WIERSZE
A
A
A
SYNOPSA
Otwiera się usta. Robi mężczyznę, kobietę. Płata się im
figiel, wykopuje skórkę jabłka spomiędzy
zębów. Zapomina się zakręcić kran. Zatapia się
wszystko, prawie. Zmienia się narratora.
Ucieka się z Egiptu, błądzi. Otrzymuje się instrukcje,
wrzuca je do skrzyni, zamyka szczelnie
pokrywę. Bije się autochtonów, zabiera im
ziemię. Jest się złym, wyśmiewa się profetów.
Trafia się do Babilonu, wydostaje się na wolność.
Zmienia się narratora.
Rodzi się dziwnie, otrzymuje się od starców dary.
Jedzie się Interrailem, zakłada zespół rockowy.
Przychodzą fani. Umiera się z rozmachem, przywiduje się.
Zmienia się narratora.
Pamięta się, co się pamięta, zapisuje się.
Interpretuje się, jak się chce, opowiada się innym.
Czeka się.
Zmienia się narratora.
Jarkko Tontti: „Vuosikirja”. Otava. Helsinki 2006, s.
***
Czy ustawiłem jeszcze moich ludzi w szeregu, piraci
do roty, czy karmiłem ich po Troi chlebem
winem, czy zrobiłem dość
czy wysłałem wiadomości do domu
Telemachowi, powiedziałem wszystko, czy zrobiłem
dość, próbowałem?
Czy gnałem dość daleko
na szczycie falangi jechałem
za góry Kush, gdzie rodzi się słońce
czy na pewno zagnałem dalej niż ktokolwiek inny?
Czy jako pierwszy u brązowookich panien
w cieniu drzew owocowych, na Indusie, czy jako pierwszy?
Czy jestem za daleko, czy zdążę do domu
kiedy matka składa Dionizosowi krwawą ofiarę z baranka, a góry Macedonii
słuchają błękitne, czy zdążę z powrotem czy
zagnałem za daleko?
Czy jeszcze odpowiedziałem, odpowiedziałem na rozkaz senatu?
Czy napisałem im cokolwiek, czy postanowiłem zapomnieć
zdolność pisania. Czy zamoczyłem konia mego w pianach Rubikonu
czy przekroczyłem rzekę? Czy jestem gotów wkrótce umrzeć?
Czy jestem gotów bać się błysku słońca w mieczach kawalerii Pompejusza
czy jestem gotów bać się, wkrótce umrzeć, czy jestem?
Czy jestem gotów obserwować orła
aż uczynię z imienia mego służbę
czy jestem dość
kiedykolwiek dość?
Czy wbiłem już włócznię w plecy brata mego Bledy, czy jestem jeszcze?
Czy zostawiłem za sobą brzegi morza Kaspijskiego
dotarłem na zachód
do ziemi zachodu słońca
czy uprowadziłem mój lud przed biczem stepowego wiatru
czy jeszcze to zrobiłem?
Czy zielone krainy już zjechałem kopytami moimi zadeptałem
orła legionów
czy jestem jeszcze
czy rozbiłem jeszcze namiot na Forum
Czy przebiłem go włócznią?
Czy wydostałem się jeszcze z tych zimnych brzegów, czy wydostałem się jeszcze
wiosłowałem przez morze, zostawiłem szare fiordy?
Czy widziałem jeszcze zieloną wyspę
czy podbiłem ją z wiatrem w brodzie czy jestem godzien mego ojca
tak być powinno, godzien i pożeglować na południe, zachód i wschód, wiosłem
i żaglami powinno się stąd wydostać do ciepła.
Czy pożeglowałem za daleko skoro nie widać już Indii ni Chin.
Czy w łóżku o poranku brał mnie
strach, naprawdę jestem w piekle, czy jestem jeszcze na mapie, czy przyjdziesz mi z pomocą mamo, czy
jestem dość, mamo, czy jesteś ze mnie zadowolona?
Czy zgniotłem jeszcze armie północy, czy przywróciłem słuszną wiarę
na brzegi Bałtyku, czy dość się modliłem, tak powinienem
czy zabijałem właściwie
i dość, czy jeszcze
spieszyłem, ściskając perłową uprząż, w poranek Sztokholmu
czy przywróciłem władzę Papieża, czy ja,
czy jeszcze, czy kiedykolwiek jeszcze uda mi się zasnąć?
Czy jestem już godzien swego imienia, Król Światła
Czy jestem promieniem czy cieniem
czy odniosłem zwycięstwo nad Holendrami
czy teraz mnie kochają, czy zamordowałem każdego hugenota
ostatniego, czy na pewno?
Tak być powinno, ale czy rządzę już za długo
czy jestem państwem, czy kim do cholery
jestem albo kim jestem?
Czy dość już zaostrzyłem, ściemnia się, na czerwono
się ściemnia tutaj każdego wieczoru
czy zaostrzyłem na grafa, jakiegoś tam grafa,
duże i dość ciężkie ostrze
czy nasmarowałem gilotynę
otworzyłem zamek, nie wyrywając gwardii ze snu
czy dość zaostrzyłem?
Czy stworzyłem już dość duże państwo?
Czy z wielu małych stworzyłem jedno,
dość duże, a może
wyrwę dla nas jeszcze kawałek Austrii? Czy nauczałem
dość jak sens i porządek są podobne, czy nauczyłem,
należałoby, w szczególności należałoby
przestrzegać przecież jeszcze kiedyś tylko nikt nie może się dowiedzieć
że czasem przeraża, naprawdę przeraża, i czy mam rację
zawsze, tak być powinno, zawsze rację, czy to ja jestem tym
który moczy się w spodnie na paradzie?
Czy jestem jeszcze pewien trasy? Czy na pewno
naładowałem pistolet, czy na pewno naładowałem go
kulą na miarę arcyksięcia
czy jestem pełen odwagi, czy rzucę się
do ucieczki, czy idę w sprawie ojczyzny czy własnej,
powinien, dla ojczyzny, arcyksiążę powinien umrzeć, ja też
czy jestem po tym czymś?
Czy już umarłem, wolałbym, raczej niż te
cztery lata tego
łomotu
kiedy słońce nie wschodzi lecz żółty
gaz zachodzi gaz
musztardowy i
krew i czy jestem wciąż, nie chcę
już
być.
Jarkko Tontti: „Vuosikirja”. Otava. Helsinki 2006, s. 6-10.
O przyjaźni między mężczyznami
Tego wieczoru Jacasser czyta północną legendę, o tym jak
samce idą
z niebezpieczeństwa w niebezpieczeństwo, Beowulfa
postawne chłopy
podnoszą do ust kielichy, wycierają
pianę w opancerzone rękawy.
Dlatego przyjaźń między mężczyznami nie jest trudna, nie, ona
jest niemożliwa,
jak braterstwo między samochodami,
na światłach drogowych jak żołnierze z włóczniami
przez pokolenia zabijają ludzi i zwierzęta
wyprzedzają kompanów
na ostatnim wirażu
zmienia się spojrzenie
czy między bohaterami mogłoby być coś innego niż wyścig,
czy mogłaby być miłość
czy tylko uderzenie w bok, pierś, plecy, na wskroś
przez blaszany pancerz, wypolerowanego perłową farbą
wierzchowca, czy mogłaby być
miłość
brodatych policzków tarcie jeden o drugi
kiedy rozlega się ryk ponad strachem,
mężczyźni północy
nigdy nie przepraszają.
***
Kiedy Jacasser umiera, wynurza się z głębi do światła, jak w dzieciństwie
z pomostu w błotnistą wodę, muskając piasek, znów na powierzchnię, w stronę
okrążającego niebieską kulę satelity. Sięga po najbliższy kwazar,
łapie gołymi rękami meteoryt lub dwa, jak w dzieciństwie wyciąga okonie
spośród płotek, mądre cytaty z łatwych książek, łuski cudzysłowu
bezwstydnie usuwa. Wśród gwiazd Jacasser jest wiatrem i nareszcie znów
z tatą, dwie czyste dusze. Obierają kierunek na Alfa
Centauri, okrążają raje i piekła monoteistów, wierni jedynie
literaturze naukowej, do żeglujących powoli przez galaktyki potężnych statków, przez których
okna Jacasser zagląda do środka, jak w dzieciństwie do sypialni rodziców
przez szparę w drzwiach, widok zapada w pamięć, nic innego już nie
ma.
Jarkko Tontti: „Jacasser”. Otava. Helsinki 2009, s. 59.
Otwiera się usta. Robi mężczyznę, kobietę. Płata się im
figiel, wykopuje skórkę jabłka spomiędzy
zębów. Zapomina się zakręcić kran. Zatapia się
wszystko, prawie. Zmienia się narratora.
Ucieka się z Egiptu, błądzi. Otrzymuje się instrukcje,
wrzuca je do skrzyni, zamyka szczelnie
pokrywę. Bije się autochtonów, zabiera im
ziemię. Jest się złym, wyśmiewa się profetów.
Trafia się do Babilonu, wydostaje się na wolność.
Zmienia się narratora.
Rodzi się dziwnie, otrzymuje się od starców dary.
Jedzie się Interrailem, zakłada zespół rockowy.
Przychodzą fani. Umiera się z rozmachem, przywiduje się.
Zmienia się narratora.
Pamięta się, co się pamięta, zapisuje się.
Interpretuje się, jak się chce, opowiada się innym.
Czeka się.
Zmienia się narratora.
Jarkko Tontti: „Vuosikirja”. Otava. Helsinki 2006, s.
***
Czy ustawiłem jeszcze moich ludzi w szeregu, piraci
do roty, czy karmiłem ich po Troi chlebem
winem, czy zrobiłem dość
czy wysłałem wiadomości do domu
Telemachowi, powiedziałem wszystko, czy zrobiłem
dość, próbowałem?
Czy gnałem dość daleko
na szczycie falangi jechałem
za góry Kush, gdzie rodzi się słońce
czy na pewno zagnałem dalej niż ktokolwiek inny?
Czy jako pierwszy u brązowookich panien
w cieniu drzew owocowych, na Indusie, czy jako pierwszy?
Czy jestem za daleko, czy zdążę do domu
kiedy matka składa Dionizosowi krwawą ofiarę z baranka, a góry Macedonii
słuchają błękitne, czy zdążę z powrotem czy
zagnałem za daleko?
Czy jeszcze odpowiedziałem, odpowiedziałem na rozkaz senatu?
Czy napisałem im cokolwiek, czy postanowiłem zapomnieć
zdolność pisania. Czy zamoczyłem konia mego w pianach Rubikonu
czy przekroczyłem rzekę? Czy jestem gotów wkrótce umrzeć?
Czy jestem gotów bać się błysku słońca w mieczach kawalerii Pompejusza
czy jestem gotów bać się, wkrótce umrzeć, czy jestem?
Czy jestem gotów obserwować orła
aż uczynię z imienia mego służbę
czy jestem dość
kiedykolwiek dość?
Czy wbiłem już włócznię w plecy brata mego Bledy, czy jestem jeszcze?
Czy zostawiłem za sobą brzegi morza Kaspijskiego
dotarłem na zachód
do ziemi zachodu słońca
czy uprowadziłem mój lud przed biczem stepowego wiatru
czy jeszcze to zrobiłem?
Czy zielone krainy już zjechałem kopytami moimi zadeptałem
orła legionów
czy jestem jeszcze
czy rozbiłem jeszcze namiot na Forum
Czy przebiłem go włócznią?
Czy wydostałem się jeszcze z tych zimnych brzegów, czy wydostałem się jeszcze
wiosłowałem przez morze, zostawiłem szare fiordy?
Czy widziałem jeszcze zieloną wyspę
czy podbiłem ją z wiatrem w brodzie czy jestem godzien mego ojca
tak być powinno, godzien i pożeglować na południe, zachód i wschód, wiosłem
i żaglami powinno się stąd wydostać do ciepła.
Czy pożeglowałem za daleko skoro nie widać już Indii ni Chin.
Czy w łóżku o poranku brał mnie
strach, naprawdę jestem w piekle, czy jestem jeszcze na mapie, czy przyjdziesz mi z pomocą mamo, czy
jestem dość, mamo, czy jesteś ze mnie zadowolona?
Czy zgniotłem jeszcze armie północy, czy przywróciłem słuszną wiarę
na brzegi Bałtyku, czy dość się modliłem, tak powinienem
czy zabijałem właściwie
i dość, czy jeszcze
spieszyłem, ściskając perłową uprząż, w poranek Sztokholmu
czy przywróciłem władzę Papieża, czy ja,
czy jeszcze, czy kiedykolwiek jeszcze uda mi się zasnąć?
Czy jestem już godzien swego imienia, Król Światła
Czy jestem promieniem czy cieniem
czy odniosłem zwycięstwo nad Holendrami
czy teraz mnie kochają, czy zamordowałem każdego hugenota
ostatniego, czy na pewno?
Tak być powinno, ale czy rządzę już za długo
czy jestem państwem, czy kim do cholery
jestem albo kim jestem?
Czy dość już zaostrzyłem, ściemnia się, na czerwono
się ściemnia tutaj każdego wieczoru
czy zaostrzyłem na grafa, jakiegoś tam grafa,
duże i dość ciężkie ostrze
czy nasmarowałem gilotynę
otworzyłem zamek, nie wyrywając gwardii ze snu
czy dość zaostrzyłem?
Czy stworzyłem już dość duże państwo?
Czy z wielu małych stworzyłem jedno,
dość duże, a może
wyrwę dla nas jeszcze kawałek Austrii? Czy nauczałem
dość jak sens i porządek są podobne, czy nauczyłem,
należałoby, w szczególności należałoby
przestrzegać przecież jeszcze kiedyś tylko nikt nie może się dowiedzieć
że czasem przeraża, naprawdę przeraża, i czy mam rację
zawsze, tak być powinno, zawsze rację, czy to ja jestem tym
który moczy się w spodnie na paradzie?
Czy jestem jeszcze pewien trasy? Czy na pewno
naładowałem pistolet, czy na pewno naładowałem go
kulą na miarę arcyksięcia
czy jestem pełen odwagi, czy rzucę się
do ucieczki, czy idę w sprawie ojczyzny czy własnej,
powinien, dla ojczyzny, arcyksiążę powinien umrzeć, ja też
czy jestem po tym czymś?
Czy już umarłem, wolałbym, raczej niż te
cztery lata tego
łomotu
kiedy słońce nie wschodzi lecz żółty
gaz zachodzi gaz
musztardowy i
krew i czy jestem wciąż, nie chcę
już
być.
Jarkko Tontti: „Vuosikirja”. Otava. Helsinki 2006, s. 6-10.
O przyjaźni między mężczyznami
Tego wieczoru Jacasser czyta północną legendę, o tym jak
samce idą
z niebezpieczeństwa w niebezpieczeństwo, Beowulfa
postawne chłopy
podnoszą do ust kielichy, wycierają
pianę w opancerzone rękawy.
Dlatego przyjaźń między mężczyznami nie jest trudna, nie, ona
jest niemożliwa,
jak braterstwo między samochodami,
na światłach drogowych jak żołnierze z włóczniami
przez pokolenia zabijają ludzi i zwierzęta
wyprzedzają kompanów
na ostatnim wirażu
zmienia się spojrzenie
czy między bohaterami mogłoby być coś innego niż wyścig,
czy mogłaby być miłość
czy tylko uderzenie w bok, pierś, plecy, na wskroś
przez blaszany pancerz, wypolerowanego perłową farbą
wierzchowca, czy mogłaby być
miłość
brodatych policzków tarcie jeden o drugi
kiedy rozlega się ryk ponad strachem,
mężczyźni północy
nigdy nie przepraszają.
***
Kiedy Jacasser umiera, wynurza się z głębi do światła, jak w dzieciństwie
z pomostu w błotnistą wodę, muskając piasek, znów na powierzchnię, w stronę
okrążającego niebieską kulę satelity. Sięga po najbliższy kwazar,
łapie gołymi rękami meteoryt lub dwa, jak w dzieciństwie wyciąga okonie
spośród płotek, mądre cytaty z łatwych książek, łuski cudzysłowu
bezwstydnie usuwa. Wśród gwiazd Jacasser jest wiatrem i nareszcie znów
z tatą, dwie czyste dusze. Obierają kierunek na Alfa
Centauri, okrążają raje i piekła monoteistów, wierni jedynie
literaturze naukowej, do żeglujących powoli przez galaktyki potężnych statków, przez których
okna Jacasser zagląda do środka, jak w dzieciństwie do sypialni rodziców
przez szparę w drzwiach, widok zapada w pamięć, nic innego już nie
ma.
Jarkko Tontti: „Jacasser”. Otava. Helsinki 2009, s. 59.
Tłumaczyła: Edyta Jurkiewicz.
Zadanie dofinansowane ze środków budżetu Województwa Śląskiego. Zrealizowano przy wsparciu Fundacji Otwarty Kod Kultury. |