnie udowadniał, że jest specjalistą od widowiskowego, lecz inteligentnego kina. Poetyckość „Pojedynku”, batalistyczny rozmach „Gladiatora” czy historyczny realizm „1492. Odkrycie raju” w „Robin Hoodzie” połączyły się w jedno, tworząc amalgamat dramatu historycznego, filmu przygodowego oraz epickiego fresku o budowaniu narodowej tożsamości. Etatowy aktor Scotta, Russell Crowe, tworzy postać człowieka z tajemnicą, szorstkiego i ciepłego równocześnie, w równej mierze dochowującego wierności swoim zasadom, jak i ojczyźnie. Doskonały duet Crowe tworzy z Cate Blanchett, pragmatyczną, silną i przede wszystkim kobiecą Marion. Bardzo dobrze wypada także Mark Strong, specjalizujący się ostatnio w rolach czarnych charakterów, jak również William Hurt w roli opatrznościowego męża, pozostającego jednym z nielicznych sprawiedliwych w pogrążającym się w chaosie królestwie. Rzetelne aktorstwo, sprawnie budowana dramaturgia oraz inscenizacyjny rozmach to gwarancja kina rozrywkowego na wysokim poziomie. Ale wyczuwalna pod płaszczem atrakcji refleksja nad istotą heroizmu, odpowiedzialności rządzących za rządzonych i społeczno-narodowej ofiary dyktowanej prywatą elit sprawia, że „Robin Hood” Anno Domini 2010 nabiera cech uniwersalnej przypowieści. Bo prawdziwa legenda nigdy nie umiera.
„Robin Hood” („Robin Hood”). Reż.: Ridley Scott. Scenariusz: Brian Helgeland. Obsada: Russell Crowe, Cate Blanchett, Max von Sydow, William Hurt, Mark Strong, Danny Huston. Gatunek: dramat / historyczny / przygodowy. Produkcja: USA / Wielka Brytania 2010, 140 min.
Zadanie dofinansowane ze środków budżetu Województwa Śląskiego. Zrealizowano przy wsparciu Fundacji Otwarty Kod Kultury. |