
MOVIE – YOU’RE DOING IT WRONG
A
A
A
Poprzedni film Quentina Dupieux opowiadał o oponie, która za pomocą myśli wysadzała ludziom głowy. Ta wulkanistyczno-telekinetyczna koncepcja uwodziła radykalizmem wizji, wpędzając w stan zdumienia tak głębokiego, że tylko z rzadka dostrzec można było, iż krwiożerczą oponę powołał do życia scenarzysta i reżyser (w jednej osobie Dupieux) z wielką wyobraźnią, ale bez dorównujących jej umiejętności. „Wrong” nie ma nawet ułamka hipnotyzującej mocy „Opony” (2010); tym razem, mimo starań, wątłej konstrukcji nie zdołano zamaskować fascynującym absurdem.
Dupieux zdecydował się wykreować świat nijak nieprzypominający tego, który przeciętny Kowalski każdego dnia ogląda za oknem – jako pan i władca ekranu wypełnia „Wrong” szeregiem dziwactw wszelakiego typu, niemal każdą minutę filmu podlewając kolejną niezwykłością. Bohater, Dolph Springer (Jack Plotnick), budzi się zatem o godzinie siódmej minut sześćdziesiąt, chodzi do pracy, z której dawno go zwolniono, poznaje dane zakodowane w kale swojego zaginionego psa, w końcu, dzięki poradom dziwaka walczącego o utrzymanie więzi między właścicielami a ich czworonożnymi pupilami, nawiązuje ze zwierzęciem kontakt telepatyczny. Widz odsapnąć nie może ani przez chwilę, film bowiem bez przerwy zalewa go falą mniejszych i większych fabularnych kuriozów. W ten sposób absurd – ta chyba najpiękniejsza i najskuteczniejsza z metod kwestionowania panującego porządku, jakie wynalazła sztuka – sprowadzony został do roli podobnej do tej, jaką w wulgarnych komediach dla nastolatków odgrywają fart jokes: byle więcej, byle mocniej, byle głośniej i, w końcu, byle jak. Absurd w wydaniu Dupieux ulega nadzwyczaj szybkiej banalizacji, powszednieje i traci siłę niedługo po filmowej ekspozycji – gdy początkowe zaciekawienie mija, kolejne wymysły scenarzysty wydają się nie bardziej fascynujące niż codzienny spacer po bułki.
Jedna z pierwszych scen „Wrong” – ta, w której zegar pokazuje, że godzina ma tu minut więcej niż po drugiej stronie ekranu – ustawia świat filmu w poprzek racjonalnych standardów, definiuje go jako zdziwaczały. Pewność tej definicji zaburza jednak postać Springera – bohater „Wrong” z jednej strony wydaje się pełnoprawnym obywatelem absurdalnego świata Dupieux, regularnie uczęszczając do bez przerwy zalewanego wodą biura i obojętnie reagując na niespodziewaną rezurekcję swojego ogrodnika, z drugiej jednak wielu kuriozalnym zdarzeniom dziwi się, jakby obserwował przestrzeń zupełnie sobie obcą. Springer raz po raz ulega rozszczepieniu, w jednej chwili grając według zasad wyznaczonych przez „Wrong”, w drugiej przyglądając się im w bezbrzeżnym zdumieniu. W ten sposób bohater nie staje się ani przedmiotem identyfikacji (bo jednak jest „stamtąd”, a „tam” to zupełne przeciwieństwo „tutaj”), ani pełnoprawnym aktorem odgrywanego na ekranie teatru absurdu (bo z nagła wyskakuje poza nawias, stając się porte parole widza). Dodajmy, że momenty, w których Springer w tępym osłupieniu przypatruje się otaczającym go dziwactwom, przywodzą na myśl pozakadrowy śmiech w sitcomach – podkreślają wydźwięk danej sceny, jakby Dupieux chciał się upewnić, że żadne z kuriozów, które przygotował dla widza, nie umknie jego uwadze.
Pieczołowicie nadziewając swój film kolejnymi cudacznymi pomysłami, Dupieux zapomina, że całość to coś zgoła innego niż tylko suma części, a ułożenie kolejnych scenek obok siebie nie równa się opowiadaniu historii. „Wrong” wydaje się wyłącznie pretekstem do pokazania na ekranie serii nużących gagów, połączonych namiastką fabuły, której reżyser nie potrafi ująć w atrakcyjną narrację. Film Dupieux ciągnie się bowiem niemiłosiernie, pozbawiony tempa i rytmu nie snuje opowieści, która mogłaby zaintrygować widza znudzonego kolejnymi ekscentrycznościami reżysera. Leniwe, tylko z rzadka popychające akcję do przodu dialogi, które scenarzysta włożył w usta postaci, być może w szerszym zamyśle wpisać się miały w nonsensowny kosmos „Wrong”, w praktyce jednak stają się wyłącznie kolejną bakterią rozkładającą filmową dramaturgię. Dedramatyzacja, oczywiście stosowana przez reżysera bardziej niż Dupieux utalentowanego, potrafiącego w kolejne niespiesznie mijające minuty wtłoczyć znaczenie, jest zabiegiem dającym wymierne efekty, jednak odarty z intrygi film Francuza nie reprezentuje sobą nic, oprócz szeregu banałów.
„Wrong” to kino autorskie w najbardziej podstawowym tego terminu znaczeniu – reżyser adaptuje własny scenariusz. Kiedy na ekran zaczynają wsuwać się kończące film napisy, trudno pozbyć się wrażenia, że ostatnie półtorej godziny upłynęłoby przyjemniej, gdyby Dupieux zawierzał swoim kompetencjom w stopniu trochę mniejszym. Z twórczości Francuza wyczytać bowiem można godną podziwu potrzebę rozbijania kinowych struktur i porządków, na owej potrzebie jednak się kończy – umiejętności zrealizowania jej w sposób atrakcyjny dla widza jeszcze Dupieux brakuje.
Dupieux zdecydował się wykreować świat nijak nieprzypominający tego, który przeciętny Kowalski każdego dnia ogląda za oknem – jako pan i władca ekranu wypełnia „Wrong” szeregiem dziwactw wszelakiego typu, niemal każdą minutę filmu podlewając kolejną niezwykłością. Bohater, Dolph Springer (Jack Plotnick), budzi się zatem o godzinie siódmej minut sześćdziesiąt, chodzi do pracy, z której dawno go zwolniono, poznaje dane zakodowane w kale swojego zaginionego psa, w końcu, dzięki poradom dziwaka walczącego o utrzymanie więzi między właścicielami a ich czworonożnymi pupilami, nawiązuje ze zwierzęciem kontakt telepatyczny. Widz odsapnąć nie może ani przez chwilę, film bowiem bez przerwy zalewa go falą mniejszych i większych fabularnych kuriozów. W ten sposób absurd – ta chyba najpiękniejsza i najskuteczniejsza z metod kwestionowania panującego porządku, jakie wynalazła sztuka – sprowadzony został do roli podobnej do tej, jaką w wulgarnych komediach dla nastolatków odgrywają fart jokes: byle więcej, byle mocniej, byle głośniej i, w końcu, byle jak. Absurd w wydaniu Dupieux ulega nadzwyczaj szybkiej banalizacji, powszednieje i traci siłę niedługo po filmowej ekspozycji – gdy początkowe zaciekawienie mija, kolejne wymysły scenarzysty wydają się nie bardziej fascynujące niż codzienny spacer po bułki.
Jedna z pierwszych scen „Wrong” – ta, w której zegar pokazuje, że godzina ma tu minut więcej niż po drugiej stronie ekranu – ustawia świat filmu w poprzek racjonalnych standardów, definiuje go jako zdziwaczały. Pewność tej definicji zaburza jednak postać Springera – bohater „Wrong” z jednej strony wydaje się pełnoprawnym obywatelem absurdalnego świata Dupieux, regularnie uczęszczając do bez przerwy zalewanego wodą biura i obojętnie reagując na niespodziewaną rezurekcję swojego ogrodnika, z drugiej jednak wielu kuriozalnym zdarzeniom dziwi się, jakby obserwował przestrzeń zupełnie sobie obcą. Springer raz po raz ulega rozszczepieniu, w jednej chwili grając według zasad wyznaczonych przez „Wrong”, w drugiej przyglądając się im w bezbrzeżnym zdumieniu. W ten sposób bohater nie staje się ani przedmiotem identyfikacji (bo jednak jest „stamtąd”, a „tam” to zupełne przeciwieństwo „tutaj”), ani pełnoprawnym aktorem odgrywanego na ekranie teatru absurdu (bo z nagła wyskakuje poza nawias, stając się porte parole widza). Dodajmy, że momenty, w których Springer w tępym osłupieniu przypatruje się otaczającym go dziwactwom, przywodzą na myśl pozakadrowy śmiech w sitcomach – podkreślają wydźwięk danej sceny, jakby Dupieux chciał się upewnić, że żadne z kuriozów, które przygotował dla widza, nie umknie jego uwadze.
Pieczołowicie nadziewając swój film kolejnymi cudacznymi pomysłami, Dupieux zapomina, że całość to coś zgoła innego niż tylko suma części, a ułożenie kolejnych scenek obok siebie nie równa się opowiadaniu historii. „Wrong” wydaje się wyłącznie pretekstem do pokazania na ekranie serii nużących gagów, połączonych namiastką fabuły, której reżyser nie potrafi ująć w atrakcyjną narrację. Film Dupieux ciągnie się bowiem niemiłosiernie, pozbawiony tempa i rytmu nie snuje opowieści, która mogłaby zaintrygować widza znudzonego kolejnymi ekscentrycznościami reżysera. Leniwe, tylko z rzadka popychające akcję do przodu dialogi, które scenarzysta włożył w usta postaci, być może w szerszym zamyśle wpisać się miały w nonsensowny kosmos „Wrong”, w praktyce jednak stają się wyłącznie kolejną bakterią rozkładającą filmową dramaturgię. Dedramatyzacja, oczywiście stosowana przez reżysera bardziej niż Dupieux utalentowanego, potrafiącego w kolejne niespiesznie mijające minuty wtłoczyć znaczenie, jest zabiegiem dającym wymierne efekty, jednak odarty z intrygi film Francuza nie reprezentuje sobą nic, oprócz szeregu banałów.
„Wrong” to kino autorskie w najbardziej podstawowym tego terminu znaczeniu – reżyser adaptuje własny scenariusz. Kiedy na ekran zaczynają wsuwać się kończące film napisy, trudno pozbyć się wrażenia, że ostatnie półtorej godziny upłynęłoby przyjemniej, gdyby Dupieux zawierzał swoim kompetencjom w stopniu trochę mniejszym. Z twórczości Francuza wyczytać bowiem można godną podziwu potrzebę rozbijania kinowych struktur i porządków, na owej potrzebie jednak się kończy – umiejętności zrealizowania jej w sposób atrakcyjny dla widza jeszcze Dupieux brakuje.
„Wrong”. Scenariusz i reżyseria: Quentin Dupieux. Obsada: Jack Plotnick, Eric Judor, Alexis Dziena i in. Gatunek: komediodramat. Produkcja: USA 2012, 94 min.
Zadanie dofinansowane ze środków budżetu Województwa Śląskiego. Zrealizowano przy wsparciu Fundacji Otwarty Kod Kultury. |
![]() |
![]() |