KOBIETY WŁADCÓW PRL
A
A
A
Kremowo-żółta, miękka okładka ozdobiona zdjęciem Niny Andrycz, będącej jedną z bohaterek tomu, bardzo przypomina szatę graficzną poprzednich książek Sławomira Kopra, ukazujących się nakładem Wydawnictwa Bellona. W porównaniu z nimi, najświeższe dzieło tego poczytnego autora jest jednak znacznie rzadziej ilustrowane zdjęciami, co może wzbudzić niezadowolenie jego stałych czytelników. Sięgając po pozycje biograficzne, pragnie się bowiem wiedzieć, jak wyglądali ludzie, o których się czyta. Wiedza ta okazuje się szczególnie pożądana, gdy treść pracy w znacznej mierze dotyczy prywatnego i erotycznego życia bohaterów, jak to ma miejsce w przypadku książek autora „Kobiet władzy PRL”.
Treść publikacji, a także jej swobodny, miejscami potoczny język, typowy dla Sławomira Kopra, nie rozczarują jednak jego wiernych fanów. Okrutne fakty historyczne, opisy stalinowskich czystek i powojennych represji, na które narażeni byli nie tylko dawni członkowie Armii Krajowej, ale również niektórzy przedstawiciele Partii, zostają osłodzone zabawnymi anegdotkami czy ploteczkami o tych pewnych, i o tych jedynie domniemywanych, romansach artystów oraz polityków. Krytycznego czytelnika niezmienna konwencja stosowana w kolejnych pracach autora może jednak zacząć nudzić, zwłaszcza, że niektóre rozdziały, na przykład dotyczące Zofii Nałkowskiej, Marii Dąbrowskiej czy państwa Iwaszkiewiczów zostały niemalże (sic!) żywcem przepisane z „Życia prywatnego elit artystycznych Drugiej Rzeczypospolitej” oraz „Wpływowych kobiet Drugiej Rzeczypospolitej”.
Również tytuł książki wydaje się nietrafiony, gdyż – jak zauważa sam autor – w świecie polityki krajów bloku wschodniego brakowało pań. Stanowił on „komunistyczny męski klub” (s. 16), w którym „praktycznie aż do czasów Michaiła Gorbaczowa dla małżonki polityka nie było miejsca. Właściwie nikt nie wiedział, jak wygląda żona Breżniewa (dopóki nie pojawiła się na jego pogrzebie), gdyż nigdy nie występowała publicznie. (…) Małżonki działaczy nie mogły zajmować się działalnością charytatywną, albowiem w przodującym ustroju nie mogło być biednych i potrzebujących. Nie istniały wolne wybory, zatem niepotrzebny był ich udział w kampaniach wyborczych. Żon partyjnych liderów brakowało podczas oficjalnych uroczystości, nie towarzyszyły również mężom w zagranicznych podróżach” (s. 16-17). Sławomir Koper, powołując się na przykład Nadieżdży Krupskiej oraz Róży Luksemburg, zauważa, że sowiecka kobieta mogła być wprawdzie działaczką, jednak nie dostrzega, jak rzadko panie pełniły funkcje kierownicze. Kobieta nigdy nie została pierwszą sekretarz Partii, zwykle mogła liczyć jedynie na stanowisko sekretarki.
Wśród bohaterek najnowszej pracy Sławomira Kopra na miano kobiet władzy PRL zasługują jedynie Wanda Wasilewska oraz Julia Brystygier, zwana Luną. Autor skupia się zarówno na nienasyconej seksualności obu działaczek, jak też na ich ślepej miłości do Partii i wynikającym z niej okrucieństwie. Rozbawienie czytelników może wywołać wulgarna anegdota, zaczerpnięta ze wspomnień Włodzimierza Sokorskiego: „Stalin też mnie pytał: »Włodek, ty Wandu jebał?«. Odpowiedziałem zgodnie z prawdą: »Niet. Ona dla mnie sliszkom balszaja«. Na to Stalin: »Ja toże niet, nu ja mog sobie na eto pozwolić. No Berman jebał, Woroszyłow jebał, Mołotow jebał«” (s. 59). Natomiast opowieści o sadystycznym traktowaniu młodych więźniów przez przysłuchującą ich Julię Brystygier szokują i przerażają: „Maltretowany przez Lunę Szafarzyński stanowił widok przerażający – opisywał Tomasz Grotowicz – Jądra miał na wysokości kolan. Brystygierowa wsadzała mu przyrodzenie do szuflady i następnie zatrzaskiwała, a także bez opamiętania biła więźnia. Szafarzyński wkrótce zmarł wskutek ogólnego wycieńczenia” (s. 217).
Rozdziały mówiące o partnerkach Bolesława Bieruta, Władysława Gomółki, Edwarda Gierka, Józefa Cyrankiewicza czy Mieczysława Rakowskiego powinny znaleźć się raczej w książce noszącej tytuł „Władcy PRL i ich kobiety”, nie zaś „Kobiety władzy PRL”. Trzon opowieści Sławomira Kopra stanowią bowiem w równej mierze kolejni sekretarze Partii i ich posunięcia polityczne, co relacje małżeńskie. Ponadto zazwyczaj partnerki działaczy nie wpływały na ich decyzje służbowe, jak miała w zwyczaju Stanisława Gierkowa, której mąż „podobno od żony bardziej bał się tylko Leonida Breżniewa” (s. 306). Mimo braku adekwatności tytułu pracy do jej treści, narracja autora okazuje się, jak zawsze, lekka i barwnie maluje krajobraz epoki ze szczególnym uwzględnieniem pieprznych anegdotek oraz skandali. Opisy przepychu, w jakim żyli partyjni działacze, zadziwiają i bulwersują, biorąc pod uwagę propagowaną przez nich ideologię równości społecznej. Bolesław Bierut wprawdzie nie posiadał na własność, lecz za to miał do wyłącznej dyspozycji aż dziesięć siedzib: „Belweder, willa przy ulicy Klonowej w Warszawie, rezydencje w Konstancinie, Natolinie, Sopocie, Juracie, Międzywodziu, Krynicy, Karpaczu i Łańsku” (s. 197). Oczywiście, wszystkie te obiekty zostały luksusowo wyposażone i obsługiwały je zastępy służby. Zwłaszcza ośrodek w Łańsku, do którego zjeżdżali wszyscy partyjni działacze, charakteryzował ogromny przepych.
O ile Nina Andrycz, Wanda Wiłkomirska oraz Elżbieta Kępińska zostały bohaterkami publikacji Sławomira Kopra nie tylko ze względu na sukcesy artystyczne, ale również małżeństwa z politykami, to obecność Anny Iwaszkiewicz, Zofii Nałkowskiej czy Marii Dąbrowskiej w „Kobietach władzy PRL” wydaje się mocno dyskusyjna, nie wspominając już o tym, że poświęcone im rozdziały w znacznej mierze powielają treści zamieszczone we wcześniejszych pracach autora. Pierwszą z pań trudno nazwać żoną polityka, gdyż Jarosław Iwaszkiewicz był w sejmie jedynie figurantem, podobnie zresztą, jak Zofia Nałkowska. Natomiast Maria Dąbrowska w ogóle nie zajmowała się polityką, zaś jej poparcie dla władz – niezbędne, by mogła publikować – ograniczało się do obecności na organizowanych przez Partię imprezach kulturalnych. Fragmenty książki poświęcone tym trzem postaciom powinny znaleźć się raczej w nienapisanej dotąd pozycji, jaka mogłaby nosić tytuł „Trudne relacje pisarek z mężczyznami, kobietami oraz władzą PRL”.
Mimo, że treść najnowszej publikacji Sławomira Kopra nie do końca pasuje do jej tytułu, jest ona na pewno interesująca. Nawet czytelnik znużony plotkarską konwencją prac tego autora może z „Kobiet władzy PRL” wiele się dowiedzieć na temat ówczesnych polityków i artystów, poznać warunki ich życia oraz motywacje, jakimi się kierowali, podejmując decyzje, które z dzisiejszej perspektywy wydają się niemoralne.
Treść publikacji, a także jej swobodny, miejscami potoczny język, typowy dla Sławomira Kopra, nie rozczarują jednak jego wiernych fanów. Okrutne fakty historyczne, opisy stalinowskich czystek i powojennych represji, na które narażeni byli nie tylko dawni członkowie Armii Krajowej, ale również niektórzy przedstawiciele Partii, zostają osłodzone zabawnymi anegdotkami czy ploteczkami o tych pewnych, i o tych jedynie domniemywanych, romansach artystów oraz polityków. Krytycznego czytelnika niezmienna konwencja stosowana w kolejnych pracach autora może jednak zacząć nudzić, zwłaszcza, że niektóre rozdziały, na przykład dotyczące Zofii Nałkowskiej, Marii Dąbrowskiej czy państwa Iwaszkiewiczów zostały niemalże (sic!) żywcem przepisane z „Życia prywatnego elit artystycznych Drugiej Rzeczypospolitej” oraz „Wpływowych kobiet Drugiej Rzeczypospolitej”.
Również tytuł książki wydaje się nietrafiony, gdyż – jak zauważa sam autor – w świecie polityki krajów bloku wschodniego brakowało pań. Stanowił on „komunistyczny męski klub” (s. 16), w którym „praktycznie aż do czasów Michaiła Gorbaczowa dla małżonki polityka nie było miejsca. Właściwie nikt nie wiedział, jak wygląda żona Breżniewa (dopóki nie pojawiła się na jego pogrzebie), gdyż nigdy nie występowała publicznie. (…) Małżonki działaczy nie mogły zajmować się działalnością charytatywną, albowiem w przodującym ustroju nie mogło być biednych i potrzebujących. Nie istniały wolne wybory, zatem niepotrzebny był ich udział w kampaniach wyborczych. Żon partyjnych liderów brakowało podczas oficjalnych uroczystości, nie towarzyszyły również mężom w zagranicznych podróżach” (s. 16-17). Sławomir Koper, powołując się na przykład Nadieżdży Krupskiej oraz Róży Luksemburg, zauważa, że sowiecka kobieta mogła być wprawdzie działaczką, jednak nie dostrzega, jak rzadko panie pełniły funkcje kierownicze. Kobieta nigdy nie została pierwszą sekretarz Partii, zwykle mogła liczyć jedynie na stanowisko sekretarki.
Wśród bohaterek najnowszej pracy Sławomira Kopra na miano kobiet władzy PRL zasługują jedynie Wanda Wasilewska oraz Julia Brystygier, zwana Luną. Autor skupia się zarówno na nienasyconej seksualności obu działaczek, jak też na ich ślepej miłości do Partii i wynikającym z niej okrucieństwie. Rozbawienie czytelników może wywołać wulgarna anegdota, zaczerpnięta ze wspomnień Włodzimierza Sokorskiego: „Stalin też mnie pytał: »Włodek, ty Wandu jebał?«. Odpowiedziałem zgodnie z prawdą: »Niet. Ona dla mnie sliszkom balszaja«. Na to Stalin: »Ja toże niet, nu ja mog sobie na eto pozwolić. No Berman jebał, Woroszyłow jebał, Mołotow jebał«” (s. 59). Natomiast opowieści o sadystycznym traktowaniu młodych więźniów przez przysłuchującą ich Julię Brystygier szokują i przerażają: „Maltretowany przez Lunę Szafarzyński stanowił widok przerażający – opisywał Tomasz Grotowicz – Jądra miał na wysokości kolan. Brystygierowa wsadzała mu przyrodzenie do szuflady i następnie zatrzaskiwała, a także bez opamiętania biła więźnia. Szafarzyński wkrótce zmarł wskutek ogólnego wycieńczenia” (s. 217).
Rozdziały mówiące o partnerkach Bolesława Bieruta, Władysława Gomółki, Edwarda Gierka, Józefa Cyrankiewicza czy Mieczysława Rakowskiego powinny znaleźć się raczej w książce noszącej tytuł „Władcy PRL i ich kobiety”, nie zaś „Kobiety władzy PRL”. Trzon opowieści Sławomira Kopra stanowią bowiem w równej mierze kolejni sekretarze Partii i ich posunięcia polityczne, co relacje małżeńskie. Ponadto zazwyczaj partnerki działaczy nie wpływały na ich decyzje służbowe, jak miała w zwyczaju Stanisława Gierkowa, której mąż „podobno od żony bardziej bał się tylko Leonida Breżniewa” (s. 306). Mimo braku adekwatności tytułu pracy do jej treści, narracja autora okazuje się, jak zawsze, lekka i barwnie maluje krajobraz epoki ze szczególnym uwzględnieniem pieprznych anegdotek oraz skandali. Opisy przepychu, w jakim żyli partyjni działacze, zadziwiają i bulwersują, biorąc pod uwagę propagowaną przez nich ideologię równości społecznej. Bolesław Bierut wprawdzie nie posiadał na własność, lecz za to miał do wyłącznej dyspozycji aż dziesięć siedzib: „Belweder, willa przy ulicy Klonowej w Warszawie, rezydencje w Konstancinie, Natolinie, Sopocie, Juracie, Międzywodziu, Krynicy, Karpaczu i Łańsku” (s. 197). Oczywiście, wszystkie te obiekty zostały luksusowo wyposażone i obsługiwały je zastępy służby. Zwłaszcza ośrodek w Łańsku, do którego zjeżdżali wszyscy partyjni działacze, charakteryzował ogromny przepych.
O ile Nina Andrycz, Wanda Wiłkomirska oraz Elżbieta Kępińska zostały bohaterkami publikacji Sławomira Kopra nie tylko ze względu na sukcesy artystyczne, ale również małżeństwa z politykami, to obecność Anny Iwaszkiewicz, Zofii Nałkowskiej czy Marii Dąbrowskiej w „Kobietach władzy PRL” wydaje się mocno dyskusyjna, nie wspominając już o tym, że poświęcone im rozdziały w znacznej mierze powielają treści zamieszczone we wcześniejszych pracach autora. Pierwszą z pań trudno nazwać żoną polityka, gdyż Jarosław Iwaszkiewicz był w sejmie jedynie figurantem, podobnie zresztą, jak Zofia Nałkowska. Natomiast Maria Dąbrowska w ogóle nie zajmowała się polityką, zaś jej poparcie dla władz – niezbędne, by mogła publikować – ograniczało się do obecności na organizowanych przez Partię imprezach kulturalnych. Fragmenty książki poświęcone tym trzem postaciom powinny znaleźć się raczej w nienapisanej dotąd pozycji, jaka mogłaby nosić tytuł „Trudne relacje pisarek z mężczyznami, kobietami oraz władzą PRL”.
Mimo, że treść najnowszej publikacji Sławomira Kopra nie do końca pasuje do jej tytułu, jest ona na pewno interesująca. Nawet czytelnik znużony plotkarską konwencją prac tego autora może z „Kobiet władzy PRL” wiele się dowiedzieć na temat ówczesnych polityków i artystów, poznać warunki ich życia oraz motywacje, jakimi się kierowali, podejmując decyzje, które z dzisiejszej perspektywy wydają się niemoralne.
Sławomir Koper: „Kobiety władzy PRL”. Wydawnictwo Czerwone i Czarne, Warszawa 2012.
Zadanie dofinansowane ze środków budżetu Województwa Śląskiego. Zrealizowano przy wsparciu Fundacji Otwarty Kod Kultury. |