ZADURZENI
A
A
A
W trzynastym numerze wrocławskiego pisma „Rita Baum” Bartosz Sadulski oraz Przemek Witkowski, pisząc o najmłodszej polskiej poezji, zauważyli, iż w pisarstwie tak zwanych „roczników osiemdziesiątych” można wyróżnić kilka najpopularniejszych, ich zdaniem, tendencji. Byłyby to zatem: neoklasycyzm; neoawangardyzm (cybernetyzm, neolingwizm, hiperteksty), feminizm, gender / queer; slam; angaż społeczny (lewica / prawica); intymizm, imaginaryzm; „sosnowszczyzna” oraz „zadurzenie”. To ostatnie utworzone zostało od nazwiska Bohdana Zadury, poety, prozaika, tłumacza, krytyka literackiego, od 2004 roku redaktora naczelnego „Twórczości”. Nurt ten najczęściej sytuowałby się oczywiście w obrębie tak zwanego kultu cargo (nazwa pochodzi od działań społeczno-religijnych na wyspach Oceanu Spokojnego), czyli powtarzania w procesie artystycznym cech stylu znanego wcześniej twórcy, w nadziei, że naśladowca będzie w stanie choć trochę zbliżyć się do oryginału. Do „zadurzonych”, zdaniem autorów „Rity Baum”, należą między innymi Konrad Ciok i Dagmara Sumara. Wydany jednakże przez Biuro Literackie tom, zatytułowany „Klasyk na ludzie. Rozmowy z Bohdanem Zadurą”, zdaje się mówić, iż „zadurzonych”, choć niekoniecznie naśladowców, jest o wiele więcej.
Omawiany zbiór to zapis spotkań i rozmów (w cztery oczy, przez telefon, przez internet) przeprowadzanych z Zadurą na przestrzeni lat (od 1996 do 2008) przez różne osoby. Każda z nich inaczej wspomina swój pierwszy kontakt z autorem „Ptasiej grypy”, każda pyta o coś innego i każda coś innego z owego spotkania i z owej rozmowy wynosi.
I tak, Darek Foks, w pierwszym opublikowanym wywiadzie z pisarzem (w „Nowym Nurcie” w 1996 roku), skupia się na Zadurze tłumaczu. Podobnie Jacek Kopciński – jego pytania dotyczą przede wszystkim przekładów z ukraińskiego i węgierskiego – czy Anna Krzywania, rozmawiająca o wydaniu antologii poezji ukraińskiej pod tytułem „Wiersze zawsze są wolne”. Wiesław Ratajczak z kolei spisał opowieści autora „Nocnego życia”, nagrane podczas przygotowania o nim filmu dokumentalnego. Spotkania Zadury z Pawłem Marcinkiewiczem, Jerzym Borowczykiem, Michałem Łukaszewiczem, Andrzejem Sosnowskim, Jackiem Podsiadło, Adamem Wiedemannem, Stanisławem Beresiem, Magdaleną Rybak, Michałem Larkiem i Jarosławem Borowcem dotykają przede wszystkim kwestii literackich, ale także wspomnieniowych – padają pytania o same początki poetyckiej drogi poety. Tom kończy zabawny, utrzymany w anegdotycznym stylu, wywiad, jaki z bohaterem przeprowadził Artur Burszta.
Rozmowy z Zadurą są różne. Mniej lub bardziej zabawne, mniej lub bardziej poważne. Raz poruszane są tematy związane z rolą literatury, innym razem interlokutorzy zachęcają do beztroskiego bajania. Autor „Patrycji i charta afgańskiego” mówi więc o swym domu w Puławach (część spotkań odbywała się właśnie tam), o pracy na etat, młodości, przyjaźniach, debiucie, o tym, dlaczego nie został członkiem Nowej Fali, ukochanych książkach, współczesnych poetach, których czyta, lubi i ceni – mówi na przykład, że czuje się zaprzyjaźniony ze „śląską szkołą”. To liczne anegdoty, wspomnienia, żarty. W odpowiedziach i pytaniach, które czasami sam zadaje rozmówcom, Zadura pokazuje samego siebie. Mówi o sobie równie dużo jak poprzez wiersze. I jego samego ten fakt bardzo dziwi, wyznaje bowiem Borowczykowi i Larkowi: „(…) byłem strasznym milczkiem. Miałem dwie, trzy osoby, z którymi potrafiłem swobodnie rozmawiać, natomiast każda sytuacja publiczna zupełnie mnie paraliżowała”.
Z jednej strony, mamy zatem Zadurę poważnego. Komentującego aktualną sytuację na rynku literackim i z werwą rozprawiającego o kulturze i życiu literackim. Dla literaturoznawców i wielbicieli jego twórczości bez wątpienia najbardziej interesujące będą bowiem fragmenty, w których mówi o poezji, jaką lubi czytać, i o kimś, kogo można by nazwać „czytelnikiem idealnym”: „Jeżeli po lekturze pierwszej linijki [wiersza – przyp. M.B.] potrafię, nie patrząc na drugą, trzecią i następną, wszystkie je sobie wyobrazić, to już nie jest to dla mnie dobry wiersz, nawet nie jest to w ogóle poezja. Gdzieś tam w tej definicji poezji, jako jej element, powinna pewnie kryć się niespodzianka”. „Czytelnik, na którym mi zależy (chociaż nie piszę z myślę o nim), to byłby ktoś taki, kto nie musi się zgadzać i podzielać obrazu świata zawartego w moich wierszach, ale go rozumie. Czyli jak przeczyta linijkę: »Ta moja dusza głupia pizda« – to nie rzuca mu się tylko ta »pizda« na oczy i poza nią niczego nie widzi, ale, po pierwsze, gotów jest się uśmiechnąć, a po drugie – dostrzec w tej linijce szansę na wiersz metafizyczny”.
Z drugiej jednak strony, dostajemy także Zadurę gawędziarza. Żartującego, ironicznego, lubiącego prowokować. W rozmowie z nieżyjącym już Łukaszewiczem to właśnie on pyta na przykład, co zrobić z literatami, „jeśli wiersze to są (…) sny języka, które spisują poeci”? Najluźniejsza jest jednak bez wątpienia rozmowa z Bursztą. Panowie rozprawiają bowiem o Euro 2012, o sporcie w ogóle, a piłce nożnej w szczególności, o wzroście cen, jedzeniu, alkoholach. „(…) chcesz mnie namówić na rozmowę o alkoholach? Nie mam nic przeciwko, ale boję się, że będzie krótka” – puentuje autor „Prześwietlonych zdjęć”.
Pamiętając o tych różnych „twarzach” Zadury, warto zwrócić uwagę jeszcze na sam tytuł – „Klasyk na luzie…” – zaczerpnięty z rozmowy, jaką przeprowadził Stanisław Bereś. Krytyk stwierdza bowiem, że wydanie dzieł zebranych to namaszczenie na klasyka, choć Zadura klasykiem był już chyba od urodzenia. Autor „Pożegnania Ostendy” odpowiada mu: „O, to nie wiem, co się kryje pod pojęciem »klasyk«. Uznawano mnie kiedyś za neoklasyka. Jeśli od urodzenia byłem klasykiem, to kim byłem w życiu płodowym”? W tej właśnie rozmowie padają zresztą najtrudniejsze pytania, o Nową Falę (Bereś przypomina utwór „Wiersz dla Marty Podgórnik”), o wagę debiutu w 1968 roku, o tak zwaną szkołę puławską i szkołę otwocką – w pierwszej wiersze pisze się wtedy, kiedy ma się natchnienie, w drugiej natomiast należy sobie ściśle określić godziny pracy nad wierszem – a także o „mechanizmy literackiej warszawki”, rozczarowania i porażki.
„Klasyka na luzie…” można więc czytać na dwa sposoby. „Po bożemu”, czyli od początku do końca, lub wybierając te fragmenty, które w danej chwili najbardziej nas interesują, w zależności od tego, jakiego Zadurę chcemy akurat poznać. Z owych spotkań wynika bowiem, jak we wstępie napisał redaktor tomu, iż mamy do czynienia z bohaterem „lirycznym, analitycznym, ironicznym, codziennym, kolokwialnym, dowcipnym, zmysłowym (…)”, który „miał zawsze ambicję pisania wierszy i równocześnie pozostawał sobą – kimś, kto niczego nie musiał robić wbrew sobie i pod publikę”. To książka dla tych, którzy od lat czytają twórczość autora „Kopca kreta”, ale także i dla tych, którzy jeszcze go nie znają i którzy po zapoznaniu się z jego licznymi „twarzami” zechcą poszerzyć grono „zadurzonych”.
Omawiany zbiór to zapis spotkań i rozmów (w cztery oczy, przez telefon, przez internet) przeprowadzanych z Zadurą na przestrzeni lat (od 1996 do 2008) przez różne osoby. Każda z nich inaczej wspomina swój pierwszy kontakt z autorem „Ptasiej grypy”, każda pyta o coś innego i każda coś innego z owego spotkania i z owej rozmowy wynosi.
I tak, Darek Foks, w pierwszym opublikowanym wywiadzie z pisarzem (w „Nowym Nurcie” w 1996 roku), skupia się na Zadurze tłumaczu. Podobnie Jacek Kopciński – jego pytania dotyczą przede wszystkim przekładów z ukraińskiego i węgierskiego – czy Anna Krzywania, rozmawiająca o wydaniu antologii poezji ukraińskiej pod tytułem „Wiersze zawsze są wolne”. Wiesław Ratajczak z kolei spisał opowieści autora „Nocnego życia”, nagrane podczas przygotowania o nim filmu dokumentalnego. Spotkania Zadury z Pawłem Marcinkiewiczem, Jerzym Borowczykiem, Michałem Łukaszewiczem, Andrzejem Sosnowskim, Jackiem Podsiadło, Adamem Wiedemannem, Stanisławem Beresiem, Magdaleną Rybak, Michałem Larkiem i Jarosławem Borowcem dotykają przede wszystkim kwestii literackich, ale także wspomnieniowych – padają pytania o same początki poetyckiej drogi poety. Tom kończy zabawny, utrzymany w anegdotycznym stylu, wywiad, jaki z bohaterem przeprowadził Artur Burszta.
Rozmowy z Zadurą są różne. Mniej lub bardziej zabawne, mniej lub bardziej poważne. Raz poruszane są tematy związane z rolą literatury, innym razem interlokutorzy zachęcają do beztroskiego bajania. Autor „Patrycji i charta afgańskiego” mówi więc o swym domu w Puławach (część spotkań odbywała się właśnie tam), o pracy na etat, młodości, przyjaźniach, debiucie, o tym, dlaczego nie został członkiem Nowej Fali, ukochanych książkach, współczesnych poetach, których czyta, lubi i ceni – mówi na przykład, że czuje się zaprzyjaźniony ze „śląską szkołą”. To liczne anegdoty, wspomnienia, żarty. W odpowiedziach i pytaniach, które czasami sam zadaje rozmówcom, Zadura pokazuje samego siebie. Mówi o sobie równie dużo jak poprzez wiersze. I jego samego ten fakt bardzo dziwi, wyznaje bowiem Borowczykowi i Larkowi: „(…) byłem strasznym milczkiem. Miałem dwie, trzy osoby, z którymi potrafiłem swobodnie rozmawiać, natomiast każda sytuacja publiczna zupełnie mnie paraliżowała”.
Z jednej strony, mamy zatem Zadurę poważnego. Komentującego aktualną sytuację na rynku literackim i z werwą rozprawiającego o kulturze i życiu literackim. Dla literaturoznawców i wielbicieli jego twórczości bez wątpienia najbardziej interesujące będą bowiem fragmenty, w których mówi o poezji, jaką lubi czytać, i o kimś, kogo można by nazwać „czytelnikiem idealnym”: „Jeżeli po lekturze pierwszej linijki [wiersza – przyp. M.B.] potrafię, nie patrząc na drugą, trzecią i następną, wszystkie je sobie wyobrazić, to już nie jest to dla mnie dobry wiersz, nawet nie jest to w ogóle poezja. Gdzieś tam w tej definicji poezji, jako jej element, powinna pewnie kryć się niespodzianka”. „Czytelnik, na którym mi zależy (chociaż nie piszę z myślę o nim), to byłby ktoś taki, kto nie musi się zgadzać i podzielać obrazu świata zawartego w moich wierszach, ale go rozumie. Czyli jak przeczyta linijkę: »Ta moja dusza głupia pizda« – to nie rzuca mu się tylko ta »pizda« na oczy i poza nią niczego nie widzi, ale, po pierwsze, gotów jest się uśmiechnąć, a po drugie – dostrzec w tej linijce szansę na wiersz metafizyczny”.
Z drugiej jednak strony, dostajemy także Zadurę gawędziarza. Żartującego, ironicznego, lubiącego prowokować. W rozmowie z nieżyjącym już Łukaszewiczem to właśnie on pyta na przykład, co zrobić z literatami, „jeśli wiersze to są (…) sny języka, które spisują poeci”? Najluźniejsza jest jednak bez wątpienia rozmowa z Bursztą. Panowie rozprawiają bowiem o Euro 2012, o sporcie w ogóle, a piłce nożnej w szczególności, o wzroście cen, jedzeniu, alkoholach. „(…) chcesz mnie namówić na rozmowę o alkoholach? Nie mam nic przeciwko, ale boję się, że będzie krótka” – puentuje autor „Prześwietlonych zdjęć”.
Pamiętając o tych różnych „twarzach” Zadury, warto zwrócić uwagę jeszcze na sam tytuł – „Klasyk na luzie…” – zaczerpnięty z rozmowy, jaką przeprowadził Stanisław Bereś. Krytyk stwierdza bowiem, że wydanie dzieł zebranych to namaszczenie na klasyka, choć Zadura klasykiem był już chyba od urodzenia. Autor „Pożegnania Ostendy” odpowiada mu: „O, to nie wiem, co się kryje pod pojęciem »klasyk«. Uznawano mnie kiedyś za neoklasyka. Jeśli od urodzenia byłem klasykiem, to kim byłem w życiu płodowym”? W tej właśnie rozmowie padają zresztą najtrudniejsze pytania, o Nową Falę (Bereś przypomina utwór „Wiersz dla Marty Podgórnik”), o wagę debiutu w 1968 roku, o tak zwaną szkołę puławską i szkołę otwocką – w pierwszej wiersze pisze się wtedy, kiedy ma się natchnienie, w drugiej natomiast należy sobie ściśle określić godziny pracy nad wierszem – a także o „mechanizmy literackiej warszawki”, rozczarowania i porażki.
„Klasyka na luzie…” można więc czytać na dwa sposoby. „Po bożemu”, czyli od początku do końca, lub wybierając te fragmenty, które w danej chwili najbardziej nas interesują, w zależności od tego, jakiego Zadurę chcemy akurat poznać. Z owych spotkań wynika bowiem, jak we wstępie napisał redaktor tomu, iż mamy do czynienia z bohaterem „lirycznym, analitycznym, ironicznym, codziennym, kolokwialnym, dowcipnym, zmysłowym (…)”, który „miał zawsze ambicję pisania wierszy i równocześnie pozostawał sobą – kimś, kto niczego nie musiał robić wbrew sobie i pod publikę”. To książka dla tych, którzy od lat czytają twórczość autora „Kopca kreta”, ale także i dla tych, którzy jeszcze go nie znają i którzy po zapoznaniu się z jego licznymi „twarzami” zechcą poszerzyć grono „zadurzonych”.
„Klasyk na luzie. Rozmowy z Bohdanem Zadurą”. Wybór, oprac. i wstęp Jarosław Borowiec. Biuro Literackie. Wrocław 2011.
Zadanie dofinansowane ze środków budżetu Województwa Śląskiego. Zrealizowano przy wsparciu Fundacji Otwarty Kod Kultury. |