
MIT W TRAKCIE ROZKŁADU
A
A
A
„Widok tych martwych drzew targnął mną silniej niż widok tych zabitych ludzi…Tam, między tymi drzewami po raz pierwszy pocałowała mnie kobieta. Czy wie pan, co czuje człowiek, który zrozumie, że już nigdy nie ujrzy drzewa pod którym został pierwszy raz pocałowany?” – pisał Marek Hłasko. Fragment opowiadania „Umarli są wśród nas” mógłby być esencją najnowszej książki Tomasz Białkowskiego „Pogrzeby”. Bo o czym w niej mowa? O rzeczywistości nie literalnej, lecz tej spowitej mitem, symbolem, pewnym naddaniem sensu. Sam autor zaprasza do czytania powieści poprzez znane kody kultury.
W planie treści historia opowiedziana w „Pogrzebach” nie wyróżnia się niczym szczególnym. Widzimy głównego bohatera – wędrowca, który w poszukiwaniu pracy trafia do małego miasteczka, zamieszkanego przez jego dziadków. Tymczasowym zajęciem bohatera jest ścięcie drzewa znajdującego się w posesji senatora. Pod wpływem konfliktów zaznanych w miasteczku postanawia rzucić życie włóczęgi i zająć się, z racji wykształcenia, budową krajowych dróg. W międzyczasie umiera dziadek Jarosław, a protagonista przeżywa zawód miłosny. Nic szczególnego, historia, jakich znamy wiele, tylko klucz do jej odczytania jest inny.
Jednym z istotnych elementów „Pogrzebów” jest czas. Cztery rytuały wyznaczają czas akcji powieści, są jej ramą: pogrzeby, wesela, uroczystość Wszystkich Świętych oraz święta majowe (Święto Pracy i Konstytucji Trzeciego Maja). Należy przy tym odróżnić święta cykliczne, które niejako ustanawiają porządek roku, od uroczystości często zaskakujących, nieplanowanych, burzących ów porządek i ustanawiających nowy (myślę tu o pogrzebach i weselach).
Podtytuł zajmującego mnie utworu brzmi: „przypowieść w trzech odsłonach”. Wskazuje on na istotny trop interpretacyjny. Przypowieść jako gatunek literacko-moralistyczny sytuuje przedstawioną historię w kręgu universum, wskazuje kierunek alegorycznych odczytań, a przestawione postaci są dramatis personae moralitetu świata. Moralitetem rządzi binarność zdarzeń – walka między dobrem a złem. Każda postać nie jest tylko postacią samą w sobie, ale nośnikiem alegorycznych sensów. Przyjrzyjmy się w takim razie sylwetkom babci i dziadka bohatera. Dziadek Jarosław we wspomnieniach wnuka był dzielnym aktywistą walczącym o wolność ojczyzny. Wśród rodziny jest on żywym mitem Polski niepodległej. Niestety babcia Kamila demistyfikuje obraz męża, twierdząc przy każdej nadarzającej się sposobności, że opowieści o dziadku-bohaterze nie pokrywają się w najmniejszym stopniu z prawdą, co więcej, jej mąż jest leniem i niepoprawnym romantykiem, znikającym z domu na kilka dni. Jego zaangażowanie w sprawy kościelnego chóru nie wynika wcale z zainteresowania rozwojem Kościoła, ale raczej ze słabości do ślicznej wdówki – jego kochanki. Całe życie dziadka, przebiegające w kulcie jego osoby, okazało się podszyte fałszem. Natomiast obraz babci, do tej pory uznawanej przez wnuka za zrzędliwą i egoistyczną, został po odkryciu prawdy zrehabilitowany. To ona, przechodząc swoją codzienną martyrologię, stała się bohaterką w oczach wnuka.
W „Pogrzebach” został poruszony istotny problem, mianowicie tendencja do heroizacji przeszłości. Czy historia, którą znamy z kart podręczników, jest tą samą historią, którą znają nasi dziadkowie? Hayden White pisze, że „historia jest miejscem fantazji”. Materiały źródłowe zawsze zostaną „przefiltrowane” przez subiektywną selekcję historyka. Można stąd wyciągnąć wniosek, iż historii jest wiele. Pragnę podtrzymać ten wątek i zapytać: czy kult jednostek, dzięki którym mamy wolny kraj/świat, a które w życiu prywatnym były moralnie złe, jest etyczny? Białkowski pośrednio odpowiada na to pytanie. Kreuje postać aktorki – Wiktorii, która przyjechała do rodzinnego miasteczka kręcić swój kolejny film. Przez społeczność jest ubóstwiana, natomiast w rzeczywistości wstydzi się swojej tożsamości (zanim została aktorką miała na imię Zosia) i pozdrawia rodziców za pośrednictwem prasy, nie odwiedzając ich. Poznając ten fakt z życia gwiazdy, dokonujmy negatywnej oceny jej osoby. Zatem czy uczciwe jest utrwalanie wizerunku człowieka jako „postaci z żelaza” (jednostki kultu lub jednostki stawianej jako autorytet), kiedy rzeczywistość była inna? Czas często dokonuje liftingu, wtedy pamiętamy tylko dobre rzeczy. Moja wątpliwość rodzi się właśnie w tym miejscu, kiedy z biegiem czasu powielane jest kłamstwo historyczne, kiedy społeczeństwo karmione jest alegorycznymi postaciami historycznymi (istnieje w tym zestawieniu paradoks), w których jednostka jest utożsamiana z określoną, dobrą lub złą cechą, do niej tylko redukowana. Tendencję tę można tłumaczyć potrzebą mitu, który porządkuje rzeczywistość i stwarza ją bezpieczniejszą.
Jak rozważania te odnoszą się do „Pogrzebów”? Główny bohater postrzegał świat oczami idealisty – naddana rzeczywistość ukazywała mu symboliczny wymiar każdej rzeczy. Tak też ścięte drzewo był symbolem okaleczonej wolności, a imię żony senatora – Marii, ewokowało sakralne asocjacje. Jednak mit nie wytrzymał próby doświadczeń. „Święta” Maria opuściła męża i zamieszkała w głuszy leśnej z aktorem.
Przez dwie części powieści (całość skomponowana jest z trzech rozdziałów) bohater jest kreowany jako postać pozytywna, żyje w zgodzie z zasadami moralnymi oraz swoim sumieniem. Lecz nagle, w ostatnim rozdziale, zostaje ujawniony fakt, że cała historia jest konfabulacją. Nasz bohater o imieniu Robert był więźniem, nigdy nie miał dziadka Jarosława, ani babci Kamili, nigdy też nie ścinał drzew. Opowieść, którą przedstawił, była niczym innym, tylko kolażem, wyborem wydarzeń z życia innych ludzi, które usłyszał bądź wyczytał w gazecie. Brak własnej historii (a raczej brak historii, którą chciałby mieć) skłoniła go do pasożytowania na życiu innych, zaadoptowaniu cudzego jako swojego. Znów się posłużę słowami Hłaski: „Do mojego domu, do mojego życia wtargnęli ludzie, którzy pozostawili gdzieś swoje sady, swoje domy, swoje miłości i zburzyli mój dom. Ja wtargnąłem do domów innych ludzi i burzyłem je…” Zakończenie powieści jest wyjątkowo pesymistyczne: jedyny człowiek, żyjący w zgodzie ze sobą, bez zakłamania, był projekcją umysłu więźnia, który dzięki temu mitowi przetrwał. Wraz z wyjawieniem prawdy o Robercie został dokonany pogrzeb (tytułowy) mitu. Życie dla bohatera stało się tożsame z przekazywaniem opowieści. W tym wypadku jednak to opowieść zdominowała go, stała się autonomiczna, a Robert był tylko jedną z jej postaci.
Proza Białkowskiego bywa przez krytyków umieszczana na półce z literaturą zaangażowaną. Ja jednak byłabym ostrożna w posługiwaniu się tą kategorią w odniesieniu do „Pogrzebów”. Autor, owszem, przedstawia społeczeństwo polskie, jednak jest to przede wszystkim prywatny, fikcyjny kolaż człowieka pozbawionego swojej historii. Bohater nawet na wolności nie dokonuje zwrotu ku rzeczywistość, nie rezygnuje z postawy eskapistycznej. Jego egzystencja ma wciąż świadomie fikcyjny charakter i rządzi się prawem usprawiedliwień – bowiem „czasami nie warto wiedzieć co jest pod spodem. Wygodniej jest stąpać po mitach niż po strupach” (s. 284).
W planie treści historia opowiedziana w „Pogrzebach” nie wyróżnia się niczym szczególnym. Widzimy głównego bohatera – wędrowca, który w poszukiwaniu pracy trafia do małego miasteczka, zamieszkanego przez jego dziadków. Tymczasowym zajęciem bohatera jest ścięcie drzewa znajdującego się w posesji senatora. Pod wpływem konfliktów zaznanych w miasteczku postanawia rzucić życie włóczęgi i zająć się, z racji wykształcenia, budową krajowych dróg. W międzyczasie umiera dziadek Jarosław, a protagonista przeżywa zawód miłosny. Nic szczególnego, historia, jakich znamy wiele, tylko klucz do jej odczytania jest inny.
Jednym z istotnych elementów „Pogrzebów” jest czas. Cztery rytuały wyznaczają czas akcji powieści, są jej ramą: pogrzeby, wesela, uroczystość Wszystkich Świętych oraz święta majowe (Święto Pracy i Konstytucji Trzeciego Maja). Należy przy tym odróżnić święta cykliczne, które niejako ustanawiają porządek roku, od uroczystości często zaskakujących, nieplanowanych, burzących ów porządek i ustanawiających nowy (myślę tu o pogrzebach i weselach).
Podtytuł zajmującego mnie utworu brzmi: „przypowieść w trzech odsłonach”. Wskazuje on na istotny trop interpretacyjny. Przypowieść jako gatunek literacko-moralistyczny sytuuje przedstawioną historię w kręgu universum, wskazuje kierunek alegorycznych odczytań, a przestawione postaci są dramatis personae moralitetu świata. Moralitetem rządzi binarność zdarzeń – walka między dobrem a złem. Każda postać nie jest tylko postacią samą w sobie, ale nośnikiem alegorycznych sensów. Przyjrzyjmy się w takim razie sylwetkom babci i dziadka bohatera. Dziadek Jarosław we wspomnieniach wnuka był dzielnym aktywistą walczącym o wolność ojczyzny. Wśród rodziny jest on żywym mitem Polski niepodległej. Niestety babcia Kamila demistyfikuje obraz męża, twierdząc przy każdej nadarzającej się sposobności, że opowieści o dziadku-bohaterze nie pokrywają się w najmniejszym stopniu z prawdą, co więcej, jej mąż jest leniem i niepoprawnym romantykiem, znikającym z domu na kilka dni. Jego zaangażowanie w sprawy kościelnego chóru nie wynika wcale z zainteresowania rozwojem Kościoła, ale raczej ze słabości do ślicznej wdówki – jego kochanki. Całe życie dziadka, przebiegające w kulcie jego osoby, okazało się podszyte fałszem. Natomiast obraz babci, do tej pory uznawanej przez wnuka za zrzędliwą i egoistyczną, został po odkryciu prawdy zrehabilitowany. To ona, przechodząc swoją codzienną martyrologię, stała się bohaterką w oczach wnuka.
W „Pogrzebach” został poruszony istotny problem, mianowicie tendencja do heroizacji przeszłości. Czy historia, którą znamy z kart podręczników, jest tą samą historią, którą znają nasi dziadkowie? Hayden White pisze, że „historia jest miejscem fantazji”. Materiały źródłowe zawsze zostaną „przefiltrowane” przez subiektywną selekcję historyka. Można stąd wyciągnąć wniosek, iż historii jest wiele. Pragnę podtrzymać ten wątek i zapytać: czy kult jednostek, dzięki którym mamy wolny kraj/świat, a które w życiu prywatnym były moralnie złe, jest etyczny? Białkowski pośrednio odpowiada na to pytanie. Kreuje postać aktorki – Wiktorii, która przyjechała do rodzinnego miasteczka kręcić swój kolejny film. Przez społeczność jest ubóstwiana, natomiast w rzeczywistości wstydzi się swojej tożsamości (zanim została aktorką miała na imię Zosia) i pozdrawia rodziców za pośrednictwem prasy, nie odwiedzając ich. Poznając ten fakt z życia gwiazdy, dokonujmy negatywnej oceny jej osoby. Zatem czy uczciwe jest utrwalanie wizerunku człowieka jako „postaci z żelaza” (jednostki kultu lub jednostki stawianej jako autorytet), kiedy rzeczywistość była inna? Czas często dokonuje liftingu, wtedy pamiętamy tylko dobre rzeczy. Moja wątpliwość rodzi się właśnie w tym miejscu, kiedy z biegiem czasu powielane jest kłamstwo historyczne, kiedy społeczeństwo karmione jest alegorycznymi postaciami historycznymi (istnieje w tym zestawieniu paradoks), w których jednostka jest utożsamiana z określoną, dobrą lub złą cechą, do niej tylko redukowana. Tendencję tę można tłumaczyć potrzebą mitu, który porządkuje rzeczywistość i stwarza ją bezpieczniejszą.
Jak rozważania te odnoszą się do „Pogrzebów”? Główny bohater postrzegał świat oczami idealisty – naddana rzeczywistość ukazywała mu symboliczny wymiar każdej rzeczy. Tak też ścięte drzewo był symbolem okaleczonej wolności, a imię żony senatora – Marii, ewokowało sakralne asocjacje. Jednak mit nie wytrzymał próby doświadczeń. „Święta” Maria opuściła męża i zamieszkała w głuszy leśnej z aktorem.
Przez dwie części powieści (całość skomponowana jest z trzech rozdziałów) bohater jest kreowany jako postać pozytywna, żyje w zgodzie z zasadami moralnymi oraz swoim sumieniem. Lecz nagle, w ostatnim rozdziale, zostaje ujawniony fakt, że cała historia jest konfabulacją. Nasz bohater o imieniu Robert był więźniem, nigdy nie miał dziadka Jarosława, ani babci Kamili, nigdy też nie ścinał drzew. Opowieść, którą przedstawił, była niczym innym, tylko kolażem, wyborem wydarzeń z życia innych ludzi, które usłyszał bądź wyczytał w gazecie. Brak własnej historii (a raczej brak historii, którą chciałby mieć) skłoniła go do pasożytowania na życiu innych, zaadoptowaniu cudzego jako swojego. Znów się posłużę słowami Hłaski: „Do mojego domu, do mojego życia wtargnęli ludzie, którzy pozostawili gdzieś swoje sady, swoje domy, swoje miłości i zburzyli mój dom. Ja wtargnąłem do domów innych ludzi i burzyłem je…” Zakończenie powieści jest wyjątkowo pesymistyczne: jedyny człowiek, żyjący w zgodzie ze sobą, bez zakłamania, był projekcją umysłu więźnia, który dzięki temu mitowi przetrwał. Wraz z wyjawieniem prawdy o Robercie został dokonany pogrzeb (tytułowy) mitu. Życie dla bohatera stało się tożsame z przekazywaniem opowieści. W tym wypadku jednak to opowieść zdominowała go, stała się autonomiczna, a Robert był tylko jedną z jej postaci.
Proza Białkowskiego bywa przez krytyków umieszczana na półce z literaturą zaangażowaną. Ja jednak byłabym ostrożna w posługiwaniu się tą kategorią w odniesieniu do „Pogrzebów”. Autor, owszem, przedstawia społeczeństwo polskie, jednak jest to przede wszystkim prywatny, fikcyjny kolaż człowieka pozbawionego swojej historii. Bohater nawet na wolności nie dokonuje zwrotu ku rzeczywistość, nie rezygnuje z postawy eskapistycznej. Jego egzystencja ma wciąż świadomie fikcyjny charakter i rządzi się prawem usprawiedliwień – bowiem „czasami nie warto wiedzieć co jest pod spodem. Wygodniej jest stąpać po mitach niż po strupach” (s. 284).
Tomasz Białkowski; „Pogrzeby”. Wydawnictwo „Portret”, Olsztyn 2006.
Zadanie dofinansowane ze środków budżetu Województwa Śląskiego. Zrealizowano przy wsparciu Fundacji Otwarty Kod Kultury. |
![]() |
![]() |