
WETERANI Z ODZYSKU
A
A
A
Co łączy Billy’ego Blanksa („Szpony orła”, „Bezlitosny”), Lorenzo Lamasa („Hycel”, „Maska śmierci”), Franka Zagarino („Rozwścieczony uciekinier”), Matthiasa Huesa („Pięści zemsty”), Bolo Yeunga („Shootfighter”) i Olivera Grunnera („Nemezis”)? Fakt, że przed laty cieszyli się statusem celebrytów niskobudżetowego kina akcji. Z nieskrywanym sentymentem powracam myślami do czasów, gdy wyprawa do wypożyczalni kaset wideo nabierała znamion prawdziwej przygody, wyczekiwanego spotkania z nowożytnymi herosami zaludniającymi przestrzeń kultury popularnej. Młody umysł za nic miał sobie podziały na kino głównego nurtu oraz kino klasy B, C, D czy Z. Przecież liczyła się przede wszystkim szybka akcja, rzetelna porcja strzelanin, cieszące oko płynne sekwencje ciosów, precyzyjne eksplozje oraz szczypta tak zwanego pieprzyku – i nie chodzi tu jedynie o bezpruderyjność w tłumaczeniu listy dialogowej.
Produkcje z udziałem wyżej wymienionych aktorów spełniały te oczekiwania z nawiązką, podobnie jak realizowane z o wiele większym nakładem środków przeboje z udziałem wąsatego Chucka Norrisa („Delta Force”, „Zaginiony w akcji”), gibkiego niczym pancerny łabędź Jean-Claude’a Van Damme’a („Krwawy sport”, „Kickboxer”) czy smukłego (wtedy) mistrza aikido Stevena Seagala („Nico”, „Liberator”). Ale i tak śmietankę uwielbienia spijali kulturyści pokroju twardolicego Arnolda Schwarzeneggera („Terminator”, „Pamięć absolutna”) czy Sylvestra Stallone’a („Cobra”, „Na krawędzi”), choć w ścisłej czołówce nie zabrakło także „bohatera z sąsiedztwa”, szelmowsko uśmiechniętego Bruce’a Willisa („Szklana pułapka”, „Pole rażenia”).
Dziś starzy mistrzowie przeszli na emeryturę lub z większym/mniejszym powodzeniem walczą z nieubłaganym upływem czasu o pamięć dawnych fanów oraz sympatię kolejnych pokoleń widzów. Doskonale ilustruje to przypadek Slya Stallone’a, (nie)szczęśliwego posiadacza koszyczka Złotych Malin, który zmagając się ze zmiennym prądem własnej kariery, co jakiś czas reaktywuje i uwspółcześnia perypetie swoich najpopularniejszych wcieleń, czyli Roberta „Rocky’ego” Balboa oraz Johna Jamesa Rambo. Próbując z różnym powodzeniem swoich sił w repertuarze komediowym („Stój, bo mamuśka strzela”) oraz dramatycznym („Cop Land”), hollywoodzki gwiazdor w swojej najnowszej produkcji postanowił powrócić do etosu supertwardziela, zapraszając do współpracy aktualne i niegdysiejsze gwiazdy kina rozrywkowego gwarantującego szeroki wachlarz „męskich wzruszeń”.
Scenariusz „Niezniszczalnych” prezentuje się niczym typowe kino akcji utrzymane w starym, dobrym (?) stylu. Barney „Schizo” Ross (Sylvester Stallone) stoi na czele tytułowej grupy najemników zasilanej przez nożownika Lee Christmasa (Jason Statham), mistrza sztuk walki Ying Yanga (Jet Li), eksperta od broni ciężkiej Hale Caesara (Terry Crews), wybuchowca Toll Roada (Randy Couture) oraz amatora niedozwolonych używek, snajpera Gunnara Jensena (Dolph Lundgren). Bohaterowie posiadają bazę wypadową w lokalu należącym do niejakiego Toola (Mickey Rourke). Pewnego dnia Barney zostaje wynajęty przez enigmatycznego pana Churcha (Bruce Willis) do niezwykle niebezpiecznej misji polegającej na obaleniu rządów generała Garzy (David Zayas), dyktatora władającego południowoamerykańską wyspą Vilena. Podczas wstępnego rozpoznania terenu Barney i Christmas poznają Sandrę (Giselle Itié), przywódczynię rebelii oraz córkę despoty w jednej osobie. Kiedy kobieta dostaje się w ręce bezlitosnego byłego agenta CIA, Jamesa Munroe (Eric Roberts), Ross zostaje postawiony przed nie lada wyborem, który dotyczy nie tylko rodzaju broni potrzebnej do eksterminacji przeważających sił wroga.
Etapy doboru obsady do filmu będącego (w założeniach) zarówno aktorskim, jak i reżyserskim tryumfalnym powrotem Slya, okazały się ciekawsze od efektu. Rola Jensena miała początkowo przypaść w udziale Van Damme’owi, ten jednak zrezygnował z udziału w projekcie z powodu niesatysfakcjonującego profilu osobowościowego bohatera. Postać Caesara stworzona została z myślą o udziale Wesley Snipesa, jednak poważne kłopoty gwiazdora z fiskusem nie pozwoliły mu na opuszczenie terenu USA (część zdjęć do filmu kręcono bowiem w Brazylii). Z różnych powodów roli tej nie przyjęli również Forrest Whitaker oraz raper 50 Cent. Nie udało się także pozyskać sir Bena Kingsleya (w domyśle eks-agenta Monroe), Kurta Russella (pierwowzór Churcha) oraz Stevena Seagala (o czym zadecydowała osobista animozja gwiazdora związana z producentem Avim Lernerem). Mimo to ekipą zgromadzoną przez Stallone’a i tak można by z powodzeniem obdzielić kilka innych produkcji.
W zasadzie w „Niezniszczalnych” wszystko jest na swoim miejscu – mamy barwne sceny wyestetyzowanej przemocy, wielkie giwery, piękną kobietę, pościgi, zabawy z bronią i ogniem, no i szczyptę słownego humoru. Jednak pod wieloma względami jest to film niespełnionych obietnic. Stallone zrealizował bowiem do bólu schematyczne dzieło, podczas gdy temat aż prosił się o potraktowanie go z dystansem, o żartobliwą dekonstrukcję gatunku, inteligentną żonglerkę z jego rekwizytami czy nawet popularną zabawę w intertekstualność! Najcenniejszym atutem filmu jest bezbłędna scena spotkania pana Churcha i Barneya, w której uczestniczy również inny najemnik, Trent Mauser (Arnold Schwarzenegger). Pełna zabawnych podtekstów rozmowa niegdysiejszych współwłaścicieli sieci restauracji Planet Hollywood chyba jako jedyna ma szansę pozostać na dłużej w pamięci widzów, pokazując równocześnie, w jakim kierunku mógłby pójść cały film, gdyby zrealizowano go z o wiele większym wyczuciem.
Angielskie określenie expendable używane jest w stosunku do przedmiotu jednorazowego użytku. W ostatecznym rachunku taki właśnie jest najnowszy projekt Stallone’a z udziałem tych, którzy w kwestii dostarczania widzom silnych emocji nie powiedzieli (chyba) jeszcze ostatniego słowa.
Produkcje z udziałem wyżej wymienionych aktorów spełniały te oczekiwania z nawiązką, podobnie jak realizowane z o wiele większym nakładem środków przeboje z udziałem wąsatego Chucka Norrisa („Delta Force”, „Zaginiony w akcji”), gibkiego niczym pancerny łabędź Jean-Claude’a Van Damme’a („Krwawy sport”, „Kickboxer”) czy smukłego (wtedy) mistrza aikido Stevena Seagala („Nico”, „Liberator”). Ale i tak śmietankę uwielbienia spijali kulturyści pokroju twardolicego Arnolda Schwarzeneggera („Terminator”, „Pamięć absolutna”) czy Sylvestra Stallone’a („Cobra”, „Na krawędzi”), choć w ścisłej czołówce nie zabrakło także „bohatera z sąsiedztwa”, szelmowsko uśmiechniętego Bruce’a Willisa („Szklana pułapka”, „Pole rażenia”).
Dziś starzy mistrzowie przeszli na emeryturę lub z większym/mniejszym powodzeniem walczą z nieubłaganym upływem czasu o pamięć dawnych fanów oraz sympatię kolejnych pokoleń widzów. Doskonale ilustruje to przypadek Slya Stallone’a, (nie)szczęśliwego posiadacza koszyczka Złotych Malin, który zmagając się ze zmiennym prądem własnej kariery, co jakiś czas reaktywuje i uwspółcześnia perypetie swoich najpopularniejszych wcieleń, czyli Roberta „Rocky’ego” Balboa oraz Johna Jamesa Rambo. Próbując z różnym powodzeniem swoich sił w repertuarze komediowym („Stój, bo mamuśka strzela”) oraz dramatycznym („Cop Land”), hollywoodzki gwiazdor w swojej najnowszej produkcji postanowił powrócić do etosu supertwardziela, zapraszając do współpracy aktualne i niegdysiejsze gwiazdy kina rozrywkowego gwarantującego szeroki wachlarz „męskich wzruszeń”.
Scenariusz „Niezniszczalnych” prezentuje się niczym typowe kino akcji utrzymane w starym, dobrym (?) stylu. Barney „Schizo” Ross (Sylvester Stallone) stoi na czele tytułowej grupy najemników zasilanej przez nożownika Lee Christmasa (Jason Statham), mistrza sztuk walki Ying Yanga (Jet Li), eksperta od broni ciężkiej Hale Caesara (Terry Crews), wybuchowca Toll Roada (Randy Couture) oraz amatora niedozwolonych używek, snajpera Gunnara Jensena (Dolph Lundgren). Bohaterowie posiadają bazę wypadową w lokalu należącym do niejakiego Toola (Mickey Rourke). Pewnego dnia Barney zostaje wynajęty przez enigmatycznego pana Churcha (Bruce Willis) do niezwykle niebezpiecznej misji polegającej na obaleniu rządów generała Garzy (David Zayas), dyktatora władającego południowoamerykańską wyspą Vilena. Podczas wstępnego rozpoznania terenu Barney i Christmas poznają Sandrę (Giselle Itié), przywódczynię rebelii oraz córkę despoty w jednej osobie. Kiedy kobieta dostaje się w ręce bezlitosnego byłego agenta CIA, Jamesa Munroe (Eric Roberts), Ross zostaje postawiony przed nie lada wyborem, który dotyczy nie tylko rodzaju broni potrzebnej do eksterminacji przeważających sił wroga.
Etapy doboru obsady do filmu będącego (w założeniach) zarówno aktorskim, jak i reżyserskim tryumfalnym powrotem Slya, okazały się ciekawsze od efektu. Rola Jensena miała początkowo przypaść w udziale Van Damme’owi, ten jednak zrezygnował z udziału w projekcie z powodu niesatysfakcjonującego profilu osobowościowego bohatera. Postać Caesara stworzona została z myślą o udziale Wesley Snipesa, jednak poważne kłopoty gwiazdora z fiskusem nie pozwoliły mu na opuszczenie terenu USA (część zdjęć do filmu kręcono bowiem w Brazylii). Z różnych powodów roli tej nie przyjęli również Forrest Whitaker oraz raper 50 Cent. Nie udało się także pozyskać sir Bena Kingsleya (w domyśle eks-agenta Monroe), Kurta Russella (pierwowzór Churcha) oraz Stevena Seagala (o czym zadecydowała osobista animozja gwiazdora związana z producentem Avim Lernerem). Mimo to ekipą zgromadzoną przez Stallone’a i tak można by z powodzeniem obdzielić kilka innych produkcji.
W zasadzie w „Niezniszczalnych” wszystko jest na swoim miejscu – mamy barwne sceny wyestetyzowanej przemocy, wielkie giwery, piękną kobietę, pościgi, zabawy z bronią i ogniem, no i szczyptę słownego humoru. Jednak pod wieloma względami jest to film niespełnionych obietnic. Stallone zrealizował bowiem do bólu schematyczne dzieło, podczas gdy temat aż prosił się o potraktowanie go z dystansem, o żartobliwą dekonstrukcję gatunku, inteligentną żonglerkę z jego rekwizytami czy nawet popularną zabawę w intertekstualność! Najcenniejszym atutem filmu jest bezbłędna scena spotkania pana Churcha i Barneya, w której uczestniczy również inny najemnik, Trent Mauser (Arnold Schwarzenegger). Pełna zabawnych podtekstów rozmowa niegdysiejszych współwłaścicieli sieci restauracji Planet Hollywood chyba jako jedyna ma szansę pozostać na dłużej w pamięci widzów, pokazując równocześnie, w jakim kierunku mógłby pójść cały film, gdyby zrealizowano go z o wiele większym wyczuciem.
Angielskie określenie expendable używane jest w stosunku do przedmiotu jednorazowego użytku. W ostatecznym rachunku taki właśnie jest najnowszy projekt Stallone’a z udziałem tych, którzy w kwestii dostarczania widzom silnych emocji nie powiedzieli (chyba) jeszcze ostatniego słowa.
„Niezniszczalni” („The Expendables”). Reż.: Sylvester Stallone. Scen.: Sylvester Stallone, Dave Callaham. Obsada: Sylvester Stallone, Jason Statham, Jet Li, Dolph Lundgren, Giselle Itié, David Zayas, Eric Roberts, Mickey Rourke, Gary Daniels. Gatunek: film akcji / przygodowy / thriller. Produkcja: USA 2010, 104 min.
Zadanie dofinansowane ze środków budżetu Województwa Śląskiego. Zrealizowano przy wsparciu Fundacji Otwarty Kod Kultury. |
![]() |
![]() |