ISSN 2658-1086
Wydanie bieżące

15 września 18 (210) / 2012

Karolina Pawlik,

CHINY BLISKO, BO W LONDYNIE

A A A
Zwracając oczy w stronę Londynu i rozgrywających się tam Igrzysk Olimpijskich, świat śledził z zainteresowaniem między innymi kolejne zaskakujące rekordy chińskich sportowców i pojedynek o pierwsze miejsce w ogólnej klasyfikacji medalowej, który – jak wiemy – ostatecznie rozstrzygnął się na korzyść Stanów Zjednoczonych przewagą 16 medali. Odżyły dyskusje sprzed czterech lat o „fabryce medalistów”, o kontrowersyjnych metodach szkolenia sportowców, o cenie, jaką Chiny, a zwłaszcza Chińczycy, skłonni są płacić za osiąganie wyznaczonych celów. Przede wszystkim jednak odżyły rozmaite lęki i uprzedzenia, od dawna konstytuujące opozycję Chiny – Zachód. Powrócił lęk przed żółtą falą, która może zalać świat. Falą, która zdaniem Stanisława Liguzińskiego kilkakrotnie zmieniała już kolor: na przełomie XIX i XX wieku oznaczała niebezpieczeństwo żółte/orientalne, potem czerwone/komunistyczne, by wreszcie zyskać kolor zielony/finansowy. Nie ma wątpliwości, że we współczesnym świecie trudno śledzić Igrzyska, nie próbując odnosić sukcesów sportowych do ekspansji gospodarczej, geopolitycznego znaczenia czy potęgi wojskowej stojących za nimi krajów. Toteż z tym większą przyjemnością i zainteresowaniem, równolegle do zmagań lekkoatletów, śledziłam rozważania autorów w poświęconym Chinom – nie najnowszym już, ale wartym omówienia – numerze „Krytyki Politycznej”, opatrzonym przewrotnym tytułem „Chiny blisko”.

Z tekstów tych wyłania się niezwykle sugestywny obraz Chin jako żywego organizmu, podlegającego nieustannym przemianom i mierzącego się z wieloma wyzwaniami. W słowie wstępnym czytamy, że chodzi o to, by spróbować „odebrać Chinom ich «chińskość», spojrzeć na współczesność i najnowszą historię tego kraju jak na symptom ogólnych trendów”. Wydaje się, że to się powiodło. Przede wszystkim odebrana zostaje Chinom chińskość, rozumiana powszechnie jako wyłącznie problem praw człowieka i demokracji. Na przekór propagandzie chińskiej władzy, ale i na przekór zachodnim mediom, niejednokrotnie kreującym Chiny na kraj zastygłego reżimu, w tekstach tych Chiny przedstawia się czytelnikowi jako kraj pełen dynamizmu – oraz sprzeczności. Za przejście w ciągu trzydziestu lat od tradycyjnego, rolniczego społeczeństwa do przemysłowego, miejskiego, za zmianę gospodarki planowej na rynkową, za przekształcenie się z „antyimperialistycznego narodu Trzeciego Świata w jednego ze «strategicznych partnerów» imperializmu” – Chiny płacą wysoką cenę i to ona stanowi zasadniczy temat dociekań autorów.

Jeśli jedna strona medalu to imponujący wzrost gospodarczy, czyniący z Chin potęgę handlową i finansową, a także wdrażany z powodzeniem projekt modernizacyjny, zmierzający do poprawienia w stosunkowo krótkim czasie standardu życia ogromnych rzeszy obywateli, drugą stanowi zanieczyszczenie środowiska, zinstytucjonalizowana korupcja, kryzys wynikający ze wzrastających różnic między wsią i miastem, budzące coraz większe niezadowolenie nierówności społeczne i regionalne, fale strajków pracowniczych, skandale dotyczące zanieczyszczonej żywności i katastroficznych w skutkach cięć kosztów, niekorzystna dla gospodarki sytuacja demograficzna, wymuszona polityką jednego dziecka. Grupy społeczne, które migrując do miast i akceptując niskie płace oraz marne warunki życia, współtworzyły wielki sukces Chin, zaczynają upominać się o swoje prawa, stanowiąc zagrożenie dla stabilności systemu.

Problem praw człowieka pojawia się w „KP” tylko momentami, za to w niezwykle ciekawych kontekstach relacji praw politycznych i praw konsumenta, cenzury politycznej i ekonomicznej, a także kompromisów z władzą, na które chętnie chadzają nowobogaccy, zabezpieczając przede wszystkim swoje finansowe interesy. Poruszone zostają także rozmaite wątki kulturowe i etyczne, w tym kwestie tradycji i małżeństwa, problem podwójnej moralności w życiu osobistym i społecznym, tarć między konfucjanizmem i komunizmem, niepokojące statystyki dotyczące samobójstw. Nieco uwagi poświęca się także towarzyszącej tym przemianom sztuce, a więc Ruchowi Nowego Dokumentu (kino zaangażowane w ukazywanie losów jednostek marginalizowanych i żyjących w cieniu sukcesu gospodarczego Chin) oraz wybranym projektom artystycznym Ai Weiweia, w ukryty sposób naśladującym mechanizmy ekonomiczne, stosowane przez chiński rząd. Podsumowując to pobieżne wyliczenie, można by powiedzieć, że z proponowanych czytelnikowi tekstów i wywiadów wyłania się obraz budzącego obawy giganta, który najpewniej przerażać musi także sam siebie – jak bowiem pisze Jakub Bożek: „Chiny naprawdę mogą polec w walce z Chińczykami”.

Uspokajać nieco próbuje Barbara Liberska, przekonując, że „Chinom nie zależy na hegemonii, ale na bezpiecznych, partnerskich stosunkach ze światem. Są pod wieloma względami uzależnieni od otoczenia (…) Podstawową zasadą ich politycznej i społecznej filozofii jest harmonia (…) Chiny nie chcą zrewolucjonizować świata, tylko zabezpieczyć w nim swoje interesy”. Podobnego zdania jest Maciej Gdula, który, odnosząc się do myśli Giovanniego Arrighiego, zwraca uwagę, że „w czasach świetności cesarstwa jego panowanie polegało przede wszystkim na narzucaniu symbolicznego uznania dla Chin jako centrum świata. Kraje zależne, jak Korea, składały cesarstwu hołd i przekazywały dary, ale dalekie to było od systematycznego wyzysku (…) Urządzony przez nich świat może być miejscem, gdzie interes i współpraca, a nie przemoc, będą narzędziami osiągania równowagi”.

Nie o uspokajanie jednak przede wszystkim tu chodzi. Najważniejsze w podążaniu za myślą autorów i śledzeniu przemian Państwa Środka jest z pewnością uświadomienie sobie złożoności procesów, które za tą transformacją stoją, a także rozpoznanie swoistej nieuchronnej wzajemności i wspólnoty w relacjach Chin z resztą świata. Niejednoznacznemu wizerunkowi Chin zostaje przeciwstawiony niejednoznaczny wizerunek Zachodu. Ważne, by umieć dostrzec rozmaite powikłania nie tylko w sferze ekonomii i polityki, ale także wartości. Wiele problemów, z którymi przychodzi mierzyć się Chinom, dotyczy już (wprawdzie na mniejszą skalę) lub w najbliższym czasie będzie dotyczyć także innych krajów. Poszukiwanie miejsc wspólnych może okazać się zatem bardziej perspektywicznym działaniem, niż uleganie przedwczesnym niepokojom czy uprawianie zbyt pochopnej krytyki.

Maciej Gdula pisze, że „Chiny są obecnie bliżej niż kiedykolwiek wcześniej, ale intelektualnie wystarczają nam klisze pozwalające trzymać je na dystans”. Wydaje się, że wybór tekstów „KP” pozwala ten dystans zmniejszyć. Niektóre z nich stanowią zamknięte całości, inne mają raczej charakter sygnałów, krótkich komentarzy dotyczących tego, jak buduje się ten kraj, taki kraj. Zarysowują Chiny wieloaspektowo, w statystykach i indywidualnych historiach, próbując dać wyraz ogromowi przestrzennemu i ludnościowemu. Niewykluczone, że chwilami teksty mogą sprawiać wrażenie nieco hermetycznych, może brakuje czasem objaśnień pewnych nieznanych czytelnikowi kontekstów czy pojęć, ale zostaje to chyba zrekompensowane ich sprawnością, lekkością, inspirującą do dalszych poszukiwań. Warto zauważyć, że teksty wielokrotnie wchodzą ze sobą nawzajem w ciekawy dialog, zarazem jednak nie aspirują do wyczerpania tematu czy przedstawienia jedynego słusznego punktu widzenia. Stanowią wspaniałą, ożywczą lekturę, a za sprawą licznych cytatów i odwołań, zapowiadają jeszcze więcej dobrego czytania. Nawet jeżeli Chin nigdy się nie zrozumie i nie opisze, nie ma wątpliwości, że temu, kto próbuje cierpliwie się z nimi mierzyć, udaje się zawsze przynajmniej zrozumieć choć trochę lepiej świat i samego siebie.
„Chiny blisko”. „Krytyka Polityczna” nr 29 (2011).