ISSN 2658-1086
Wydanie bieżące

15 lipca 14 (206) / 2012

Anna Duda,

W KRAINIE MIEJSKICH SNÓW

A A A
O „IMPERIUM SNU” JUSTYNY GRUSZCZYK
Pisanie o współczesnej przestrzeni miejskiej jest dziś swego rodzaju studnią bez dna. Dyskurs miejski podsuwa szereg naukowych teorii i metodologicznych narzędzi, za których pomocą staramy się uchwycić wymykającą się nieustannie esencję miasta – skomplikowaną, wielowarstwową, niejednoznaczną jak cała rzeczywistość, w której jesteśmy w całości zanurzeni. Jednocześnie w tym pędzie do znalezienia jasnej i zadowalającej odpowiedzi na pytanie „czym jest miasto?” nierzadko gubimy to, co najbliższe człowiekowi – bezpośrednie odczucia, zmysły i domysły o tym, co kryje się w murach, krawężnikach, zaułkach miasta. Sfera intuicji nie ma poparcia w rzeczowych argumentach, a jednak uczucia towarzyszące naszym osobistym spotkaniom z miastem – często dla nas samych niezrozumiałe – takie jak lęk w samym środku dnia, gdy stoimy na przystanku, czy uśmiech, gdy wracamy nocą przez pusty rynek – odkrywają w nas niepomiernie większe pokłady wiedzy o mieście.

Podobnie jest z sennymi marzeniami. Jak w słynnej akwaforcie Francisco Goi „Gdy rozum śpi, budzą się demony”, odnajdujemy w tej sferze to, co zwykle jest nam niedostępne, czego na co dzień nie dostrzegamy. Jaka zatem jest to wiedza? Można śmiało rzec, że tajemna, intrygująca, zaskakująca, ale przede wszystkim – płynąca gdzieś z głębi doświadczenia, więc stanowiąca doskonałe źródło artystycznego natchnienia.

Projekt Justyny Gruszczyk pt. „Imperium snu” ukazuje właśnie tę potężną władzę, jaką ma nad nami nasza podświadomość. Obecnie artystka realizuje projekt w trzech miastach: Bielsku-Białej, Toruniu i Katowicach. Punktem wyjścia są sny, opowiadane jej przez mieszkańców podczas rozmów, telefonicznie (+ 48 797 732 799) czy przekazywane na adres mailowy (justyna.gruszczyk@gmail.com) lub na autorskiego bloga (http://imperiumsnu.blogspot.com). Artystka nadal chętnie zbiera sny i zachęca do kontaktowania się z nią.

W opowieściach ze snu odkryć można na nowo wizerunki, wydawałoby się, dobrze znanych nam miejsc. Pojawiają się fragmenty historii, mieszanka codziennych i niecodziennych wydarzeń, dziwni ludzie i przygody. W snach miejsca te odgrywane są na nowo, tworzą fantastyczne scenariusze, a jednocześnie zapamiętane i przeżyte przez swych sennych właścicieli w nieświadomości wydają się bardziej realne niż rzeczywistość. Wybrane przez artystkę miejsca stają się jednocześnie przestrzeniami instalacji. Wprowadza do nich odczuwalny, choć nie narzucający się zapach – stworzony wcześniej z pomocą profesjonalnego perfumiarza, Piotra Kempskiego – oraz cicho pobrzmiewający szept czytanych snów.

W niemal wszystkich pracach Justyny Gruszczyk zapach odgrywa bardzo ważną rolę. Wspomnieć można między innymi projekt pt. „Bebok” (2010), w którym postać mitycznego stworzenia, którym niegdyś straszono dzieci, oddana została za pomocą zapachu – ciepłego, puszystego futra, pachnącego piżmem, ziemią i mokrymi liśćmi. W „Ciałach książek” (2011) ożywione zapachem zostały książki w bibliotece przy ul. Dietla 80/82 w Krakowie, gdzie w przypadkowo wybranych książkach artystka umieściła nasycone zapachem zakładki. Przedmioty te są przyjemnym i erotycznym wskazaniem na zupełnie inny cielesny wymiar lektury, aktu czytania, który ma w sobie przecież wiele z aktu cielesnego. Podobną grę z sugestywnością zapachu odnajdziemy też w pracy „Ostatni dzień lata” (2010), gdzie artystka zderza zapach dojrzałych malin i jeżyn z pracą Natalii LL pt. „Sztuka postkonsumpcyjna”. Wyłania się z tych wszystkich prac spójny obraz zapachu jako symbolicznej władzy nad zmysłami. Jest abstrakcyjny, nie widzimy go, nie możemy dotknąć, a jednak działa automatycznie, jest bliski, budzi natychmiastowe uczucia i skojarzenia, które trudno odłożyć na bok.

Działając na zmysły, otwiera się też nowy wymiar przestrzeni – zapach i dźwięk drażnią, pobudzają wyobraźnię, dowartościowują podświadomość. „Imperium snu” właśnie w ten sposób zyskuje symboliczną władzę nad naszym postrzeganiem miasta. Trudno oprzeć się pierwotnym, coraz częściej przytępianym zmysłom. Artystka stawia sobie za cel konfrontację obiektywnej wizji miasta z sennymi marzeniami o mieście.

Katowicka cześć projektu odbywa się w Galerii Sztuki Współczesnej BWA w Katowicach w ramach projektu „Drobnostki” – całorocznych działań obejmujących panele dyskusyjne, instalacje artystyczne, wystawy, akcje miejskie. Celem „Drobnostek” jest promowanie działań artystycznych przekształcających najbliższe otoczenie, nie tylko w formie, ale i w sposobie myślenia, tak, by nieprzyjazne i odstraszające przestrzenie nabrały nowego znaczenia dla swoich użytkowników. Między 16 a 21 lipca katowickie instalacje Justyny Gruszczyk będzie można oglądać w przestrzeniach Antykwariatu Misio, Bellmer Cafe, Dobrej Karmy, Dworca PKS, Galerii Handlowej Skarbek, Galerii Mody Używanej Retro i w linii taksówek Echo-Taxi. 17 lipca o godzinie 18.00 natomiast odbędzie się wernisaż wystawy galeryjnej, w której będzie można posłuchać nagrań snów i odczuć w pełnej intensywności zapach stworzony przez artystkę dla Katowic.

O swoim projekcie opowiedziała nam również sama artystka:

Anna Duda: Część pani projektu „Imperium snu” odbywa się w Katowicach. Jakie pani sama ma wyobrażenia o Katowicach i jakie odczucia po konfrontacji ich z opowieściami mieszkańców?

Justyna Gruszczyk: Wydaje mi się, że Katowice to miasto postrzegane przez osoby z zewnątrz bardzo stereotypowo, dlatego realizacja projektu właśnie tutaj wydawała mi się ciekawa. Sama Katowice dosyć mało znam i mój stosunek do miasta jest raczej ambiwalentny. Niegdyś było to miejsce, gdzie zatrzymywałam się przymusowo, czekając na pociąg. Niedawno jednak na te niezbyt przyjemne chwile zaczęły się nakładać przyjemne wspomnienia, może nawet bardzo przyjemne, więc Katowice to dla mnie taki tygiel, w którym wszystko można znaleźć. Na pewno nigdy nie byłam w mieście w charakterze turysty i po przeczytaniu snów, które do mnie dotarły, wiem, że na pewno muszę wreszcie Katowice zwiedzić.

A.D.: Miejsca szczególnie wyróżnione w Katowicach (i innych miastach też) to lokacje codziennie uczęszczane przez setki ludzi. Czy upatruje pani w tych opowieściach jakiegoś klucza? Co, pani zdaniem, łączy te sny z rzeczywistością?

J.G.: Zbierając te sny, nie założyłam żadnej hipotezy. Chcę stworzyć bibliotekę snów, nie chcę natomiast niczego interpretować, rozstrzygać. Sen to też pewnego rodzaju rzeczywistość, a zbiór snów to zbiór wielu rzeczywistości – imperium, które rozpościera się pod tym miastem, które widzimy na jawie. Wydawało mi się szalenie ważne, żeby pokazać, że to jest, istnieje.

A.D.: W większości pani prac zapach odgrywa kluczową rolę. Jakie zapachy zostaną wykorzystane w przypadku katowickich instalacji? Czy decydują o tym bardziej pani własne odczucia, czy opowieść o tym miejscu?

J.G.: W Katowicach pojawi się zapach, który będzie jednocześnie świeży i przytulny, i będzie miał trochę niebezpiecznej głębi. Pracujemy nad nim z Piotrem już od kilku miesięcy. Ważna jest dla mnie jego powtarzalność – chciałabym, żeby ludzie zaczęli go rozpoznawać, kojarzyć, może nie na poziomie świadomości, ale chciałabym wywołać takie dręczące poczucie, że coś się tu powtarza, jakby tu już byli. Nie kierowałam się zebranymi snami – zapach w snach pojawia się jednak rzadko, u mnie, owszem, czasami jest, niekiedy jest to denerwujące wrażenie, że chcę coś powąchać, ale nie mogę. Chciałam stworzyć coś bardziej uniwersalnego, chociaż właściwie sama natura zapachu wyklucza uniwersalność, bo jest on odbierany przez każdego inaczej. Nasze nosy ciągle nie są jeszcze do końca ucywilizowane, nie mogę przewidzieć, co się pojawi w głowie odbiorcy, dlatego praca z zapachem jest dla mnie taka interesująca.

A.D.: Bardzo ciekawa jest również współpraca z Piotrem Kempskim. W jaki sposób programuje się zapachy? Czy trudno znaleźć sekret zapachu wody czy zwierzęcego zapachu Beboka?

J.G.: Czasami mamy jakieś skojarzenia, a czasami nie – dlatego łatwiej było zrobić zapach wody, a trudniej zapach Beboka – wodę znamy wszyscy, funkcjonuje ona w kulturze zapachowej niosąc określone skojarzenia – pod względem perfumiarskim możemy wyróżnić całą rodzinę zapachów morskich, pod względem bardziej życiowym – zapach chlorowanej wody z basenu czy żelazisty smak gazowanej mineralnej, z której uciekł gaz. Beboka natomiast każdy musiał „zrobić” sobie w głowie sam na podstawie zasłyszanych opowieści.

A.D.: Często „konstruuje” pani zapachy. A co z zapachami zastanymi? W większości pani prac pojawiają się przyjemne lub niejednoznaczne i trudne na początku do zidentyfikowania zapachy.

J.G.: Zapachy zastane stają się elementem moich instalacji. Czasami dochodzi do swoistych wojen między zapachami moimi i zastanymi, jak miało to miejsce w Raciborzu – w klatce schodowej, w której rozpyliłam zapach tropikalnych roślin, ktoś wyrzucił śmieci; te zapachy się ze sobą siłowały. Czasami zapachy zastane są interesujące same w sobie. Raz w Szczecinie zrobiłam taki projekt, który polegał właśnie na odkrywaniu zapachowej mapy miasta – każdy mógł przejść sobie trasę, którą przechodził wcześniej setki razy, ale dzięki zwróceniu uwagi na to, że miasto pachnie, droga stawała się zupełnie inna.

A.D.: Czy są jakieś zapachy, których pani nie lubi?

J.G.: Zapachów, których nie lubię, oprócz ewidentnych smrodów oczywiście, jest bardzo mało – przeważnie są to zapachy kosmetyków, które stały się bardzo popularne, na przykład nie lubię zapachu zielonej herbaty w perfumach. Znacznie więcej jest zapachów, które lubię: stara piwnica, zapach druku, a ostatnio odkryłam zapach poczty, taki jakby zapach soku ze świeżego papieru.

A.D.: Porównuje pani „Imperium snu” do lustra, w którym mogą przejrzeć się sami śniący, i wszyscy, którzy obcują w danej przestrzeni. Jak pani, jako artystka, przegląda się w takich działaniach? Co dla pani wydaje się najcenniejsze w projekcie – dla siebie, dla swojej pracy artystycznej?

J.G.: Dla mnie najbardziej interesujące było, kiedy przyśnił mi się sen o tym, że jestem już w Katowicach i realizuję swój projekt. I jeszcze sen, który dostałam od Miszki, której śniło się, że jest na wystawie w BWA. To znaczy, że projekt, nawet w takim wstępnym stadium, jest w stanie wpłynąć na czyjąś senną rzeczywistość. Że żyje. A tak poza tym, te sny to czasami ciekawa literatura; dostałam takie trzy sny pani Sary, które były naprawdę ciekawymi historiami. To są chyba moje ulubione sny. I są też takie złożone dosłownie ze strzępów informacji, pojedynczych obrazów – te też są dla mnie ważne, bo kiedy się je czyta, ma się to wrażenie braku, niedoboru, tęsknoty za tym, co nie zostało zapamiętane, a przecież na pewno było w tym śnie.

A.D.: Dziękuję za rozmowę.
„Imperium snu”. 16.07. – 21.07.2012, Antykwariat Misio, Bellmer Cafe, Dobra Karma, Dworzec PKS, Galeria Handlowa Skarbek, Galeria Mody Używanej Retro, linia taksówek Echo-Taxi, Katowice.