„WIERSZ MI ŚWIADKIEM”
A
A
A
W życiu każdego poety, jak sądzę, przychodzą dwa ważne momenty. Pierwszy to wydanie wierszy zebranych, będących swoistym podsumowaniem i nagrodą za dotychczasową twórczość. To Krzysztof Siwczyk ma już za sobą. W 2006 roku, nakładem Biura Literackiego, ukazał się tom „List otwarty 1995–2005”, zbierający wcześniej opublikowane tomiki, takie jak: „Dzikie dzieci” (1995), „Emil i my” (1999), „Dane dni” (2001), „Wiersze dla palących” (2001), „Zdania z treścią” (2003) oraz „W państwie środka” (2005). Potem ukazały się jeszcze dwa zbiorki – „Centrum likwidacji szkód” (2008) oraz „Koncentrat” (2010). Teraz natomiast przyszedł moment na drugie ważne dla poety wydarzenie – wydanie wierszy wybranych. Dostajemy zatem dość pokaźny objętościowo (prawie 300 stron!) tom, zatytułowany „Gdzie indziej jest teraz”, z tym że druga część tytułu na stronie tytułowej napisana jest jak w krzywym zwierciadle i by ją odczytać, należy przystawić lusterko.
Wiersze wybrane może wydać tylko poeta uznany. Taki, którego twórczość jest już opisana, szeroko komentowana, interpretowana. Taki, który wszedł już do historycznoliterackiego „kanonu”, o którym powstały prace magisterskie bądź licencjackie. Tylko on może pozwolić sobie bowiem na subiektywny wybór, na literackie „grymaszenie”, na przygotowanie prywatnej listy „the best of”. Jaki jest więc tom Siwczyka, którego w posłowiu „HOLO: architektura, kreacja, mity” Anna Kałuża, powołując się na teorię Germano Celanta, nazywa „poetą-architektem”? Przy czym „architekt” to w tym przypadku „badający miejsca, z których nadchodzi i odchodzi kultura, stwarzający pasaż, w jakim możemy przyglądać się nadejściom i schyłkom »człowieka«, który obejmuje więcej niż spojrzenie poety, malarza czy rzeźbiarza, bo stawką jest tu urządzenie całości, ów »zamieszkany konstrukt, dziedzictwo zagarniające nas, zanim jeszcze spróbowaliśmy je pojąć«, jak pisze o architekturze Jacques Derrida”.
Kompozycja tomu „Gdzie indziej jest teraz” jest dość ryzykowna. Zbiór został podzielony bowiem na pięć części. Pierwsza została oznaczona rzymską jedynką, druga ma tytuł „Przygody człowieka”, trzecia to „Inne przygody człowieka”, czwarta zaś znowu oznaczona jest cyfrą rzymską, ale nie – jak można by zakładać – czwórką, tylko dwójką. Ostatnia część natomiast, najkrótsza, to „Nowe wiersze”. Ryzykowność polega na tym, iż wiersze z I. i II. cząstki powtórzone zostają w częściach o człowieku. Po co w jednej książce dwa razy publikować te same utwory? Odpowiedzi w posłowiu udziela autorka „Bumeranga”.
I tak, cząstka I. ma pokazać różnorodność poetycką, mnogość i wieloaspektowość tematów i motywów. „Przygody człowieka” i „Inne przygody człowieka” koncentrują się natomiast na jednostce, przedstawiając różny punkt widzenia – archeologiczny, etnograficzny czy antropologiczny. Część II. ma z kolei pokazać próby dotarcia do zerowego poziomu języka, wypreparowania z niego wszystkiego tego, co mogłaby wykorzystać poezja mimetyczna. Dwukrotne powtarzanie tych samych tekstów miałoby więc na celu przede wszystkim włączenie ich w pewne ciągi, spojrzenie na nie z różnych, odmiennych od siebie, perspektyw. Wszystko to miałoby natomiast prowadzić do udowodnienia, iż Siwczyk jest poetą o antymitologizacyjnym nastawieniu. Autor „Wierszy dla palących” pragnie bowiem „stworzyć świat i język tego świata (język, jaki mógłby opisać ten świat i jaki mógłby być tym światem, jaki ten świat mógłby wypracować na potrzeby komunikacji – do czego jeszcze miałby w nim służyć?) w taki sposób, by uciec od mitologicznej płaszczyzny ludzkiej rzeczywistości, od procesu naturalizacji języka, ale nie uciec na zawsze, raczej uciekać z każdorazowo konstruowanym językiem, który powołuje swój własny mit (…)” – czytamy.
W trakcie lektury musimy przedrzeć się zatem przez gęsty las kondensacji znaczeń, przez skomplikowany labirynt redukcji utartych schematów. Język tej poezji skupia się na sobie, zwraca się do wewnątrz siebie samego, rozwalając i budując jednocześnie, niszcząc i sklejając na nowo. Poeta staje się architektem, ale to także ktoś, kto tylko pozornie stara się utrzymać delikatną równowagę pomiędzy naiwnością i ciekawością świata a nihilizmem. By posłużyć się metaforą kulinarną, I. część to pobudzający apetyt aperitif, „Przygody człowieka” – subtelna przystawka, „Inne przygody człowieka” – pierwsze danie główne, a część II. – drugie danie. Jaka nagroda czeka czytelnika, który zdoła przetrwać ten natłok myśli, odczuć, odłamków rzeczywistości i języków? Ten suto zastawiony stół, w którym smaki i aromaty potraw mieszają się ze sobą, ciągle powtarzają i czasem zupełnie do siebie nie pasują? Odpowiedź jest prosta – na deser dostajemy ostatnią cząstkę, przynoszącą wiersze najnowsze, w większości dłuższe, narracyjne utwory jak na przykład „Gody”, „Głosy” czy „Transmisje”. Rejestruje w nich Siwczyk „nowe mitologie i wrażenia ze świata” („Byle co, daj nam Panie, bo nie brak nam niczego”), zastanawia się, czy ponownie czegoś nie rozbić, nie rozłożyć na czynniki pierwsze. To jednak zaledwie odprysk (tylko siedem wierszy), właściwie bardziej pewna zapowiedź niż sam deser, na który trzeba będzie poczekać, a który objawi się w postaci kolejnego tomiku. Wtedy – być może – dowiemy się, powołując na świadka jeden z wierszy: „Co niby wyszło z życia? / Na niby poranki, / w opuszczonym osiedlu, / w mokrej pościeli, / z nudnościami, uśmiechnięty / jak hologram prosiłem o warzywa, / w kiosku pod apteką działał demon, / dostawca paszy, praktyk surowych manier, / tyle pamiętam. // Poszedł do ziemi, jak widły w wykopki, / zupełnie za frajer, żona mamrotała / przekleństwa nad trumną, / dziecko to był mój kolega od fajek, / tyle pamiętam. / Zdarzało się oglądać zmierzchy / z dachów wieżowców, / rosnąć w glebie nieba, / zjeżdżać po klatkach, w karnawał hodowli, / z której wyszedłem wprost na ludzi i / naturalnie poległem, / przy pierwszym kontakcie, / tyle pamiętam. // Wiersz mi świadkiem”.
Wiersze wybrane może wydać tylko poeta uznany. Taki, którego twórczość jest już opisana, szeroko komentowana, interpretowana. Taki, który wszedł już do historycznoliterackiego „kanonu”, o którym powstały prace magisterskie bądź licencjackie. Tylko on może pozwolić sobie bowiem na subiektywny wybór, na literackie „grymaszenie”, na przygotowanie prywatnej listy „the best of”. Jaki jest więc tom Siwczyka, którego w posłowiu „HOLO: architektura, kreacja, mity” Anna Kałuża, powołując się na teorię Germano Celanta, nazywa „poetą-architektem”? Przy czym „architekt” to w tym przypadku „badający miejsca, z których nadchodzi i odchodzi kultura, stwarzający pasaż, w jakim możemy przyglądać się nadejściom i schyłkom »człowieka«, który obejmuje więcej niż spojrzenie poety, malarza czy rzeźbiarza, bo stawką jest tu urządzenie całości, ów »zamieszkany konstrukt, dziedzictwo zagarniające nas, zanim jeszcze spróbowaliśmy je pojąć«, jak pisze o architekturze Jacques Derrida”.
Kompozycja tomu „Gdzie indziej jest teraz” jest dość ryzykowna. Zbiór został podzielony bowiem na pięć części. Pierwsza została oznaczona rzymską jedynką, druga ma tytuł „Przygody człowieka”, trzecia to „Inne przygody człowieka”, czwarta zaś znowu oznaczona jest cyfrą rzymską, ale nie – jak można by zakładać – czwórką, tylko dwójką. Ostatnia część natomiast, najkrótsza, to „Nowe wiersze”. Ryzykowność polega na tym, iż wiersze z I. i II. cząstki powtórzone zostają w częściach o człowieku. Po co w jednej książce dwa razy publikować te same utwory? Odpowiedzi w posłowiu udziela autorka „Bumeranga”.
I tak, cząstka I. ma pokazać różnorodność poetycką, mnogość i wieloaspektowość tematów i motywów. „Przygody człowieka” i „Inne przygody człowieka” koncentrują się natomiast na jednostce, przedstawiając różny punkt widzenia – archeologiczny, etnograficzny czy antropologiczny. Część II. ma z kolei pokazać próby dotarcia do zerowego poziomu języka, wypreparowania z niego wszystkiego tego, co mogłaby wykorzystać poezja mimetyczna. Dwukrotne powtarzanie tych samych tekstów miałoby więc na celu przede wszystkim włączenie ich w pewne ciągi, spojrzenie na nie z różnych, odmiennych od siebie, perspektyw. Wszystko to miałoby natomiast prowadzić do udowodnienia, iż Siwczyk jest poetą o antymitologizacyjnym nastawieniu. Autor „Wierszy dla palących” pragnie bowiem „stworzyć świat i język tego świata (język, jaki mógłby opisać ten świat i jaki mógłby być tym światem, jaki ten świat mógłby wypracować na potrzeby komunikacji – do czego jeszcze miałby w nim służyć?) w taki sposób, by uciec od mitologicznej płaszczyzny ludzkiej rzeczywistości, od procesu naturalizacji języka, ale nie uciec na zawsze, raczej uciekać z każdorazowo konstruowanym językiem, który powołuje swój własny mit (…)” – czytamy.
W trakcie lektury musimy przedrzeć się zatem przez gęsty las kondensacji znaczeń, przez skomplikowany labirynt redukcji utartych schematów. Język tej poezji skupia się na sobie, zwraca się do wewnątrz siebie samego, rozwalając i budując jednocześnie, niszcząc i sklejając na nowo. Poeta staje się architektem, ale to także ktoś, kto tylko pozornie stara się utrzymać delikatną równowagę pomiędzy naiwnością i ciekawością świata a nihilizmem. By posłużyć się metaforą kulinarną, I. część to pobudzający apetyt aperitif, „Przygody człowieka” – subtelna przystawka, „Inne przygody człowieka” – pierwsze danie główne, a część II. – drugie danie. Jaka nagroda czeka czytelnika, który zdoła przetrwać ten natłok myśli, odczuć, odłamków rzeczywistości i języków? Ten suto zastawiony stół, w którym smaki i aromaty potraw mieszają się ze sobą, ciągle powtarzają i czasem zupełnie do siebie nie pasują? Odpowiedź jest prosta – na deser dostajemy ostatnią cząstkę, przynoszącą wiersze najnowsze, w większości dłuższe, narracyjne utwory jak na przykład „Gody”, „Głosy” czy „Transmisje”. Rejestruje w nich Siwczyk „nowe mitologie i wrażenia ze świata” („Byle co, daj nam Panie, bo nie brak nam niczego”), zastanawia się, czy ponownie czegoś nie rozbić, nie rozłożyć na czynniki pierwsze. To jednak zaledwie odprysk (tylko siedem wierszy), właściwie bardziej pewna zapowiedź niż sam deser, na który trzeba będzie poczekać, a który objawi się w postaci kolejnego tomiku. Wtedy – być może – dowiemy się, powołując na świadka jeden z wierszy: „Co niby wyszło z życia? / Na niby poranki, / w opuszczonym osiedlu, / w mokrej pościeli, / z nudnościami, uśmiechnięty / jak hologram prosiłem o warzywa, / w kiosku pod apteką działał demon, / dostawca paszy, praktyk surowych manier, / tyle pamiętam. // Poszedł do ziemi, jak widły w wykopki, / zupełnie za frajer, żona mamrotała / przekleństwa nad trumną, / dziecko to był mój kolega od fajek, / tyle pamiętam. / Zdarzało się oglądać zmierzchy / z dachów wieżowców, / rosnąć w glebie nieba, / zjeżdżać po klatkach, w karnawał hodowli, / z której wyszedłem wprost na ludzi i / naturalnie poległem, / przy pierwszym kontakcie, / tyle pamiętam. // Wiersz mi świadkiem”.
Krzysztof Siwczyk: „Gdzie indziej jest teraz”. Wojewódzka Biblioteka Publiczna i Centrum Animacji Kultury. Poznań 2011.
Zadanie dofinansowane ze środków budżetu Województwa Śląskiego. Zrealizowano przy wsparciu Fundacji Otwarty Kod Kultury. |