HIC TRANSIT... CZY JAKOŚ TAK
A
A
A
Hic transit gloria mundi – tak przemija chwała świata. Używana i nadużywana łacińska sentencja mogłaby stanowić motto miniatur Artura Daniela Liskowackiego wydanych pod wspólnym tytułem „Skerco”. W tym miejscu zapewniam czytelnika, że znam poprawną pisownię nazwy tej formy muzycznej, autor również. Krąg osób znających powyższą sentencję zmniejsza się; podejrzewam, że proporcjonalnie względem liczby osób czytających niemodną literaturę, taką, którą tworzy Artur Daniel Liskowacki. Jest pisarzem niszowym, stawiającym modelowemu czytelnikowi wysokie wymagania – skup się na lekturze, gdyż to krótkie teksty, których uroda tkwi w ironii postrzegania świata, przy szybkiej lekturze pozostaje wrażenie banalności – bo o czym pozornie są to teksty? O tym, kto siedział przy stole podczas obiadu, trochę wspomnień z dzieciństwa, jakieś charakterystyki ludzi.
Jak ma się zawartość książki do tytułu? Zgodnie z teorią literatury, która importowała scherzo z teorii muzyki, to krótkie utwory o liryczno-żartobliwym charakterze; definicja autorstwa Michała Głowińskiego podkreśla ponadto silnie zrytmizowanie tekstu, które w prozie jest może słabsze. Niewątpliwie jednak Liskowacki to pisarz bardzo zainteresowany brzmieniem współczesnej polszczyzny, jej zubożeniem, zanikiem niektórych znaczeń oraz pojemnością innych. Czytający z szybkością internetowego łącza nie dostrzeże w nich nic zajmującego – narzekania mężczyzny w średnim wieku, że nic już nie jest takie jak było. Prawie jak w „Finlandii” Świetlickiego: „Nigdy nie będzie takiego lata”. I tak dalej.
W jednym z pierwszych tekstów „Hrabia D.” Liskowacki przyznaje, że wskazano mu jego podobieństwo do zmarłego już hrabiego Dzieduszyckiego. Ta uwaga wzbudziła konsternację autora – chodzi o sensacyjne lustracyjne doniesienia prasy czy raczej fizyczne powinowactwo? Dochodzi do wniosku, że rozmówca miał na myśli wygląd, ale przecież hrabia był już naprawdę starym człowiekiem… Narrator musi zmierzyć się z własnym wiekiem, zmianami cielesnymi, co bywa bolesne dla kogoś, kto postrzega rzeczywistość tak trzeźwo, jak osoba wypowiadająca się. Krótkie teksty tworzą jakby pamiętnik pobytu w Oborach, choć tak naprawdę tych wyjazdów było wiele na różnych etapach życia. W domu pracy twórczej czas płynął inaczej, dotąd był jednym z młodszych gości, teraz zasilił grono tych, których nazwisko nic nie mówi młodemu czytelnikowi. Powyższy opis nie powinien jednak zniechęcać czytelnika i sprawiać wrażenia, że Artur Daniel Liskowacki jest zgorzkniałym, pełnym pretensji autorem nieczytanych książek. Mamy do czynienia z twórcą nie pasującym do rynku literatury popularnej, lecz zauważanym i nagradzanym przez krytykę. Z drugiej strony lista osiągnięć w rodzaju nagrody Festiwalu Polskiego Radia i Telewizji Polskiej „Dwa teatry” może odstraszać czytelnika.
Przyznaję, że nie znam wcześniejszych powieści ani zbiorów opowiadań szczecińskiego pisarza i do lektury „Skerca” przystąpiłam z obawami, że przeintelektualizowana treść zmęczy mnie po około dziesiątej stronie, przez cienką książkę przebrnę z trudem, a tytułem rekompensaty rzucę się na krwawy kryminał. I tutaj się głęboko myliłam, przyznaję się więc do ulegania stereotypom, że to, co wydane w małych wydawnictwach z podtytułem – offowe, musi działać jak środek nasenny, dodatkowo wzbudzając w czytelniku poczucie winy, że jest nieprzygotowany na artystyczną lekturę. Nazwiska pisarzy, którzy wywołali we mnie podobne uczucia, zmilczę, zapewniam jednak, że były wśród nich te głośne jak odkrycia literackie Pawła Dunina-Wąsowicza. Potwierdzam raz jeszcze – nie znudzicie się, krótka forma, w wielu miejscach wprost anegdota, scenka obyczajowa wam na to nie pozwoli. Nie oczekujcie jednak gawęd w rodzaju „Pamiątek Soplicy” Rzewuskiego (któż tę ramotkę jeszcze pamięta, poza badaczami romantyzmu?), chociaż w tekstach Liskowackiego dawny świat ma znaczenie dla narratora i garstki starszych od niego bywalców domu pracy twórczej w Oborach pod Warszawą. Pałac w O. stanowił ważny element powojennego życia literackiego, wkomponowany w krajobraz życia pisarzy i poetów. Dziś, wpisując w okno przeglądarki nazwę Obory, oglądam zdjęcia, zapoznaję się z ofertą wynajmu pokoi, bo mogę tam pojechać i spędzać czas bez zaczerniania papieru, nie przynależąc do żadnego związku pisarzy.
W miarę czytania rósł mój podziw wobec lingwistycznych sztuczek narratora – Liskowacki przywraca mojej polszczyźnie zapomniane znaczenia lub finezyjnie wykorzystuje podobieństwa związków frazeologicznych, rozbija je na elementy. Niektóre celne zdania ze „Skerca” można cytować w funkcji aforyzmów, jako przykład podam puentę tekstu „Pytajniki”, w którym autor odwołuje się do zmagań z programem komputerowym, zamiast liter z znakami diakrytycznymi wstawiającym w tekst pytajniki. Autor najpierw próbował tekst poprawić, wstawiając właściwe litery, okazało się to jednak żmudnym zadaniem. Jako eksperyment zapisał fragment tekstu w ten – komputerowy - sposób. Tempo czytania zwalnia się, gdyż trzeba wstawić odpowiednią głoskę, za to najsławniejszy cytat z Szekspira zyskuje na dramatyczności. I to wszystko możliwe tylko w tak egzotycznym dla komputera języku, jak język polski. „Język, w którym tak istotna jest ukryta rola pytajników, daje nieoczekiwane możliwości pisarzom, którzy wątpią i pytają”. Zdanie, które doskonale wyglądałoby na kartach antologii cytatów, stanowi fenomenalne podsumowanie, wydawałoby się banalnego zdarzenia.
Książka ta utkana jest z tego, co osobiste, jednostkowe, bez egotyzmu charakterystycznego dla prozy intymnej. Zostajemy dopuszczeni do sfery prywatnej pisarza na ściśle określonych warunkach – będę mówił szczerze, lecz nie wszystko odkryję przed wami. Nie liczcie na bebechowatość, proste odzwierciedlenie, pełen realizm – wydaje się mówić. Gdy tak pomyślisz, możesz spodziewać się ironicznego uśmiechu – nic nie jest takie jak się wydaje. Nie bez kozery scherzo lub skerco (jak twierdzi jedna z epizodycznych postaci) oznacza po włosku żart.
Jak ma się zawartość książki do tytułu? Zgodnie z teorią literatury, która importowała scherzo z teorii muzyki, to krótkie utwory o liryczno-żartobliwym charakterze; definicja autorstwa Michała Głowińskiego podkreśla ponadto silnie zrytmizowanie tekstu, które w prozie jest może słabsze. Niewątpliwie jednak Liskowacki to pisarz bardzo zainteresowany brzmieniem współczesnej polszczyzny, jej zubożeniem, zanikiem niektórych znaczeń oraz pojemnością innych. Czytający z szybkością internetowego łącza nie dostrzeże w nich nic zajmującego – narzekania mężczyzny w średnim wieku, że nic już nie jest takie jak było. Prawie jak w „Finlandii” Świetlickiego: „Nigdy nie będzie takiego lata”. I tak dalej.
W jednym z pierwszych tekstów „Hrabia D.” Liskowacki przyznaje, że wskazano mu jego podobieństwo do zmarłego już hrabiego Dzieduszyckiego. Ta uwaga wzbudziła konsternację autora – chodzi o sensacyjne lustracyjne doniesienia prasy czy raczej fizyczne powinowactwo? Dochodzi do wniosku, że rozmówca miał na myśli wygląd, ale przecież hrabia był już naprawdę starym człowiekiem… Narrator musi zmierzyć się z własnym wiekiem, zmianami cielesnymi, co bywa bolesne dla kogoś, kto postrzega rzeczywistość tak trzeźwo, jak osoba wypowiadająca się. Krótkie teksty tworzą jakby pamiętnik pobytu w Oborach, choć tak naprawdę tych wyjazdów było wiele na różnych etapach życia. W domu pracy twórczej czas płynął inaczej, dotąd był jednym z młodszych gości, teraz zasilił grono tych, których nazwisko nic nie mówi młodemu czytelnikowi. Powyższy opis nie powinien jednak zniechęcać czytelnika i sprawiać wrażenia, że Artur Daniel Liskowacki jest zgorzkniałym, pełnym pretensji autorem nieczytanych książek. Mamy do czynienia z twórcą nie pasującym do rynku literatury popularnej, lecz zauważanym i nagradzanym przez krytykę. Z drugiej strony lista osiągnięć w rodzaju nagrody Festiwalu Polskiego Radia i Telewizji Polskiej „Dwa teatry” może odstraszać czytelnika.
Przyznaję, że nie znam wcześniejszych powieści ani zbiorów opowiadań szczecińskiego pisarza i do lektury „Skerca” przystąpiłam z obawami, że przeintelektualizowana treść zmęczy mnie po około dziesiątej stronie, przez cienką książkę przebrnę z trudem, a tytułem rekompensaty rzucę się na krwawy kryminał. I tutaj się głęboko myliłam, przyznaję się więc do ulegania stereotypom, że to, co wydane w małych wydawnictwach z podtytułem – offowe, musi działać jak środek nasenny, dodatkowo wzbudzając w czytelniku poczucie winy, że jest nieprzygotowany na artystyczną lekturę. Nazwiska pisarzy, którzy wywołali we mnie podobne uczucia, zmilczę, zapewniam jednak, że były wśród nich te głośne jak odkrycia literackie Pawła Dunina-Wąsowicza. Potwierdzam raz jeszcze – nie znudzicie się, krótka forma, w wielu miejscach wprost anegdota, scenka obyczajowa wam na to nie pozwoli. Nie oczekujcie jednak gawęd w rodzaju „Pamiątek Soplicy” Rzewuskiego (któż tę ramotkę jeszcze pamięta, poza badaczami romantyzmu?), chociaż w tekstach Liskowackiego dawny świat ma znaczenie dla narratora i garstki starszych od niego bywalców domu pracy twórczej w Oborach pod Warszawą. Pałac w O. stanowił ważny element powojennego życia literackiego, wkomponowany w krajobraz życia pisarzy i poetów. Dziś, wpisując w okno przeglądarki nazwę Obory, oglądam zdjęcia, zapoznaję się z ofertą wynajmu pokoi, bo mogę tam pojechać i spędzać czas bez zaczerniania papieru, nie przynależąc do żadnego związku pisarzy.
W miarę czytania rósł mój podziw wobec lingwistycznych sztuczek narratora – Liskowacki przywraca mojej polszczyźnie zapomniane znaczenia lub finezyjnie wykorzystuje podobieństwa związków frazeologicznych, rozbija je na elementy. Niektóre celne zdania ze „Skerca” można cytować w funkcji aforyzmów, jako przykład podam puentę tekstu „Pytajniki”, w którym autor odwołuje się do zmagań z programem komputerowym, zamiast liter z znakami diakrytycznymi wstawiającym w tekst pytajniki. Autor najpierw próbował tekst poprawić, wstawiając właściwe litery, okazało się to jednak żmudnym zadaniem. Jako eksperyment zapisał fragment tekstu w ten – komputerowy - sposób. Tempo czytania zwalnia się, gdyż trzeba wstawić odpowiednią głoskę, za to najsławniejszy cytat z Szekspira zyskuje na dramatyczności. I to wszystko możliwe tylko w tak egzotycznym dla komputera języku, jak język polski. „Język, w którym tak istotna jest ukryta rola pytajników, daje nieoczekiwane możliwości pisarzom, którzy wątpią i pytają”. Zdanie, które doskonale wyglądałoby na kartach antologii cytatów, stanowi fenomenalne podsumowanie, wydawałoby się banalnego zdarzenia.
Książka ta utkana jest z tego, co osobiste, jednostkowe, bez egotyzmu charakterystycznego dla prozy intymnej. Zostajemy dopuszczeni do sfery prywatnej pisarza na ściśle określonych warunkach – będę mówił szczerze, lecz nie wszystko odkryję przed wami. Nie liczcie na bebechowatość, proste odzwierciedlenie, pełen realizm – wydaje się mówić. Gdy tak pomyślisz, możesz spodziewać się ironicznego uśmiechu – nic nie jest takie jak się wydaje. Nie bez kozery scherzo lub skerco (jak twierdzi jedna z epizodycznych postaci) oznacza po włosku żart.
Artur Daniel Liskowacki: „Skerco”. Wydawnictwo Forma, Stowarzyszenie OFFicyna. Szczecin, Bezrzecze 2011 [seria: Kwadrat].
Zadanie dofinansowane ze środków budżetu Województwa Śląskiego. Zrealizowano przy wsparciu Fundacji Otwarty Kod Kultury. |