PRZECIĘTNOŚĆ
A
A
A
Kiedy w polskich stacjach radiowych rozbrzmiał singiel z płyty „MDNA” pt. „Girl Gone Wild”, początkowo nie przykuwał uwagi. Nie różnił się niczym specjalnym od mocnego disco, które zaczęło królować i sprzeniewierzać się klasycznemu popowi w tym sezonie. Madonna, jako kolejna gwiazda, wybrała ten styl i wykorzystała go do granic muzycznych możliwości, momentami płynnie przechodząc w rytm muzyki elektronicznej – jak działo się to na płycie „Hard Candy”. Kiedy kilka lat temu Madonna postanowiła powrócić jako zgrabna, wiotka i gibka niemalże 20-latka, uderzyła swoich fanów właśnie stylem disco, odpowiednią kolorystyką i niesamowitą sprawnością fizyczną. Najwyraźniej kontynuuje ten styl i również dziś, prezentując nam miraż disco-kolorów w obwolucie ciągle młodej i pięknej gwiazdy. Kiedyś – królowa pop-u, dziś gwiazda disco z poprzedniej epoki.
Lady Gaga wprowadziła disco XXI wieku na tak wysoki poziom, że ciężko będzie Madonnie pokonać w ten sposób ustawioną poprzeczkę. To, co stanowi problem w starciu na linii disco, to de facto nie sama muzyka, ale towarzysząca jej ideologia. Madonna od zawsze była wyznacznikiem kobiecej siły, pewności siebie, manifestów niezależności. To dzięki niej kobieca seksualność poczęła wyrywać się ze sztywnych ram pruderii i wkraczać dziarsko na salony. Z Madonną kojarzymy pierwsze rewolucje obyczajowe, seksualne, religijne czy choćby te związane z modą. Dyktowała styl w każdej dziedzinie życia. Jej muzyka, z kolei, nigdy nie należała do wybitnych. Nagrywając przeboje oparte na klasycznie chwytliwych melodyjkach, Madonna opierała całą swoją dotychczasową karierę na szoku i kontrowersji. Przekazywała w pierwszej kolejności treści, w drugiej muzykę. Teraz nastąpiło tragiczne odwrócenie. Zniknęła kontrowersja obyczajowa i mocna ideologia w twórczości Madonny. Wraz z „Hard Candy” rozpoczęła się era szlifowania muzyki. Głos, który nigdy nie był wybitny, został odpowiednio przyćmiony inteligentnie dobraną elektroniką (świetny duet z Justinem Timberlakiem). Przy tegorocznej płycie „MDNA” jest podobnie – odpowiednia aranżacja sprawia, że Madonny chce się słuchać na imprezie, w klubie. Niestety tego typu muzyka to jedynie tzw. muzyka towarzysząca, nieodgrywająca pierwszych skrzypiec, nie ciesząca się indywidualnym zachwytem czy refleksją. Jednym słowem – jest świetna, ale nudna.
Miejsce Madonny w obyczajowości społecznej zajęła Lady Gaga, która promuje treść, zachowanie, indywidualność, nowe trendy, szok kulturowy i społeczny. Jest teatralizacją wszystkich możliwych zachowań i poglądów, której to wtóruje świetna muzyka. Właśnie w tym miejscu następuje rozdźwięk. Podczas gdy Gaga z tandetnej piosenkareczki przerodziła się w diwę i prawdziwego muzyka, Madonna jedynie podszkoliła warsztat kosztem całej charyzmy. Odstawiła do lamusa całą swoją indywidualność, młodość, witalność. Choć desperacko próbuje przekonać opinię tabloidalną, że nadal wygląda na 25 lat – sprostał temu jedynie photoshop. Porywając się na tzw. młodą muzykę (preferowaną przez młodych ludzi muzykę disco/elektro) Madonna zafundowała sobie nieudany botox. Zmarszczki zniknęły, ale ich miejsce zajęły niestety: brak wyrazu, nienaturalność, sztuczność i niestety płytkość. Owo wywłaszczenie tyczy się przede wszystkim warstwy brzmieniowej. Madonna nigdy nie grzeszyła głębokim głosem i zawsze disco było jej bliskie. Najnowsza płyta Madonny jest przede wszystkim pozbawiona jakiejkolwiek głębi brzmienia. Wysokie tony, srebrzyste pogłosy, modyfikowane dźwięki – wszystko to zbliża disco do jego tandetnej wersji zwanej powszechnie elektro. Disco, które znamy i lubimy, stanowi tu jedynie inspirację. Ewolucja jednakowoż zabrnęła za daleko.
Jeśli „MDNA” to manifest personalizujący muzykę Madonny, to jej muzyczne DNA nie przedstawia się zbyt obiecująco. Mimo, że chwytliwe i nawet niezłe – jest najwyraźniej genetycznie zmodyfikowane.
Lady Gaga wprowadziła disco XXI wieku na tak wysoki poziom, że ciężko będzie Madonnie pokonać w ten sposób ustawioną poprzeczkę. To, co stanowi problem w starciu na linii disco, to de facto nie sama muzyka, ale towarzysząca jej ideologia. Madonna od zawsze była wyznacznikiem kobiecej siły, pewności siebie, manifestów niezależności. To dzięki niej kobieca seksualność poczęła wyrywać się ze sztywnych ram pruderii i wkraczać dziarsko na salony. Z Madonną kojarzymy pierwsze rewolucje obyczajowe, seksualne, religijne czy choćby te związane z modą. Dyktowała styl w każdej dziedzinie życia. Jej muzyka, z kolei, nigdy nie należała do wybitnych. Nagrywając przeboje oparte na klasycznie chwytliwych melodyjkach, Madonna opierała całą swoją dotychczasową karierę na szoku i kontrowersji. Przekazywała w pierwszej kolejności treści, w drugiej muzykę. Teraz nastąpiło tragiczne odwrócenie. Zniknęła kontrowersja obyczajowa i mocna ideologia w twórczości Madonny. Wraz z „Hard Candy” rozpoczęła się era szlifowania muzyki. Głos, który nigdy nie był wybitny, został odpowiednio przyćmiony inteligentnie dobraną elektroniką (świetny duet z Justinem Timberlakiem). Przy tegorocznej płycie „MDNA” jest podobnie – odpowiednia aranżacja sprawia, że Madonny chce się słuchać na imprezie, w klubie. Niestety tego typu muzyka to jedynie tzw. muzyka towarzysząca, nieodgrywająca pierwszych skrzypiec, nie ciesząca się indywidualnym zachwytem czy refleksją. Jednym słowem – jest świetna, ale nudna.
Miejsce Madonny w obyczajowości społecznej zajęła Lady Gaga, która promuje treść, zachowanie, indywidualność, nowe trendy, szok kulturowy i społeczny. Jest teatralizacją wszystkich możliwych zachowań i poglądów, której to wtóruje świetna muzyka. Właśnie w tym miejscu następuje rozdźwięk. Podczas gdy Gaga z tandetnej piosenkareczki przerodziła się w diwę i prawdziwego muzyka, Madonna jedynie podszkoliła warsztat kosztem całej charyzmy. Odstawiła do lamusa całą swoją indywidualność, młodość, witalność. Choć desperacko próbuje przekonać opinię tabloidalną, że nadal wygląda na 25 lat – sprostał temu jedynie photoshop. Porywając się na tzw. młodą muzykę (preferowaną przez młodych ludzi muzykę disco/elektro) Madonna zafundowała sobie nieudany botox. Zmarszczki zniknęły, ale ich miejsce zajęły niestety: brak wyrazu, nienaturalność, sztuczność i niestety płytkość. Owo wywłaszczenie tyczy się przede wszystkim warstwy brzmieniowej. Madonna nigdy nie grzeszyła głębokim głosem i zawsze disco było jej bliskie. Najnowsza płyta Madonny jest przede wszystkim pozbawiona jakiejkolwiek głębi brzmienia. Wysokie tony, srebrzyste pogłosy, modyfikowane dźwięki – wszystko to zbliża disco do jego tandetnej wersji zwanej powszechnie elektro. Disco, które znamy i lubimy, stanowi tu jedynie inspirację. Ewolucja jednakowoż zabrnęła za daleko.
Jeśli „MDNA” to manifest personalizujący muzykę Madonny, to jej muzyczne DNA nie przedstawia się zbyt obiecująco. Mimo, że chwytliwe i nawet niezłe – jest najwyraźniej genetycznie zmodyfikowane.
Madonna: „MDNA” [Interscope, Live Nation, 2012].
Zadanie dofinansowane ze środków budżetu Województwa Śląskiego. Zrealizowano przy wsparciu Fundacji Otwarty Kod Kultury. |