Maja Baczyńska, Ignacy Zalewski,
WŁAŚCIWY WYBÓR
A
A
A
Maja Baczyńska: Jakie były Twoje muzyczne początki?
Ignacy Zalewski: Komponować zacząłem jeszcze w podstawówce, dla zabawy. W liceum komponowałem pod kierunkiem prof. Sławomira Czarneckiego w Zespole Szkół Muzycznych na Miodowej. Obecnie studiuję kompozycję na Uniwersytecie Muzycznym Fryderyka Chopina w Warszawie w klasie prof. Marcina Błażewicza.
M.B.: Co uważasz za swój największy dotychczasowy sukces? Czy jest coś, z czego jesteś szczególnie dumny?
I.Z.: Staram się nie myśleć kategoriami odnoszenia lub nie odnoszenia sukcesów jako miary życiowego samozadowolenia i dumy z siebie. Raczej nie jestem dumny z siebie ani ze swoich, powiedzmy, osiągnięć, natomiast robię to, co lubię i to uważam w życiu za najważniejsze.
M.B.: Niedawno otrzymałeś III nagrodę na Międzynarodowym Konkursie Kompozytorskim Krzysztofa Pendereckiego. Opowiedz coś więcej o swoim utworze i emocjach związanych z tak prestiżowym konkursem.
I.Z.: Mój utwór „Poemat” na orkiestrę smyczkową napisałem w czerwcu 2012 roku. Zawiera on (a przynajmniej mam nadzieję, że zawiera) silny ładunek emocjonalny oraz - jak sądzę - pewien urok melodyczny świadomie nawiązujący do młodopolskiej aury. Emocje konkursowe były ogromne, zważywszy na fakt udziału w przedsięwzięciu prof. Krzysztofa Pendereckiego. Uznałbym je jednak za pozytywne i konstruktywne. Chciałbym zwrócić uwagę na znakomitą organizację całego konkursu, fantastyczny poziom artystyczny Radomskiej Orkiestry Kameralnej prowadzonej przez Macieja Żółtowskiego, niebywałą wprost salę koncertową Zespołu Szkół Muzycznych w Radomiu i duże zainteresowanie koncertem finałowym wśród radomskich melomanów. Radom pokazuje, że w Polsce (i to tej niekoniecznie „warszawsko-krakowsko-wrocławskiej”) można z powodzeniem promować muzykę naszych czasów.
M.B.: Ostatnio odbyło się w Warszawie prawykonanie Twojego utworu „Stojąc z daleka”, czy mógłbyś opowiedzieć coś więcej o okolicznościach tego wykonania?
I.Z.: „Stojąc z daleka” napisałem na zamówienie Joanny Malugi, dyrygentki i założycielki chóru Varsoviae Regii Cantores. Utwór rozpisany jest na chór, chór dziecięcy i perkusję, na której grał nieoceniony Leszek Lorent. Chóry (a zwłaszcza cudowne dzieci z chóru dziecięcego przy parafii Ewangelicko-Augsburskiej św. Trójcy w Warszawie) śpiewały znakomicie, dosłownie dały z siebie wszystko, Joanna Maluga znakomicie zinterpretowała i poprowadziła prawykonanie tej kompozycji. Wydarzenie samo w sobie było niesamowite, bo nie tak często się zdarza, by koncert muzyki współczesnej (zatytułowany na dodatek „Święto Muzyki Nowej”!) zgromadził aż osiemset osób.
M.B.: Czym się inspirujesz w swojej twórczości, czego poszukujesz?
I.Z.: Inspiruję się życiem, literaturą, malarstwem, architekturą. W sztuce - niech będzie mi wybaczona ta zuchwałość - poszukuję piękna. Bo dziś mało komu kojarzy się ona z naturalnym pięknem, jako coś, co swoim wyrazem, głębią, formą, jakością wykonania (warsztatem) sprawia przyjemność odbiorcy. Ale przyjemność, rzecz jasna, nie z gatunku „popkulturowych przyjemnostek”, tylko wyrastająca z tej głębiej pojmowanej duchowej satysfakcji, wymagającej od słuchacza również wysiłku intelektualnego.
M.B.: Jakie doświadczenie kompozytorskie było dla Ciebie szczególnie ważne?
I.Z.: Każde doświadczenie kształtuje mnie jako człowieka i kompozytora. Szczególnie cenne z punktu widzenia zawodowego są, jak sądzę, próby z orkiestrą.
M.B.: W jaki sposób pracujesz nad swoimi utworami?
I.Z.: Po prostu siadam i piszę. Oczywiście jest to etap końcowy, bo najpierw dużo na ten temat myślę. Właściwie cały czas rozmyślam o kompozycji, bo - jak powiedziałem wyżej - inspiruje mnie życie i sztuka (która, wbrew pozorom, otacza nas, jeżeli ktoś lubi przyglądać się rzeczywistości), więc myśli na ten temat afektują oczywiście mój proces twórczy. Bardzo owocne bywają przemyślenia w tramwajach, w toalecie, na stadionie, w metrze, przed snem. Dosłownie wszędzie…
M.B.: Jaką muzykę się dziś promuje, a jaką chcesz pisać i… jakiej sam słuchasz?
I.Z.: Pierwsza część pytania już w zasadzie zawiera odpowiedź, bo oczywistym jest, że muzyka poważna nie jest specjalnie promowana. Nie należy jednak załamywać rąk, tylko działać na tym polu, a takie inicjatywy jak radomski konkurs prof. Krzysztofa Pendereckiego, czy koncert „Święto Muzyki Nowej” w Warszawie są najlepszym dowodem na to, że jest to możliwe. Ja osobiście słucham niemal wyłącznie muzyki klasycznej. Ubóstwiam polski renesans i barok, ale też polski romantyzm. Bardzo ważna jest dla mnie twórczość Karola Szymanowskiego i jego słucham szczególnie chętnie. Jestem też wielkim fanem muzyki brytyjskiej, szczególnie tej z XIX i XX wieku.
M.B.: Jakie masz dalsze plany na przyszłość, marzenia…?
I.Z.: Przeczytać wszystkie dzieła Stanisława Lema (jestem dopiero po lekturze kilku). Marzenie mam takie, żebym mógł utrzymać się z komponowania. Dość przyziemne, ale istotne.
M.B.: Życie bez muzyki byłoby…
I.Z.: Nierozsądne.
M.B.: Życie z muzyką jest…
I.Z.: Właściwym wyborem.
M.B.: Dziękuję za rozmowę.
I.Z.: Dziękuję.
Ignacy Zalewski: Komponować zacząłem jeszcze w podstawówce, dla zabawy. W liceum komponowałem pod kierunkiem prof. Sławomira Czarneckiego w Zespole Szkół Muzycznych na Miodowej. Obecnie studiuję kompozycję na Uniwersytecie Muzycznym Fryderyka Chopina w Warszawie w klasie prof. Marcina Błażewicza.
M.B.: Co uważasz za swój największy dotychczasowy sukces? Czy jest coś, z czego jesteś szczególnie dumny?
I.Z.: Staram się nie myśleć kategoriami odnoszenia lub nie odnoszenia sukcesów jako miary życiowego samozadowolenia i dumy z siebie. Raczej nie jestem dumny z siebie ani ze swoich, powiedzmy, osiągnięć, natomiast robię to, co lubię i to uważam w życiu za najważniejsze.
M.B.: Niedawno otrzymałeś III nagrodę na Międzynarodowym Konkursie Kompozytorskim Krzysztofa Pendereckiego. Opowiedz coś więcej o swoim utworze i emocjach związanych z tak prestiżowym konkursem.
I.Z.: Mój utwór „Poemat” na orkiestrę smyczkową napisałem w czerwcu 2012 roku. Zawiera on (a przynajmniej mam nadzieję, że zawiera) silny ładunek emocjonalny oraz - jak sądzę - pewien urok melodyczny świadomie nawiązujący do młodopolskiej aury. Emocje konkursowe były ogromne, zważywszy na fakt udziału w przedsięwzięciu prof. Krzysztofa Pendereckiego. Uznałbym je jednak za pozytywne i konstruktywne. Chciałbym zwrócić uwagę na znakomitą organizację całego konkursu, fantastyczny poziom artystyczny Radomskiej Orkiestry Kameralnej prowadzonej przez Macieja Żółtowskiego, niebywałą wprost salę koncertową Zespołu Szkół Muzycznych w Radomiu i duże zainteresowanie koncertem finałowym wśród radomskich melomanów. Radom pokazuje, że w Polsce (i to tej niekoniecznie „warszawsko-krakowsko-wrocławskiej”) można z powodzeniem promować muzykę naszych czasów.
M.B.: Ostatnio odbyło się w Warszawie prawykonanie Twojego utworu „Stojąc z daleka”, czy mógłbyś opowiedzieć coś więcej o okolicznościach tego wykonania?
I.Z.: „Stojąc z daleka” napisałem na zamówienie Joanny Malugi, dyrygentki i założycielki chóru Varsoviae Regii Cantores. Utwór rozpisany jest na chór, chór dziecięcy i perkusję, na której grał nieoceniony Leszek Lorent. Chóry (a zwłaszcza cudowne dzieci z chóru dziecięcego przy parafii Ewangelicko-Augsburskiej św. Trójcy w Warszawie) śpiewały znakomicie, dosłownie dały z siebie wszystko, Joanna Maluga znakomicie zinterpretowała i poprowadziła prawykonanie tej kompozycji. Wydarzenie samo w sobie było niesamowite, bo nie tak często się zdarza, by koncert muzyki współczesnej (zatytułowany na dodatek „Święto Muzyki Nowej”!) zgromadził aż osiemset osób.
M.B.: Czym się inspirujesz w swojej twórczości, czego poszukujesz?
I.Z.: Inspiruję się życiem, literaturą, malarstwem, architekturą. W sztuce - niech będzie mi wybaczona ta zuchwałość - poszukuję piękna. Bo dziś mało komu kojarzy się ona z naturalnym pięknem, jako coś, co swoim wyrazem, głębią, formą, jakością wykonania (warsztatem) sprawia przyjemność odbiorcy. Ale przyjemność, rzecz jasna, nie z gatunku „popkulturowych przyjemnostek”, tylko wyrastająca z tej głębiej pojmowanej duchowej satysfakcji, wymagającej od słuchacza również wysiłku intelektualnego.
M.B.: Jakie doświadczenie kompozytorskie było dla Ciebie szczególnie ważne?
I.Z.: Każde doświadczenie kształtuje mnie jako człowieka i kompozytora. Szczególnie cenne z punktu widzenia zawodowego są, jak sądzę, próby z orkiestrą.
M.B.: W jaki sposób pracujesz nad swoimi utworami?
I.Z.: Po prostu siadam i piszę. Oczywiście jest to etap końcowy, bo najpierw dużo na ten temat myślę. Właściwie cały czas rozmyślam o kompozycji, bo - jak powiedziałem wyżej - inspiruje mnie życie i sztuka (która, wbrew pozorom, otacza nas, jeżeli ktoś lubi przyglądać się rzeczywistości), więc myśli na ten temat afektują oczywiście mój proces twórczy. Bardzo owocne bywają przemyślenia w tramwajach, w toalecie, na stadionie, w metrze, przed snem. Dosłownie wszędzie…
M.B.: Jaką muzykę się dziś promuje, a jaką chcesz pisać i… jakiej sam słuchasz?
I.Z.: Pierwsza część pytania już w zasadzie zawiera odpowiedź, bo oczywistym jest, że muzyka poważna nie jest specjalnie promowana. Nie należy jednak załamywać rąk, tylko działać na tym polu, a takie inicjatywy jak radomski konkurs prof. Krzysztofa Pendereckiego, czy koncert „Święto Muzyki Nowej” w Warszawie są najlepszym dowodem na to, że jest to możliwe. Ja osobiście słucham niemal wyłącznie muzyki klasycznej. Ubóstwiam polski renesans i barok, ale też polski romantyzm. Bardzo ważna jest dla mnie twórczość Karola Szymanowskiego i jego słucham szczególnie chętnie. Jestem też wielkim fanem muzyki brytyjskiej, szczególnie tej z XIX i XX wieku.
M.B.: Jakie masz dalsze plany na przyszłość, marzenia…?
I.Z.: Przeczytać wszystkie dzieła Stanisława Lema (jestem dopiero po lekturze kilku). Marzenie mam takie, żebym mógł utrzymać się z komponowania. Dość przyziemne, ale istotne.
M.B.: Życie bez muzyki byłoby…
I.Z.: Nierozsądne.
M.B.: Życie z muzyką jest…
I.Z.: Właściwym wyborem.
M.B.: Dziękuję za rozmowę.
I.Z.: Dziękuję.
Fot. Natalia Natsuri Kitamikado.
Zadanie dofinansowane ze środków budżetu Województwa Śląskiego. Zrealizowano przy wsparciu Fundacji Otwarty Kod Kultury. |