ISSN 2658-1086
Wydanie bieżące

1 lipca 13 (181) / 2011

Magdalena Kempna-Pieniążek,

EKRANizacja

A A A
NOWOŚCI WYDAWNICZE
Debiutujące na rynku wydawniczym czasopismo „EKRANy” jest owocem pracy wykładowców, doktorantów oraz studentów przede wszystkim krakowskiego filmoznawstwa, które na trzydziestej piątej stronie pierwszego numeru reklamuje się w sposób tak niestosowny, że aż domagający się komentarza. Parateksty zostawmy jednak na koniec. Najpierw słów parę o samych tekstach, które bez wątpienia zasługują na uwagę.

Już czytając wstępny artykuł redaktora naczelnego, Rafała Syski, nie sposób nie zauważyć, że „EKRANom” przyświecają ambicje niemałe, mowa w nim bowiem o łączeniu „atrakcyjnego formatu z doniosłymi tematami i refleksjami” oraz o próbie nawiązania do wzorców m.in. „Cahiers du cinéma” czy „Sight and Sound” (s. 2). Wysokie ambicje zostają także potwierdzone przez dobór tekstów: pierwszy, a w zasadzie dwa pierwsze, łączone numery „EKRANów” przynoszą artykuły o bardzo szerokim spektrum tematycznym: od Eastwooda (tekst Łukasza A. Plesnara) po Wajdę (Tadeusz Lubelski), od kina japońskiego (Krzysztof Loska) po najnowsze kino rumuńskie (Magdalena Bartczak), od problematyki pervasive games (Anna Nacher) po kwestię funkcjonowania na polskim rynku nośnika DVD (Piotr Pluciński), od kinofilii (Piotr Mirski, Maciej Stasiowski) po Oscary (Michał Lesiak). Równie zróżnicowane są proponowane czytelnikowi formy refleksji nad filmem i mediami: obok tradycyjnych artykułów czy recenzji (m.in. „Somewhere”, „Erratum”, „Niepokonani”), pojawiają się tutaj felietony (Tadeusz Lubelski, Agata Bielik-Robson), wywiady (w tym numerze z Lechem Majewskim) i zapisy debat (np. po pokazie „Joanny” Feliksa Falka), omówienia książek, krótkie notki o ciekawostkach związanych z powstającymi właśnie filmami, a nawet krzyżówka. Co więcej, autorzy większości tekstów dowodzą, że potrafią sprostać swoim celom. Oczywiście część artykułów, począwszy od przewodniego, poświęconego kinofilii, otwiera się na polemikę, ale w tym kontekście jest to jak najbardziej zaleta, nie ma chyba bowiem nic gorszego niż stawianie kropki nad i w sytuacji, gdy owo „i” domaga się raczej postawienia po nim zachęcającego do dialogu wielokropka.

Prezentują się nam przy tym „EKRANy” niczym nowa jakość, czasopismo, które – mówiąc kolokwialnie – ściągnie filmoznawstwo na ziemię, połączy naukowe pasje z oczekiwaniami nie tak znowu naukowo sprofilowanego czytelnika, a równocześnie wyrwie polską prasę filmową z bagna coraz bardziej miałkiego „recenzenctwa” przemieszanego z filmową turystyką w postaci pisanych pod jedną matrycę relacji z festiwali filmowych, na których nas i tak nie było i z których większości filmów i tak nie zobaczymy. Gdzieś w tle przemyka zatem idea – za którą naprawdę nie można „EKRANów” nie polubić – wymknięcia się klasyfikacji, która zamyka współczesne polskie czasopisma filmowe w dwóch szufladkach, z których jedna opatrzona jest złowieszczą etykietą „komercja”, a druga nosi odstraszający napis „prasa hiperspecjalistyczna”, przy czym wszelkie (pozorne) stadia pośrednie to tylko ekstrema w obrębie tych dwóch klas.

Przy tak rozległym obszarze poruszanych w pierwszym numerze zagadnień trudno pisać o każdym z artykułów szczegółowo. Jeśli jednak da się wysnuwać jakieś wnioski na podstawie treści zawartych w owym debiutanckim numerze, to z pewnością można mówić o pewnych nadziejach, jakie budzą „EKRANy”: na przykład nadziejach na to, że będziemy znowu czytać recenzje o ambicjach esejów interpretacyjnych (a nie SMSów); że do naszych rąk trafią omówienia książek i czasopism zagranicznych (to idea, której z pewnością warto przyklasnąć); że polska prasa filmowa otworzy się na kwestię mediów i zacznie komunikować się z obszarami takimi jak Internet (zwracam uwagę na króciutkie omówienie strony internetowej Davida Bordwella, s. 58-59).

Oczywiście w przyjęciu takiego profilu czają się też pewnie zagrożenia, z których – mam nadzieję – twórcy czasopisma zdają sobie sprawę. Umieszczanie obok siebie recenzji, publikacji o ambicjach naukowych, a także artykułów, które – jak tekst Alicji Helman o teorii gatunku Ricka Altmana – stanowić mogą poręczne repetytorium dla studentów, musi odbywać się według jakiegoś klucza, a przede wszystkim opierać się na rzetelnie wypracowanej równowadze wszystkich składników. Inaczej „EKRANom” grozić będzie, jak sądzę, utrata tożsamości i niekończące się balansowanie między modelem czasopisma „dla każdego” a modelem uniwersyteckiej gazetki dla studentów filmoznawstwa.

Nie obyło się także bez różnego rodzaju kantów do wygładzenia – póki co zapowiadana we wstępie atrakcyjna forma nijak się ma do formatu pisma, w którym tylko okładka jest kolorowa (rozumiemy, znamy: problemy z finansami). Z pewnością redaktorom i autorom przydałoby się też od czasu do czasu nieco więcej dystansu do samych siebie i swojego przedsięwzięcia. O ile bowiem wiele z tekstów to przykłady świetnej publicystyki czy krytyki filmowej, o tyle już unoszący się nad całym numerem duch – sprzecznego przecież z nadrzędną ideą „EKRANów” – elitaryzmu po prostu razi.

W ten sposób docieramy do kwestii wspomnianych już wyżej paratekstów. A paratekstem – w szerokim rozumieniu – jest zarówno wstępny artykuł, w którym Rafał Syska pisze o tym, że „nowoczesny magazyn o kinie musi znajdować się gdzieś w połowie drogi między Warszawą a Krakowem” (sic!), jak i reklama (domyślam się, że narzucona przez sponsora) krakowskiego filmoznawstwa, w której twierdzi się - niezgodnie z prawdą - że tylko Uniwersytet Jagielloński oferuje studentom kurs historii filmu powszechnego, a nazwiska niektórych badaczy ustawia się w takim kontekście, jakby na mocy decyzji jakiejś wyższej instancji zostali uznani za „bardziej wybitnych specjalistów” czy „bardziej błyskotliwych asystentów” od innych.

Na stronie pięćdziesiątej szóstej znajdujemy inny paratekst: wstępniak, w którym czytamy, że tutaj oto będą zamieszczane „artykuły najlepszych studentów filmoznawstwa z całej Polski”, co nasuwa pytanie o to, w jaki sposób wyłaniani będą owi „najlepsi” (na podstawie średniej studiów?) i czy rzeczywiście najlepszy student filmoznawstwa to najlepszy krytyk? Z całym szacunkiem dla krakowskiej tradycji, do której odwołują się redaktorzy i dla jakości zaprezentowanych w tym miejscu artykułów (zwłaszcza krótkiej recenzji filmu „Pod prąd” autorstwa Bolesława Racięskiego), sądzę, że warto byłoby dopuścić owych studentów filmoznawstwa również do działów z recenzjami i artykułami, zarezerwowanych póki co najwyraźniej (głównie, choć nie tylko) dla „ekspertów”.

O wiele przyjemniejszym od wyżej wspomnianych paratekstem jest filmowa krzyżówka z uroczymi hasłami w stylu „Ulubione polskie słowo Gene(rał)a Hackmana-Sosabowskiego” (pięć liter poziomo; podpowiem, że odpowiedzią jest alternatywne polskie tłumaczenie tytułu jednego z filmów Hitchcocka). Z kolei wszelkie rankingi, w których wybrane osoby czy to oceniają filmy aktualnie wchodzące na ekrany, czy to wyłaniają najlepsze dzieła pierwszej dekady XXI wieku, budzą nostalgię za czasami, kiedy Filmweb.pl nie serwował nam jeszcze statystyk w postaci średniej wyciągniętej z opinii anonimowych użytkowników.

Trzymam mocno kciuki za „EKRANy” – za ich nadrzędną ideę, za redaktorów i autorów publikujących na ich łamach. I mam wielką nadzieję, że autorzy ci nie będą postrzegać samych siebie jako „najwybitniejszych specjalistów”, „błyskotliwych asystentów” czy „najlepszych studentów filmoznawstwa”. Określenia tego typu przywodzą na myśl szkółkę dla snobów jeszcze gorszych od snoba-purysty z przezabawnego felietonu Agaty Bielik-Robson, który „nawet samego siebie zdołał przekonać, że thrillery Hitchocka wywołują «głębszą atmosferę grozy» od dawnych horrorów klasy ZŻŹ w rodzaju «Egzorcysty 3» czy «Armii Boga»” (s. 59). Zgadzam się z autorką, gdy ta pisze, że wolałaby „kinematograficzny przewodnik po Lacanie” od „zboczonego przewodnika po kinie”. Ktoś – niekoniecznie taki jak my, „niedouczeni” filmo- czy medioznawcy z Katowic, Łodzi, Warszawy czy Poznania – mógłby powiedzieć, że nie da się odświeżać czy reformować polskiej prasy filmowej bez takiej umiejętności dystansowania się do własnych przyzwyczajeń odbiorczych, utartych ścieżek interpretacyjnych i wypracowanych schematów.
„EKRANy” 2011, nr 1-2. Wydawca: Stowarzyszenie Przyjaciół Czasopisma o Tematyce Audiowizualnej „EKRANy”.