ISSN 2658-1086
Wydanie bieżące

15 stycznia 2 (194) / 2012

Agnieszka Nęcka-Czapska,

POWRÓT DO BOHATERÓW (Z) DZIECIŃSTWA

A A A
Bywają w życiu takie momenty, kiedy bardzo tęsknimy do czasów, w których z chęcią i bez większych problemów uciekaliśmy w świat fikcyjny. Któraż z dziewczynek ani razu nie chciała być taka, jak łobuzerska Pippi Langstrumpf, bohaterka opowieści Astrid Lindgren? A któryż z chłopców nie pragnął biegać z psem Szarikiem i być niczym filmowy John Rambo? Które dziecko nie pasjonowało się podwodnymi przygodami kapitana Nemo, nie śledziło przygód Muminków, nie współczuło wykreowanemu przez Carla Collodiego Pinokiowi lub nie zachwycało się „Panem Maluśkiewiczem i wielorybem” Juliana Tuwima? A przecież to dopiero początek listy popularnych herosów. Każdy z nas miał bowiem w dzieciństwie swojego ulubionego bohatera, z którym chętnie się utożsamiał albo do którego perypetii powracał w chwilach smutku, zwątpienia lub znudzenia. Wspomnienie wielu z nich asystuje nam po dzień dzisiejszy. Nic dziwnego zatem, że zrodził się pomysł powrotu do postaci heroicznych i wiążących się z nimi doznań. Pomysł ów przybrał kształt antologii polskich opowiadań. „ORWO” – bo taki rzecz owa nosi tytuł – jest projektem dość niezwykłym, w którym dwunastu prozaików pokusiło się o – mniej lub bardziej – sentymentalną podróż w czasie, w której konsekwencji „Pocztówki z przeszłości w późniejszym życiu zostają nagle dotlenione: rozpatrywane w innym planie, ujawniają nowe znaczenia i emocje”. Kanon światowej literatury dla dzieci posłużył tedy Justynie Bargielskiej, Annie Brzezińskiej, Julii Fiedorczuk, Indze Iwasiów, Hubertowi Klimko-Dobrzanieckiemu, Annie Nasiłowskiej, Łukaszowi Orbitowskiemu, Małgorzacie Rejmer, Januszowi Rudnickiemu, Zycie Rudzkiej, Adamowi Wiedemannowi i Jakubowi Żulczykowi do powrotu do dawnych fascynacji, dzięki którym możliwe stało się nie tylko sprawdzenie tego, w jaki sposób są (lub mogą być) na nowo (od)czytane propozycje kultury popularnej, ale także opowiedzenie własnych przygód z dzieciństwa. Dzięki temu, że mamy do czynienia z różnymi osobowościami twórczymi, reprezentującymi odmienne generacje pisarskie, zawarte w „ORWO” opowiadania układają się w niezwykle barwną paletę wrażeń i doświadczeń. Pokazując różne możliwości funkcjon(aliz)owania towarzyszących nam w młodości bohaterów, „ORWO” jest jednak zbiorem spójnym, choć – zdecydowanie – niepełnym. Pełnym być bowiem nie może, ponieważ wiele wariacji dałoby się jeszcze na ów temat dodać, wszak – jak przekonują we wstępie do antologii jej redaktorki – omawiany tu tom prowadzi do „strony z niedopisaną puentą, bo na niej się wszystko dopiero zaczyna”.

W rezultacie szeroko zakrojonej perspektywy jedne z zawartych w antologii „małych narracji” posłużyły do zobrazowania tego, w jaki sposób lektury oswajały szarość PRL-owskiej rzeczywistości lub pozwalały łagodzić traumy dzieciństwa. Inne, czytane wówczas, woluminy były z kolei swoistym testem dla potęgi wyobraźni. I tak – przenosząc się w realia Polski Ludowej – Janusz Rudnicki (w „O bombach i lejach”) przywołuje Dudusia oraz opowiada o sile książek, które bywały jak wciągająca w swój wir „trąba powietrzna”. W podobnym historycznie klimacie lokują swoje narracje Łukasz Orbitowski i Inga Iwasiów. Pierwszy w „Strzale” opowiada o zgubnym wpływie filmowego herosa – Rambo. Z kolei w „Pożyczalskich na emigracji” Iwasiów przypomina ówczesną permanentną inwigilację, rewizje, przesłuchania i życie „na walizkach”.

Książki – co nie jest żadnym odkryciem, ale czego dowodem większość zamieszczonych w „ORWO” tekstów – pozwalały uciekać w inny (ciekawszy, bezpieczniejszy) świat i wcielać się w ulubione postacie. Dla przykładu Anna Berezińska wyobraziła sobie „Dzień, kiedy była Pippi” i mogła – jako energiczna, przebojowa, odważna, pyskata dziewczynka – puszczać wodze fantazji, snując imponujące kolegom absurdalne opowieści o swoich przygodach. Nie inaczej postępują Anna Nasiłowska i Zyta Rudzka, które wykorzystują fikcyjnych bohaterów do rozwiązywania dziecięcych problemów, pokazując, że czytanie umilało czas m.in. podczas leżenia w szpitalu po wycięciu wyrostka robaczkowego (jak w „Pchle Szachrajce” Nasiłowskiej) czy też pozwalało oswajać lęki przed światem i innymi ludźmi (jak w „Kapitance Pączusze” Rudzkiej). Opowieść o Panu Maluśkiewiczu i wielorybie stała się natomiast dla Huberta Klimko-Dobrzanieckiego impulsem do refleksji na temat przemijania: „Stare rzeczy mają to do siebie, że niszczeją, psują się i trzeba je potem zastąpić nowymi, te zaś po jakimś czasie również stają się stare, niemodne, bezużyteczne i znowu trzeba je wymienić. I tak w kółko”. Jego „Pan Maluśkiewicz, wieloryb i ja” odsłania – co ważniejsze – jednakże nieprzemijalność wartości, wyrażającą się m.in. w powracaniu przez kolejne pokolenia do podobnych marzeń (np. pragnień zwiedzania dalekich krajów).

Regres do dawnych lektur sprzyja – jak w przypadku Julii Fiedorczuk w „Po tej stronie tęczy” – reinterpretacji historii Pinokia w duchu feministycznym lub – jak to ma miejsce u Justyny Bargielskiej („Zdjęcie Izaury”), Małgorzaty Rejmer („O Buce i strasznej lawinie”), Adana Wiedemanna („Niewinność”) i Jakuba Żulczyka – nabieraniu dystansu do dawnych fascynacji. W konsekwencji niektóre z opowiadań – jak „Góra Szarika” Żulczyka – są nieco nazbyt luźno związane z lekturami z dzieciństwa. Autor „Radia Armageddon” już na wstępie swej opowieści zapowiada: „Nie chodziło o Szarika z serialu. To był inny Szarik, pies moich kuzynów. Prawdziwy Szarik, bo przecież tamten z serialu był fikcją, grali go na zmianę Trymer, Atak i Spik. A w jednej scenie, gdy Szarik był szczeniakiem, zagrał go – jakby ten serial nie mógł być już bardziej głupi – szczeniak jamnika szorstkowłosego”. Prozaik, podkreślając infantylną zbieżność imion psów, obnaża to, co skądinąd wiadome: że próba powrotu do tego, co minione, jest niemożliwa. Podobnie jak niemożliwy jest naiwny regres do bohaterów z dzieciństwa. Ale – być może – to właśnie tego typu zbieżności pozwalają zapamiętywać zdarzenia z odległej przeszłości.

„ORWO” już samą szatą graficzną nawiązuje do książek dla dzieci. Bowiem ważnym dopełnieniem zamieszczonych w tej antologii opowiadań są dołączone do nich ilustracje dwunastu plastyków (Iwony Chmielewskiej, Sławomira ZBIOKA Czajkowskiego, Ignacego Czwartosa, Agaty Dudek, Emilii Dziubak, Krzysztofa Gawronkiewicza, Pawła Jarodzkiego, Jagody Kidawy, Patryka Mogilnickiego, Adama Questa, Kamy Sokolnickiej i Kasi Walentynowicz).

Bez względu na wymowę poszczególnych narracji i nierówność warsztatową, jaką da się między nimi zauważyć, przygotowany przez Dorotę Hartwich i Agnieszkę Wolny-Hamkało zbiór pokazuje, że „bohaterowie nie śpią, potajemnie odgrywają historie, które kiedyś dla nich napisano. Czasem dają o sobie znać w dziwny sposób: pomagają podjąć jakąś decyzję, jak echo powtarzają wytarte dialogi”. Okazuje się, że mimo upływu czasu staramy się wsłuchiwać w ich szepty, tęskniąc do czasów, w których bohaterowie „ze wszystkich (za)światów fikcji” towarzyszyli nam w pokonywaniu kolejnych stopni wtajemniczania w dorosłość. Antologia polskich opowiadań „ORWO” zachęca do otwarcia na nowo – być może dawno zarzuconych – lektur i powrotu do tego, do czego powrócić nie sposób – do siebie sprzed lat.
„ORWO. Antologia”. Wybór, oprac. i wstęp Dorota Hartwich i Agnieszka Wolny-Hamkało. FORMAT – Centrum Kultury Zamek. Wrocław 2011.