OBRAZ WŚRÓD OBRAZÓW
A
A
A
Nowości wydawnicze
Wydawnictwo słowo/obraz terytoria słynie ze swoich tematycznych serii, przysparzających mu stałych fanów, niecierpliwie oczekujących ukazania się kolejnej książki, która znów okaże się „strzałem w dziesiątkę”, jeśli chodzi o ich zainteresowania. Jedną z ostatnich serii jest „Epoka obrazu”, w której ramach ukazały się do tej pory zaledwie cztery pozycje. Po „Obrazie i kulcie” Hansa Beltinga, „Przed obrazem” Georgesʼa Didi-Hubermana oraz „Ustanowieniu obrazu” Victora Stoichity przyszedł czas na kolejne dzieło, które swoją treścią idealnie uzupełnia stworzoną już kolekcję. Chodzi o pracę Jean-Jacquesʼa Wunenburgera, francuskiego filozofa, który wyspecjalizował się w badaniach nad estetyką, wyobraźnią, a przede wszystkim – obrazem. I choć książka ta trafia do rąk polskiego czytelnika po prawie piętnastu latach od jej pierwszego wydania we Francji, tekst ani trochę nie traci na aktualności. Jest wręcz przeciwnie – rozważania Wunenburgera wprost idealnie wpisują się w pewną tendencję współczesnej myśli humanistycznej, która na nowo odkrywa siłę i wartość obrazów, a także znaczenie, jakie odgrywają one w naszym życiu. „Filozofia obrazów”, bo o niej właśnie mowa, to lektura obowiązkowa dla każdego, kto zajmuje się teoretycznym namysłem nad sztuką, abstrahując od dziedziny, której stanowisko przyjmuje.
„Życie umysłowe i kulturalne jest w naszych czasach naznaczone wszechobecnością obrazów, która sprawia, iż mówi się, że żyjemy w «cywilizacji obrazu», przepowiadanej już w latach sześćdziesiątych XX wieku jako koniec ery Gutenberga, a więc pisma i kultury abstrakcyjnej” (s. 5). Takimi słowami rozpoczyna się książka, której każda kolejna strona będzie wprowadzać czytelnika w głąb złożonego i niepoddającego się łatwemu definiowaniu Świata Obrazów. Trudno nie zgodzić się z autorem. Już samo rozejrzenie się po najbliższym otoczeniu – bez względu na to, gdzie aktualnie jesteśmy, czytając ten tekst – sprawi, że doskonale zrozumiemy tezę o wszechobecności obrazów w naszym codziennym życiu. Jak to się jednak stało, że udało im się uzyskać tak wysoką i ważną pozycję? Czy coraz częstsze posługiwanie się przez nas znakami ikonicznymi cofa nas do ery pisma obrazkowego? Na ile możliwe jest, by otaczająca nas ikonosfera wpływała na nasze myślenie, matrycując sposoby wartościowania rzeczywistości? To zaledwie niektóre pytania zaprzątające głowę autora, chcącego filozoficznie rozprawić się z problematyką obrazów.
Warto w tym miejscu zauważyć, iż zdaniem Wunenburgera jego książka nie ma za zadanie odkrywać czegoś nowego – służy ona raczej zebraniu w jednym miejscu całej historii filozoficznej próby zmierzenia się z obrazami. I tak też się dzieje. Teza o tym, iż obraz stanowił jeden z najważniejszych elementów namysłu nad światem w historii filozofii, udowadniana jest od pierwszej do ostatniej strony. Wciąż zarzucani jesteśmy nazwiskami i teoriami kolejnych myślicieli, którzy na swój warsztat brali różne sposoby ujmowania oraz oblicza obrazu. I choć zwrócenie uwagi na ten aspekt rozmyślań filozoficznych jest niewątpliwie podejściem oryginalnym, to już zdecydowany hołd należy się autorowi za obszerne oraz rzetelne ponowne odczytanie poglądów Platona. Z uporem niezaspokojonego badacza przebija się on przez znaną wszystkim opowieść o tym, iż malarze zaledwie kopiują kopie Idei, przez co stają się obnosicielami luster, a dla takich nie ma miejsca w państwie. Takie wytłumaczenie nie jest dla autora książki wystarczające. Z precyzją wykłada zatem Wunenburger pozostałe treści Platońskiej nauki, ukazując w ten sposób, jak wielkie znaczenie dla największego z filozofów miały obrazy i zawarta w nich ontologiczna zasada podobieństwa. Patrząc przez pryzmat tego, co z reguły pamiętamy z nauk starożytnych, poczyniona przez autora relektura myśli Platona staje się cennym wkładem w aktualny stan teorii sztuki.
I choć „obraz chyba nigdzie nie wydaje się tak bliski swego powołania i swej mocy, jak w dziedzinie sztuk, które skupiają w sobie celowe działania stwarzające obrazy” (s. 230), książka traktuje problem w sposób nader interdyscyplinarny. Autor bowiem postanawia nie tylko przyjrzeć się problematyce obrazu malarskiego, ale i próbuje dotrzeć do każdego z możliwych znaczeń owego słowa. Już na początku swojej intelektualnej wędrówki po kolejnych dziedzinach nauki zastrzega, że nie da się mówić o obrazie w liczbie pojedynczej, gdyż w jego przypadku zawsze mamy do czynienia z wielością. Wszak stworzenie czegokolwiek „na obraz” wiąże się z istnieniem pierwowzoru, który tworzy swój własny obraz, oddawany następnie przez obrazującego (należy jeszcze pamiętać o obrazie obrazowanego powstającym w świadomości obrazującego przed samym aktem obrazowania). Tak rozbudowane namnożenie obrazów w jednym zaledwie tworze wydaje się najlepszym dowodem na poparcie tezy, że nigdy nie mamy do czynienia z pojedynczą wersją obrazu.
Przywołana tutaj językowa gra „obrazowania” zwraca uwagę na kolejny ważny problem, zauważony przez autora. Odsłania on bowiem, jak ubogi jest język w zetknięciu się z kwestią nazwania tego, co z zasady swej przynależne jest zmysłom, a nie intelektowi. Prowadzi czytelnika przez meandry swego „fonetycznego śledztwa”, którego celem jest odnalezienie jakiegokolwiek synonimu, nie tracącego jednocześnie na wartości wyrazu. Okazuje się, iż starożytni Grecy dysponowali różnymi słowami na określenie rozmaitych sposobów obrazowania. We współczesnych językach nie istnieją jednak takie różnice znaczeniowe, które pozwoliłyby nam w pełni świadomie używać słów zastępczych. W ten sposób „obraz” zaczyna nabierać niewyobrażalnej wręcz mocy, staje się zaledwie wierzchołkiem góry lodowej znaczeń, jakie można mu przypisywać. Równocześnie jednak staje się zmorą autora i czytelnika, pojawiając się na każdej ze stron kilkanaście, a nawet kilkadziesiąt razy.
Niewątpliwym atutem „Filozofii obrazów” jest skonstruowana przez autora narracja. Tekst podzielony został na trzy części, z których każda jest oddzielnym światem, jednak zebrane razem tworzą niepowtarzalną całość. W części pierwszej, noszącej tytuł „Świat obrazów”, autor oprowadza czytelnika po kolejnych znaczeniach obrazu, by następnie zapoznać go z kolejnymi stanowiskami badawczymi, które mogą okazać się pomocne przy zajmowaniu się tą problematyką. Można przez chwilę poczuć się niczym w gabinecie osobliwości. Przez prawie sto stron przedstawiane nam są kolejne eksponaty. Odnosimy nieodparte wrażenie, że równie dobrze mogłaby to być wielotomowa encyklopedia. Zagłębienie się w każdy z omawianych przez autora aspektów i problemów obrazów wymaga poświęcenia lekturze całkowitej uwagi – wciąż jednak czuć będziemy, iż wszystko to zostało przedstawione zaledwie pobieżnie. Autor oczywiście doskonale zdaje sobie z tego sprawę, jednak do rozstrzygnięcia pozostaje mu zbyt wiele kwestii, by mógł zatrzymać się na dłużej w tym miejscu.
W ten sposób prowadzi nas do części drugiej, jaką jest „Natura obrazów”. To właśnie tutaj omówione zostają wszelkie kwestie dotyczące złożonej ontologii obrazu, zagadnienia mimesis, a także historyczne problemy definicyjne oraz teologiczne (autor dosyć dużo miejsca poświęca problemowi objawiania się boskości w obrazie lub też jej braku, wizerunkowi Boga, a przede wszystkim kwestii ikonoklazmu). Po tej wyczerpującej opowieści, która jednak rodzi więcej pytań, niż daje odpowiedzi, przechodzimy do ostatniej – w mojej skromnej opinii najciekawszej – części, zatytułowanej „Funkcje i wartości obrazu”. To właśnie tutaj pojawiają się pozostałe zagadnienia, które często zaczynały pobrzmiewać już przy omawianiu wcześniejszych problemów, jednak nie było tam na nie miejsca. W tej części autor stara się również podejść krytycznie do kwestii wartości obrazu w dzisiejszym świecie – dzięki temu mamy poczucie, iż trafiliśmy na rzetelnego znawcę tematu, potrafiącego ocenić opisywane przez siebie problemy z chłodnym i profesjonalnym dystansem. Jest to dziś cecha rzadko spotykana, więc tym bardziej zasługuje Wunenburger na uznanie.
W jednej książce nie udaje się wyczerpać filozoficznej problematyki roli obrazów w życiu człowieka, dlatego też dorobek autora zamyka się w wielu wciąż powstających pozycjach dotyczących tego tematu. Warto jednak zauważyć, iż on sam zwraca uwagę, że „ostatecznym celem tego wprowadzenia do filozofii obrazów jest (…) nie tyle wywołanie filozoficznych pytań dotyczących obrazów, ile określenie miejsca obrazów w filozofii” (s. 238). I udaje się to autorowi znakomicie. Choć pozostawia on czytelnika z intelektualnym niedosytem, jest to sytuacja ze wszech miar pozytywna, jako że podjęte rozważania są wyjątkowo inspirujące i przez długi czas nie będą nam dawać spokoju. Rzetelne omówienie problematyki wszechobecności obrazów w otaczającej nas rzeczywistości skłania do refleksji. Możemy mieć pewność, iż słowo „obraz” nigdy już nie będzie dla nas tym samym, czym było przed lekturą książki Wunenburgera. Choć tekst ten ma zaledwie stanowić wprowadzenie do problemu, zagadnienie to okazuje się zbyt ważne, by czytelnik mógł jeszcze przejść obok niego obojętnie. Warto więc zamiast zakończenia oddać głos samemu autorowi, który stwierdza: „Życie, jeżeli nie sprowadza się do walki o przetrwanie, lecz ma na celu spełnienie się człowieczeństwa w każdym człowieku, odwołuje się do obrazów, by znaleźć jakieś ramy istnienia niezwierzęcego, aby wyposażyć go we własne cele, aby obdarzyć go indywidualnymi i zbiorowymi formami kulturowymi, które zdolne są go wynieść do racjonalności i duchowości” (s. 232).
„Życie umysłowe i kulturalne jest w naszych czasach naznaczone wszechobecnością obrazów, która sprawia, iż mówi się, że żyjemy w «cywilizacji obrazu», przepowiadanej już w latach sześćdziesiątych XX wieku jako koniec ery Gutenberga, a więc pisma i kultury abstrakcyjnej” (s. 5). Takimi słowami rozpoczyna się książka, której każda kolejna strona będzie wprowadzać czytelnika w głąb złożonego i niepoddającego się łatwemu definiowaniu Świata Obrazów. Trudno nie zgodzić się z autorem. Już samo rozejrzenie się po najbliższym otoczeniu – bez względu na to, gdzie aktualnie jesteśmy, czytając ten tekst – sprawi, że doskonale zrozumiemy tezę o wszechobecności obrazów w naszym codziennym życiu. Jak to się jednak stało, że udało im się uzyskać tak wysoką i ważną pozycję? Czy coraz częstsze posługiwanie się przez nas znakami ikonicznymi cofa nas do ery pisma obrazkowego? Na ile możliwe jest, by otaczająca nas ikonosfera wpływała na nasze myślenie, matrycując sposoby wartościowania rzeczywistości? To zaledwie niektóre pytania zaprzątające głowę autora, chcącego filozoficznie rozprawić się z problematyką obrazów.
Warto w tym miejscu zauważyć, iż zdaniem Wunenburgera jego książka nie ma za zadanie odkrywać czegoś nowego – służy ona raczej zebraniu w jednym miejscu całej historii filozoficznej próby zmierzenia się z obrazami. I tak też się dzieje. Teza o tym, iż obraz stanowił jeden z najważniejszych elementów namysłu nad światem w historii filozofii, udowadniana jest od pierwszej do ostatniej strony. Wciąż zarzucani jesteśmy nazwiskami i teoriami kolejnych myślicieli, którzy na swój warsztat brali różne sposoby ujmowania oraz oblicza obrazu. I choć zwrócenie uwagi na ten aspekt rozmyślań filozoficznych jest niewątpliwie podejściem oryginalnym, to już zdecydowany hołd należy się autorowi za obszerne oraz rzetelne ponowne odczytanie poglądów Platona. Z uporem niezaspokojonego badacza przebija się on przez znaną wszystkim opowieść o tym, iż malarze zaledwie kopiują kopie Idei, przez co stają się obnosicielami luster, a dla takich nie ma miejsca w państwie. Takie wytłumaczenie nie jest dla autora książki wystarczające. Z precyzją wykłada zatem Wunenburger pozostałe treści Platońskiej nauki, ukazując w ten sposób, jak wielkie znaczenie dla największego z filozofów miały obrazy i zawarta w nich ontologiczna zasada podobieństwa. Patrząc przez pryzmat tego, co z reguły pamiętamy z nauk starożytnych, poczyniona przez autora relektura myśli Platona staje się cennym wkładem w aktualny stan teorii sztuki.
I choć „obraz chyba nigdzie nie wydaje się tak bliski swego powołania i swej mocy, jak w dziedzinie sztuk, które skupiają w sobie celowe działania stwarzające obrazy” (s. 230), książka traktuje problem w sposób nader interdyscyplinarny. Autor bowiem postanawia nie tylko przyjrzeć się problematyce obrazu malarskiego, ale i próbuje dotrzeć do każdego z możliwych znaczeń owego słowa. Już na początku swojej intelektualnej wędrówki po kolejnych dziedzinach nauki zastrzega, że nie da się mówić o obrazie w liczbie pojedynczej, gdyż w jego przypadku zawsze mamy do czynienia z wielością. Wszak stworzenie czegokolwiek „na obraz” wiąże się z istnieniem pierwowzoru, który tworzy swój własny obraz, oddawany następnie przez obrazującego (należy jeszcze pamiętać o obrazie obrazowanego powstającym w świadomości obrazującego przed samym aktem obrazowania). Tak rozbudowane namnożenie obrazów w jednym zaledwie tworze wydaje się najlepszym dowodem na poparcie tezy, że nigdy nie mamy do czynienia z pojedynczą wersją obrazu.
Przywołana tutaj językowa gra „obrazowania” zwraca uwagę na kolejny ważny problem, zauważony przez autora. Odsłania on bowiem, jak ubogi jest język w zetknięciu się z kwestią nazwania tego, co z zasady swej przynależne jest zmysłom, a nie intelektowi. Prowadzi czytelnika przez meandry swego „fonetycznego śledztwa”, którego celem jest odnalezienie jakiegokolwiek synonimu, nie tracącego jednocześnie na wartości wyrazu. Okazuje się, iż starożytni Grecy dysponowali różnymi słowami na określenie rozmaitych sposobów obrazowania. We współczesnych językach nie istnieją jednak takie różnice znaczeniowe, które pozwoliłyby nam w pełni świadomie używać słów zastępczych. W ten sposób „obraz” zaczyna nabierać niewyobrażalnej wręcz mocy, staje się zaledwie wierzchołkiem góry lodowej znaczeń, jakie można mu przypisywać. Równocześnie jednak staje się zmorą autora i czytelnika, pojawiając się na każdej ze stron kilkanaście, a nawet kilkadziesiąt razy.
Niewątpliwym atutem „Filozofii obrazów” jest skonstruowana przez autora narracja. Tekst podzielony został na trzy części, z których każda jest oddzielnym światem, jednak zebrane razem tworzą niepowtarzalną całość. W części pierwszej, noszącej tytuł „Świat obrazów”, autor oprowadza czytelnika po kolejnych znaczeniach obrazu, by następnie zapoznać go z kolejnymi stanowiskami badawczymi, które mogą okazać się pomocne przy zajmowaniu się tą problematyką. Można przez chwilę poczuć się niczym w gabinecie osobliwości. Przez prawie sto stron przedstawiane nam są kolejne eksponaty. Odnosimy nieodparte wrażenie, że równie dobrze mogłaby to być wielotomowa encyklopedia. Zagłębienie się w każdy z omawianych przez autora aspektów i problemów obrazów wymaga poświęcenia lekturze całkowitej uwagi – wciąż jednak czuć będziemy, iż wszystko to zostało przedstawione zaledwie pobieżnie. Autor oczywiście doskonale zdaje sobie z tego sprawę, jednak do rozstrzygnięcia pozostaje mu zbyt wiele kwestii, by mógł zatrzymać się na dłużej w tym miejscu.
W ten sposób prowadzi nas do części drugiej, jaką jest „Natura obrazów”. To właśnie tutaj omówione zostają wszelkie kwestie dotyczące złożonej ontologii obrazu, zagadnienia mimesis, a także historyczne problemy definicyjne oraz teologiczne (autor dosyć dużo miejsca poświęca problemowi objawiania się boskości w obrazie lub też jej braku, wizerunkowi Boga, a przede wszystkim kwestii ikonoklazmu). Po tej wyczerpującej opowieści, która jednak rodzi więcej pytań, niż daje odpowiedzi, przechodzimy do ostatniej – w mojej skromnej opinii najciekawszej – części, zatytułowanej „Funkcje i wartości obrazu”. To właśnie tutaj pojawiają się pozostałe zagadnienia, które często zaczynały pobrzmiewać już przy omawianiu wcześniejszych problemów, jednak nie było tam na nie miejsca. W tej części autor stara się również podejść krytycznie do kwestii wartości obrazu w dzisiejszym świecie – dzięki temu mamy poczucie, iż trafiliśmy na rzetelnego znawcę tematu, potrafiącego ocenić opisywane przez siebie problemy z chłodnym i profesjonalnym dystansem. Jest to dziś cecha rzadko spotykana, więc tym bardziej zasługuje Wunenburger na uznanie.
W jednej książce nie udaje się wyczerpać filozoficznej problematyki roli obrazów w życiu człowieka, dlatego też dorobek autora zamyka się w wielu wciąż powstających pozycjach dotyczących tego tematu. Warto jednak zauważyć, iż on sam zwraca uwagę, że „ostatecznym celem tego wprowadzenia do filozofii obrazów jest (…) nie tyle wywołanie filozoficznych pytań dotyczących obrazów, ile określenie miejsca obrazów w filozofii” (s. 238). I udaje się to autorowi znakomicie. Choć pozostawia on czytelnika z intelektualnym niedosytem, jest to sytuacja ze wszech miar pozytywna, jako że podjęte rozważania są wyjątkowo inspirujące i przez długi czas nie będą nam dawać spokoju. Rzetelne omówienie problematyki wszechobecności obrazów w otaczającej nas rzeczywistości skłania do refleksji. Możemy mieć pewność, iż słowo „obraz” nigdy już nie będzie dla nas tym samym, czym było przed lekturą książki Wunenburgera. Choć tekst ten ma zaledwie stanowić wprowadzenie do problemu, zagadnienie to okazuje się zbyt ważne, by czytelnik mógł jeszcze przejść obok niego obojętnie. Warto więc zamiast zakończenia oddać głos samemu autorowi, który stwierdza: „Życie, jeżeli nie sprowadza się do walki o przetrwanie, lecz ma na celu spełnienie się człowieczeństwa w każdym człowieku, odwołuje się do obrazów, by znaleźć jakieś ramy istnienia niezwierzęcego, aby wyposażyć go we własne cele, aby obdarzyć go indywidualnymi i zbiorowymi formami kulturowymi, które zdolne są go wynieść do racjonalności i duchowości” (s. 232).
Jean-Jacques Wunenburger: „Filozofia obrazów”. Wydawnictwo słowo/obraz terytoria. Gdańsk 2012 [seria: „Epoka obrazu”].
Zadanie dofinansowane ze środków budżetu Województwa Śląskiego. Zrealizowano przy wsparciu Fundacji Otwarty Kod Kultury. |