NARRACJA W RYTMIE COUNTRY
A
A
A
Stany Zjednoczone to kraj dobrobytu dla programów typu „X-Factor” czy „Mam Talent”. Być może jest to kwestia topografii kraju. Z rozległych nizin, wyżyn, ze wszystkich stanów zgłaszają się ochotnicy, którzy faktycznie mają talent. Jest w czym wybierać, nie brakuje indywidualności do kolejnych edycji.
Podobnie było z Carrie Underwood. Dziewczyna debiutowała w jednym z takich właśnie programów. Jej pierwsza płyta – „Carnival Ride” – okazała się spektakularnym sukcesem. Utrzymana w stylistyce dziewczęcego country zawierała przeważnie chwytliwe kawałki o mocnych i wyrazistych tekstach. Często zabawnie fabularyzowane utwory były pełne humoru sytuacyjnego, co dodawało płycie atrakcyjności. Porównując np. utwory takie jak „Last Name” czy „Songs like this” można było nawet odnieść wrażenie, że mamy tu do czynienia z płytą-opowieścią. Odpowiednio uszeregowane piosenki tworzyły urokliwą historię od imprezowego zakochania do wściekłego zerwania. Typowo nastoletnia fabuła utworów nie przeszkadzała jednak słuchać Carrie Underwood i dorosłym. Jej fenomenalny głos, silny i czysty, oraz świetnie dopracowane aranżacje, to gratka dla każdego melomana muzyki country. Mimo iż widoczny był tam mocny mariaż z popem, nie ujmowało to Carrie niczego. Kolejna płyta nadal utrzymana była w tej samej konwencji, choć wyraźna wcześniej popowość przeszła nieco w stronę dziewczyńskiej ckliwości. „Play On” było już płytą bardziej osobistą niż pierwszy „hicior”. Niepozbawiony jednak mocnych akcentów („Cawboy Cassanova”) drugi album wyraźnie podkreślał dojrzałość artystki, jej ewolucję w kierunku bardziej zaawansowanej formy. Aranżacje były dopracowane w najmniejszym szczególe. Zmieniła się też aparycja wokalistki. Występowała jako odważna i silna kobieta, a nie jako dziewczyna w stylu „america’s sweetheart”.
Wraz z początkiem kwietnia na rynek muzyczny weszła kolejna płyta Carrie – „Blown Away”. Ci, którzy liczyli, że blond piękność po raz kolejny zaserwuje im dziarskie rytmy country, nie rozczarowali się… aż tak bardzo. Płyta jest zupełnie inna niż poprzednie albumy Carrie. Zaskakuje przede wszystkim rozbudowana narracja utworów. Słyszymy w nich już nie osobiste wynurzenia o niespełnionej miłości, złych mężczyznach czy refleksji o stepach Montany. Tym razem Carrie prezentuje nam historie życia zupełnie innych osób. Sygnał takiego odwrotu można było usłyszeć na „Play On” w piosence „Just a Dream” – rewelacyjnie skonstruowanej historii, wzruszającej, choć banalnej. „Just a Dream” opowiada niezwykle obrazowo o młodej wdowie po dzielnym, amerykańskim żołnierzu. Typowy motyw został przez Underwood przetworzony w typowo hollywoodzki wyciskacz łez. W tej właśnie tendencji utrzymana jest cała płyta „Blown Away”. Zamiast jednak potoku wzruszenia album ewokuje zgoła inne emocje: zastanowienie, zaskoczenie, zdziwienie. Czasem irytujemy się wraz z opowiadanym nam ciągiem fabularnym.
„Blown Away” to rewelacyjny album – zwłaszcza na tle poprzednich. Zbliża się mocno do nostalgiczności Boba Dylana, do utworów Kelly Flint, podczas gdy wcześniej Carrie brzmiała niczym blond wersja Shani Twain. Podobny odwrót dokonał się w twórczości Sheryl Crow, kiedy ostatnią płytę, sprzed dwóch lat, wydała w tonacji całkowicie oderwanej od pop-country, mocno osadzając ją w refleksji i nostalgiczności. Jednak takie przejście, w przypadku dojrzałej artystki, jaką jest Crow, dziwi mniej, niż nagły przeskok w epokę dojrzałości młodej ciągle Carrie Underwood. Oby socjologiczna zdolność obserwacji nadal łączyła się z tak poetyckim obrazowaniem! Jeśli „Blown Away” z czystym sumieniem można uznać za rewelacyjną, w myśl tej tendencji zwyżkowej, kolejna płyta Carrie będzie absolutnym diamentem muzyki country.
Sprawia to nie tylko narracja utworów, tak zaskakująca przy pierwszym słuchaniu płyty. Dynamika, niemal filmowość muzyki robi równie spektakularne wrażenie. Utwory, w swojej polifoniczności, są perfekcyjnie zsynchronizowane. Robią wrażenie zamkniętych części, których siła i urok leżą właśnie w skończonym dopracowaniu. Późniejsze tworzenie coverów utworów z „Blown Away” byłoby chyba nie na miejscu.
Podobnie było z Carrie Underwood. Dziewczyna debiutowała w jednym z takich właśnie programów. Jej pierwsza płyta – „Carnival Ride” – okazała się spektakularnym sukcesem. Utrzymana w stylistyce dziewczęcego country zawierała przeważnie chwytliwe kawałki o mocnych i wyrazistych tekstach. Często zabawnie fabularyzowane utwory były pełne humoru sytuacyjnego, co dodawało płycie atrakcyjności. Porównując np. utwory takie jak „Last Name” czy „Songs like this” można było nawet odnieść wrażenie, że mamy tu do czynienia z płytą-opowieścią. Odpowiednio uszeregowane piosenki tworzyły urokliwą historię od imprezowego zakochania do wściekłego zerwania. Typowo nastoletnia fabuła utworów nie przeszkadzała jednak słuchać Carrie Underwood i dorosłym. Jej fenomenalny głos, silny i czysty, oraz świetnie dopracowane aranżacje, to gratka dla każdego melomana muzyki country. Mimo iż widoczny był tam mocny mariaż z popem, nie ujmowało to Carrie niczego. Kolejna płyta nadal utrzymana była w tej samej konwencji, choć wyraźna wcześniej popowość przeszła nieco w stronę dziewczyńskiej ckliwości. „Play On” było już płytą bardziej osobistą niż pierwszy „hicior”. Niepozbawiony jednak mocnych akcentów („Cawboy Cassanova”) drugi album wyraźnie podkreślał dojrzałość artystki, jej ewolucję w kierunku bardziej zaawansowanej formy. Aranżacje były dopracowane w najmniejszym szczególe. Zmieniła się też aparycja wokalistki. Występowała jako odważna i silna kobieta, a nie jako dziewczyna w stylu „america’s sweetheart”.
Wraz z początkiem kwietnia na rynek muzyczny weszła kolejna płyta Carrie – „Blown Away”. Ci, którzy liczyli, że blond piękność po raz kolejny zaserwuje im dziarskie rytmy country, nie rozczarowali się… aż tak bardzo. Płyta jest zupełnie inna niż poprzednie albumy Carrie. Zaskakuje przede wszystkim rozbudowana narracja utworów. Słyszymy w nich już nie osobiste wynurzenia o niespełnionej miłości, złych mężczyznach czy refleksji o stepach Montany. Tym razem Carrie prezentuje nam historie życia zupełnie innych osób. Sygnał takiego odwrotu można było usłyszeć na „Play On” w piosence „Just a Dream” – rewelacyjnie skonstruowanej historii, wzruszającej, choć banalnej. „Just a Dream” opowiada niezwykle obrazowo o młodej wdowie po dzielnym, amerykańskim żołnierzu. Typowy motyw został przez Underwood przetworzony w typowo hollywoodzki wyciskacz łez. W tej właśnie tendencji utrzymana jest cała płyta „Blown Away”. Zamiast jednak potoku wzruszenia album ewokuje zgoła inne emocje: zastanowienie, zaskoczenie, zdziwienie. Czasem irytujemy się wraz z opowiadanym nam ciągiem fabularnym.
„Blown Away” to rewelacyjny album – zwłaszcza na tle poprzednich. Zbliża się mocno do nostalgiczności Boba Dylana, do utworów Kelly Flint, podczas gdy wcześniej Carrie brzmiała niczym blond wersja Shani Twain. Podobny odwrót dokonał się w twórczości Sheryl Crow, kiedy ostatnią płytę, sprzed dwóch lat, wydała w tonacji całkowicie oderwanej od pop-country, mocno osadzając ją w refleksji i nostalgiczności. Jednak takie przejście, w przypadku dojrzałej artystki, jaką jest Crow, dziwi mniej, niż nagły przeskok w epokę dojrzałości młodej ciągle Carrie Underwood. Oby socjologiczna zdolność obserwacji nadal łączyła się z tak poetyckim obrazowaniem! Jeśli „Blown Away” z czystym sumieniem można uznać za rewelacyjną, w myśl tej tendencji zwyżkowej, kolejna płyta Carrie będzie absolutnym diamentem muzyki country.
Sprawia to nie tylko narracja utworów, tak zaskakująca przy pierwszym słuchaniu płyty. Dynamika, niemal filmowość muzyki robi równie spektakularne wrażenie. Utwory, w swojej polifoniczności, są perfekcyjnie zsynchronizowane. Robią wrażenie zamkniętych części, których siła i urok leżą właśnie w skończonym dopracowaniu. Późniejsze tworzenie coverów utworów z „Blown Away” byłoby chyba nie na miejscu.
Carrie Underwood: „Blown Away” [Arista Nashville, 19 Recordings].
Zadanie dofinansowane ze środków budżetu Województwa Śląskiego. Zrealizowano przy wsparciu Fundacji Otwarty Kod Kultury. |