ISSN 2658-1086
Wydanie bieżące

1 marca 5 (197) / 2012

Weronika Górska,

CHWILA DLA LINGWISTÓW

A A A
Książka Tomasza Cieślaka-Sokołowskiego pt. „Moment lingwistyczny. O wczesnym pisarstwie Ryszarda Krynickiego i Stanisława Barańczaka” stanowi pracę doktorską, pisaną pod przewodnictwem profesor Marty Wyki, co samo w sobie jest znakomitą rekomendacją. Autor z pewnością wykazał się wielką erudycją, tworząc niemal czterystustronicową rozprawę na bazie obszernej oraz różnorodnej bibliografii. Często jednak erudycja ta przyćmiewała ujęty w tytule temat książki – pisarstwo Ryszarda Krynickiego oraz Stanisława Barańczaka.

Pragnąc umieścić twórczość nowofalowych pisarzy w kręgu późnomodernistycznej, lingwistycznej poezji, badacz szczegółowo przeanalizował pojęcia modernizmu oraz lingwizmu, podkreślając, jak wiele budzą sporów i wątpliwości. Wypadałoby zatem traktować je nie jako jednorodne terminy, lecz jako zbiory – wciąż otwarte – wielu modernizmów oraz lingwizmów. Z pewnością, takie uporządkowanie definicji na wstępie było konieczne, szkoda tylko, że ów wstęp rozciągnął się na połowę książki.

Wedle autora „Momentu lingwistycznego”, modernizm najlepiej można zrozumieć, stosując karkołomne z pozoru połączenie formalizmu z dekonstrukcją. Wpływ formalizmu wywołuje „uświadomienie, wyartykułowanie przez poezję i teorię poezji autotematycznego zwrotu ku sobie samej”. Natomiast dekonstrukcja pozwala na „zasadnicze doświadczenie lekturowe, doświadczenie dygresyjnego (na kształt parabazy, czyli luźnej wstawki) przełamania iluzji przezroczystości języka poetyckiego jako języka komunikowania znaczenia”. Rzecz jasna, obie te strategie czytelnicze znakomicie nadają się do interpretacji pisarstwa Pokolenia ’68.

Tomasz Cieślak-Sokołowski podkreśla, że termin „lingwizm” jest bardziej tworem krytyków i teoretyków poezji, aniżeli samych poetów, którzy nie raz będąc zaliczani do nurtu „słowiarzy”, wcale się z nim nie identyfikowali. Badacz zauważa też, że lingwizm często był krytykowany i dewaluowany jako bezproduktywna, niepoważna zabawa słowem. Kierunek ten znalazł jednak równie licznych admiratorów, co przeciwników, a jego obrońcy postrzegali go raczej jako grę z językiem, aniżeli jako zabawę słowem. Posługując się koncepcją Johana Huizingi, zawartą w pracy „Homo Ludens”, wielbiciele lingwizmu dowodzili, że gra z językiem rozgrywa się jak najbardziej na poważnie, a jej stawkę stanowi zrozumienie mechanizmów języka i stojących za nimi – często manipulacyjnych - mechanizmów kultury i cywilizacji. „Gra sensów nie może wyczerpać się w funkcji figury poetyckiej” – dowodzi autor „Momentu lingwistycznego”.

Badacz skupia się nie tylko na poezji Ryszarda Krynickiego i Stanisława Barańczaka, ale również na ich twórczości krytyczno- i teoretycznoliterackiej, co pozwala na pełniejsze zrozumienie koncepcji literatury według przedstawicieli Nowej Fali. Tomasz Cieślak-Sokołowski zauważa też słusznie, że recepcja pisarstwa obu tych twórców jest bardzo różna. Stanisław Barańczak zyskał bowiem znacznie większą sławę, i jako poeta, i – przede wszystkim – jako krytyk oraz teoretyk literatury.

Analizując dzieła Ryszarda Krynickiego, autor „Momentu lingwistycznego” pokazuje, że poeta uważał za obowiązek liryki dotarcie nie tylko do etymologii języka, ale też – świata. Twórczość Ryszarda Krynickiego – zgodnie z przywołanymi przez badacza wcześniejszymi spostrzeżeniami Aliny Świeściak – konsekwentnie zmierzała w stronę milczenia, maksymalnego skrótu, co można zaobserwować chociażby na przykładzie coraz oszczędniejszych wersji starych wierszy, publikowanych w kolejnych tomach poety. W grze, jaką ten przedstawiciel Nowej Fali toczył z językiem, „swoistą stawką okazuje się walka o to, by efekt homonimiczny zastąpić szlachetniejszą – »wobec złożonej problematyki naszych czasów«– »poetyką metafory opartej na dialektycznych przeciwieństwach, więc poetyką oksymoronu i paradoksu«”.

Pisząc o poezji Stanisława Barańczaka, Tomasz Cieślak-Sokołowski skupia się zwłaszcza na tym, jak wpływały na nią inne sfery działalności pisarza, przede wszystkim naukowa i translatorska. Poeta, będąc studentem i doktorantem w czasach królowania strukturalizmu, przejął od niego wyczulenie na formalną stronę literatury, a także jego konsekwencję i logikę. Tłumacząc poezję Osipa Mandelsztama, nowofalowy twórca zainspirował się jego ubolewaniem nad „utratą wspólnego języka z uniwersalnymi wartościami kultury europejskiej”, natomiast z wierszy Dylana Thomasa czerpał „rygor, magię rytmu i rymu”, które pozwalały na ukazanie walki między światłem a ciemnością. Angielska, barokowa twórczość metafizyczna zaś – zgodnie z koncepcją Joanny Dembińskiej-Pawelec oraz Dariusza Pawelca – oczarowała Stanisława Barańczaka nie tylko tematem, ale też konceptualizmem.

Autor „Momentu lingwistycznego”, analizując pisarstwo Pokolenia ’68, stara się wskazać jego miejsce w historii literatury, określić, czy w ogóle, a jeżeli tak, to na ile wpłynęło ono na dzieła późniejszych generacji, jak bruLion czy neolingwiści. Zdaniem badacza wpływ ten był minimalny, dlatego też lingwizm stał się jedynie momentem, nie zaś potężnym, liczącym się nurtem: „Mówiąc najprościej, testowanie awangardowej lekcji nie miało szans stać się w tamtym czasie zasadniczą stawką polskiej poezji”.

Rozprawa Tomasza Cieślaka-Sokołowskiego oparta jest na bardzo szerokim kontekście teoretyczno- i krytycznoliterackim – tak szerokim, że sami bohaterzy pracy pojawiają się w niej – tak jak w historii polskiej literatury – tylko na chwilę. Kiedy zaś autor dokonuje interpretacji ich wierszy, oddaje głos przede wszystkim innym badaczom, wypowiadającym się o Nowej Fali, zaś jego prywatna opinia gubi się w gąszczu cudzych koncepcji i spostrzeżeń.
Tomasz Cieślak-Sokołowski: „Moment lingwistyczny. O wczesnym pisarstwie Ryszarda Krynickiego i Stanisława Barańczaka”. Towarzystwo Autorów i Wydawców Prac Naukowych UNIVERSITAS. Kraków 2011 [seria: Krytyka XX i XXI wieku].