THE GREAT LEARNING
A
A
A
Droga nr 653 łączy Suwałki z litewską granicą, jadąc na wschód mija się jezioro Wigry i miasto Sejny – tu mieszczą się dwa najważniejsze ośrodki kultury w okolicy. Dzięki nim region kojarzony z mroźnych zim, spływów kajakowych i tłustego jedzenia, zyskuje interesującą artystyczną tożsamość.
Sejneński Ośrodek Pogranicze to przede wszystkim dbanie o wielokulturowość, pielęgnowanie korzeni, dialog. Teatr, muzyka, literatura oraz edukacja. Niejeden wielkomiejski ośrodek mógłby się od nich wiele nauczyć. Dom Pracy Twórczej na wigierskim półwyspie również robi co może, mimo nieustannych tarć i nacisków (między młotem a kowadłem w konflikcie o siedzibę w klasztorze) jego pracownicy nie zapominają o sztuce. Lipcowe muzyczne wydarzenia, zorganizowane przez DPT, mogły się odbyć w takim kształcie również dzięki Pograniczu – w zaadaptowanej przez nich Białej Synagodze miał miejsce spektakularny finał.
Półwysep Nowej Muzyki to projekt mający na celu popularyzację sztuki dźwięku w jej awangardowym wymiarze. Współpracująca z DPT Fundacja 4.99 sięga po twórczość niełatwą, ale z najwyższej półki, i próbuje skonfrontować z nią laików. Doskonałym przykładem, że to się może udać, był ubiegłoroczny listopadowy koncert „orkiestry elektronicznej” MIMEO. Oto w jednym miejscu miało zagrać dziesięć najważniejszych postaci współczesnej elektroniki – wiadomość o wydarzeniu zelektryzowała miłośników muzyki, lecz to nie tylko oni stanowili liczną widownię. Obok niezwykłości miejsca – półwyspu na środku jeziora oraz akustyki Kościoła Niepokalanego Poczęcia Marii Panny, to właśnie serdeczna i nieskrępowana atmosfera stanowiła o wyjątkowości wydarzenia.
Tegoroczna letnia odsłona projektu, dzięki dopisującej pogodzie, pozwalała połączyć pływanie w jeziorze i wygrzewanie się na słońcu z obcowaniem z awangardą. Osią zdarzenia były warsztaty – studia nad kompozycją „The Great Learning” autorstwa Corneliusa Cardew (1936-1981). Brytyjski kompozytor to twórca osobny, poszukujący i krytyczny. Poświęcił życie wielkim ideom: muzyce i polityce – z równą żarliwością parał się kompozycją, co walczył i agitował. Choć jego maoistyczne przekonania nie przynoszą mu po latach popularności, to jego muzyka wciąż budzi zainteresowanie.
„The Great Learning”, nazwany w materiałach prasowych „hitem awangardowej muzyki dla amatorów”, to opus magnum Cardew, rozbudowana kompozycja, w którą są wpisane najważniejsze idee filozofii autora. Uważał on, że muzyka jest erotyczna – techniczna wirtuozeria nie jest warunkiem koniecznym udanej muzyki, ani miłości. Poszukiwał wyzwolenia. Stąd jego zwrot ku naturszczykom, tym nie zepsutym przez edukację i profesjonalne przyzwyczajenia. Nie znaczy to, iż nie był dla nich wymagający – spisał szereg wskazówek, zbliżonych nieco do myśli buddyjskiej quasi-religijnych „cnót”. Radził przekroczyć samego siebie, porzucić chęć autoekspresji na rzecz integralności, być cierpliwym, gotowym na każdą ewentualność, zjednoczonym z naturą i pogodzonym z przemijaniem. Preferował prostotę, jednak „opartą na wspomnieniu, jak trudno ją było osiągnąć”. Zrezygnował ze standardowego zapisu nutowego na rzecz partytur graficznych – ich odczytania uczestnicy wigierskich warsztatów uczyli się pod okiem dyrygenta Nima Gousheh.
Z efektami pracy można było się skonfrontować podczas kilkugodzinnego koncertu w sejneńskiej synagodze. Pomiędzy amatorami obecne były osoby zapoznane z kompozycją, w bardziej lub mniej widoczny sposób kierujące jej przebiegiem. Pozostali zaś mieli za zadanie „słuchać, naśladować i wreszcie śpiewać swoje”. Początkową część cechowała największa przejrzystość – organowa wstęga dźwięku kontrastowała z chóralnym intonowaniem tekstu, etapami dochodziły kolejne elementy, partie grane na fletach i piszczałkach. Podczas wykonania istotna była przestrzeń oraz rozmieszczenie w niej wykonawców, swobodnie poruszających się po pomieszczeniu. Stopniowo następowały zmiany konfiguracji: spektakl rozpoczął się ustawieniem chóru w miejscu podestu dla widowni, następnie grupa został rozbita, a jej członkowie usiedli po dwóch stronach w nawach bocznych. Instrumentem był głos oraz rozmaite przedmioty: poduszki uderzane kijami, plastikowe butelki, kamienie, puszki. Gdy uczestnicy przenieśli się na środek świątyni widowisko jeszcze bardziej zbliżyło się charakterem do teatru, bądź raczej rytuału. Tworzyły się konstelacje kilkuosobowych grup, stojących w okręgu, powtarzających pewne gesty. Wszyscy zaś zdawali się połączeni trudną do rozszyfrowania zależnością, niczym ekosystem, rządzący się nieznanymi prawami. Widz zaś mógł tylko obserwować pulsowanie, ruch i zmiany. Niektóre dźwięki były niesłyszalne, można było sobie je wyłącznie wyobrazić. Wreszcie nastąpił moment eksplozji ekspresji, ekstatycznego zapomnienia, destrukcji. Głośno uderzano w bębny, rzucano przedmiotami, wszyscy dynamicznie poruszali się po całej przestrzeni synagogi gwiżdżąc, krzycząc oraz w inny sposób manifestując tkwiącą w nich energię. Niekontrolowany chaos w końcu też się uspokoił i przeszedł w ostatnią fazę kompozycji.
Nieuczestniczący widz mógł się czuć w zaaranżowanej sytuacji nieco zagubiony (co nie musi być doświadczeniem negatywnym), lecz niestety również - zlekceważony. Przykra refleksja pojawiła się już przed rozpoczęciem, gdy jeden z organizatorów pouczał, jak się zachować w przestrzeni świątyni: niczego nie dotykać, uważnie wybrać swoje miejsce tak, by nie przeszkadzać wykonawcom i koniecznie wyłączyć telefony – zdarzenie miało być rejestrowane. Sama treść zaleceń może nie budzić zastrzeżeń, chodzi jednak o sposób potraktowania postronnego słuchacza, który mógł się poczuć intruzem. Odnosiło się wrażenie, iż koncert zorganizowany został dla garstki organizatorów oraz dla możliwości jego nagrania. Szkoda, bo to prowadzi do powielania stereotypów na temat elitarności awangardy – niezrozumiałej sztuki dla sztuki. A to chyba nie było zamiarem autorów projektu.
Cornelius Cardew, „The Great Learning”, koncert uczestników warsztatów, Biała Synagoga, Sejny, 24 lipca 2010.
Sejneński Ośrodek Pogranicze to przede wszystkim dbanie o wielokulturowość, pielęgnowanie korzeni, dialog. Teatr, muzyka, literatura oraz edukacja. Niejeden wielkomiejski ośrodek mógłby się od nich wiele nauczyć. Dom Pracy Twórczej na wigierskim półwyspie również robi co może, mimo nieustannych tarć i nacisków (między młotem a kowadłem w konflikcie o siedzibę w klasztorze) jego pracownicy nie zapominają o sztuce. Lipcowe muzyczne wydarzenia, zorganizowane przez DPT, mogły się odbyć w takim kształcie również dzięki Pograniczu – w zaadaptowanej przez nich Białej Synagodze miał miejsce spektakularny finał.
Półwysep Nowej Muzyki to projekt mający na celu popularyzację sztuki dźwięku w jej awangardowym wymiarze. Współpracująca z DPT Fundacja 4.99 sięga po twórczość niełatwą, ale z najwyższej półki, i próbuje skonfrontować z nią laików. Doskonałym przykładem, że to się może udać, był ubiegłoroczny listopadowy koncert „orkiestry elektronicznej” MIMEO. Oto w jednym miejscu miało zagrać dziesięć najważniejszych postaci współczesnej elektroniki – wiadomość o wydarzeniu zelektryzowała miłośników muzyki, lecz to nie tylko oni stanowili liczną widownię. Obok niezwykłości miejsca – półwyspu na środku jeziora oraz akustyki Kościoła Niepokalanego Poczęcia Marii Panny, to właśnie serdeczna i nieskrępowana atmosfera stanowiła o wyjątkowości wydarzenia.
Tegoroczna letnia odsłona projektu, dzięki dopisującej pogodzie, pozwalała połączyć pływanie w jeziorze i wygrzewanie się na słońcu z obcowaniem z awangardą. Osią zdarzenia były warsztaty – studia nad kompozycją „The Great Learning” autorstwa Corneliusa Cardew (1936-1981). Brytyjski kompozytor to twórca osobny, poszukujący i krytyczny. Poświęcił życie wielkim ideom: muzyce i polityce – z równą żarliwością parał się kompozycją, co walczył i agitował. Choć jego maoistyczne przekonania nie przynoszą mu po latach popularności, to jego muzyka wciąż budzi zainteresowanie.
„The Great Learning”, nazwany w materiałach prasowych „hitem awangardowej muzyki dla amatorów”, to opus magnum Cardew, rozbudowana kompozycja, w którą są wpisane najważniejsze idee filozofii autora. Uważał on, że muzyka jest erotyczna – techniczna wirtuozeria nie jest warunkiem koniecznym udanej muzyki, ani miłości. Poszukiwał wyzwolenia. Stąd jego zwrot ku naturszczykom, tym nie zepsutym przez edukację i profesjonalne przyzwyczajenia. Nie znaczy to, iż nie był dla nich wymagający – spisał szereg wskazówek, zbliżonych nieco do myśli buddyjskiej quasi-religijnych „cnót”. Radził przekroczyć samego siebie, porzucić chęć autoekspresji na rzecz integralności, być cierpliwym, gotowym na każdą ewentualność, zjednoczonym z naturą i pogodzonym z przemijaniem. Preferował prostotę, jednak „opartą na wspomnieniu, jak trudno ją było osiągnąć”. Zrezygnował ze standardowego zapisu nutowego na rzecz partytur graficznych – ich odczytania uczestnicy wigierskich warsztatów uczyli się pod okiem dyrygenta Nima Gousheh.
Z efektami pracy można było się skonfrontować podczas kilkugodzinnego koncertu w sejneńskiej synagodze. Pomiędzy amatorami obecne były osoby zapoznane z kompozycją, w bardziej lub mniej widoczny sposób kierujące jej przebiegiem. Pozostali zaś mieli za zadanie „słuchać, naśladować i wreszcie śpiewać swoje”. Początkową część cechowała największa przejrzystość – organowa wstęga dźwięku kontrastowała z chóralnym intonowaniem tekstu, etapami dochodziły kolejne elementy, partie grane na fletach i piszczałkach. Podczas wykonania istotna była przestrzeń oraz rozmieszczenie w niej wykonawców, swobodnie poruszających się po pomieszczeniu. Stopniowo następowały zmiany konfiguracji: spektakl rozpoczął się ustawieniem chóru w miejscu podestu dla widowni, następnie grupa został rozbita, a jej członkowie usiedli po dwóch stronach w nawach bocznych. Instrumentem był głos oraz rozmaite przedmioty: poduszki uderzane kijami, plastikowe butelki, kamienie, puszki. Gdy uczestnicy przenieśli się na środek świątyni widowisko jeszcze bardziej zbliżyło się charakterem do teatru, bądź raczej rytuału. Tworzyły się konstelacje kilkuosobowych grup, stojących w okręgu, powtarzających pewne gesty. Wszyscy zaś zdawali się połączeni trudną do rozszyfrowania zależnością, niczym ekosystem, rządzący się nieznanymi prawami. Widz zaś mógł tylko obserwować pulsowanie, ruch i zmiany. Niektóre dźwięki były niesłyszalne, można było sobie je wyłącznie wyobrazić. Wreszcie nastąpił moment eksplozji ekspresji, ekstatycznego zapomnienia, destrukcji. Głośno uderzano w bębny, rzucano przedmiotami, wszyscy dynamicznie poruszali się po całej przestrzeni synagogi gwiżdżąc, krzycząc oraz w inny sposób manifestując tkwiącą w nich energię. Niekontrolowany chaos w końcu też się uspokoił i przeszedł w ostatnią fazę kompozycji.
Nieuczestniczący widz mógł się czuć w zaaranżowanej sytuacji nieco zagubiony (co nie musi być doświadczeniem negatywnym), lecz niestety również - zlekceważony. Przykra refleksja pojawiła się już przed rozpoczęciem, gdy jeden z organizatorów pouczał, jak się zachować w przestrzeni świątyni: niczego nie dotykać, uważnie wybrać swoje miejsce tak, by nie przeszkadzać wykonawcom i koniecznie wyłączyć telefony – zdarzenie miało być rejestrowane. Sama treść zaleceń może nie budzić zastrzeżeń, chodzi jednak o sposób potraktowania postronnego słuchacza, który mógł się poczuć intruzem. Odnosiło się wrażenie, iż koncert zorganizowany został dla garstki organizatorów oraz dla możliwości jego nagrania. Szkoda, bo to prowadzi do powielania stereotypów na temat elitarności awangardy – niezrozumiałej sztuki dla sztuki. A to chyba nie było zamiarem autorów projektu.
Cornelius Cardew, „The Great Learning”, koncert uczestników warsztatów, Biała Synagoga, Sejny, 24 lipca 2010.
Zadanie dofinansowane ze środków budżetu Województwa Śląskiego. Zrealizowano przy wsparciu Fundacji Otwarty Kod Kultury. |