KONOPNICKA[TM]
A
A
A
Monografie, których podstawą staje się rozprawa doktorska, zwyczajowo pisane są według klucza biograficznego, chronologicznie. Śledzą rozwój twórczości autora/autorki na tle epoki, prądu intelektualnego, literackiego, dostępnych mu/jej poetyk. W ten sposób ich twórcy sprawdzają, na ile badane teksty noszą ślady charakterystyczne, a na ile umykają typowości epoki. Tej zwyczajowości, by nie napisać sztampowości, unika narracja Leny Magnone, która pokusiła się o badanie twórczości i osoby Marii Konopnickiej.
W przypadku wzięcia na warsztat narodowych wieszczów, już sam ich wybór nastręcza dodatkowych trudności, ponieważ materiał badawczy narosły na ich temat częstokroć kilkanaście razy przerasta twórczość ich samych. Toteż każdy potencjalny badacz musi przebić się najpierw przez pisma swoich poprzedników, sprawozdać istniejący stan badań i to w nim poszukiwać paradoksów, luk, szczelin czy też tabu. Znaleźć to, co przeoczyli lub zataili jego poprzednicy. Z tak podejrzliwej lektury bierze się właśnie „Maria Konopnicka. Lustra i symptomy”, której autorka nie tylko odbija się od dzisiejszego stanu badań, ale też stara się zestawić do tej pory rozdzielaną twórczość poetycką i prozatorską Konopnickiej. Podobnemu przepracowaniu poddana zostaje także forma monografii, która zrywa z ciągiem chronologicznym. Miast niego pokazuje sploty życia prywatnego autorki, jej tekstów oraz oczekiwań publiczności wobec poetki. To wszystko sprawia, że Lena Magnone mierzy się przede wszystkim z formą „Konopnicka”, z gombrowiczowskimi gębami, które zostały przyprawione autorce, tymi, którym ona sama się poddała, lub też tymi, które z premedytacją przymierzała.
Konopnicka Leny Magnone to przede wszystkim kobieta, matka, a dopiero później pisarka, która doskonale władała swoim własnym wizerunkiem. Badaczka wnikliwie analizuje zarówno oficjalną twórczość Konopnickiej, jej prywatną, rodzinną korespondencje oraz reakcje czytelników Wieszczki zamieszczane na łamach ówczesnej prasy. Dopiero wielokrotne zestawienie lustrzanych odbić rysuje nieciągłości i wspomniane już szczeliny w dotychczasowym wizerunku poetki. Ten staje się niejednolity, przez co badania Magnone nie tylko rozbijają ustalony dotychczas wizerunek, ale też wprowadzają nowy obraz Konopnickiej.
Wyjściową tezą staje się tutaj uwaga zaczerpnięta z badań Grażyny Borkowskiej, która o Orzeszkowej pisała, iż autorka tak bardzo poddała się formie, że została w niej uwięziona, poddała się samoograniczeniu - poetyce powściągliwości, która z czasem stała się wędzidłem, pułapką dla autorki (w przypadku Konopnickiej) zmuszonej do bycia Wieszczką, własnością narodu nauczającą wiejskie dzieci, biorąca udział w ważnych zebraniach i piszącą okolicznościowe utwory oraz hymny. Działania obu wspomnianych pisarek - i Orzeszkowej, i Konopnickiej - znajdują oczywiście odbicie w założeniach epoki, w której tworzyły. Jako takie, ich samoograniczenie traktować można po prostu jako cechę charakterystyczną, wyjściową dla twórców, a na pewno dla twórczyń im współczesnych. Oddane idei, ich pisarstwo musiało odpowiadać oczekiwaniom publiczności. Istotny był tutaj także wymiar merkantylny – Konopnicka musiała na siebie i swoje dzieci zarabiać.
To właśnie publika jest głównym lustrem, które kształtowało wizerunek Konopnickiej. Od samego początku pisarka poddana ocenie starszych „kolegów po piórze” doskonale zarządzała medialnym obrazem »Konopnicka«, który przez wiele lat publicznie reprezentowany był przy pomocy jednej ryciny – wizerunku młodej, debiutującej poetki. Jej oficjalny biogram także został okrojony dla potrzeb czytelniczek i czytelników. W ten sposób autorka długo pełniła rolę słowiczej, wcześnie osieroconej przez matkę, zdolnej panny wychowanej na wsi, która w rymach oddaje realia i uczucia polskiej wsi. Autorka „Sierotki Marysi i siedmiu krasnoludków” doskonale zdawała sobie sprawę ze swoich powinności względem odbiorców jej twórczości. Lena Magnone przytacza opisy kilkukrotnych interwencji samej pisarki lub jej przyjaciółki Marii Dulębianki, które, chcąc ukryć sprawy dotyczące córek Konopnickiej, pisały listy do prasy, sprostowania lub też osobiście udawały się do warszawskich redakcji dzienników, by na wydawcach i dziennikarzach wymóc brak reakcji na skandaliczne wówczas zachowania młodych Konopnickich. Autorka „Naszej szkapy” nie dopuściła, by jedna z jej córek urodziła i wychowała w stolicy nieślubne dziecko, drugiej z kolei wielokrotnie próbowała pokrzyżować sceniczną karierę. Wspomniane zdarzenia zostają udokumentowane przez badaczkę, nie są one jednak trzonem jej badań. Co ważne, Magnone udaje się także uniknąć pułapki beletryzowania żywota Konopnickiej. „Lustra i symptomy” dalekie są od sensacyjnej narracji odkrywającej tajemnice pisarki. Zamiast tego stają się analizą czegoś, co nazwać można by dyskursem o Konopnickiej. Tak właśnie kształtuje się pierwsza z trzech części książki, w której Magnone rozprawia się ze śladami recepcji pism autorki „Roty”. Spore przytoczenia recenzji, omówień prasowych i prywatnych listów doskonale rysują zakorzenioną politycznie dyskusję na temat twórczości Konopnickiej. Ta zaogniała się kilkakrotnie, najsilniej w chwili wydania „Fragmentów dramatycznych” oraz w momencie jubileuszu dwudziestopięciolecia twórczości Konopnickiej, która ogłoszona została wówczas narodową Wieszczką. Cytaty z ówczesnej prasy do złudzenia przypominają te, które pojawiły się w ogólnopolskich dziennikach w chwili przyznania Nagrody Nobla Wisławie Szymborskiej oraz śmierci i pochówku Czesława Miłosza. Toteż pierwsza część książki Magnone uświadamia nam, iż od ponad wieku polska dyskusja na temat literatury współczesnej wykorzystuje te same argumenty, chwyty i narzędzia.
Chcąc uciec przed rekapitulacją i powtórką, Magnone wykorzystuje zatem narzędzia postfreudowskiej psychoanalizy i feminizmu. Dopiero taki aparat krytyczny pozwala jej na zarysowanie obrazu, który przykryty został przez oficjalną formę „pisania i tworzenia Konopnicką”. Według badaczki autorka „Miłosierdzia gminy” była doskonałą stylizatorką, która szczególnie w okresie pojubileuszowym, a więc w pierwszych latach XX wieku, pisała na zamówienie narodu, który ofiarował jej dworek w Żarnowcu. Dar, będący apogeum procesu upupienia pisarki, był źródłem wielu gorzkich obserwacji, które za pośrednictwem Leny Magnone wyczytać możemy z prywatnej korespondencji Konopnickiej. Nie tylko pisma prywatne stają się jednak zwierciadłem odsłaniającym Inną Konopnicką. Wnikliwa analiza jej wierszy oraz prozy, w szczególności zarysowanych w nich relacji między kobietami i mężczyznami oraz matkami i potomstwem ujawnia splątania i głębokie zależności oraz nierówności owych związków, a także wielokrotne stawanie po stronie tej, która jest pokrzywdzona, która reprezentuje chęć spełnienia swoich potrzeb lub fascynacji. To pokazuje z kolei, iż Konopnicka, mimo wielokrotnego odżegnywania się od feminizmu i niechęci kojarzenia jej z ruchem, którego ówczesną ikoną była Maria Dulębianka, nie daje się jednoznacznie odciąć od przekonań ówczesnych ruchów feministycznych. Symptomy katalogowane przez Magnone ujawniają wiele zbieżności między pismami poetki i dążeniami aktywistek. Ich reprezentantka – wspomniana Maria Dulębianka, pod piórem Magnone staje się nie tylko długoletnią przyjaciółką Konopnickiej (te wątki poddane zostały już próbie odtabuizowania przez Krzysztofa Tomasika w „Homobiografiach”), ale też jej intelektualną partnerką, która wywierała spory wpływ na pisma autorki „Naszej szkapy”.
Konopnicka Magnone odbija się w kilku lustrach epoki. Badaczka uzupełnia oficjalny obraz Marii Konopnickiej, szukając symptomów w pismach oficjalnych i prywatnych, tropi to, co zostało wyparte przez samą pisarkę, co zręcznie zacierała, by jak najlepiej wypełnić ofiarowany, ale też pożądany przez siebie habitus. W ten sposób uzyskujemy kolejny, już współcześnie (re)konstruowany obraz pisarki, który niewątpliwie jest nam bliższy i ciekawszy niż dotychczasowe badania twórczości i osoby Marii Konopnickiej.
W przypadku wzięcia na warsztat narodowych wieszczów, już sam ich wybór nastręcza dodatkowych trudności, ponieważ materiał badawczy narosły na ich temat częstokroć kilkanaście razy przerasta twórczość ich samych. Toteż każdy potencjalny badacz musi przebić się najpierw przez pisma swoich poprzedników, sprawozdać istniejący stan badań i to w nim poszukiwać paradoksów, luk, szczelin czy też tabu. Znaleźć to, co przeoczyli lub zataili jego poprzednicy. Z tak podejrzliwej lektury bierze się właśnie „Maria Konopnicka. Lustra i symptomy”, której autorka nie tylko odbija się od dzisiejszego stanu badań, ale też stara się zestawić do tej pory rozdzielaną twórczość poetycką i prozatorską Konopnickiej. Podobnemu przepracowaniu poddana zostaje także forma monografii, która zrywa z ciągiem chronologicznym. Miast niego pokazuje sploty życia prywatnego autorki, jej tekstów oraz oczekiwań publiczności wobec poetki. To wszystko sprawia, że Lena Magnone mierzy się przede wszystkim z formą „Konopnicka”, z gombrowiczowskimi gębami, które zostały przyprawione autorce, tymi, którym ona sama się poddała, lub też tymi, które z premedytacją przymierzała.
Konopnicka Leny Magnone to przede wszystkim kobieta, matka, a dopiero później pisarka, która doskonale władała swoim własnym wizerunkiem. Badaczka wnikliwie analizuje zarówno oficjalną twórczość Konopnickiej, jej prywatną, rodzinną korespondencje oraz reakcje czytelników Wieszczki zamieszczane na łamach ówczesnej prasy. Dopiero wielokrotne zestawienie lustrzanych odbić rysuje nieciągłości i wspomniane już szczeliny w dotychczasowym wizerunku poetki. Ten staje się niejednolity, przez co badania Magnone nie tylko rozbijają ustalony dotychczas wizerunek, ale też wprowadzają nowy obraz Konopnickiej.
Wyjściową tezą staje się tutaj uwaga zaczerpnięta z badań Grażyny Borkowskiej, która o Orzeszkowej pisała, iż autorka tak bardzo poddała się formie, że została w niej uwięziona, poddała się samoograniczeniu - poetyce powściągliwości, która z czasem stała się wędzidłem, pułapką dla autorki (w przypadku Konopnickiej) zmuszonej do bycia Wieszczką, własnością narodu nauczającą wiejskie dzieci, biorąca udział w ważnych zebraniach i piszącą okolicznościowe utwory oraz hymny. Działania obu wspomnianych pisarek - i Orzeszkowej, i Konopnickiej - znajdują oczywiście odbicie w założeniach epoki, w której tworzyły. Jako takie, ich samoograniczenie traktować można po prostu jako cechę charakterystyczną, wyjściową dla twórców, a na pewno dla twórczyń im współczesnych. Oddane idei, ich pisarstwo musiało odpowiadać oczekiwaniom publiczności. Istotny był tutaj także wymiar merkantylny – Konopnicka musiała na siebie i swoje dzieci zarabiać.
To właśnie publika jest głównym lustrem, które kształtowało wizerunek Konopnickiej. Od samego początku pisarka poddana ocenie starszych „kolegów po piórze” doskonale zarządzała medialnym obrazem »Konopnicka«, który przez wiele lat publicznie reprezentowany był przy pomocy jednej ryciny – wizerunku młodej, debiutującej poetki. Jej oficjalny biogram także został okrojony dla potrzeb czytelniczek i czytelników. W ten sposób autorka długo pełniła rolę słowiczej, wcześnie osieroconej przez matkę, zdolnej panny wychowanej na wsi, która w rymach oddaje realia i uczucia polskiej wsi. Autorka „Sierotki Marysi i siedmiu krasnoludków” doskonale zdawała sobie sprawę ze swoich powinności względem odbiorców jej twórczości. Lena Magnone przytacza opisy kilkukrotnych interwencji samej pisarki lub jej przyjaciółki Marii Dulębianki, które, chcąc ukryć sprawy dotyczące córek Konopnickiej, pisały listy do prasy, sprostowania lub też osobiście udawały się do warszawskich redakcji dzienników, by na wydawcach i dziennikarzach wymóc brak reakcji na skandaliczne wówczas zachowania młodych Konopnickich. Autorka „Naszej szkapy” nie dopuściła, by jedna z jej córek urodziła i wychowała w stolicy nieślubne dziecko, drugiej z kolei wielokrotnie próbowała pokrzyżować sceniczną karierę. Wspomniane zdarzenia zostają udokumentowane przez badaczkę, nie są one jednak trzonem jej badań. Co ważne, Magnone udaje się także uniknąć pułapki beletryzowania żywota Konopnickiej. „Lustra i symptomy” dalekie są od sensacyjnej narracji odkrywającej tajemnice pisarki. Zamiast tego stają się analizą czegoś, co nazwać można by dyskursem o Konopnickiej. Tak właśnie kształtuje się pierwsza z trzech części książki, w której Magnone rozprawia się ze śladami recepcji pism autorki „Roty”. Spore przytoczenia recenzji, omówień prasowych i prywatnych listów doskonale rysują zakorzenioną politycznie dyskusję na temat twórczości Konopnickiej. Ta zaogniała się kilkakrotnie, najsilniej w chwili wydania „Fragmentów dramatycznych” oraz w momencie jubileuszu dwudziestopięciolecia twórczości Konopnickiej, która ogłoszona została wówczas narodową Wieszczką. Cytaty z ówczesnej prasy do złudzenia przypominają te, które pojawiły się w ogólnopolskich dziennikach w chwili przyznania Nagrody Nobla Wisławie Szymborskiej oraz śmierci i pochówku Czesława Miłosza. Toteż pierwsza część książki Magnone uświadamia nam, iż od ponad wieku polska dyskusja na temat literatury współczesnej wykorzystuje te same argumenty, chwyty i narzędzia.
Chcąc uciec przed rekapitulacją i powtórką, Magnone wykorzystuje zatem narzędzia postfreudowskiej psychoanalizy i feminizmu. Dopiero taki aparat krytyczny pozwala jej na zarysowanie obrazu, który przykryty został przez oficjalną formę „pisania i tworzenia Konopnicką”. Według badaczki autorka „Miłosierdzia gminy” była doskonałą stylizatorką, która szczególnie w okresie pojubileuszowym, a więc w pierwszych latach XX wieku, pisała na zamówienie narodu, który ofiarował jej dworek w Żarnowcu. Dar, będący apogeum procesu upupienia pisarki, był źródłem wielu gorzkich obserwacji, które za pośrednictwem Leny Magnone wyczytać możemy z prywatnej korespondencji Konopnickiej. Nie tylko pisma prywatne stają się jednak zwierciadłem odsłaniającym Inną Konopnicką. Wnikliwa analiza jej wierszy oraz prozy, w szczególności zarysowanych w nich relacji między kobietami i mężczyznami oraz matkami i potomstwem ujawnia splątania i głębokie zależności oraz nierówności owych związków, a także wielokrotne stawanie po stronie tej, która jest pokrzywdzona, która reprezentuje chęć spełnienia swoich potrzeb lub fascynacji. To pokazuje z kolei, iż Konopnicka, mimo wielokrotnego odżegnywania się od feminizmu i niechęci kojarzenia jej z ruchem, którego ówczesną ikoną była Maria Dulębianka, nie daje się jednoznacznie odciąć od przekonań ówczesnych ruchów feministycznych. Symptomy katalogowane przez Magnone ujawniają wiele zbieżności między pismami poetki i dążeniami aktywistek. Ich reprezentantka – wspomniana Maria Dulębianka, pod piórem Magnone staje się nie tylko długoletnią przyjaciółką Konopnickiej (te wątki poddane zostały już próbie odtabuizowania przez Krzysztofa Tomasika w „Homobiografiach”), ale też jej intelektualną partnerką, która wywierała spory wpływ na pisma autorki „Naszej szkapy”.
Konopnicka Magnone odbija się w kilku lustrach epoki. Badaczka uzupełnia oficjalny obraz Marii Konopnickiej, szukając symptomów w pismach oficjalnych i prywatnych, tropi to, co zostało wyparte przez samą pisarkę, co zręcznie zacierała, by jak najlepiej wypełnić ofiarowany, ale też pożądany przez siebie habitus. W ten sposób uzyskujemy kolejny, już współcześnie (re)konstruowany obraz pisarki, który niewątpliwie jest nam bliższy i ciekawszy niż dotychczasowe badania twórczości i osoby Marii Konopnickiej.
Lena Magnone: „Maria Konopnicka. Lustra i symptomy”. Słowo/obraz terytoria. Gdańsk 2011.
Zadanie dofinansowane ze środków budżetu Województwa Śląskiego. Zrealizowano przy wsparciu Fundacji Otwarty Kod Kultury. |