ISSN 2658-1086
Wydanie bieżące

15 września 18 (210) / 2012

Marta Pabisiak,

(NIE)WINNY?!

A A A
„Dwunastu gniewnych” orzeka o winie oskarżonego chłopaka. Dwunastu sędziów przysięgłych, gorące powietrze, a w tle blues. Cisza! Nadszedł czas na wyrok…

Popis aktorskiej wirtuozerii
Premiera spektaklu „Dwunastu gniewnych ludzi” w reżyserii Radosława Rychcika odbyła się drugiego marca 2012 roku w Teatrze Nowym w Poznaniu. Sztuka zawdzięcza swój sukces m.in. obsadzie ról − artyści wykazali się perfekcyjną grą aktorską. Bohaterowie stanowią ciekawe kreacje osobowości. Mężczyźni, na pozór tak podobni, okazują się zupełnie różni. Każdy jest przedstawicielem swojego własnego świata, którego skrawek ujawnia. Pisząc o doskonałych aktorach poznańskiego teatru, nie sposób nie wyróżnić Mateusza Ławrynowicza grającego „Ósemkę” – przysięgłego. Właśnie on podaje w wątpliwość orzeczenie o winie oskarżonego chłopaka i w ten sposób rozpoczyna wielki spór. Uwagę zwróciła również postać Mariusza Zaniewskiego wcielającego się w rolę „jąkały”, który pod wpływem emocji przestaje się jąkać. O wszystkich aktorach można stworzyć osobne, bardzo pochlebne passusy, a wszystko to za sprawą ich bezbłędnego wcielenia się w rolę oraz przywiązania wagi do mimiki i wykonywanych gestów.

Zgodna decyzja?
W jednym pokoju zgromadziło się dwunastu sędziów przysięgłych, by wydać jednomyślny wyrok w sprawie chłopaka podejrzanego o ojcobójstwo. Konieczność podjęcia wspólnej i zgodnej decyzji doprowadza ich do szału. Kiedy jeden z nich opowiada się za niewinnością oskarżonego, rozpoczyna się burzliwa dyskusja. Początkowo jako jedyny z dwunastu przyjmuje on takie właśnie stanowisko. Wyrok zapada w rytmie bluesa; wyrok, oczywiście, sprawiedliwy, godny wyroku zapadającego w demokratycznym państwie. Figura wielkiego psa wisi nad głowami przysięgłych. Oni zaś debatują, mechanicznie przemieszczają się po scenie, precyzyjnie, nie potykając się o siebie. Stają przed mikrofonem ubrani w czarne smokingi i białe koszule niczym prawdziwi dżentelmeni.

Jesteśmy różni!
Walka na argumenty odkrywa tożsamość, uwalnia emocje, powoduje, że zaczynamy poznawać bohaterów. Wśród mężczyzn znajdziemy zarówno staruszka, jak i neurotyka trzymającego misia. Każdy z nich, tak jak i pozostali bohaterowie, stanowi oddzielny wątek, osobną historię, która ujawnia się przez wymianę zdań, dyskusje i liczne dygresje. Są różni, tak samo jak odmienne są ich stanowiska wobec sprawy. Nie zabrakło nawet zapalonego kibica, dla którego priorytetem jest mecz piłki nożnej, a nie życie oskarżonego. Oczywiście jest on gotów zgodzić się na każdy wyrok, byle szybko opuścić to duszne pomieszczenie. „Dwunastu gniewnych” nie stanęło przed możliwością, lecz przed koniecznością bycia sędziami przysięgłymi. W USA każdy głosujący obywatel jest zobligowany do tej roli, jeśli zajdzie taka potrzeba. Pokazuje to, że członkowie społeczeństwa mają nie tylko swoje prawa, ale również obowiązki. Poprzez spektakl poznajemy cechy demokracji, w której ludzie decydują o losach oskarżonych, biorąc czynny udział w życiu państwa.

Na wzór filmu
Sztuka narodziła się z inspiracji kinem. „Dwunastu gniewnych ludzi” wyreżyserował Sidney Lumet w 1957 roku. Film został entuzjastycznie przyjęty przez krytyków i widzów, o czym świadczy nominacja do Oscara. W filmie większa część akcji (z wyjątkiem pierwszej i ostatniej sceny) toczy się w jednym, zamkniętym pomieszczeniu. W sztuce mężczyźni także przebywają stale w jednym pokoju. W obu przypadkach przysięgli – pod krawatem, zirytowani, w pośpiechu i zalani potem – decydują o życiu oskarżonego. Jedni skrupulatnie starają się analizować „za i przeciw”, inni nie odczuwają potrzeby głębszego wnikania w sprawę. Nie ma imion − ktoś jest „jedynką”, ktoś inny „trójką” bądź „dziewiątką”. Spektakl jest doskonałym odzwierciedleniem zamysłu reżysera filmu.

Siła argumentu
W niektórych regionach Stanów Zjednoczonych obowiązuje kara śmierci. To właśnie o niej orzekają bohaterowie. Dlatego też bardziej porusza nas zachowanie sędziów przysięgłych, dla których wyrok niekoniecznie ma największe znaczenie. W ich rękach spoczywa ludzkie życie, jednak gotowi są oni podjąć jakąkolwiek decyzję, byleby tylko jak najszybciej mieć „ten kłopot z głowy”. To wątpliwości „Ósemki” ratują chłopaka, przyczyniają się do zmiany decyzji pozostałych. Mężczyźni inscenizują zeznania świadków, żeby sprawdzić wiarygodność wydarzeń. Pieczołowicie analizują każde ich zachowanie, co wydaje się bardzo zabawne – jak chociażby scena przedstawiająca próbę sprawdzenia, czy staruszka była w stanie dobiec do lufcika w drzwiach w określonym czasie. W finałowej scenie każdy z sędziów przedstawia swoją decyzję: winny lub niewinny. Dochodzi wówczas do nawiązania kontaktu z widownią – jeden z mężczyzn w momencie wypowiedzenia swojego osądu obsypuje pyłem siedzącą na widowni publiczność. Głos zza kulis ogłasza, że zapadł wyrok słuszny i prawy.

Dobrze, że jesteś, „Ósemko”
Sytuacja przedstawiona w spektaklu „Dwunastu gniewnych ludzi” nie wydaje się całkowicie obca. Każdego dnia w Stanach Zjednoczonych w taki właśnie sposób zapadają wyroki. Bohaterowie już na początku mieli zamiar osądzić oskarżonego chłopaka; nie widzieli potrzeby dokładnego zbadania sprawy. W tym momencie pojawia się pytanie: co by się stało, gdyby zabrakło „Ósemki”? To oczywiste, że gdyby nie on, mogłoby dojść do skazania niewinnego. Nie tylko w Ameryce, ale i w innych krajach opierających się na tym prawie nie powinno zabraknąć osoby, która miałaby choć niewielką potrzebę zmierzenia się z prawdą. Ludzie dążą do zdobycia fortuny i zrobienia kariery. Wiecznie gdzieś po coś i do kogoś się spieszą, ale wówczas łatwo ominąć i przeoczyć życiową prawdę i wartość. Jeden z sędziów po prostu spieszył się na mecz. Ale czy z tego powodu mamy umierać?
Reginald Rose: „Dwunastu gniewnych ludzi”. Reżyseria: Radosław Rychcik. Scenografia i kostiumy: Anna-Maria Karczmarska. Dramaturgia: Jan Czapliński. Muzyka: Michał Lis. Choreografia: Rafał Urbacki. Premiera: 2 marca 2012 r. w Teatrze Nowym w Poznaniu.