ISSN 2658-1086
Wydanie bieżące

1 kwietnia 7 (199) / 2012

Weronika Górska,

ARCHIPELAG WYOBRAŹNI

A A A
We wczesnym dzieciństwie podróżujemy na Wyspy Bergamuty, gdzie mrówka może unieść osła, a słoń posiadać aż dwie trąby. Potem, gdy zostajemy brutalnie uświadomieni, że „wysp tych nie ma”, marzymy o odkryciu innych, chociaż odrobinę bardziej prawdopodobnych, jak ta, na którą dotarł Robinson Cruzoe, albo ta, na której spotykali się bohaterowie „Tego Obcego”. Pragniemy schronić się na „Wyspach Szczęśliwych”, samotnie lub z najbliższą osobą, z którą łączą nas przyjacielskie, a może nawet miłosne więzy. Czasami też odwrotnie, chcemy wydostać się z wyspy, na której nas uwięziono, nawet za cenę udawania nieboszczyka, jak to uczynił hrabia Monte Christo.

Wyobraźnia Darii Dziedzic prowadzi ją po kolei do każdej z tych wysp. Jej wiersze pełne są zwierząt pochodzących z różnych klimatów i ekosystemów. Żyją tu obok siebie morskie koniki, gepardy, tygrysy, nosorożce, foki, renifery czy sarny. Nie zawsze jednak są one przyjaźnie nastawione do świata, nie żywią się jedynie rosnącymi wokół kokosami, trzcinami oraz cukierkami z baobabów. Z jednej strony, wbrew przyjaciółce, która „mówi, że to wszystko lipa, / nie ma niewidzialnych wysp, błękitnych żyraf i zepsutego / czasu”, żeński podmiot tomu wcale nie chce dorosnąć i spoważnieć. Zgodnie z romantyczną koncepcją świata nie ufa autorytetom, ale własnej intuicji oraz „szeleszczącym wulkanom”. Z drugiej strony jednak, chociaż wierzy w alternatywny świat, nie idealizuje go: „wyspę trzymałam w / dłoniach, była ciepła, miękka, choć czasem szorstka / (…) nie wiem, czy tak bezpieczniej, ale zawsze / raźniej”. Dlatego też podmiot zbioru spotyka się w snach z mężczyzną, który „trzyma / w dłoniach nóż, zabija lemury, patroszy”.

Z czasem „wyspa wycieka przez drobne / pęknięcia”, wiadomo już, że „połknie ją wieloryb”. Jeżeli jednak ufać historii Jonasza, z brzucha wieloryba można się wydostać. Dlatego też enklawa Darii Dziedzic potrafi się w nieskończoność odradzać. Mimo że „słońce spala wyspę, popękana ziemia / przynosi wyrzuty sumienia, przełamuje / mit”, bohaterka liryczna zwraca się do swojego przyjaciela (bądź partnera): „proszę cię o nową / opowieść, gdzie zawisną nad nami kulki świateł , / przewleczone niebem, a ja będę łykać słowa / jak dym z ogniska”. Wyspa odnawia się w każdej kolejnej lirycznej historii, jaka powstaje na jej temat. Nigdy nie zostaje ukształtowana ostatecznie i niepodważalnie, wręcz przeciwnie – charakteryzuje ją zmienność, płynność, gdyż „[t]am jest inaczej, cieplej, czasem bywa mroźniej. / Zależy do pory roku, nastroju, rodzaju cierpienia”.

Ukochany może zapraszać bohaterkę na wspólną wyspę, lecz nie jest w stanie zatrzymać jej tam na zawsze, zapanować nad nią niepodzielnie. Zaufanie między partnerami pojawia się na moment, nie jest jednak permanentnym stanem, gdyż żeński podmiot zbioru wyznaje: „Coraz mocniej wierzę w rozszerzający się wąwóz, / który może kiedyś przefrunę jak ibis, / z tym, że nie na pewno, bo mam lęk wysokości / i nie umiem nie patrzeć w dół”. Wrażenie, że „stajemy się wspólna tkanką, miękniemy”, trwa bowiem tylko przez chwilę, po niej zaś następuje rozdział i świadomość odrębności własnego jestestwa.

Bohaterka nie zatraca się w miłości: „próbuję być / lojalna wobec siebie, przyjaciół, / nawet, gdy za ścianą gęste powietrze wprowadza w obłęd, / kończy taniec, pachnie maggi”. Ciągła obecność ukochanego męczy ją, krępuje: „na domiar złego drzwi się nie domykają, dzieje się świat / bez nas, nie dla nas, nie dla obcych. / To mnie przerasta, dusi, muszę uciec z pokoju. / Nic tu po mnie, bo tracę rysy twarzy, brunatnieję jak liść”. Nadmiar miłosnych wyznań także jest przerażający: „Ty jesteś mną, ja tobą. Z samego rana / te słowa brzmią ciężej, niż czarny blues. / Wolę nie myśleć, co stanie się za kilka minut, / nie mówiąc o reszcie dnia. / Chyba musimy zwolnić tempo, koniecznie, / ty po tamtej stronie, ja po tej”.

Podmiot wierszy Darii Dziedzic nie jest niewrażliwy na erotyczne bodźce, lecz nie uważa ani seksu, ani emocjonalnej więzi za niezbędny warunek szczęścia, fundament swojej wyspy: „Nie jestem łakoma na taką miłość, / wolę zjeść jabłko, nasycić się sokiem, wydłubać / pestkę. To się stanie, jeśli dalej będziesz tak patrzył /bez opamiętania, rozgrzewał moje zimne stopy, / chuchał w oszronione dłonie, ale może być / tak jak do tej pory, bez zmian”.

Na uwagę zasługuje wiersz „Ostrzeżenie”, stanowiący polemikę z koncepcją kobiety jako niewolnicy uczucia, zawartą w utworach „Miłość” Marii Pawlikowskiej-Jasnorzewskiej oraz „…Jeśli zechcesz…” Haliny Poświatowskiej. Bohaterka „Ostrzeżenia” nie tylko pierwsza się odkochuje i uwalnia z toksycznego związku: „Wybierasz się do mnie, ale jestem gdzieś indziej, / tam, gdzie mam więcej dróg do wyboru”. Ona również nie pozwala porzuconemu mężczyźnie szantażować się emocjonalnie, wymuszać na sobie uczucia: „Nie pukaj do drzwi, zawróć możliwie jak najszybciej, / zanim głodne wilki wyczują zapach twojej skóry, / posłuchaj. Pociesz się inną kobietą, tak wiele na ciebie / leci, sam mówiłeś zeszłego roku”. Ironiczne nawiązanie do frazy z wiersza Marii Pawlikowskiej-Jasnorzewskiej: „Przecież mnie kochasz nad życie? / Sam mówiłeś przeszłego roku” pokazuje, że kobieta może nie tylko znudzić się mężczyźnie, ale też znudzić mężczyzną, nawet, a może zwłaszcza, tym przekonanym o własnej wspaniałości. Podmiot „Ostrzeżenia” nie prosi, jak podmiot z wiersza Haliny Poświatowskiej, o pozostanie ze sobą, lecz uprzedza: „Jeśli zostaniesz, / będziesz miał mało czasu na oddech, przemyślenia, / spojrzenia w przeszłość. Wilki są silniejsze, szybsze, / głodne”. Bohaterka utworu, sama pragnąc wolności, nie chce uzależniać mężczyzny od siebie, przybierać pozy femme fatale, uwodzić i porzucać dla zabawy czy z ambicji pokazania, „kto tu rządzi”. Życie jest zbyt pasjonujące, aby je marnować na wyniszczającą obie strony walkę płci. Bohaterka zatem szczerze pragnie, aby były partner zapomniał o niej tak, jak ona zapomniała o nim: „nie każ bać się o ciebie, / przewiń taśmę do przodu. Odejdź, ale nie osiwiej ze / smutku”. Każde z nich powinno odnaleźć własną wyspę, ponieważ na wspólnej jest im za ciasno, za duszno.

„Wyspa” jest z pewnością oryginalnym i konsekwentnym projektem lirycznym. Jak zauważa podmiot w tytułowym, inicjalnym wierszu zbioru: „to mój przystanek, mam prawo naginać zasady, / spuszczać psy ze smyczy, nie dopuścić cię do głosu”. Jednocześnie jednak, w nieco sztampowy sposób, prosi o wyrozumiałość dla ewentualnych niedoskonałości swojego tworu: „nie rób krzywdy dziecku, ono dopiero stawia pierwsze / kroki, wpuszczone w kanał, nie przetrwa, / nie zdąży się odezwać, dorosnąć”. Poezja Darii Dziedzic może wydawać się nie w pełni dojrzała, ponieważ napisana jest raczej sprawnym, lecz mało wyrazistym językiem. To nie forma tych wierszy, lecz zawarta w nich moc wyobraźni oraz indywidualności autorki świadczą o ich wartości.
Daria Dziedzic: „Wyspa”. Wydawnictwo Mamiko. Nowa Ruda 2011.