PRZEWODNIK PO MIEŚCIE, KTÓREGO NIE MA
A
A
A
Wyjaśnijmy na początek kilka definicji, na których opierać się będzie ten tekst. Pierwszą jest przewodnik. Można rozumieć to pojęcie klasycznie – jako książkę, będącą zbiorem wskazówek dotyczących przemieszczania się po danym regionie geograficznym. Dzięki działalności Krytyki Politycznej (KP) słowo „przewodnik” spopularyzowało się także w znaczeniu ‘ogólny zbiór wiadomości na jakiś temat’. Przewodniki KP nie są poświęcane obszarom geograficznym; opierają się na zagadnieniach społecznych, ekonomicznych, kulturowych i literackich, omijając koniec końców kwestie terytorialne. Popularyzacja takiego przewodzenia w jakiejś dziedzinie zbliża przewodniki KP do przewodnika-osoby, nie do przewodnika-publikacji. W takiej oto funkcji występują autorzy KP, których zadaniem jest oprowadzanie laików po nieznanych im obszarach wiedzy. Jednocześnie stają się oni (autorzy) swoistymi drogowskazami – wskazują na sposoby myślenia o danych zagadnieniach.
Poza przewodnikami tematycznymi (aby zupełnie odciąć się już od zagadnień zwiedzania, turystyki czy podróżowania) KP jest jeszcze właścicielem tzw. „Przewodników nieturystycznych” (Norwegia, Szwecja, Islandia). W przewodnikach tego typu eksplorowana jest kwestia PKB, ekonomii i jakości życia, a głos często oddawany jest autorom opisywanej narodowości. Zwiedzanie antyturystyczne jest w wykonaniu KP nad wyraz erudycyjne i ściśle przylega do wizerunku kształtowanego przez wydawnictwo. Klasyczny, turystyczny gatunek został oderwany od jego hotelowo-muzealniczej funkcji. Dzięki temu autorzy przewodników – czy to nieturystycznych, czy to, przykładowo, po podatkach – sytuują się poza sferą topografii i ograniczają się jedynie do refleksji dotyczących danego terytorium intelektualnego.
Kwestia oprowadzania w wykonaniu Krytyki Politycznej wydawała się więc do tego momentu spójna i jasna. Problem pojawia się wraz z jedną z publikacji KP, tj. „Festung Warschau” Elżbiety Janickiej. W opisie książki pojawia się bowiem jeszcze inna „przewodnikopodobna” forma: spacerownik. Na tyłach okładki czytamy: „»Festung Warschau« to spacerownik po Warszawie: minionej i obecnej, wyobrażonej i rzeczywistej”. Brzmi co najmniej zachęcająco. Aby dokładniej dowiedzieć się, z czym czytelnik ma do czynienia, należy skupić się na zaproponowanej przez autorkę formule gatunkowej, mianowicie na spacerowniku. To, mocno skojarzone z flaneuryzmem słowo odsyła odruchowo do tradycji przechadzki i każe w niej dopatrywać się źródeł znaczeniowych. Jednak podczas gdy flanerie to nazwa spaceru pośród tłumu i eksploracji ludzkiej ruchliwości, to przechadzka, którą proponuje Janicka, jest raczej spokojnie upoetyczniona. Flâneur, którego znamy dobrze dzięki Baudelaire’owi czy Benjaminowi, sam w sobie był interesujący. Jego przechadzka i poznawane przezeń miejsca stanowiły jedynie tło, pewną scenerię, w której rozgrywała się akcja. Późniejsze opowiadania Poego również uskuteczniały ten sam model: skupienie uwagi czytelnika na figurze flâneura bez rozdrabniania się na miejskie detale. Taki sposób wędrowania nie mógł być zatem traktowany turystycznie czy eksploracyjnie (w geograficznym sensie tego słowa). Nawet wychodząc z miasta i śledząc (np. za Orwellem) życie włóczęgów, obserwujemy przechadzkę w przestrzeni wsi, pola, lasów, która również skupia się na przechadzającym się.
W związku z wyżej zarysowaną polityką Krytyki, by odciąć przewodnik od jego turystyczności, instytucja flâneura wydaje się płynnie wpisywać w ten projekt. Widząc zatem, że mamy nagle do czynienia ze „spacerownikiem”, możemy założyć, że właśnie do takiej spersonalizowanej przechadzki zaprasza nas Janicka. Po otwarciu książki sprawa jednak mocno się komplikuje.
Czytelnik zostaje postawiony naprzeciw dwóch przestrzeni: formy i treści. Każda z nich zwraca uwagę na różne aspekty przechadzki. Styl zastosowany przez Janicką wykazuje mocne upoetyzowanie. Bliżej autorce do „Poematów Prozą” Baudelaire’a niż do publikacji z National Geographic. Jej zindywidualizowane (stylistycznie) spojrzenie na Warszawę sprawia, że na owej Warszawie ciężko się skoncentrować. W kwestii formy zatem, uwaga czytającego nie skupia się na przestrzeni miasta. Podobnie do XIX-wiecznych spacerów zbliżamy się do spacerującego. Janicka nie chodzi jednak po Warszawie w myśl XIX-wiecznej przechadzki. Poszukuje w niej śladów pamięci. Przenikliwie interpretuje nazwy ulic, skwerów, tablice pamiątkowe wiszące na różnych domach. Konfrontuje pamiątki historyczne i muzealny charakter niektórych miejsc z ich faktyczną historią. Nie jest to z pewnością klasyczna forma spacerowej refleksji. Pole treści stanowi zatem osobną przestrzeń, która całkowicie ogniskuje uwagę na przestrzeni miejskiej. Ponieważ poetyckość prozy Janickiej konotuje dużo obszarów niedookreślonych, temat staje się oparty na domyśle. Czytając „Festung Warschau”, można nawet paranoicznie dostrzegać poetycką formę cenzury, jakby dyskurs miasta był cały czas związany zakazem, wynikającym z konwencji niemówienia o „pewnych sprawach”. Język tego nietypowego przewodnika nie jest zatem do końca rozplątany.
Z jednej strony tylna etykieta książki zaprasza do przeczytania alternatywnej historii – takiej, której nie uczą w szkole, dotyczącej pamięci miasta. Z drugiej strony, treść zaprzecza zapewnieniom z książkowej oprawy. Historia opiera się na niedomówieniu, miasto zostaje zanegowane. Już w pierwszym rozdziale „Dziwne miejsce nad Wisłą zwane Warszawą” autorka rozpoczyna swoją refleksję od wątpliwości: „Czy Warszawa istnieje, pozostaje kwestią sporną” (s.21). Warszawa znana jest jako miasto, które nie istnieje. Nie determinuje tego tylko historyczny kontekst burzenia i odbudowywania. Obserwując zachowania mieszkańców stolicy przez siedem dni w tygodniu, można zauważyć gwałtowną mobilność jednostek w przedziale czasowym poniedziałek-piątek. Wówczas to zauważamy korki, determinację, korporacyjny bełkot, wylewający się na ruchliwe ulice miasta. W pozostałe dwa dni weekendu z kolei stolica pustoszeje. „Super Express” opublikował dwa lata temu raport o tym, że w Warszawie około pół miliona ludzi jest w stanie ciągłej mobilności. „Studium metodologiczne oszacowania rzeczywistej liczby ludności Warszawy” (2007) podaje, że większą część „mieszkańców” Warszawy stanowi ludność niezameldowana. Po dodaniu do formalnej liczby mieszkańców tych czasowo migrujących, okaże się, że średnio 500 tysięcy ludzi opuszcza Warszawę na weekend. Drugie tyle wymyka się miastu, uciekając na tereny podmiejskie i w głąb okolicznych wsi. Wraz z nastaniem weekendu życiodajne siły stolicy (mieszkańcy) opuszczają tymczasowo miasto i przenoszą się poza jego obszar. Warszawa dosłownie zamiera na te dwa dni, by od poniedziałku zawrzeć gwarem na Dworcu Centralnym. Taka umowność miasta przemawia zdecydowanie za jego nieistnieniem w formie organizmu urbanistycznego.
Co ciekawe, Janicka dostrzega zupełnie inny „niebyt” Warszawy. Przedstawia nam miejsca związane z gettem, ze śmiercią, miejsca upamiętniające istnienia, które dawno już przeminęły. Koncentruje swoją refleksję na obszarach związanych ze śmiercią, historyczną traumą. Nawet fotografie, z których w głównej mierze składa się „Festung Warschau” sprawiają wrażenie dokumentacji cmentarnej. Janicka przedstawia tablice pamiątkowe, kwiaty składane pod pomnikami czy na miejscach poświęconych pamięci nieżyjących. Na zdjęciach widzimy krzyże i kapliczki. Miasto według Janickiej jest miastem umarłych – nie istnieje w sensie żywotności.
Spacerownik Janickiej nie zachęca do niedzielnej przechadzki. Forma oprowadzania zastosowana w „Festung Warschau” zbliża się bardziej do prowadzenia na postronku, do surowego kierowania czytelnika w stronę historycznej, traumatycznej refleksji o minionych dawno śmierciach. Nie jest to też afirmacja przechadzki w stylu XIX-wiecznego flaneuryzmu. W spacerowniku Janickiej nie ma miejsca na przypadkowość spostrzeżeń. To zaplanowana od początku do końca wycieczka po cmentarnym muzeum. Przewodnik po mieście, którego nie ma – to dopiero odejście od geograficznego wymiaru przewodnika!
Poza przewodnikami tematycznymi (aby zupełnie odciąć się już od zagadnień zwiedzania, turystyki czy podróżowania) KP jest jeszcze właścicielem tzw. „Przewodników nieturystycznych” (Norwegia, Szwecja, Islandia). W przewodnikach tego typu eksplorowana jest kwestia PKB, ekonomii i jakości życia, a głos często oddawany jest autorom opisywanej narodowości. Zwiedzanie antyturystyczne jest w wykonaniu KP nad wyraz erudycyjne i ściśle przylega do wizerunku kształtowanego przez wydawnictwo. Klasyczny, turystyczny gatunek został oderwany od jego hotelowo-muzealniczej funkcji. Dzięki temu autorzy przewodników – czy to nieturystycznych, czy to, przykładowo, po podatkach – sytuują się poza sferą topografii i ograniczają się jedynie do refleksji dotyczących danego terytorium intelektualnego.
Kwestia oprowadzania w wykonaniu Krytyki Politycznej wydawała się więc do tego momentu spójna i jasna. Problem pojawia się wraz z jedną z publikacji KP, tj. „Festung Warschau” Elżbiety Janickiej. W opisie książki pojawia się bowiem jeszcze inna „przewodnikopodobna” forma: spacerownik. Na tyłach okładki czytamy: „»Festung Warschau« to spacerownik po Warszawie: minionej i obecnej, wyobrażonej i rzeczywistej”. Brzmi co najmniej zachęcająco. Aby dokładniej dowiedzieć się, z czym czytelnik ma do czynienia, należy skupić się na zaproponowanej przez autorkę formule gatunkowej, mianowicie na spacerowniku. To, mocno skojarzone z flaneuryzmem słowo odsyła odruchowo do tradycji przechadzki i każe w niej dopatrywać się źródeł znaczeniowych. Jednak podczas gdy flanerie to nazwa spaceru pośród tłumu i eksploracji ludzkiej ruchliwości, to przechadzka, którą proponuje Janicka, jest raczej spokojnie upoetyczniona. Flâneur, którego znamy dobrze dzięki Baudelaire’owi czy Benjaminowi, sam w sobie był interesujący. Jego przechadzka i poznawane przezeń miejsca stanowiły jedynie tło, pewną scenerię, w której rozgrywała się akcja. Późniejsze opowiadania Poego również uskuteczniały ten sam model: skupienie uwagi czytelnika na figurze flâneura bez rozdrabniania się na miejskie detale. Taki sposób wędrowania nie mógł być zatem traktowany turystycznie czy eksploracyjnie (w geograficznym sensie tego słowa). Nawet wychodząc z miasta i śledząc (np. za Orwellem) życie włóczęgów, obserwujemy przechadzkę w przestrzeni wsi, pola, lasów, która również skupia się na przechadzającym się.
W związku z wyżej zarysowaną polityką Krytyki, by odciąć przewodnik od jego turystyczności, instytucja flâneura wydaje się płynnie wpisywać w ten projekt. Widząc zatem, że mamy nagle do czynienia ze „spacerownikiem”, możemy założyć, że właśnie do takiej spersonalizowanej przechadzki zaprasza nas Janicka. Po otwarciu książki sprawa jednak mocno się komplikuje.
Czytelnik zostaje postawiony naprzeciw dwóch przestrzeni: formy i treści. Każda z nich zwraca uwagę na różne aspekty przechadzki. Styl zastosowany przez Janicką wykazuje mocne upoetyzowanie. Bliżej autorce do „Poematów Prozą” Baudelaire’a niż do publikacji z National Geographic. Jej zindywidualizowane (stylistycznie) spojrzenie na Warszawę sprawia, że na owej Warszawie ciężko się skoncentrować. W kwestii formy zatem, uwaga czytającego nie skupia się na przestrzeni miasta. Podobnie do XIX-wiecznych spacerów zbliżamy się do spacerującego. Janicka nie chodzi jednak po Warszawie w myśl XIX-wiecznej przechadzki. Poszukuje w niej śladów pamięci. Przenikliwie interpretuje nazwy ulic, skwerów, tablice pamiątkowe wiszące na różnych domach. Konfrontuje pamiątki historyczne i muzealny charakter niektórych miejsc z ich faktyczną historią. Nie jest to z pewnością klasyczna forma spacerowej refleksji. Pole treści stanowi zatem osobną przestrzeń, która całkowicie ogniskuje uwagę na przestrzeni miejskiej. Ponieważ poetyckość prozy Janickiej konotuje dużo obszarów niedookreślonych, temat staje się oparty na domyśle. Czytając „Festung Warschau”, można nawet paranoicznie dostrzegać poetycką formę cenzury, jakby dyskurs miasta był cały czas związany zakazem, wynikającym z konwencji niemówienia o „pewnych sprawach”. Język tego nietypowego przewodnika nie jest zatem do końca rozplątany.
Z jednej strony tylna etykieta książki zaprasza do przeczytania alternatywnej historii – takiej, której nie uczą w szkole, dotyczącej pamięci miasta. Z drugiej strony, treść zaprzecza zapewnieniom z książkowej oprawy. Historia opiera się na niedomówieniu, miasto zostaje zanegowane. Już w pierwszym rozdziale „Dziwne miejsce nad Wisłą zwane Warszawą” autorka rozpoczyna swoją refleksję od wątpliwości: „Czy Warszawa istnieje, pozostaje kwestią sporną” (s.21). Warszawa znana jest jako miasto, które nie istnieje. Nie determinuje tego tylko historyczny kontekst burzenia i odbudowywania. Obserwując zachowania mieszkańców stolicy przez siedem dni w tygodniu, można zauważyć gwałtowną mobilność jednostek w przedziale czasowym poniedziałek-piątek. Wówczas to zauważamy korki, determinację, korporacyjny bełkot, wylewający się na ruchliwe ulice miasta. W pozostałe dwa dni weekendu z kolei stolica pustoszeje. „Super Express” opublikował dwa lata temu raport o tym, że w Warszawie około pół miliona ludzi jest w stanie ciągłej mobilności. „Studium metodologiczne oszacowania rzeczywistej liczby ludności Warszawy” (2007) podaje, że większą część „mieszkańców” Warszawy stanowi ludność niezameldowana. Po dodaniu do formalnej liczby mieszkańców tych czasowo migrujących, okaże się, że średnio 500 tysięcy ludzi opuszcza Warszawę na weekend. Drugie tyle wymyka się miastu, uciekając na tereny podmiejskie i w głąb okolicznych wsi. Wraz z nastaniem weekendu życiodajne siły stolicy (mieszkańcy) opuszczają tymczasowo miasto i przenoszą się poza jego obszar. Warszawa dosłownie zamiera na te dwa dni, by od poniedziałku zawrzeć gwarem na Dworcu Centralnym. Taka umowność miasta przemawia zdecydowanie za jego nieistnieniem w formie organizmu urbanistycznego.
Co ciekawe, Janicka dostrzega zupełnie inny „niebyt” Warszawy. Przedstawia nam miejsca związane z gettem, ze śmiercią, miejsca upamiętniające istnienia, które dawno już przeminęły. Koncentruje swoją refleksję na obszarach związanych ze śmiercią, historyczną traumą. Nawet fotografie, z których w głównej mierze składa się „Festung Warschau” sprawiają wrażenie dokumentacji cmentarnej. Janicka przedstawia tablice pamiątkowe, kwiaty składane pod pomnikami czy na miejscach poświęconych pamięci nieżyjących. Na zdjęciach widzimy krzyże i kapliczki. Miasto według Janickiej jest miastem umarłych – nie istnieje w sensie żywotności.
Spacerownik Janickiej nie zachęca do niedzielnej przechadzki. Forma oprowadzania zastosowana w „Festung Warschau” zbliża się bardziej do prowadzenia na postronku, do surowego kierowania czytelnika w stronę historycznej, traumatycznej refleksji o minionych dawno śmierciach. Nie jest to też afirmacja przechadzki w stylu XIX-wiecznego flaneuryzmu. W spacerowniku Janickiej nie ma miejsca na przypadkowość spostrzeżeń. To zaplanowana od początku do końca wycieczka po cmentarnym muzeum. Przewodnik po mieście, którego nie ma – to dopiero odejście od geograficznego wymiaru przewodnika!
Elżbieta Janicka: „Festung Warschau. Raport z oblężonego miasta”. Wydawnictwo Krytyki Politycznej, Warszawa 2011.
Zadanie dofinansowane ze środków budżetu Województwa Śląskiego. Zrealizowano przy wsparciu Fundacji Otwarty Kod Kultury. |